Tora! Tora! Tora! – Japończycy giną za cesarza
Zobacz też: Sushi a sprawa polska
Kiedy w maju 1945 roku w Europie świętowano zakończenie walk i ostateczną klęskę „Tysiącletniej Rzeszy”, w zupełnie innej części globu nastroje nie były tak dobre. Cesarstwo Japonii, w przeciwieństwie do innych państw Osi, wciąż walczyło, a koniec II wojny światowej w Azji zdawał się wciąż odległy. Żołnierze z Kraju Wschodzącego Słońca walczyli z niebywałym fanatyzmem i poświęceniem dla sprawy i to m.in. dzięki temu walka na Dalekim Wschodzie sprawiała Amerykanom i pozostałym aliantom tak wiele trudu.
Bóg wśród ludzi
Gdy w 1928 roku Hirohito wstępował na tron jako 124. cesarz Japonii (wtedy odbyła się oficjalnie jego intronizacja – poprzednik Yoshihito zmarł w 1926 r.), nie wiedział, że zostanie najdłużej piastującym ten „urząd” władcą w historii – jego rządy trwały aż do 1989 r. Swego rekordu mógł jednak nie osiągnąć, a panowanie zakończyć w 1945 r. – zwycięscy Amerykanie mogli przecież zażądać jego abdykacji i postawienia przed sądem, w mniej prawdopodobnej perspektywie – spróbować zrobić z Japonii republikę. Tak się nie stało, a Hirohito został potraktowany łagodnie – utrzymał swój tytuł, choć jednocześnie nastąpiła pewna istotna zmiana kulturowa: stracił swoją... „boskość”. W japońskiej tradycji ród cesarski posiadał bowiem boskie korzenie, a wywodził się wprost od Amaterasu – bogini Słońca.
Najciekawszym aspektem ostatniego „boskiego” cesarza było chyba jednak raczej to, że czasy jego rządów nazwano Shōwa, co dosłownie oznacza „Erę Oświeconego Pokoju”. Takie określenie nie mogło okazać się dalsze od rzeczywistości: już w 1937 r. Japonia rozpoczęła wojnę przeciwko Chinom, próbując stworzyć wielkie imperium dominujące w tej części Azji. Do dziś zresztą początek tego konfliktu przytacza się czasem w sporze o to, kiedy rozpoczęła się II wojna światowa, której przecież istotną częścią były walki w Chinach. Choć dla Polaków oczywisty jest 1 września 1939 r., pojawiają się też głosy, że to właśnie w lipcu 1937 r. rozpoczął się największy konflikt w dziejach.
W 1939 r. sytuacja polityczna w Azji – nie mówiąc już o trwającej wojnie – była i tak napięta. Jeszcze w końcówce ubiegłego roku japoński premier Fumimaro Konoe ogłosił, że jego ojczyzna hołdować będzie koncepcji „Azji dla Azjatów”, w której realizacji wiodącą rolę miał mieć oczywiście Kraj Kwitnącej Wiśni. Japończycy zaczęli dążyć do wypierania z regionu Dalekiego Wschodu zagranicznych firm, uderzając w interesy państw europejskich. W lutym Japończycy zajęli znajdującą się pod francuskimi wpływami wyspę Heinan oraz wyspy Spratly, blokowali także francuskie i brytyjskie koncesje w Tiencinie. Tego typu działania odbiły się na stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi, które postanowiły nie przedłużać umowy handlowej z Tokio, grożąc jednocześnie embargiem na towary z kraju za oceanem.
Podobnie skomplikowane relacje dyplomatyczne miała Japonia z innym gigantem światowej polityki – Związkiem Radzieckim. Już wcześniej między oboma krajami zdarzały się pomniejsze starcia, natomiast w maju 1939 r. nastąpiła eskalacja konfliktu między Mongolią (wówczas znajdującą się w strefie silnych wpływów ZSRR) i Mandżukuo – marionetkowym państwem zależnym od Japonii, na którego czele oficjalnie znajdował się Puyi, ostatni cesarz Chin, zmuszony przed lata do abdykacji. Po obu stronach konfliktu zaangażowali się potężniejsi protektorzy, a wynik walk okazał się korzystny dla Moskwy – późniejszy marszałek Żukow odniósł zwycięstwo, pokonując przeciwnika w bitwie nad rzeką Chałchin-Goł.
Związek Radziecki po raz kolejny namieszał w międzynarodowej sytuacji Japonii, podpisując z III Rzeszą porozumienie, które w historii zapisało się pod nazwą paktu Ribbentrop-Mołotow. Na azjatyckich wyspach przyjęto ten fakt z niejaką konsternacją, jednak gdy na Starym Kontynencie rozpoczęły się wojskowe zwycięstwa Niemiec, koncepcja ściślejszego sojuszu obu zmilitaryzowanych krajów znów nabrała na sile.
Wyrazem tego był podpisany 27 września 1940 r. w Berlinie Pakt Trzech, który związał sojuszem Niemcy, Włochy i Japonię. Oś Berlin-Tokio-Rzym stała się faktem i tak jak Mussolini czy Hitler nie mieli zamiaru ustać w swych ekspansjach, tak i militaryści z Kraju Wschodzącego Słońca zamierzali dalej budować swą potęgę...
Starcie z gigantem
Ekspansywne poczynania Japończyków stały w sprzeczności z interesami Stanów Zjednoczonych, które dosyć ostro reagowały na kolejne ruchy tokijskiego rządu (okres od 1939 r. obfitował zresztą w częste zmiany na stanowisku premiera – do momentu, gdy władzę objął Hideki Tōjō, nazywany później przez Amerykanów „Hitlerem Dalekiego Wschodu"). Początkowo Japończycy zajęli północne Indochiny, lecz w Azji odbiły się echa wygranej przez III Rzeszę kampanii francuskiej i Japonia podpisując w lipcu 1941 r. umowę z zależną od Niemiec tzw. Francją Vichy uzyskała możliwość okupowania francuskiej kolonii w całości.
Franklin Delano Roosevelt reagował gwałtownie – USA najpierw wprowadziło własne embargo na eksport wobec Japonii, a następnie doprowadziło do embarga międzynarodowego blokującego dostawy ropy. Sytuacja się zaogniała i nastał w końcu moment, w którym nie można było już doprowadzić do kompromisu, choć istniały próby rozwiązania konfliktu na drodze dyplomacji.
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite! Dowiedz się więcej!
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite, a jego temat został wybrany przez naszych Patronów. Wesprzyj nas na Patronite i Ty też współdecyduj o naszych kolejnych tekstach! Dowiedz się więcej!
7 grudnia 1941 r. dopalił się polityczny lont, a beczka prochu eksplodowała na Pacyfiku. Japonia uderzyła z zaskoczenia, bez oficjalnego wypowiedzenia wojny, atakując z powietrza wojskową bazę Pearl Harbor ulokowaną na Hawajach. Cios był potężny – np. na dziewięć amerykańskich okrętów wojennych z floty Pacyfiku sześć zostało doszczętnie zniszczonych, a dwa uległy znaczącym uszkodzeniom. Oprócz tego zniszczono lub uszkodzono kilkaset samolotów, nie mówiąc już o stratach ludzkich. Do historii przeszedł, utrwalony także w kulturze popularnej, sygnał „Tora! Tora! Tora!", który de facto był tylko jednym z nadawanych tego dnia. Samo słowo „tora" oznacza po japońsku „tygrysa" i w tym przypadku oznaczało, że element zaskoczenia w ataku zakończył się sukcesem.
Dla amerykańskiego społeczeństwa taki „cios w plecy" był aktem barbarzyństwa i plamą na honorze. Przed Stanami Zjednoczonymi, dotychczas neutralnymi w II wojnie światowej, nie było już odwrotu od wzięcia udziału w konflikcie. Starcie na Pacyfiku pociągnęło też za sobą konsekwencje w Europie: USA weszło w ciągu kilku tygodni w stan wojny z pozostałymi państwami Osi, z kolei m.in. Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Japonii.
Prowadzenie wojny we wschodniej Azji i na Pacyfiku było dla aliantów niezwykle ciężkie z wielu powodów. Na ich niekorzyść działały m.in. czynniki geograficzne – walka z Japończykami oznaczała konieczność zajmowania kolejnych wysp i wysepek Pacyfiku, a także walki w trudnym klimacie w dżungli. Być może najcięższe jednak było nastawienie wroga...
Banzai!
Japończycy znani byli ze swego okrucieństwa jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. W Chinach na przełomie 1937 i 1938 roku dokonali oni tzw. masakry nankińskiej. W Nankinie, będącym wtedy stolicą Chin, Japończycy przez kilka tygodni dopuszczali się gwałtów, kradzieży i morderstw, a liczbę ofiar określa się maksymalnie na ok. 300 tys. Uszkodzona została także zabudowa miasta.
Nie inaczej postępowali Japończycy z jeńcami wojennymi po zaatakowaniu sił USA. Już 8 grudnia 1941 r. rozpoczęła się bitwa o wyspę Wake. Amerykanie skapitulowali po nieco ponad dwóch tygodniach, nie był to jednak kres cierpień ich żołnierzy. Podoficerów, szeregowych żołnierzy i cywilnych mieszkańców wyspy, którzy postanowili wspomóc obronę, głodzono i bito, przez pewien czas także wiązano ręce za plecami przy użyciu druta. W trakcie transportowania jeńców do portu w Szanghaju w ramach odwetu za straty poniesione na wyspie Wake (Japończycy stracili ok. 800 ludzi), ścięto pięciu żołnierzy, a zmasakrowane zwłoki wrzucono do morza.
Tego typu zbrodni było do końca wojny wiele, a sprawy okrucieństw dokonanych przez Cesarską Armię Japońską (rozwiązaną w 1945 r.) rozpatrywane były potem przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy dla Dalekiego Wschodu (tzw. Trybunał Tokijski). Brutalność i fanatyzm wrogów sprawiały, że żołnierze alianccy zawsze mogli być pewni ciężkich walk.
W czerwcu 1942 r. Japończycy postanowili uderzyć na archipelag Aleutów, będący częścią amerykańskiego Terytorium Alaski. Wyspy Attu i Kiska znajdowały się pod japońską okupacją prawie rok, do czasu kontrataku armii USA w maju 1943 r. Na wyspie Attu znajdowało się między 1500 a 1600 Japończyków, którzy nawet w obliczu zbliżającej się porażki nie mieli zamiaru kapitulować. Ostatecznie ponad 1000 z nich dokonało samobójczej szarży (tzw. szarża banzai), a na całej wyspie wzięto do niewoli jedynie 28 jeńców. Na szczęście dla obu stron, z wyspy Kiska, dużo lepiej obsadzonej, Japończycy po prostu wycofali się przed desantem Amerykanów.
Bodajże najsłynniejsza szarża samobójcza miała miejsce w 1944 r., kiedy to ok. 3 tys. Japończyków uderzyło na pozycje amerykańskie. Dramatyczne wydarzenia na Saipanie miały też jeszcze jeden wymiar: samobójstwa zaczęli popełniać także japońscy cywile, rzucając się z klifów w toń oceanu.
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite! Dowiedz się więcej!
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite, a jego temat został wybrany przez naszych Patronów. Wesprzyj nas na Patronite i Ty też współdecyduj o naszych kolejnych tekstach! Dowiedz się więcej!
Podejście Japończyków można rozpatrywać przez wiele aspektów. O ile samobójstwa cywilów mogły być traktowane jako m.in. wyraz strachu przed zbliżającym się wrogiem, o tyle akcje wojskowe w stylu frontalnego ataku na pozycje alianckie były raczej spowodowane tym, że kapitulacja traktowana była jako zachowanie nie do przyjęcia. Do kultury popularnej i zbiorowej świadomości na całym świecie przeniosło się także rytualne samobójstwo – seppuku, znane też pod mniej elegancką i raczej mniej poprawną nazwą harakiri. W obliczu porażki popełniali je japońscy oficerowie przez rozcięcie sobie brzucha.
Choć czas samurajów bezpowrotnie minął (oficjalnie stało się to w okresie rządów Mutsuhito, w erze Meiji), to tradycyjne pojmowanie „drogi wojownika" i honorowy sposób postępowania był oczywiście dalej silnie zakorzeniony w kulturze Japonii. Tak skrajne oddanie się walce zapowiadało więc, że Japonia będzie w stanie wytrzymać w walce dłużej niż nazistowskie Niemcy...
Boski Wiatr i wielkie wybuchy
Amerykanie w trakcie walk na Pacyfiku stosowali od 1943 r. tzw. taktykę żabich skoków, zajmując kolejne wyspy i wysepki rozsiane po oceanie. Obszar wpływów Cesarskiej Armii Japońskiej zaczął się kurczyć, ale dalej była ona obecna m.in. w Chinach, Indonezji czy Birmie, którą starali się odzyskać Brytyjczycy.
Pod koniec 1944 r. utworzono jednostki, które miały zadawać większe niż dotychczas straty wrogom. Stały się one jednak również symbolem skrajnej determinacji (lub desperacji) i przynosiły straty we własnych ludziach i własnym sprzęcie. Mowa tu oczywiście o lotniczych jednostkach kamikaze (wykorzystywano także jednostki „żywych torped”, tzw. kaitenów). Nazwa kamikaze oznacza tyle, co „boski wiatr".
Lotnicy brali udział m.in. w walkach na Filipinach czy boju o wyspę Okinawa, gdzie atakowali cele zarówno na samej wyspie (896 ataków), jak i amerykańską flotę (ok. 1000 uderzeń). Mieli być gotowi na poświęcenie swego życia za cel zwycięstwa i robili to – np. rozbijając się bezpośrednio o jednostki pływające wroga, co prowadziło do śmierci marynarzy i głębokich uszkodzeń statków.
Nie mogli jednak przeważyć szali wygranej na stronę Kraju Kwitnącej Wiśni. Walki o Okinawę zakończyły się w czerwcu 1945 r., lecz w perspektywie pozostawało jeszcze starcie o cztery największe wyspy Japonii: Hokkaido, Honsiu, Sikoku i Kiusiu. O tym, jak potoczyły się dalsze losy Japonii przesądziły dwa sierpniowe dni.
6 sierpnia na Hiroszimę spadła bomba atomowa ochrzczona niewinną nazwą „Little Boy" („Chłopczyk"). Trzy dni później w Nagasaki uderzył „Grubas" („Fat Man"). Ataki atomowe zmiotły miasta z powierzchni ziemi, doprowadzając do śmierci setek tysięcy ludzi (w skutek bezpośrednich eksplozji lub następujących później chorób popromiennych). Do dziś trwa dyskusja nad moralnym aspektem tego ataku, który uderzał przecież także w cywilów.
Choć społeczeństwo japońskie przyjęło te wydarzenia z niemałym szokiem, często nie rozumiejąc, co właściwie wydarzyło się w Hiroszimie i Nagasaki, to część z najważniejszych polityków w państwie wciąż nie myślała o kapitulacji, nawet w obliczu takiego pokazu siły USA. Pole manewru jednak stale spadało, zwłaszcza, że 8 sierpnia ZSRR wypowiedział w końcu Japonii wojnę, rozpoczynając operację w okupowanej Mandżurii.
W świetle tych wydarzeń polityczny klincz rozwiązał sam Hirohito. Mimo rozpaczliwych namów o zmianę decyzji, prowadzonych przez oficerów, 15 sierpnia w radiu zostało wyemitowane przemówienie cesarza, w którym zapowiedział on kapitulację Japonii. Dla Japończyków, tak oddanych sprawie, był to być może szok równie ciężki co atomowe ataki, ale dla Japonii wojna się skończyła.
2 września 1945 r. na pokładzie USS „Missouri" japońska delegacja potwierdziła zakończenie II wojny światowej podpisując akt kapitulacji.
Bibliografia:
- Coox Alvin D., The Pacific War [w:] The Cambridge History of Japan, Volume 6: The Twentieth Century, pod redakcją Petera Duusa, Cambridge University Press, Nowy Jork 2007.
- Edgerton Robert B., Żołnierze Imperium Japońskiego, Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2000.
- Gordon Andrew, Nowożytna historia Japonii, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2010.
- Tubielewicz Jolanta, Historia Japonii, Ossolineum, Wrocław 1984.
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite! Dowiedz się więcej!
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite, a jego temat został wybrany przez naszych Patronów. Wesprzyj nas na Patronite i Ty też współdecyduj o naszych kolejnych tekstach! Dowiedz się więcej!