Tomasz Leszkowicz – „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja...” – recenzja i ocena
Tomasz Leszkowicz – „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej” – recenzja i ocena
Oglądaliście Czterech Pancernych lub Hansa Klossa? Pamiętacie, kto znajdował się na najniższych banknotach przed denominacją? Nie obce były dla Was książeczki z serii Żółtego Tygrysa? Zastanawialiście się, dlaczego w polskich miastach często znajduje się ulica Grunwaldzka i Zwycięstwa? A może jesteście ciekawi jak Ludowe Wojsko Polskie kreowało pamięć historyczną przez cały okres PRL? Jeśli tak, to dr Tomasz Leszkowicz w publikacji „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego” opisuje w jaki sposób wojsko przez kilkadziesiąt lat wpajało Polakom miłość do socjalistycznej ojczyzny, co można podsumować zapomnianym hasłem: „Każdy Polak to dzielny wojak”.
Wspomniane hasło „Każdy Polak to dobry wojak” – znajdowało się na jednym z transporterów opancerzonych SKOT, który został wykorzystany podczas udziału 2 Armii Wojska Polskiego w Czechosłowacji, podczas Operacji Dunaj. Napis idealnie oddawał czołowe założenia polityki pamięci historycznej LWP, jaką było utożsamianie polskości z mundurem wojskowym i przekonanie, że to w żołnierskiej służbie najlepiej wyraża się ideał Polski – przeczytamy w monografii wydanej przez Instytut Pamięci Narodowej, którą śmiało można nazwać nowatorską, gdyż historia peerelowskiego wojska nadal nie jest tematyką chętnie zgłębianą przez rodzimych badaczy. Dlatego też, nie może zaskakiwać objętość pracy Leszkowicza, która liczy ponad osiemset stron.
A dlaczego właśnie wojsko, a nie partia? Wynikało to z tego, że LWP obok Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, było filarem systemu komunistycznego – i to nie tylko w aspekcie militarnym czy też politycznym. Wpływała na codzienne życie każdego obywatela PRL poprzez kierowanie własnymi instytucjami naukowymi, kulturalnymi, społecznymi. Tym sposobem wojsko miało wszelkie instrumenty, aby wykorzystywać historię do swojej działalności wychowawczo-politycznej. Poza tym praktycznie każda armia na świecie odwołuje się do zwyczajów o charakterze ceremonialnym czy też symbolicznym i jako instytucja długiego trwania jest spadkobiercą pewnych tradycji – co również było widoczne w PRL.
Na początek Leszkowicz opisuje, w jaki LWP próbowało wypracować własną politykę pamięci historycznej. Wszystko zaczęło się w maju 1943 roku, gdy na Kremlu zdecydowano się na powołanie wojska polskiego w postaci I Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Patron nie jest przypadkowy, ponieważ wzorowo nadawał się do wykorzystania przez komunistów jako demokrata walczący o wolność i prawa ludu. Historyk przytacza genezę polskiej dywizji oraz jej propagandowe znaczenie – jak na przykład złożenie przysięgi w rocznicę bitwy pod Grunwaldem, odśpiewanie hymnu polskiemu, życzliwy stosunek do przedwojennego Wojska Polskiego itd. Miało to na celu uzyskanie przychylności byłych żołnierzy, którzy trafiali do LWP prosto z łagrów. Tym samym, polscy zesłańcy, którzy przybywali do Sielc nad Oką, zobaczyli na własne oczy, że mają do czynienia z polską komendanturą, a nie typową jednostką Armii Czerwonej.
