Timothy E. Gregory – „Historia Bizancjum” – recenzja i ocena
Praca Ostrogorskiego, mimo że wydana przeszło 40 lat temu, wciąż stanowi główny podręcznik dla studentów historii Bizancjum na polskich uniwersytetach. Dotąd w naszym języku brakowało zresztą jakiejkolwiek alternatywy dla książki wybitnego rosyjskiego historyka. Ponowne wydanie Dziejów Bizancjum przez PWN w ubiegłym roku zdawało się potwierdzać ten monopol. Tymczasem kilka miesięcy temu na półki księgarni trafiła Historia Bizancjum autorstwa amerykańskiego badacza Timothy’ego E. Gregory’ego.
Autor jest profesorem i wykładowcą Uniwersytetu Stanowego Ohio. Zajmuje się także archeologią oraz historią starożytnej Grecji. Podręcznik historii Bizancjum jego autorstwa został wydany w 2005 roku przez prestiżową oficynę Blackwell Publishing Ltd. pod tytułem A History of Byzantium. W tłumaczeniu Justyna Hunii praca ukazała się w Polsce dzięki Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Podręcznik jest znacznie cieńszy od monumentalnej publikacji Ostrogorskiego – liczy 387 stron, tymczasem klasyczna praca rosyjskiego badacza 626. W nowym podręczniku zwraca uwagę bardzo estetyczna szata graficzna – liczne mapy, plany budynków, reprodukcje zdjęć. Wyraźna jest także różnica w cenie (45 zł w stosunku do 65 zł), choć w zamian czytelnik otrzymuje publikację w cienkiej, łatwo gnącej się okładce, z klejonymi stronami, które po kilku miesiącach intensywnego używania mogą zacząć wypadać. Dla porównania, nowe wydanie Dziejów... Ostrogorskiego to solidna „cegłówka” – szyta i w twardej oprawie, choć zarazem pozbawiona jakichkolwiek map i bardzo skąpo ilustrowana.
Porządek musi być
Kluczową zaletą Historii Bizancjum jest przemyślana i bardzo wygodna struktura treści. 16 rozdziałów, odpowiadających kolejnym okresom, dzieli się na podrozdziały, traktujące bądź to o panowaniu konkretnych władców, bądź też o ważnych problemach kulturowych, religijnych lub politycznych. Kwestie uzupełniające główną treść, różnego rodzaju dygresje oraz przykłady umieszczono w szeregu ramek (kapsuł) – w całej książce jest ich ponad 40. Niektóre podejmują bardzo ciekawe tematy, cytują nietypowe źródła i – co ważne – odsyłają do dalszej literatury. Mamy więc ramkę na tak podstawowy temat, jak Ekloga i społeczeństwo bizantyńskie w VIII wieku, ale też znacznie bardziej zaskakującą kapsułę pt. Mniszki w męskim przebraniu. Ramka Kobiety z dynastii teodozjańskiej to z kolei zajawka interesującego tematu badawczego z zakresu women’s studies. Wyszukiwanie informacji w książce ułatwia też drobny, ale wygodny detal w postaci osi czasowych oraz minikalendariów rozpoczynających każdy rozdział.
Dla porównania, w pracy Ostrogorskiego rozdziały i podrozdziały mają bardziej abstrakcyjne tytuły, a treść jest mniej uporządkowana, przez co odnalezienie konkretnych dat i nazwisk może nastręczać problemów. Wielka przewaga Dziejów Bizancjum widoczna jest natomiast w części książki przygotowywanej przez wydawnictwo. Wykazy, zestawienia, tablice genealogiczne, słowniczek, indeks – wszystkie zasługują na wielką pochwałę, jeśli porównać je z tym, co oferuje nam publikacja sygnowana znakiem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Niestety indeks Historii Bizancjum Timothy’ego E. Gregory’ego przygotowano po macoszemu i jest kompletnie nieprzydatny. Poza nim na końcu książki znajdziemy tylko proste zestawienie władców Bizancjum i niewielki słowniczek terminów (zajmujący niecałe 6 stron).
Celowo nie wspomniałem o bibliografii, w tej dziedzinie amerykański podręcznik wyprzedza bowiem wznowienie Dziejów Bizancjum o kilka długości. Rok temu w recenzji nowej edycji pracy Ostrogorskiego odniosłem się krytycznie do zignorowania znaczenia wykazu literatury dla badaczy i studentów:
Dlaczego w podręczniku nie wprowadzono zmian znacznie prostszych [od korekty wszystkich przestarzałych przypisów]? Wystarczyło zaktualizować przygotowany 40 lat temu przez Evert-Kappesową wykaz podstawowej polskiej literatury i dodać podobny wykaz dla literatury zagranicznej. Niestety, Waldemar Ceran [redaktor nowej edycji książki] odrzucił również taką drogę postępowania. Zamiast tego odesłał czytelników do sporządzonej przez siebie kilka lat temu bibliografii. Wydanej w małym nakładzie i trudno dostępnej.
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego nie popełniło podobnego błędu. Na końcu każdego rozdziału znajdziemy wykaz nie tylko literatury anglojęzycznej, ale także polskiej. Również bibliografia na końcu książki jest podwójna – ogólną przygotował autor, natomiast Bibliografię prac w języku polskim – wydawca. Na liście umieszczono głównie nowe publikacje, których Prof. Ceran nie mógł umieścić w swoim, wspomnianym wyżej, przewodniku bibliograficznym wydanym w 2001 roku. Nowy podręcznik może mieć nieocenioną wartość choćby jako punkt odniesienia dla poszukiwań literatury na określone tematy. Zadziwiające, że to ułatwienie wciąż rzadko pojawia się w wydawanych w Polsce podręcznikach akademickich.
W tym miejscu krytyczna uwaga należy się tylko autorowi, a nie polskiemu wydawcy. Uderza fakt, że w ogólnej bibliografii niemal wszystkie prace są w języku angielskim, chociaż Stany Zjednoczone nie są wcale najważniejszym ośrodkiem badań bizantynologicznych. Prof. Gregory, jak się zdaje, zapomniał o tym, na liście wpisując tylko cztery (sic!) prace w językach europejskich (3 po niemiecku, 1 po francusku).
Nowatorstwo i bezstronność. Czyli jeszcze kilka zalet
Recenzując drugie wydanie Dziejów Bizancjum pisałem wprost, że niestety PWN uznał, że prościej jest odgrzać klasyczny kotlet, niż podjąć pracę nad wydaniem jednego z nowych zagranicznych podręczników. Moja krytyka dotyczyła też braku choćby próby zaradzenia problemowi dezaktualizacji. W podręczniku Ostrogorskiego, także w wydaniu z 2008 roku, znajdziemy setki przypisów odnoszących się do „najnowszych” badań... z lat 50. XX wieku. Czytelnik nie będący zawodowym bizantynologiem nie zdoła określić, które z tez Ostrogorskiego przez lata uległy weryfikacji, a które z nowych ustaleń po jakimś czasie odrzucono.
W podręczniku Gregory’ego sytuacja wygląda zgoła inaczej. Autor podejmuje nowe wątki badań, właściwe dla przełomu lat 90. i pierwszej dekady XXI wieku. Gender studies, badania klimatu, położenie nacisku na temat dzisiejszego postrzegania historii Bizanzjum – żadnego z tych elementów nie odnajdziemy w Dziejach Bizancjum Ostrogorskiego. Nowoczesność podręcznika wydanego przez WUJ widać choćby na przykładzie opisu napływu Słowian na terytorium Cesarstwa (s. 159-162). Gregory przedstawia ten problem wielopłaszczyznowo i choć w swym wywodzie dezorientuje czytelnika brakiem konkretów, to jednak nie wpędza go w maliny prezentując wizję wielkiej, słowiańskiej nawałnicy, która zmiotła z powierzchni ziemi antyczny świat Bałkanów. Podkreśla, że problem jest bardziej złożony, a migracje Słowian były stopniowe i pod względem liczebnym – zapewne znacznie mniejsze, niż dawniej podejrzewano.
Historia Bizancjum jest wyraźnie bardziej bezstronna od pracy Ostrogorskiego, który do wybranych władców pałał zauważalną sympatią, a do innych – wręcz przeciwnie. W wywodzie Gregory’ego podobnych emocji trudniej się doszukać, a częste są próby wyważenia kilku opinii. Rzućmy okiem na opis panowania Juliana Apostaty w obu podręcznikach. Ostrogorski pisze między innymi (s. 89): Ostatni reprezentant domu Konstantyna, Julian, pozostający pod przemożnym urokiem ginącego świata, pałający namiętną miłością do jego sztuki, kultury i filozofii wystąpił do otwartej walki z nową religią. (...) Niepowodzenie akcji Juliana jest dowodem, że zwycięstwo chrześcijaństwa było koniecznością historyczną. Sąd jednostronny i zdecydowany, a przy tym zaopatrzony w dość niebezpieczną dygresję na temat „konieczności historycznej”, dziwnie brzmiącą w opracowaniu podręcznikowym. Teraz fragment z książki Gregory’ego (s. 71-74): Julian Apostata na zawsze pozostanie postacią tajemniczą i kontrowersyjną, przez jednych podziwianą, innych zaś napawającą trwogą i odrazą. (...) Julian nie prześladował chrześcijan otwarcie, ale wprowadził powszechną tolerancję, także dla heretyków i żydów. (...) Historycy, zarówno starożytni, jak i nowożytni, głosili skrajnie rozbieżne opinie na temat ostatniego politeistycznego cesarza. Dalej autor przytacza bardzo szerokie fragmenty dwóch prac: Dziejów Rzymskich Ammianusa Marcellinusa oraz Zmierzchu Cesarstwa Rzymskiego Edwarda Gibbona. Opis z podręcznika Gregory’ego jest znacznie bardziej wyważony i choć nie prowadzi do jednoznacznych wniosków, to pozwala czytelnikowi zauważyć złożoność problemu badawczego. Co ciekawe, podrozdział poświęcony Julianowi Apostacie w Historii Bizancjum jest kilka razy dłuższy, niż w Dziejach Bizancjum autorstwa Ostrogorskiego, mimo że to ten drugi podręcznik jest znacznie obszerniejszy. Podobne różnice jeszcze wyraźniej widać na przykładzie mniej znanych czy zasłużonych władców – Gregory opisuje ich dużo dokładniej niż Ostrogorski, który swój wywód koncentruje na najważniejszych, węzłowych wydarzeniach i kluczowych postaciach.
Przy tym długość podrozdziałów w pracy Gregory’ego nie zawsze jest uzasadniona. Podejrzewam, że znacznie sensowniejszym sposobem zagospodarowania połowy fragmentu poświęconego Julianowi Apostacie byłoby zaprezentowanie szeregu poglądów na jego temat z prac historycznych i współczesnych. Zamiast tego Gregory cytuje, niemal bez komentarza, całe strony z dwóch tylko książek napisanych w kompletnie różnych epokach. Nie przytacza natomiast choćby kilku słów z dowolnej współczesnej pracy.
I ten toporny język... czyli dlaczego dalej będę zaglądać do „Dziejów...” Ostrogorskiego
Praca Georgija Ostrogorskiego jest miejscami stronnicza i emocjonalna, ale zarazem (a może dzięki temu?) jest niezwykle ciekawa. To tomiszcze, które można czytać dla czystej przyjemności, przesiąknięte unikalną atmosferą Imperium Bizantyńskiego. Właśnie dzięki książce Ostrogorskiego (a także publikacjom Roberta Browninga) zakochałem się w historii i kulturze tego państwa. Podręcznik Timothy’ego E. Gregory’ego nie ma w sobie niestety nawet namiastki tej siły przyciągania. Wina, jak sądzę, leży po stronie tak autora, jak i tłumacza.
Wywód jest suchy, zdania często niezwykle długie (zdarza się, że liczą 5, 6, a nawet 7 linijek), powtórzenia liczne, a słownictwo – skomplikowane. Już we wstępie czytamy o warunkach klimatycznych w strefie litoralnej. Tak jakby nie można było użyć słowa „przybrzeżnej”! We fragmencie poświęconym najazdom Słowian czytamy z kolei: dla wielu kuszące jest sięganie po eksplikacje związane z czynnikami... Czy naprawdę nie ma prostszego słowa niż eksplikacje? Choćby „wyjaśnienia”? Hermetyczność języka nigdy nie świadczy o jakości książki, a skutecznie zniechęca do lektury czytelników bez dwóch lub pięciu literek przed nazwiskiem.
Zawiłość i nieprzystępność języka to nie jedyny problem. W wielu miejscach tłumacz po prostu spartolił sprawę. Nawet osoba słabo orientująca się w teologii zauważy, że coś jest nie tak z następującym zdaniem (s. 105): Jak wspomniano wyżej, Sobór Nicejski postanowił uznać doktrynę głoszącą, że tak Chrystus, jak i Ojciec są w pełni Bogami. Toż kiedy tak ująć sprawę, otrzymujemy czysty politeizm! Osobiście razi mnie też np. pisanie o okupacji Bałkanów w późnym średniowieczu. I nie jest to chyba tylko moja opinia, bo np. na niedawnym XVIII Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich kilku znanych badaczy historii XX wieku analizowało konotacje słowa „okupacja” w języku polskim, wiążąc ten termin ściśle z wydarzeniami II wojny światowej lub szerzej – ze współczesnymi metodami kontrolowania zajętego terytorium. Metodami, podkreślmy, całkowicie nieprzystającymi do modelu prowadzenia wojny i rozwoju terytorialnego państwa 800 czy 1000 lat temu. Tak samo dziwnie brzmi dla mnie nadużywanie wyrażenia klasa społeczna w odniesieniu do ludności miast Imperium Bizantyńskiego (s. 251). Czy aby klasy i ich walka nie skompromitowały się wraz z całym systemem ideologicznym marksizmu-leninizmu?
Krytyka należy się tłumaczowi, ale też autorowi. Irytują pozbawione sensu i niepotrzebnie „wzbogacające” wywód komentarze. O Julianie Apostacie Gregory wspomina, że nigdy nie dowiemy się, co by się stało, gdyby jego rządy niespodziewanie nie zostały przerwane (s. 71-72). Dr Stanisławowi Turlejowi, w którego konwersatorium uczestniczyłem kilka lat temu, zdarzało się na podobne zdania reagować starą jak świat maksymą: „gdyby baba miała wąsy...”. I właśnie te słowa cisnęły mi się wielokrotnie na usta podczas lektury Historii Bizancjum. O cesarzu Herakliuszu Gregory pisze nawet ciekawiej (s. 161): Jednakże, jak wiadomo, jest rzeczą niesprawiedliwą wypominać temu władcy wydarzenia, które nastąpiły wiele lat po jego śmierci. Po pierwsze chciałbym zauważyć, że to nie historycy, lecz prawnicy zajmują się sprawiedliwością. Po drugie – rolą historyków nie jest wypominanie czegokolwiek, ale badanie przeszłości. Wreszcie, po trzecie – autor jak sądzę się myli, bo zapomina o tym, jak ważne jest ustalanie ciągów przyczynowo-skutkowych. I taki ciąg wielu historyków budowało pomiędzy Herakliuszem a łatwością, z jaką Słowianie zdominowali Bałkany.
Nie będąc bizantynologiem, nie czuję się kompetentny, by szukać błędów czysto merytorycznych, ale kilka (jedynie kilka!) fragmentów wzmogło moją czujność. Przykładowo w dziedzinie numizmatyki Gregory snuje zaskakujące wnioski (s. 178), stojące w sprzeczności z ustaleniami choćby wybitnego polskiego badacza prof. Ryszarda Kiersnowskiego (Moneta w kulturze wieków średnich, Warszawa 1988). Nie marnujmy jednak miejsca na zagłębianie się w ten raczej marginalny temat. Po czterech stronach najwyższy czas na zakończenie.
Trudne podsumowanie
Spośród kilkudziesięciu recenzji napisanych przeze mnie na potrzeby „Histmaga” ta jest zdecydowanie najdłuższa. Myślę, że sam ten fakt dowodzi, jak trudno jest ocenić podręcznik autorstwa Timothy’ego E. Gregory’ego. Nie jest to pasjonująca lektura, którą można by czytać od deski do deski. Nie jest to również publikacja zaskakując innowacyjnością czy pozbawiona błędów. Na pewno nie polecam jej osobom, które chcą dla przyjemności poznać i polubić dzieje Bizancjum. Dla tych znacznie lepsza będzie praca Ostrogorskiego, książki Browninga czy najnowsza publikacja – Bizancjum. Niezwykłe dziedzictwo średniowiecznego imperium pióra Judith Herrin.
Nie spisujmy jednak Historii Bizancjum Gregory’ego na straty. To publikacja ważna i bardzo użyteczna. W swojej biblioteczce na pewno powinni ją mieć studenci historii, choćby pobieżnie zajmujący się Bizancjum. Dzięki uporządkowanej strukturze treści niezwykle łatwo w tym podręczniku wyszukiwać informacje. Są one nie tylko uporządkowane, ale też wyselekcjonowane – niecałe 400 stron to znacznie mniej niż, bądź co bądź przytłaczająca obszernością praca Ostrogorskiego. Co więcej Historia Bizancjum jest aktualna, nowoczesna, opatrzona rozległym materiałem ikonograficznym i kartograficznym, oraz uzupełniona o dobry wykaz literatury. Nawet jeśli nie wciągnie czytelnika w długie jesienne wieczory, to na pewno przyda się jako vademecum do codziennego użytku i źródło wiedzy potrzebnej na zajęciach czy egzaminie.