Tadeusz Ruzikowski – „W służbie bezpieczeństwa stolicy” – recenzja i ocena
Tadeusz Ruzikowski – „W służbie bezpieczeństwa stolicy. Służba Bezpieczeństwa Komendy MO m.st. Warszawy i Komendy Stołecznej MO w latach 1956–1975” – recenzja i ocena
Najnowsza książka wydana przez Instytut Pamięci Narodowej z serii „Warszawa Niepokonana” porusza aspekt działań i problemów stołecznej policji politycznej PRL po zmianach jakie nastąpiły w 1956 roku. Pierwsze dwa rozdziały zostały poświęcone strukturze Służby Bezpieczeństwa oraz inwigilacji na przykładzie rozmaitych grup, instytucji, środowisk, wydarzeń itp. Trzecia i czwarta część książki dotyczy pracy operacyjnej, a także charakterystyki SB od wewnątrz i ta kwestia wydaje się najciekawsza z całej pracy wykonanej przez Tadeusza Ruzikowskiego. Dodatkowo publikacja zawiera wybór dokumentów pokazujących funkcjonowanie SB z perspektywy kierowniczego szczebla.
Na wstępie warto wyjaśnić – po co była Służba Bezpieczeństwa? Wedle ówczesnych zapisów rolą komunistycznej policji było „zwalczanie działalności wymierzonej przeciwko ustrojowi Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, budownictwu socjalistycznemu i interesom mas pracujących”. Tak ogólnikowa forma pozwalała właściwie na nieograniczone działania SB przeciwko wszelkim środowiskom i osobom podejrzanym o wrogie zamiary wobec PRL.
Kadry miały być najlepsze
Wymagania wobec funkcjonariuszy SB formalnie były wysokie. U progu lat siedemdziesiątych od pracowników wymagało się nie tylko odpowiednich wartości ideowo-moralnych, ale przede wszystkim wysokich kwalifikacji zawodowych, niezbędnych do właściwego wykonywania odpowiedzialnych obowiązków służbowych.
Dlatego stale dążono, aby warszawska SB posiadała jak najlepsze kadry, bo właśnie na nich spoczywała największa odpowiedzialność, aby „stać na straży walki o budowę i utrzymania ustroju PRL”. Najczęściej nowych pracowników udawało się pozyskiwać z milicji, w której zresztą postrzegano zatrudnienie w SB jako prestiżowe. Od 1956 roku dbano, żeby wzrastał poziom wykształcenia – w latach sześćdziesiątych wprowadzono wymóg posiadania średniego wykształcenia.
Nieustannie oceniano elementy życia zawodowego kadr „bezpieki” przez pryzmat ich przydatności, zaangażowania społecznego jak i walorów molarnych. Dla wielu praca w SB była wymagająca i wyczerpująca fizycznie. Na przykład niektórzy funkcjonariusze z tego powodu składali wnioski o lżejszą pracę np. kuriera dyplomatycznego. Efektem niewytrzymywania trudów pracy było nadużywanie alkoholu – co uznawano nie tylko za duże przewinienie służbowe, ale po prostu za łamanie norm życia społecznego. W związku z tym podejmowano wysiłki, aby zwalczyć alkoholową plagę w szeregach warszawskiej Służby Bezpieczeństwa, jednak brakowało w tym konsekwencji.
Ponadto nagminne były spóźnienia oraz załatwianie w czasie pracy spraw prywatnych – zwłaszcza, gdy sprzyjały ku temu warunki pogodowe. Innym problemem dostrzeżonym przez kierownictwo było to, że całe „watahy” pracowników po godzinie 14:00 okupowało stołówkę, w której „bezowocnie siedzieli i gawędzili” do godziny 16:00, a więc do momentu zakończenia swojego czasu pracy.
Za swoją pracę esbecy byli przyzwoicie wynagradzani. Mianowicie średnia pensja funkcjonariusza w latach 1968–1970 oscylowała wokół 3 tysięcy złotych, a ogólna płaca w PRL na początku lat siedemdziesiątych wynosiła 2235 zł. Poza tym za pełnienie obowiązków wyróżniano nagrodami rzeczowi lub finansowymi – między innymi obdarowywano zegarkami marki Tissot, Doxa, przydziałem na samochód, aparatem radiowym czy wysłaniem na wycieczkę zagraniczną.
Dzięki książce Ruzikowskiego oczywiście dowiemy się mnóstwa innych ciekawostek z życia stołecznej Służby Bezpieczeństwa, jak choćby tego, że funkcjonariusz chcący zawrzeć związek małżeński, musiał złożyć odpowiedni raport do przełożonego – po czym uzyskiwał zgodę na ślub. Preferowaną przez resort formą związku było oczywiście małżeństwo cywilne i to najlepiej z pracownicą „bezpieki”, co zwiększało prawdopodobieństwo stabilizacji życia prywatnego. Nie mówiąc już o tym, że zalecano spędzanie wolnego czasu w domu lub utrzymywania stosunków koleżeńskich tylko z pracownikami SB.
Potencjalnie każdy był w zainteresowaniu SB
Autor opisuje też inne aspekty działalności SB w latach sześćdziesiątych na przykładzie inwigilacji Kościoła katolickiego i innych wyznań religijnych, grup politycznych, Związku Harcerstwa Polskiego, obserwacji zakładów pracy. W zainteresowaniu SB były wyższe uczelnie, redakcje czasopism, wydawnictwa, biblioteki, księgarnie, instytucje zagraniczne, stowarzyszenia, kluby studenckie „Hybrydy” czy „Stodoła”, elektrociepłownie, urzędy pocztowe. Istotna część pracy została poświęcona działaniom policji politycznej wokół wydarzeń społeczno-politycznych jak likwidacja tygodnika „Po prostu”, wydarzeniom Marca 1968, ingerencji w funkcjonowanie Klubu Krzywego Koła czy choćby pełnienia obowiązków podczas przybyłych do Polski ważnych osobistości lub organizacji kongresów, zjazdów PZPR itp.
Ruzikowski przypomina, że w epoce Gierka na czoło wysunęła się sprawa „osłony” przed niepożądanymi wystąpieniami w wielkich zakładach pracy. Natomiast zwalczanie opozycji politycznej stanowiło margines, co rzecz jasna zmieniło się w drugiej połowie lat siedemdziesiątych za sprawą wydarzeń w Radomiu i Ursusie.
Interesująco zostało opisane w publikacji obserwowanie przez SB przyjeżdżających do stolicy turystów. Podejrzliwie traktowano obcokrajowców przybywających na krótki, jak i dłuższy pobyt. Również podejrzanymi o działalność szpiegowską byli dziennikarze odwiedzający Polskę, w szczególności ci nieakredytowani. Zresztą w ogóle dziennikarzy zachodnich postrzegano jako jedną z najbezpieczniejszych grup spoza „żelaznej kurtyny”. W czasie rewizji danego żurnalisty zdarzało się, że w obawie przed ośmieszeniem polskiej rzeczywistości, odbierano wykonane przez niego zdjęcia. Młodzież studencką z krajów kapitalistycznych podejrzewano nie tylko o zbieranie informacji wywiadowczych, ale także o uprawianie wrogiej propagandy. Mimo mozolnej obserwacji zagranicznych gości, to na przykład w ciągu kilku miesięcy 1961 roku – ewentualne szykany jak wydalenie, odebranie prawa do ponownego uzyskania wizy, zniszczenie kliszy aparatu fotograficznego – zastosowano raptem wobec trzech osób…
Dość poważnie u progu lat siedemdziesiątych jako zagrożenie dla ustroju traktowano przenikanie do środowisk młodzieżowych – konsumpcyjnego stylu życia. Młode pokolenie takich zjawisk mogło doświadczyć na imprezach organizowanych przez placówki dyplomatyczne, co postrzegano jakie zarzewie przyszłych problemów. Oprócz innych, niezwykle „ważnych” spraw podejmowanych przez warszawskich funkcjonariuszy było dokonanie aresztowań osób sprzeciwiających się na różne sposoby podwyżkom cen, co między innymi spotkało pracownika Zakładów Wytwórczych Aparatury Radiowej – Wojciecha Zawadzkiego, który rozpowszechniał banknoty z napisem „Gomułka impotent Moskwy spowodował podwyżkę cen, by bardziej uciemiężyć lud Polski”. Mało poważnie wyglądało też ściganie kilkuosobowych grup szkolnych jak „Krąg”, „Młodzieżowa Armia Krajowa” i innych grup złożonych z bardzo młodych ludzi wieku 14–17 lat, deklarujących zwalczanie ustroju komunistycznego.
Funkcjonariusze stołecznej SB nie byli tytanami pracy
Powyższe zadania stołeczni funkcjonariusze wykonywali, posługując się różnymi metodami działania. Stałymi elementami ich służbowego życia była praca operacyjna oraz biurowa przy tworzeniu dokumentacji – wspomagana przez maszynistki, przepisujące informacje, raporty itd. Tak naprawdę to większy zapał do pracy wyrażali młodsi stażem pracownicy. Zaś starsi popadali w rutynę, zadowalając się wykonywaniem podstawowych czynności związanych z realizacją danej sprawy.
Wiele przedsięwzięć SB z różnych przyczyn kończono, zanim zdołano je tak naprawdę rozpocząć lub nie osiągnąwszy pożądanego rezultatu. U schyłku lat sześćdziesiątych większość spraw prowadzono do dwóch lat, a przeciętnie do półtora roku. Warszawska SB nie mogła pochwalić się wytężoną pracą nad prowadzonymi sprawami – w najlepszym okresie na pracownika przypadały po dwie sprawy, a przez większość lat sześćdziesiątych obciążenie to nie przekraczało średnio połowy sprawy na zatrudnianego.
Na przestrzeni dziesięcioleci działalności warszawskiej SB niezmiennie najbardziej pożądaną częścią składową pracy funkcjonariuszy byli ludzie. Po prostu wielu spraw nie byłoby bez wiadomości otrzymywanych od osobowych i rzeczowych źródeł informacji. *Właśnie podstawowe znaczenie przypisywano tajnym współpracownikom, a więc osobom zwerbowanym do współpracy, których koszt utrzymania bywałł dość wysoki. Mianowicie w latach 1962–1963 wynosił on średnio 3648 i 3826 zł. Szczególnie lubianą przez funkcjonariuszy techniką operacyjną były podsłuchy, gdyż dzięki stenogramom otrzymywali maksimum informacji przy minimalnym wysiłku.
Tak jak to było wspomniane, w książce „W służbie bezpieczeństwa stolicy” znajdziemy mnóstwo przykładów pokazujących pracę Służby Bezpieczeństwa widzianą przez pryzmat jej funkcjonariuszy. Na uwagę zasługuje fakt, że jak dotąd ukazało się niezwykle mało monograficznych publikacji opisujących działalność „bezpieki” w różanych okresach istnienia PRL. Można mieć nadzieję, że powyższa lektura zachęci innych do zajęcia się tym interesującym aspektem naszej historii.