Na kolejnych stronach doskonale widzimy, jak rozkręcała się machina propagandowa. Ledwo skończyły się działania wojenne, a władza natychmiast rozpoczęła przygotowania do 535. rocznicy bitwy pod Grunwaldem w lipcu 1945 roku. To wtedy na masową skalę zapoczątkowano powiązanie Grunwaldu z Berlinem jako zwycięstwo polskiego żołnierza nad niemieckim najeźdźcą. Ta swoista analogia wydarzeń będzie wykorzystywana przez cały okres rządów komunistycznych, zaś apogeum osiągnie w latach gomułkowskich. Rzecz jasna, obchodzono inne wydarzenia historyczne – między innymi dwusetne urodziny Tadeusza Kościuszki, które celebrowano przez cały rok 1946. Propaganda ukazywała, że LWP oraz wyzwolona Polska, jest jedynym spadkobiercą idei przywódcy Insurekcji Kościuszkowskiej. Nie będzie zaskoczenia, że najważniejszym świętem w kalendarzu wojskowej polityki historycznej stanie się 12 października 1943 rok, czyli data bitwy pod Lenino, które do 1989 roku obchodzono jako Święto Wojska Polskiego. Jak wyjaśnia autor, bez przyjrzenia się obchodom wokół Lenino, nie sposób zrozumieć, na czym polegała polityka pamięci historycznej w PRL. Ilość ciekawostek, jakie znajdziemy na kartach książki w kontekście ówczesnego Święta Wojska Polskiego, jest olbrzymia i czytelnik niezaznajomiony z tą datą – zapamięta ją do końca życia.
W latach 1945–1947, gdy tworzyła się historia pamięci, do panteonu wprowadzono „dąbrowszczaków”, a więc polskich ochotników walczących w hiszpańskiej wojnie domowej po stronie republikańskiej. Tomasz Leszkowicz przytacza cytat z „Polski Zbrojnej”: I nie w roku 1939, ale już trzy lata wcześniej zmierzył się po raz pierwszy żołnierz polski z Niemcami nad rzeką madrycka, która stała się już dla Europy symbolem (…) A tym symbolem, a dokładniej najprawdziwszą ikoną komunistycznej Polski, stanie się lider weteranów Brygad Międzynarodowych w Hiszpanii – gen. Karol Świerczewski, który poniósł przedwczesną śmierć w 1947 roku. Generał „Walter” będzie najczęściej patronować szkołom jako postać związana z komunistycznym wojskiem. Ponadto w kwestii Świerczewskiego, autor słusznie zwraca uwagę, że po 1989 roku nie powstała żadna praca biograficzna, która byłaby oparta na źródłach i w pełni oddawała prawdziwy wizerunek tej postaci. Teksty ukazujące się na temat „El General Polacco” były utrzymane w stylistyce demaskatorskiej lub nastawieniu typowo antykomunistycznym. Warto zaznaczyć, że oprócz tego w książce znajdziemy sporo zdań poświęconych innym bohaterom, których propaganda w odpowiednim okresie sławiła pod niebiosa, jak marszałków Konstantego Rokossowskiego czy Michała Rolę-Żymierskiego. Wraz z narastającą stalinizacją, w polityce pamięci odwoływano się do komunistycznych piewców rewolucji: Feliksa Dzierżyńskiego, Juliana Marchlewskiego. Przedstawiano zideologizowaną narrację o dziejach oręża polskiego: Niepodległość Polski 1918 r. zrodziła się nie z woli imperialistycznej koalicji, nie zbrojnego czynu legionów i ich wodza, nie z pseudoniepodległościowej polityki burżuazji polskiej z Polską Partii Socjalistyczną włącznie. Niepodległość Polski 1918 r. zrodziła się z faktu najbardziej brzemiennego w skutki dla naszego kraju – z Rewolucji Listopadowej – pisał na łamach „Żołnierza Polskiego”, płk Adam Korta.
