Tragedia i ból Afganu?

opublikowano: 2007-04-25, 16:00
wolna licencja
W grudniowym numerze „Histmag.org” w dziale kulturalnym pojawiła się recenzja filmu fabularnego poświęconego rosyjskiej interwencji w Afganistanie Wtedy patrzyliśmy na ten obraz oczami szarego widza. Teraz spróbujmy zastanowić się nad kwestią jego realizmu.
reklama

19 marca 2007 roku ukazała się na DVD 9 kompania. Rosyjskie filmy tak samo dobrze prezentują się w zaciszu domowym, jak i na dużym ekranie. Jest to więc dobry czas, by poddać osądowi film Bondarczuka juniora. Będzie to również spojrzenie Polaka na radziecki Wietnam w Afganistanie.

9 kompania została nakręcona z dużym rozmachem, podobnie jak Cyrulik syberyjski Nikity Michałkowa. Dzięki znakomitym efektom specjalnym sceny batalistyczne zaskakują realizmem —miłośnikom kina akcji sprawią dużą radość. Film ten został nakręcony na swego rodzaju zamówienie, dla Rosjan tęskniących za dawną wielkością Matuszki Rosiji, czyli „ku pokrzepieniu serc”.

Plakat filmu

Problem zaczyna się jednak, gdy widz, taki jak ja, zastanawia się, czy Fiodor Bondarczuk w miarę obiektywnie opowiedział historię życia żołnierzy Armii Radzieckiej wysłanych do dalekiego, pachnącego egzotyką, a jednocześnie przerażającego Afganistanu. Otóż nie. Nieścisłości zaczynają się już wówczas, gdy bohaterowie przekraczają bramę schludnych koszar. Przyjmujący ich żołnierze są grzeczni i wybaczają rekrutom wybryki: pobicie fryzjera i picie wódki.

Tak się składa, że w niewielkim stopniu miałem okazję poznać koszmar wojny i codzienność walczących w Afganistanie Rosjan. Jakiś czas temu, jeszcze przed nakręceniem 9 kompanii, obejrzałem wystawy w Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w Kijowie. Pierwsza z nich nosiła tytuł Na cudzych wojnach i dotyczyła historii interwencji Armii Radzieckiej od Hiszpanii po Afganistan. Drugą, Tragedia i ból Afganu, zadedykowano Ukraińcom oraz Białorusinom walczącym w tym urzekająco dzikim kraju. Ekspozycja, stworzona z niezwykłym pietyzmem, stanowiła wymowne świadectwo przywołujące dziwny przerażający klimat tamtego okresu. O dziwo, ekspozycja ta została przygotowana w podobnej konwencji jak 9 kompania, czyli od unitarki po dziki Afganistan. Wymownym świadectwem koszarowego życia były pełne lęku listy zwykłych szeregowych żołnierzy. Skarżyli się na warunki w koszarach i tak jak bohaterowie 9 kompanii bali się o swą przyszłość — koszary to nie przedszkole, a armia nie jest szkółką niedzielną.

reklama

Jednak warunki koszarowe przedstawione w 9 kompanii są nierealne. Przede wszystkim Fiodor Bondarczuk nie pokazał graniczącego z okrucieństwem rygoru, jaki panował wówczas w Armii Radzieckiej, braku poszanowania dla życia szeregowego żołnierza. Miał przecież dobry wzorzec w postaci książek Wiktora Suworowa czy doświadczeń ludzi z ekipy filmowej, którzy zetknęli się z trudną codziennością w radzieckiej armii. Monotonię życia koszarowego przerywają obrazy z ćwiczeń, bójki, tęsknota za kobietami i twardy chorąży Dygało tęskniący za zapachem prochu na polu walki, który na koniec okazuje się całkiem miłym mięśniakiem z uczuciami. Tą pierwszą część widowiska reżyser potraktował według mnie po macoszemu.

Polska strona internetowa filmu

Druga część filmu jest przede wszystkim pokazem walki, areną, na której spotykają się żelazo, ogień, krew, łzy i niepewność jutra. Czegoś jednak w tej adaptacji frontowego życia zabrakło. Żołnierze na froncie otrzymywali korespondencję od swoich bliskich. Przypomniały mi się listy od rodzin, a przede wszystkim od żołnierzy, które zobaczyłem na wystawie w Kijowie. Były one pełne dramatyzmu, rozpaczliwego wołania o chwilę życia, o powrót do rodzin, krzyku uświadamiającego cenzorom pocztowym bezsens „bratniej pomocy” zacofanym Afgańczykom. W filmie Bondarczuka żołnierze pokazani są jako dzielni desantowcy bez trwogi i uczuć. Reżyser nadmiernie eksploatował model nadnaturalnego radzieckiego desantowca herosa. W rzeczywistości, o czym później się dowiedziałem, tak nie było.

Mój ojciec spotkał takiego herosa, może nawet tytana. Był nim Polak z Wołynia, który odbył trzy długie tury służby wojskowej w Afganistanie. Powiedział kiedyś, że szkolenie i tamten kraj zabrały mu radość. Jego psychika została tak wypaczona, że trudno jest mu okazywać elementarne uczucia. Nie było mu dane widzieć pierwszych kroków swoich dzieci, a co noc śni mu się koszmar wojny. Koszmar ten jest widoczny w kilkunastu scenach. Jednak mnie zapadły w pamięć słowa prowadzonej w ziemiance rozmowy między żołnierzami 9 kompanii. Chochoł (Fiodor Bondarczuk) zapytany o to, co będzie robić w przyszłości, odpowiedział, że będzie pił tak długo, aż zapomni. A potem wstanie. Podobną wymowę ma ostatnia scena, która jest swego rodzaju spowiedzią i krzykiem o pomoc dla tych, którzy wrócili, ale zostali odrzuceni przez społeczeństwo i stoczyli się na margines. Sądzę, że to od tych scen Fiodor Bondarczuk powinien rozpocząć rozrachunek z przeszłością Afganu. Bowiem wielu weteranów nadal walczy i ginie…

reklama
Komentarze
o autorze
Dariusz Wierzchoś
Doktor nauk humanistycznych, absolwent Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie (Zakład Historii Krajów Europy Środkowo-Wschodniej) oraz Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów. Specjalista w zakresie historii najnowszej Ukrainy i Rosji. Autor książki „Generał Piotr Wrangel - Działalność polityczna i wojskowa w latach rewolucji i wojny domowej w Rosji”. oraz rozdziału „Krym. Od Scytów do Rosjan” w książce „Źródła Nienawiści: Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” pod redakcją Kamila Janickiego.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone