„Timeline: Wynalazki” – recenzja i ocena gry planszowej
Banalny w zasadach quiz o niebanalnej tematyce – tak w skrócie można scharakteryzować grę „Timeline: Wynalazki”, która ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Rebel.pl. Tytuł ten stworzony został przez francuskiego autora Frédérica Henry i zapoczątkował serię, która liczy już 8 części (i cały czas jest rozwijana). W Polsce oprócz „Wynalazków” wydany został tylko „Timeline” (bez podtytułu), który zawiera karty w innym rozmiarze, pokrywające się częściowo z „Wynalazkami”, jednak jest on oparty na tych samych zasadach.
Jedynym elementem gry jest 109 małych, estetycznych kart przestawiających przeróżne odkrycia bądź przedmioty oraz (na rewersach) daty ich powstania. Istotą gry jest dokładanie ich z ręki w taki sposób, żeby pasowały do osi czasu ułożonej z już wyłożonych wynalazków. Clue rozgrywki polega na tym, że widzimy daty jedynie kart na stole, a tych w ręku nie. Jeżeli położymy wynalazek w niewłaściwym miejscu, musimy dobrać nowy – a tymczasem żeby wygrać, musimy pozbyć się wszystkich. I o ile raczej każdy będzie wiedział, że prasę drukarską wynaleziono wcześniej (dokładniej w roku 1437), niż laptopa (1981), to jeżeli mamy już na stole 30 albo i 50 kart z różnymi datami, dokładne umiejscowienie np. wynalezienia gumki recepturki (1845 – wiedzieliście?) może być nie lada wyzwaniem.
Na pudełku napisano, że gra przeznaczona jest dla 2-8 graczy (co jest prawdą, a myślę, że i gra w szerszym gronie byłaby udana) i trwa 15 minut. Dużą zaletą pozycji jest fakt, iż równie przyjemnie gra się w parze jak i w większej grupie. Czas rozgrywki jest krótki, choć warto zaznaczyć, że podane 15 minut jest bardzo orientacyjne. Im gra trwa dłużej, tym jest trudniejsza, przez co w licznym gronie rozgrywka może się przedłużyć, choć pewnie nie przekroczy pół godziny. Z drugiej strony, przy prostych kartach całą partię można zakończyć i w pięć minut. By skrócić lub wydłużyć partię, można zmienić liczbę otrzymywanych na początku kart (standardowo gracze dostają po 4).
Gra świetnie sprawdza się we właściwie każdym gronie, choć dla dzieci poniżej 8. roku życia (co jest zresztą zasugerowane przez producenta) będzie zdecydowanie zbyt trudna. Duży plus należy się za to, że mimo zdecydowanie historycznej tematyki, jest przystępna i może spodobać się także osobom będącym z historią na bakier. Wiedza niezbędna do wygrania to raczej ciekawostki, choć logiczne myślenie też pomaga – w końcu, nawet nie znając dat, prawdopodobnie nikt nie umieści telefonu (1876) przed telegrafem (1837).
Bardzo podoba mi się wykonanie gry – zapakowana jest w solidną metalową puszkę z przegródkami na zawartość, co ułatwia jej rozłożenie i sprawia, że karty nieprędko się zniszczą. Poręczny rozmiar sprawia, że można ją zabrać niemal wszędzie. Z początku byłem nieco rozczarowany małymi kartami – taki rozmiar wydawał się dosyć nieporęczny, ale specyfika gry wymagająca, by rozkładać je w linii na stole uzasadnia decyzję wydawcy. Duże zajmowałyby więcej miejsca i w sumie sprawdzały się gorzej. Dodatkowy plusik należy się autorowi za umieszczenie na rewersach większości kart – oprócz daty – także nazwiska wynalazcy, chociaż z ręką na sercu przyznam, że zauważyłem to dopiero przy trzeciej rozgrywanej partii. Instrukcja do gry jest jasna i zwięzła, co też poprawia ogólne wrażenie.
Najpoważniejszą wadą „Timeline: Wynalazki” jest ograniczona regrywalność. Po trzech partiach z rzędu zna się już wszystkie 109 kart, a choć zapamiętanie nawet większości dat jest mało realne, to jednak powtarzanie się sprawia, że kolejne partie przy jednym spotkaniu i w jednym gronie graczy stają się coraz nudniejsze. Receptą na ten problem byłoby dodanie kolejnych talii, jednak – tak jak pisałem na wstępie – na polskie wydania przyjdzie nam jeszcze poczekać. Kolejnym mankamentem jest dobór wynalazków i wynikająca z niego losowość. Gracz, który będzie musiał ułożyć na osi wynalezienie ognia, odkrycie papieru i prochu strzelniczego oraz tranzystor elektroniczny będzie w znacznie łatwiejszej sytuacji niż przeciwnik, który dobrał np. drut kolczasty, zapałki, motocykl i tubkę na pastę do zębów (wszystkie z XIX wieku – ale kto jest w stanie je bezbłędnie wydatować?). Zdziwiło mnie także zaliczenie do wynalazków takich wydarzeń, jak publikacja „Nędzników” czy namalowanie „Impresji. Wschodu słońca” – choć absolutnie nie przeszkadza to w rozgrywce.
„Timeline: Wynalazki” to z całą pewnością gra godna polecenia. Dostarcza dużo radości i jest jednym z najciekawszych „przerywników”, jeśli chodzi o wydane ostatnio w Polsce gry. Cena mogłaby być nieco niższa, zważywszy, że jest to gra o krótkiej żywotności i wymagająca dodatków, jednak jakość wydania stoi na najwyższym poziomie. Od ostatecznej oceny odejmuję zatem przynajmniej jeden punkt za ograniczoną regrywalność, chociaż z pewnością kolejne wydane po polsku części – kompatybilne z „Wynalazkami” – sprawią, że grą będzie można cieszyć się znacznie dłużej.