Okres 1943–1956 pod względem politycznym był najbardziej dynamiczny w historii LWP – przypomina autor recenzowanej monografii. Jeśli pamiętacie najniższe banknoty przed denominacją, na których znajdowali się Józef Bem, Romuald Traugutt, Karol Świerczewski, Jarosław Dąbrowski, Tadeusz Kościuszko, to przekonacie się, że nie był to przypadek. Na dziesięciolecie LWP, to właśnie tych bohaterów zaczęto kreować jako najwspanialszych dowódców w historii oręża polskiego. Nowością było przedstawianie w bezpiecznym tonie epizodów z epoki nowożytnej. Krytykowano między innymi Rzeczpospolitą Obojga Narodów nie tylko za uścisk chłopów, zacofanie gospodarcze, samowolne rządy szlachty i magnaterii, ale również krzywo patrzono na prowadzoną ówcześnie wschodnią politykę zagraniczną, a więc podporządkowanie wschodnich oraz nieustanne konflikty z Rosją. Wśród zachwalanych postaci, musiał znaleźć się także Stefan Czarniecki jako genialny wódz wojny partyzanckiej – a okazją do przypomnienia jego zasług była trzechsetna rocznica wojny ze Szwedami. Co istotne, od końca lat czterdziestych o powstaniach narodowych mówiono już nie w kontekście demokracji czy wolności, ale jako walce klas. Stłumienie Komuny Paryskiej porównywano do zbrodni Amerykanów w Korei. Jednym słowem, propaganda wojskowa potrafiła interpretować wydarzenia historyczne w wygodny dla siebie sposób.
Wśród panteonu ówczesnych bohaterów, promowano często ludzi, którzy dla polskiego społeczeństwa byli całkowicie anonimowi. Jedną z nich był komunista Marian Buczek, który spędził szesnaście lat w przedwojennych więźniach. „Polska Zbrojna” opisywała go jako pierwszego dowódcę „ludowego” wojska. Po ucieczce strażników więziennych w Rawiczu, udało się Buczkowi wydostać z celi. Chciał dołączyć do walki z Niemcami i 9 września 1939 roku zginął, przy próbie przebijania się do Warszawy. Politykę aliantów uważano za zdradę, która doprowadziła Polskę do zguby. Natomiast 17 września 1939 rok, interpretowano następująco: Wtedy, po szesnastu dniach, gdy wojna była skończona, ze wschodu przyszedł żołnierz radziecki, niosąc wyzwolenie swym ukraińskim i białoruskim braciom, niosąc ratunek milionom Polaków, osłaniając ich przed Niemcami – pisał w „Żołnierzu Polskim” płk. Janusz Przymanowski. Bitew z kampanii wrześniowej nie opisywano w ogóle, gdyż bohaterskie czyny i dzielność były zarezerwowane tylko dla komunistów. W okresie odwilży październikowej, zaczęły się wzywania, aby przekazywać historię wysiłku żołnierza polskiego na wszystkich frontach II wojny światowej – także nawiązując do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Zanegowano stalinowską narrację o historii, argumentując, iż walka wszystkich żołnierzy i bojowników stawiających opór Niemcom była wartościowa. Stalinowska wizja przeszłości została skrytykowana za to, że straciła skuteczne oddziaływanie na społeczeństwo. Zaprezentowane w publikacji cytaty z mundurowych periodyków świetnie oddają zmianę charakteru polityki poststalinowskiej.
Kolejny rozdział książki pokazuje jak na żołnierzy wpływała polityka pamięci historycznej. Za rządów Władysława Gomułki postanowiono, że na wszystkich szczeblach organizacyjnych zostaną stworzone plany działania na rzecz popularyzacji tradycji bojowych LWP, GL, AL, polsko-radzieckiego braterstwa broni. Instytucją odpowiedzialną za pracę polityczno-propagandową w LWP, był osławiony Główny Zarząd Polityczny Wojska Polskiego, który wydał czterdziestostronicowy poradnik w sprawie popularyzacji tradycji w LWP. Najzabawniejszym punktem poradnika było następujące zdanie: Kultywowanie tradycji ma swój głęboki sens w rozwiązywaniu problemów dnia dzisiejszego. Sięgamy w przeszłość po to, aby znaleźć odpowiedź, jak pracować, jak rozwiązywać sprawy, które nasuwa życie, a także znaleźć wzory osobowe i czyny godne naśladowania. Cytat wskazuje na przekonanie, że w historii znajdować można rozwiązywanie problemów teraźniejszości…
Trzeba przyznać, że bardzo interesująco wyglądał praktyczny sposób propagowania odpowiednich wartości historycznych w LWP. Zalecano, aby w jednostkach wojskowych znajdowały się sale tradycji, czyli najprościej mówiąc minimuzea. Były one ważnym czynnikiem wychowywania patriotycznego żołnierzy. Takie sale wyjaśniały nazwę jednostki, organizacji oddziału, dokumentowały działania frontowe itd. Mało tego, sale tradycji można było nawet zwiedzać i cieszyły się sporym zainteresowaniem. Ważnym elementem w jednostkach była świetlica, gdzie kwitło życie kulturalne. W tym miejscu również przeprowadzano seanse filmowe. Innym pomysłem były konkursy z wiedzy historycznej, w ramach której można było wygrać urlop od służby wojskowej. Ponadto wysyłano żołnierzy na wycieczki do miejsc historycznych i szeroko propagowano czytelnictwo. W tej części książki Leszkowicz szczegółowo wyjaśnia zagadnienia dotyczące wyboru nazw jednostek oraz roli sztandarów, a nawet przysięgi wojskowej. Zapoznani zostajemy ze statystykami dotyczącymi nazw patronów danych jednostek. Wychodzi na to, że najczęściej nosiły one nazwy osób związanych z LWP.
