Uciekłam z transportu do Auschwitz. Uratowali mnie Polacy
Ten tekst jest fragmentem książki „Relacje o pomocy udzielanej Żydom przez Polaków w latach 1939–1945. Tom 7: Trzecia Rzesza i ziemie polskie do niej wcielone” w oprac. Sebastiana Piątkowskiego.
B.d. i m. Oświadczenia Adeli Leneman i Andrew Lissaka na temat pomocy udzielonej im i Stelli Kipman przez Wacławę, Józefa i Janusza Latosów w Sosnowcu, tegoż powiatu, rejencja katowicka
Poświadczenie dla Wacławy Latos od Adeli Leneman z d. Mamlok, ur. 27 października 1911 r. w Sosnowcu, obecnie zamieszkałej w Bedford [...]
Jestem wdową, obecnie na emeryturze. W czasie wojny przez jakiś czas mieszkałam w Warszawie w getcie warszawskim, następnie w Sosnowcu w getcie na Środuli, a potem w Spittal an der Drau – Austria.
Wacława Latos pracowała jako majster w fabryce mego ojca w Sosnowcu, przy ul. Piłsudskiego 98. Rozpoczęła tam pracę w wieku czternastu lat, zaraz po ukończeniu szkoły i nasza znajomość datuje się od tego właśnie momentu. Kiedy wybuchła wojna i życie Żydów stało się udręką, pomagała całej mojej rodzinie jak tylko mogła.
Z naszej rodziny z wyjątkiem brata, który przebywał wówczas w Związku Radzieckim i jednej z sióstr, która zdołała wyjechać do Szwajcarii, tylko mnie udało się przeżyć likwidację getta na Środuli w sierpniu 1943 r. Mąż mój wypchnął mnie z transportu zdążającego do Oświęcimia. Jemu samemu nie udało się uciec.
Natychmiast po tym pobiegłam w boczną uliczkę, zerwałam żółtą gwiazdę z napisem „Żyd” i udałam się wprost na ul. Wiejską do domu Wacławy Latos. Nie znałam nikogo innego, do kogo mogłabym udać się w tej sytuacji. Posiadałam jedynie pierścionek z diamentem i fałszywy dowód osobisty na nazwisko Adeli Cesarz.
Wacława przyjęła mnie bez wahania, bez względu na niebezpieczeństwo, które groziło jej samej i jej rodzinie. Ona, jej mąż Józef i syn Janusz, który miał wówczas 12 lat, przechowywali mnie i opiekowali się mną przez okres około ośmiu miesięcy, a także umożliwili mi opuszczenie Sosnowca. Ich mieszkanie składało się z kuchni, jednego pokoju, który służył i za sypialnię, i za pokój stołowy. Brak było zarówno łazienki, jak i toalety. Bardzo ważne było, aby pobyt mój pozostał w całkowitej tajemnicy.
Wówczas często docierały do nas wieści o przypadkach denuncjacji rodzin żydowskich, ukrywających się na strychach, w magazynach itp. Kiedy przychodzili do Latosów sąsiedzi lub znajomi, ja chowałam się do szafy, która stała w pokoju i w której specjalnie na tę okazję przygotowana była poduszka i syrop na kaszel. Zarówno Wacława, jak i Józef, wychodzili codziennie do pracy. Janusz chodził do szkoły. Chłopiec wykazywał duże zrozumienie sytuacji i odpowiedzialność, a także przytomność umysłu. Zawsze wiedział jak należy się zachować, aby nie dać nikomu okazji do podejrzeń, że ja ukrywam się w mieszkaniu. Kiedy tylko ktoś zapukał do drzwi, Janusz przytrzymywał go przy wejściu, aby mi dać czas na ukrycie się.
W miarę dowiadywania się o coraz to nowych przypadkach odnajdywania i deportowania ukrywających się Żydów zdecydowaliśmy, że bezpieczniej będzie, jeśli wyjadę na okres kilku tygodni. Wacława i Józef zawieźli mnie do wioski na Śląsku koło Jeleśni i pomogli mi znaleźć pokój w domu pewnej wiejskiej rodziny. Odwiedzali mnie co tydzień i przywozili żywność, której nie byłam w stanie nabyć sama, nie posiadając kartek żywnościowych. Przebywałam tam do grudnia. Kiedy wróciłam na ulicę ul. Wiejską, sytuacja była w miarę spokojna. W ciągu następnych kilku miesięcy nie wydarzyło się nic nowego. Latosowie pomagali także mojej kuzynce Stelli Kipman. Ukrywała się ona w innej części miasta. Józef robił jej zakupy. Pewnego dnia 1944 r. Józef zastał drzwi do jej kryjówki zamknięte i zaryglowane. Mogło to oznaczać, że Stella została zabrana. Policja mogła śledzić Józefa i w ten sposób z łatwością trafić na mój ślad, w zawiązku z tym postanowiłam natychmiast opuścić ich mieszkanie.
Następne 3 tygodnie spędziłam częściowo w domu znajomej Latosów, a częściowo w pewnej niemieckiej rodzinie, która ukrywała także żydowską dziewczynę. W międzyczasie Józef czynił starania o umożliwienie mi wyjazdu do Austrii, Miałam możność uzyskania pracy w szkółce ogrodniczej w Karyntii. Józef nawiązał kontakt ze znajomym urzędnikiem z Niemieckiego Biura Pracy (Arbeitsamt), który zgodził się wydać zaświadczenie dla Adeli Cesarz, jakoby powracała ona do swojego miejsca pracy w Spittal an der Drau. Wkrótce podążałam już do Austrii. Z Latosami zobaczyłam się dopiero po wojnie. Ze sprzedaży pierścionka z diamentem miałam dosyć pieniędzy, aby pokryć koszty utrzymania i inne wydatki związane z moim pobytem u Latosów. Oprócz tego żadnych innych pieniędzy ode mnie nie otrzymali. Józef Latos zmarł ok. 12 lat temu, Janusz Latos mieszka w Katowicach razem ze swoją matką. Stella Kipman przeżyła i mieszka teraz w Montrealu w Kanadzie.
***
Zeznanie Andrzeja Lissaka, syna Zofii z d. Mamlok
Latem 1942 r. moi rodzice i ja przetrzymywani [byliśmy] przez Niemców w obozie we Freisztad10. Miałem wówczas 8 lat. Obóz był otoczony drutem kolczastym z wieżami obserwacyjnymi, w których dniem i nocą przebywali uzbrojeni strażnicy. Widziałem małego, uciekającego chłopca, który został zastrzelony w trakcie przechodzenia przez ogrodzenie.
W obozie brakowało jedzenia i dzienna racja składała się z kromki chleba i kawy rano i jednego posiłku z gotowanych warzyw. Będący na takiej diecie dorośli całymi dniami pracowali przy układaniu podkładów kolejowych.
Pamiętam wyraźnie, jak pewnego dnia zobaczyłem panią Latos idącą przez otwarte pole. Zbliżała się do ogrodzenia, za którym stałem. Następnie podała mi paczkę żywnościową. Strażnicy widzieli ją, ale pozwolili jej spokojnie odejść. Trudno opisać, co wtedy czuliśmy. Otrzymana żywność była wspaniała.
Andrew Lissak