Tomasz Bielecki – „Krótka historia mafii sycylijskiej” – recenzja i ocena
Wzorem dla wszystkich organizacji przestępczych, jak i źródłem zainteresowania i momentami niezdrowej fascynacji jest mafia sycylijska. Powieść Ojciec chrzestny Mario Puzo, jak i film Francisa Forda Coppoli pod tym samym tytułem, ze znakomitymi kreacjami Marlona Brando i Ala Pacino zbudowały legendę organizacji, która… no właśnie, jaka jest?
Wokół mafii narosło wiele mitów, począwszy od samej etymologii nazwy. Osławieni „ludzie honoru” po dziś dzień tym mitom nie zaprzeczają (no chyba, że należą do tzw. „skruszonych” – ci opowiadają bardzo dużo). Dlatego też badaczom ciężko jest czasem oddzielić fakty od mitów. Stąd do książek o cosa nostra należy podchodzić z dużą ostrożnością.
Tomasz Bielecki już na wstępie podkreśla, że jego opracowanie nie jest analizą naukową w pełnym znaczeniu tego słowa. Bielecki opiera się zresztą bardziej na istniejących już publikacjach, zaś jeśli chodzi o działalność mafijną po II wojnie posiłkuje się głównie prasą z tego okresu. Podobnie jak relacje członków mafii, także artykuły prasowe należy traktować z potrzebnym dystansem.
Autor jest z zawodu dziennikarzem, dlatego też jego opracowanie jest bardziej wynikiem swoistego śledztwa dziennikarskiego. Bielecki w ciekawy sposób pokazuje związek mafii z włoskimi politykami. Relacje te rozwinęły się już po II wojnie światowej, gdy doszło do taktycznego sojuszu pomiędzy mafią a partiami rządzącymi we Włoszech. Jego główną przyczyną była potrzeba przeciwstawienia się rosnącej pozycji Włoskiej Partii Komunistycznej.
Książka Bieleckiego dzieli tę historię na dwie części: mafia sprzed wojny i mafia powojenna. Ta pierwsza wciąż pozostaje nie do końca odkrytą tajemnicą. Bielecki omawia jej początki oraz proces zakorzeniania się „ludzi honoru” w sycylijskim a później apenińskim świecie. Autor interesująco opisuje też pierwsze próby walki z mafią. Jak na ironię, najskuteczniejsi w tej materii okazali się faszyści – dopóki mafia nie spenetrowała władz partii i nie pozbyła się z Sycylii Cesare Moriego. Ale pamięć o Żelaznym Prefekcie przetrwała.
Bielecki swoje „śledztwo” poświęca jednak przede wszystkim powojennej i współczesnej mafii. Świetnie opisuje znane już czy mało znane związki włoskich włodarzy z „ludźmi honoru”. Skupia się jednak na jej stopniowym odchodzeniu od „tradycyjnych zasad” działalności mafii, cokolwiek to określenie oznacza. Pojawienie się Luciano Leggio, Bernardo Provenzano czy osławionego Salvatore Riiny zmienia całkowicie oblicze mafii. się przeobraża się ona w brutalną, bezwzględną i pazerną organizację. Zwłaszcza działalność Rinny, zwanego „Bestią” ([La belva]) staje się wizytówką „ludzi honoru”. Stosowane przez niego i jemu podobnych metody spowodowały, że określenie „ludzie honoru” przeszło do lamusa.
Czytając książkę Bieleckiego, można dojść do wniosku, że późniejszy kryzys i cios w postaci „Maksiprocesu” (był to wielki proces głównych capo sycylijskich) to wina Rinny. Mafia stała się po prostu zbyt widoczna i zbyt głośna (czasami dosłownie, a to przez stosowanie zamachów bombowych). Ambicja Rinny by stać się capo di tuti capi (szefem wszystkich szefów) ziściła się tylko częściowo.
Ale chociaż on i jego druh Provenzano ostatecznie ponieśli porażkę, z tej burzy zwycięsko wyszła cosa nostra. I wszystko wskazuje na to, że powróciła ona do dawnych, „słusznych” zwyczajów i metod.
Bielecki nie narzuca czytelnikowi gotowych wniosków, raczej delikatnie go na nie naprowadza. Stara się przede wszystkim trzymać faktów. Dla Bieleckiego historia mafii nie kończy się wraz z „Maksiprocesem”. Próba dziennikarskiego śledztwa w sprawie związków mafijnych z czołowymi politykami oraz Kościołem katolickim (sprawa Banco Ambrosiano) choć niewątpliwie intryguje, pozostaje tylko dochodzeniem poszlakowym. Ale nie zniechęca do zadawania pytań.
Bielecki nie napisał wyczerpującej monografii – nie to zresztą było jego ambicją. Jego książka stanowi przystępny i interesujący, a co najważniejsze – udany przyczynek do barwnych dziejów mafii sycylijskiej. Zachęcam do lektury.