Autor zahacza o kwestię szkoleń politycznych z perspektywy odbywania zasadniczej służby wojskowej oraz tych, którzy je przeprowadzali. Na przykład oficerowie w ciągu roku musieli odbębnić 28 godzin, podoficerowie 80 godzin, a żołnierze z poboru – 160 godzin, z czego 40 dotyczyło aktualnej sytuacji politycznej. Tematyka szkoleń dotyczyła sfery ideologicznej, gospodarczej, międzynarodowej i wojskowej. Swoją drogą, dostanie się do szkoły oficerskiej było nie lada sztuką i należało przejść kilkustopniowy etap rekrutacji, który wymagał nie tylko wiedzy z przedmiotów ścisłych, ale i zagadnień związanych z walką LWP przeciw faszyzmowi, jak i początków umacniania się władzy ludowej.
Po 1956 roku skupiano się na trzech ważnych wydarzeniach: 15-lecie Polski Ludowej, 16-lecie LWP, uroczystości Tysiąclecia Państwa Polskiego (w tym 550-lecie bitwy pod Grunwaldem). Podczas celebracji świąt państwowych wojsko wychodziło do ludzi, aby pokazać więź ze społeczeństwem. Historyk kapitalnie opisuje, jak wyglądała celebracja świąt ogólnokrajowych oraz rocznic historycznych w wojsku, które wyznaczały rytm życia w jednostkach. Charakterystyczne „wychowanie na tradycjach” przypominało niemalże praktyki religijne – żołnierzom pokazywano „świętych”, czyli patronów jednostki. Wprowadzano do „przestrzeni sakralnej”, a więc do sal tradycji. Organizowano „rekolekcje”, które związane były z mobilizacją przed wydarzeniami. Całość wieńczyły „wigilie”, czyli capstrzyk. Ten system wychowawczy miał na celu kształtowanie odpowiedniego systemu postaw oraz pamięci zbiorowej.
Jak słusznie wskazuje Leszkowicz, świętowanie było naturalnym elementem życia społecznego, takim zapychaczem czasu. Nie mówiąc już o tym, że świętowano za każdym razem, gdy wybijała okrągła rocznica. Zresztą partyjno-wojskowe uroczystości nieustannie nachodziły na siebie, więc w tej maniakalności świętowania, nie było krzty przesady. Przedstawione w publikacji obchody Tysiąclecia Państwa Polskiego miały wyrażać wśród obywateli przekonanie, że LWP jest dziedzicem najlepszych tradycji oręża polskiego, a PRL stanowi uwieńczenie tysiącletnich dziejów narodu polskiego.
