Total War: Rome 2 (gra komputerowa)
Serii Total War nie trzeba przedstawiać żadnemu szanującemu się miłośnikowi gier. To marka, która – w mojej skromnej opinii – jest całkiem poważnym zawodnikiem na rynku gier strategicznych i co jakiś czas powoduje u graczy drżenie rąk i szybsze bicie serc. Nie trzeba też przypominać, że rewolucja, która trwa do dziś, zaczęła się jakieś trzynaście lat temu wraz z wydaniem pierwszego Shoguna, który do tej pory ma specjalne miejsce w biblioteczkach z grami komputerowymi na całym świecie. Nie oszukujmy się. Istotnym czynnikiem, który zadecydował o tak spektakularnym sukcesie, była nie tylko możliwość prowadzenia działań wojennych w czasie rzeczywistym, ale także stworzenie niesamowitego klimatu epoki, będącego dla mnie rzeczą wręcz niezapomnianą.
Gallia est omnis divisa in partes tres...
Nastrój wszystkich graczy z ogromnym rozmachem podsycały wypuszczane przez producenta trailery. Zapowiadało się, że gra będzie smakowitym kąskiem, który nie tylko wciągnie nas w wir zwariowanej polityki rzymskiego senatu czy zmusi do przedzierania się przez gęste lasy barbarzyńskiej Germanii – gra miała umożliwić nam przede wszystkim kierowanie w dowolny sposób wielkimi wydarzeniami i osobami związanymi z historią Imperium Romanum.
Przynajmniej taki obraz płynął z filmów promujących grę... Co w takim razie otrzymaliśmy po dosyć uciążliwym procesie pobierania produktu przez znany nam wszystkim Steam ? Czy jest to gra, o której mogę powiedzieć, że jest całkiem rozsądną i złożoną produkcją osadzoną silnie w realiach starożytnego Rzymu i oddającą klimat tamtej epoki, a przy tym pozwalającą graczowi spędzić długie godziny przed monitorem?
I tak, i nie. Z jednej strony mamy do czynienia z grą, która pod względem grafiki wygląda naprawdę przyzwoicie i nie jest tak „cukierkowa” jak druga część Shoguna. Z drugiej strony z każdą godziną spędzoną przed ekranem komputera czujemy jakiś dziwny dyskomfort, który nie pozwala nam w pełni emocjonować się kształtowanym przez nas światem.
Oglądając i czytając pierwsze recenzje gry, które powstawały już w 24/48 godzin po premierze, widziałem, jak producenci Total War: Rome 2 musieli uporać się z miażdżącą krytyką niedoskonałej sztucznej inteligencji, kanciastych tekstur lub nawet jednostek wojskowych, które zachowywały się tak, jakby tańczyły Gangnam style przed uzbrojonymi po zęby legionami... Niestety kwestia A.I. zawsze była achillesową piętą serii Total War.
Nie można zaprzeczyć, że autorzy gry wzięli sobie do serca opinie graczy i natychmiast zaczęli łatać wszelkie dziury, które nie zostały wyłapane podczas testów. Do dzisiaj, gdy włączam TWR2 dwa lub trzy razy w ciągu jednego dnia, to niemal za każdym razem łącze internetowe musi poradzić sobie z kolejnymi megabajtami poprawek. Z jednej strony należałoby wysoko ocenić dbałość Creative Assembly o gracza, ale z drugiej trochę niesmaczny jest fakt wypuszczania gry z górą bugów. Niestety, jest to chyba znak czasów i chociaż można go ocenić w kategorii dobrodziejstwa pozwalającego na dokładne prace zespołów programistów nad ulepszaniem kolejnych gier, to jednak polityka masowej produkcji kolejnych tytułów z założeniem „a spokojnie... to ulepszymy, tamto poprawimy” mija się z celem. Czy którykolwiek ze starszych stażem graczy potrafiłby wymienić jakieś kultowe – tak kultowe! – gry, które zostały wyprodukowane w ciągu ostatnich pięciu lat? Wydaje mi się, że każdy pomyśli raczej o dawnych tytułach, w których przed premierą wszystko było z reguły dopięte na ostatni guzik przed wypuszczeniem na rynek: Settlers, Baldur’s Gate, KotOR czy Diablo 2. W związku z tymi uwagami należy – niestety ze smutkiem – stwierdzić, że producent Rome Total War 2, idąc z „duchem czasu”, troszkę zapomniał o polityce dbania o dobre imię marki i o gracza, który, wydając całkiem spore pieniądze na legalnie zakupione produkty, oczekuje ich najwyższej jakości oraz gry, która przykuje jego uwagę na długie godziny. Jest to szczególnie ważne w czasach, kiedy o grze decyduje nie fabuła, dialogi czy muzyka, ale – niestety – grafika.
Po włączeniu gry czeka nas mocny cios w twarz w postaci intra, które jednak w porównaniu z krążącymi po sieci trailerami wypada dość słabo. Szczerze powiedziawszy, po produkcji z serii Total War oczekiwałem wbicia gracza w krzesło... Niestety w porównaniu z tym, co zaprezentowano chociażby przy okazji Empire Total War albo Shogun Total War 2, niestety muszę wyznać, że czuję się mocno zawiedziony i zniesmaczony.
Ammian Marcelin pisał o sobie, że jest Grekiem i żołnierzem
Total War: Rome 2 należy odbierać jako grę pokazującą schematy podboju, walki w nieprzyjaznym świecie, w którym wraz ze zwiększaniem swojej potęgi gracz będzie traktowany albo jako idealny partner, albo wróg regionu numer jeden. Tutaj należy pochwalić zdecydowane ulepszenie technik zarządzania dyplomacją, która od tej pory nie tylko przynosi istotne korzyści gospodarcze, ale – co najważniejsze – zawieranie odpowiednich traktatów przekłada się na zachowanie sojusznika lub frakcji będącej pod naszym protektoratem. Nieraz zdarzyło mi się, że podczas prowadzenia kampanii wojskowej przeciw germańskim plemionom moi sojusznicy faktycznie przychodzili mi z pomocą! Świetnym rozwiązaniem, które daje ogromne możliwości strategiczne, jest sugerowanie naszym stronnikom miejsc, które życzymy sobie, aby zaatakowali. Ten aspekt gry jest niezwykle korzystny i ciekawy.
Z drugiej strony podczas rozgrywki cały czas zastanawiałem się, gdzie podziały się fantastyczne współczynniki zdobywania wpływów w rzymskim senacie, które razem z logicznym drzewem rodu prowadzonego przez gracza napędzały nasze dalsze działania. Niestety te czynniki po prostu... zniknęły. Nie do końca jasna jest także mechanika zdobywania wpływów wśród senatorów i oddziaływania tegoż współczynnika na inne działania polityczne. Szkoda, że autorzy nie użyli sprawdzonych i całkiem dobrych pomysłów z pierwszej części gry i tym samym sprowadzili rzymski system wojen do mniej lub bardziej logicznego posyłania kolejnych to oddziałów na rzeź. To samo można powiedzieć o prawie całkowitym braku filmików, które w Shogunach umilały nam akcje wysłanników i szpiegów. Szkoda, że zrezygnowano z kolejnej zagrywki charakterystycznej dla serii Total War.
Nie mogę jednak cały czas wytykać błędów, świetnie zrobił to zresztą (w ponad półgodzinnym filmiku !) AngryJoeShow. W związku z tym chciałbym napisać kilka słów o tych elementach produkcji, które mnie autentycznie zachwyciły.
