Tomasz Awłasewicz – „Niewidzialni. Największa tajemnica służb specjalnych PRL” – recenzja i ocena
Tomasz Awłasewicz – „Niewidzialni. Największa tajemnica służb specjalnych PRL” – recenzja i ocena
Polska Rzeczpospolita Ludowa była państwem opresyjnym, policyjnym, w którym służby i wojsko starały się kontrolować wszystkie aspekty życia codziennego (a zwłaszcza w latach osiemdziesiątych, co jest cechą charakterystyczną reżimów chylących się ku upadkowi, które próbują resortami siłowymi za wszelką cenę utrzymać swoją pozycję) – nikt nie mógł być pewien faktu, że nie jest bacznie obserwowany: dotyczyło to zarówno Polaków, jak i obcokrajowców przebywających w kraju nad Wisłą. Szczególnie łakomym kąskiem dla agentów wywiadu i kontrwywiadu byli dyplomaci i pracownicy placówek dyplomatycznych państw NATO, oraz przedstawiciele firm zachodnich, którzy przybywali do Polski w interesach. To oni byli najczęściej „figurantami” – bo tak określane były osoby obserwowane i rozpracowywane przez służby. To na nich polował Departament II MSW PRL.
„Niewidzialni” zgłębiają jednak o wiele bardziej niebezpieczny i zarazem ekscytujący element pracy w bezpiece – włamania i przeszukania najbardziej strzeżonych pomieszczeń zachodnich ambasad i konsulatów. Bohaterowie książki Awłaszewicza, byli funkcjonariusze Wydziału IX Departamentu II MSW, specjalizowali się w łamaniu i rozpracowywaniu zabezpieczeń tajnych pomieszczeń, sejfów, szaf pancernych, walizek, pokojów szyfrantów i wszelakich innych pomieszczeń i przedmiotów, mogących zawierać dokumenty o niebagatelnym znaczeniu dla strategicznych interesów państwa, zarówno na polu politycznym, militarnym i handlowym.
Książka utrzymana jest w konwencji wywiadu-rzeki z byłymi funkcjonariuszami, którzy opisują kulisy działalności w placówkach amerykańskich, szwedzkich, hiszpańskich czy włoskich. Straceńcy – bo tak się mówiło o Wydziale IX w MSW – opisują w najdrobniejszych szczegółach łamanie zabezpieczeń (również metodami skrajnie niebezpiecznymi – za pomocą promieniowania gamma!), kopiowanie, a następnie transport skopiowanych dokumentów do siedziby MSW na ulicy Rakowieckiej w Warszawie, skąd przeanalizowane, trafiały na biurka komunistycznych notabli. Choć w ich relacjach własne dokonania brzmią jak chleb powszedni i codzienność, to dotąd w opiniach wielu ekspertów ds. bezpieczeństwa i znawców problematyki wywiadowczej były to czyny absolutnie niemożliwe.
Książka dostarcza wielu emocji, a język w jakim utrzymana jest narracja pozwala czytelnikowi wręcz czuć podobne napięcie, pod jakim znajdowali się bohaterowie w czasie nalotów i przeszukań. Opisy lokacji, sposobów działania podane przez byłych funkcjonariuszy, mimo upływu lat zadziwiają swoją szczegółowością – jeden z bohaterów, 30 lat od wydarzenia potrafił odtworzyć plan całej placówki włoskiego konsulatu w Warszawie!
Wizualnie książka przykuwa kontrastową okładką w kolorach czarnym i żółtym, redakcyjnie czy też językowo jest bez zarzutu – docenić tutaj należy zdecydowanie pracę autora i edytorów. Sam przeczytałem książkę w jeden wieczór, w zasadzie z zapartym tchem, co niech będzie dowodem na to, że „Niewidzialni” nawet najbardziej sceptycznych i leniwych czytelników wciągną jak najlepszy serial – a przy okazji zmuszą do refleksji nad rolą kontrwywiadu w PRL. Mieszkańcom miast, o których mowa w książce, a zatem Warszawy, Krakowa czy Poznania, pozwoli na uzyskanie zupełnie nowej optyki na niektóre miejsca.
Choć temat działań służb specjalnych PRL nawet obecnie jest niewygodny i przede wszystkim drażliwy politycznie, zauważyć należy, że bohaterowie niezachwianie wierzyli i wierzą nadal, iż działali dla dobra Polski. I choć oczywiście zdarzały się akcje we współpracy czy nawet prowadzone na zlecenie wywiadu sowieckiego, to Wydział IX był jednostką unikatową na skalę wszystkich państw Układu Warszawskiego i nie może być w tym przypadku mowy o „przedłużeniu sowieckiej agentury w Polsce”. Relacje przedstawione w książce dobitnie to obrazują i choć oczywiście zalecałbym czytającym pewną dozę krytycyzmu, bez wątpienia jest to lektura godna polecenia każdemu, kto pasjonuje się historią służb specjalnych, ich metodami działania.
Zresztą, autor dzięki przyjęciu formuły wywiadu-rzeki pozwala na stworzenie narracji czy też stylistyki całkowicie neutralnej – i chwała mu za to! – oddając całkowicie pole byłym funkcjonariuszom i ich wspomnieniom. Postawia przy tym swoim czytelnikom szerokie pole do domniemań, własnych przemyśleń, refleksji i teorii, bez narzucania optyki na wydarzenia czy motywacje ludzi.