Dla miłośników literatury i filmu najciekawszą częścią książki będzie rozdział poświęcony wpływaniu wojskowej polityki pamięci historycznej na instytucje kultury. W środowisku literackim najpełniej twórczość związaną z LWP wiąże się z Józefem Henem oraz płk. Zbigniewem Załuskim. Autor opisuje sylwetki tej dwójki oraz jaką rolę odegrała ich twórczość. Pierwszy autor w zasadzie zawsze będzie kojarzony z dziełami, które nie tylko zostały zekranizowane, ale pokazywały żołnierzy jako zwyczajnych ludzi, a nie typową beztwarzową masę. Natomiast płk Załuski pamiętany jest za sprawą publikacji „Siedem polskich grzechów głównych”, która stanowi polemiką z twórcami krytycznymi wobec romantycznego ideału Polaka-żołnierza patrioty. Niewątpliwie to grona literatów związanych wojskiem zalicza się też płk Janusza Przymanowskiego, który zasłynął jako autor „Czterech pancernych i psa”.
W owym czasie potężną instytucją było Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej. Zajmowała czołowe miejsce w zakresie publikacji prac naukowych i popularnonaukowych. Pomysł wydawania książeczek z serii „Biblioteki Żółtego Tygrysa” niewątpliwie wpływał na zainteresowanie historią II wojny światowej wśród młodszych czytelników.
Co zaskakujące, do początku lat sześćdziesiątych, ekranizacji filmowych ukazujących jedynie słuszne tradycje z okresu II wojny światowej – było jak na lekarstwo. Dopiero uchwała o kinematografii z 1960 roku, nakazywała prezentować na dużym ekranie oficjalną linię polityczną państwa.
Końcowy rozdział publikacji prezentuje ostatnią dekadę wojskowej polityki historycznej. Im bliżej transformacji ustrojowej, tym śmielej mówiono o wydarzeniach, które wcześniej jednoznacznie miały negatywy przekaz. W maju 1981 roku zorganizowano państwowe obchody 190. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja z udziałem przewodniczącego Rady Państwa – prof. Henryka Jabłońskiego. Na łamach „Żołnierza Wolności” zapowiadano uroczystości związane wybuchem powstania warszawskiego, a w 1984 roku na całego pisano o powstaniu – jako dowodzie patriotyzmu, bohaterstwa i umiłowania wolności. W oficjalnym dyskursie wzrosło znaczenie bitwy o Monte Casino. Do panteonu bohaterów włączono gen. Władysława Sikorskiego, którego przedstawiono jako demokratę w kontrze do Józefa Piłsudskiego. Za czasów rządów Jaruzelskiego z rozmachem świętowano 300. rocznicę bitwy pod Wiedniem, która stała się odpowiednikiem gomułkowskiego Grunwaldu. Niezmiernie ciekawie prezentowała się propaganda w okresie stanu wojennego. Dokładnie można ją streść cytatem z artykułu „Leniniści narodowcami”, autorstwa Jakuba Karpińskiego – Jak trwoga, to do munduru, weteranów i tradycji. Zaczęto składać kwiaty w miejscu wymordowania polskich oficerów w Katyniu. A na uroczystościach przy Grobie Nieznanego Żołnierza padały słowa, że bez względu na to, gdzie walczył polski żołnierz, zawsze marzeniem każdego z nich było wyzwolenie Ojczyzny. W 1988 roku władze zdecydowały uczcić siedemdziesięciolecie odzyskania przez Polskę niepodległości, co było wyraźnym sygnałem o nadchodzących zmianach.
Tysiące przeczytanych stron wojskowej prasy, niezliczone noce spędzone z literaturą wojenną i godziny analizowania scen polskiej kinematografii wojennej. Tak w największym skrócie można sobie wyobrazić, jak wyglądała praca dr. Tomasza Leszkowicza nad „Spadkobiercami Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego”. Trzeba przyznać, że monografia wydana przez Instytut Pamięci Narodowej zasługuje na umieszczenie jej wśród pozycji obowiązkowych dla każdego, kto interesuje się historią PRL i chce zrozumieć, dlaczego prezentowana propaganda wyglądała tak, a nie inaczej. Peerelowska wojskowość jest nadal niewyczerpanym źródłem badawczym i recenzowanej w książce wielokrotnie natrafimy na inspiracje badawcze. Co najważniejsze, książka napisana w sposób przystępny. To tylko zachęca, aby po nią sięgnąć. A że nie będą to chwile stracone, warto przekonać się samemu.