Zacząć należy z pewnością od systemu zarządzania prowincjami. Wreszcie ktoś poszedł po rozum do głowy i usprawnił nasze działania nie tylko w budowaniu, ale, co ważniejsze, w odpowiednim stymulowaniu gospodarki i kultury. Doszło do zmiany definicji tego, czym była prowincja w dotychczasowych grach z serii. Od tej pory gracz, aby w pełni kontrolować prowincję, musi zdobyć pewną liczbę miast, które razem tworzą pewien region. Niby nic takiego, ale już spieszę tłumaczyć, że jest to niezwykle ważny czynnik, który w dotychczasowych opiniach na temat gry był raczej pomijany. Przejęcie kontroli nad całą prowincją pozwala nam na wydawanie poszczególnych edyktów, których działanie przekłada się na odpowiednie premie wojskowe, gospodarcze czy kulturowe. Dzięki nim możemy na przykład szybciej zromanizować dany teren, uspokoić negatywnie nastawioną do nas ludność lub po prostu prowadzić korzystną politykę gospodarczą. Dzięki temu zabiegowi dotykamy tego, co było niesamowitym smaczkiem obecnym stale na kartach podręczników do historii starożytnego Rzymu. W RTW2 gracz decyduje, które z prowincji będą pełniły funkcję zaplecza gospodarczego, wojskowego lub kulturalnego. Jest to zabieg genialny w swej prostocie. Nie tylko popycha nas do podboju, gdyż bez władania wszystkimi miastami wchodzącymi w skład danej prowincji nie możemy wydawać edyktów, ale także wymaga od nas bardziej sprecyzowanego planowania naszej taktyki na mapie kampanii.
Godne wyróżnienia są także bitwy i zmagania taktyczne. Z przyjemnością muszę powiedzieć, że gra zapewnia bardzo dużo autentycznej radochy i w tym aspekcie. Czasami trzeba się faktycznie napocić, żeby wygrać daną bitwę. Wielokrotnie doświadczałem sytuacji, w których przeciwnik zablokował mój legion na mapie kampanii lub obchodził moje wojska na polu bitwy. Kilka razy miałem także przyjemność obserwowania wroga, który czekał z atakiem na przybycie posiłków. Jestem także bardzo zadowolony z trybu zasadzki, który umożliwia nam zaskoczenie przeciwnika podczas marszu. Obserwując zmagania wojowników na polu bitwy, czuć po prostu, jak zadawane przez nich ciosy „wchodzą” w przeciwnika, a jednostki morskie rozłupują się podczas taranowania. Ciekawą opcją jest możliwość taktycznego podglądu pola bitwy, które w jednej chwili jest widoczne dla gracza z lotu ptaka, a wszystkie oddziały zamieniają się w poruszające się prostokątne i kwadratowe klocuszki. Zabieg ten umożliwia w bardzo łatwy sposób ogarnięcie niekiedy ogromnego pola bitwy i przemyślenie strategii.
Bardzo ciekawe w grze prezentuje się kwestia dominacji kulturowej: zajmowane tereny można – zgodnie z wolą gracza – romanizować i przez to instalować cały system gospodarczy i społeczny kultury rzymskiej. System ten pozwala nam nie tylko na szybsze ostudzenie niepokoi społecznych, ale także na tworzenie legionów z dala od Italii i budowę budynków dostępnych dla naszej frakcji.
Rozpoczynając grę, każdy z graczy ma też możliwość poprowadzenia w określony sposób drzewka technologii, podzielonego na trzy główne dziedziny: wojsko, naukę i budownictwo cywilne. Ten sam system usprawnień dotyczy postaci i oddziałów, które także wraz ze wzrostem doświadczenia zdobywają poszczególne umiejętności i ulepszenia. Najciekawszą częścią tego systemu jest jednak możliwość tworzenia oddziałów wojskowych kontynuujących legendę tych, które zostały wcześniej zniszczone podczas naszych zmagań na mapie. Jest to zabieg w mojej opinii arcyklimatyczny i wart swojej uwagi!
Senatus Populusque Romanus
Creative Assembly we wrześniu tego roku wypuściło naprawdę smaczną i ciekawą grę komputerową, która na pewno przyczyni się do ogromnego wzrostu zainteresowania historią świata starożytnego. Total War: Rome 2 naprawdę trzyma klimat starożytności. Muzyka świetnie pasuje do prezentowanych wydarzeń, a grafiki pokazywane w trakcie oczekiwania na bitwy są ucztą dla naszych oczu. Można byłoby przyczepić się do zbyt długiego trwania poszczególnych tur, ale z drugiej strony jest to cecha charakterystyczna dla serii Total War. Tak czy siak, z miłą chęcią – mimo gromów, jakie posypały się na producentów tuż po premierze – stawiam wysoką ocenę i z ogromną przyjemnością zachęcam do zakupu recenzowanego tytułu, który z każdym tygodniem po premierze staje się coraz bliższy doskonałości.
Zobacz też:
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska