Terry Brighton -„Gry wojenne. Patton, Monty i Rommel” – recenzja i ocena
Sam Napoleon miał kiedyś powiedzieć: „Armia baranów, której przewodzi lew, jest silniejsza od armii lwów prowadzonej przez barana”. Podczas ostatniej wojny światowej każda z wojujących stron zdołała znaleźć w swoich szeregach takie „lwy”. Los chciał, że trzy z nich, Amerykanin, Brytyjczyk i Niemiec, zetknęły się ze sobą w Afryce Północnej i Europie, co legło u podstawy napisania omawianej książki.
Garść liczb
„Gry wojenne” liczą sobie 384 strony, z czego narracja właściwa zajmuje 351 z nich. Książkę wzbogacono 4 mapami i 61 zdjęciami zamieszczonymi na nienumerowanych stronach. Wszystkie są dobrej jakości i właściwie dobrane. Treść podzielono na 3 części, obejmujące życie bohaterów od narodzin do końca kampanii we Francji, walki od Sycylii po D-Day i starcia we Francji oraz Niemczech.
Bogowie i generałowie
Brighton zdecydował się na podjęcie bardzo trudnego zadania. W swej pracy przedstawił trzy równoległe życiorysy, splatając je ze sobą. Miejscami przybiera to postać bardzo ciekawej „dyskusji” pomiędzy protagonistami, przypominającej podobną „rozmowę” Jagiełły i von Jungingena z „Krzyżaków”, chociaż Brighton pozwala bohaterom na znacznie dłuższe „wypowiedzi”. Co ciekawe, taka przeplatanka nie gmatwa narracji, a każda partia tekstu jest jasna i przejrzysta.
Dwóch z przedstawionych dowódców, Patton i Rommel, było mistrzami wojny ruchomej, zdolnymi do szybkich przemieszczeń i zdecydowanych akcji. Zawsze przebywali ze swoimi żołnierzami i bardziej ufali swojej intuicji niż rozkazom zwierzchników. Monty był ich kompletnym przeciwieństwem. Przystępował do działania tylko wtedy, kiedy był pewien liczebnej przewagi nad wrogiem, którego uprzednio zmiękczał potężnym bombardowaniem artyleryjskim i lotniczym. Jeśli styl działania dwóch wyżej wymienionych dowódców można przyrównać do pchnięcia ostrym mieczem, Montgomery walił młotem.
O tych oficerach napisano już wiele, jednak wątpię by ktoś zbudował tak interesującą opowieść na ich temat, jak zrobił to Brighton. Udało mu się dokładnie i ciekawie opisać każdą z postaci, dokonując równocześnie porównania ich metod działania. Autor nie jest sędzią, oceniającym dobre i złe cechy postaci, lecz kimś na kształt wykształconego komentatora, nie szczędzącego detali i ciekawostek swym czytelnikom. Rommel, Monty i Patton są tu przedstawieni jako zwykli ludzie, posiadający jednak nieprzeciętne zdolności. Na kartach „Gier wojennych” znajdziemy próżność, przechwałki czy granie gwiazdy pozującej malarzom, ale przeczytamy też sporo o odwadze, determinacji i całkowitemu poświęceniu się zwycięstwu. Talent pisarski autora pozwala na przeniesienie się, oczyma wyobraźni, w góry Sycylii, na płaskie połacie Afryki czy w lasy Francji.
Brighton zostaje ze swoimi bohaterami praktycznie do śmierci Pattona, dalszym losom Montgomery’ego poświęcając niewiele miejsca. Autor dokonuje też ciekawej oceny metod działania trzech generałów, konfrontując ich decyzje z zasadami spisanymi przez niekwestionowany autorytet w dziedzinie wojskowości - Carla von Clausewitza. Jest to bardzo ciekawa i pouczająca część tej książki.
Podsumowanie
„Gry wojenne” nie poruszają nowatorskiego tematu, nie odkrywają też wstrząsających nowości w życiorysie Pattona, Rommla czy Montgomery’ego. Autor połączył jednak całą dostępną o tych postaciach wiedzę w bardzo umiejętny sposób, tworząc bardzo interesującą narrację. Tę książkę po prostu dobrze się czyta, a kiedy się już zacznie, bardzo trudno odłożyć ją na bok przed jej ukończeniem. Warto ją mieć na półce na długie jesienne wieczory.
Redakcja: Michał Przeperski