Sztuka w Browarze, czyli GK Collection #1
Wyobraźmy sobie, że nie znamy Grażyny Kulczyk. Nie wiemy czyją jest żoną, a tym bardziej nie zaglądamy jej mężowi do portfela. Pojęcie „Kulczyklandu” brzmi jak najbardziej obco. Centrum Handlu, Sztuki i Biznesu w jednym? Jak najbardziej, jeśli odstawimy na bok spory o współczesną konsumpcję i komercjalizację. Ile pieniędzy potrzeba, by wejść w posiadanie dzieł Warhola, Kantora, Abakanowicz i Schulza? Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. O co więc chodzi? O sztukę i to tę przez duże „S”. Porozmawiajmy właśnie o niej.
Słodownia, Susznia, Galeria
Tak nazywają się trzy przestrzenie wystawiennicze poznańskiego Starego Browaru – zwycięzcy konkursu na najlepsze centrum handlowe świata w kategorii obiektów średniej wielkości w 2005 roku. W dniach 18.03-17.06.2007 trwa w jego obrębie wystawa sztuki z kolekcji Grażyny Kulczyk. Specyfika tego wnętrza, a co za tym idzie wystaw tam prezentowanych, tkwi w surowości całego wystroju i niekonwencjonalnej konstrukcji pomieszczeń: liczne przejścia, wgłębienia, zakamarki.
„GK Collection #1” to tylko część dzieł ze zbiorów jednej z największych kolekcjonerek sztuki w Polsce. Całość została pogrupowana w następujące tematyczne sale: biblioteka, moda, przedmiot, akt, rzeźba cielesna, perwersja, religia, sala muzealna. Dzięki temu wystawa nabiera wyraźnie dychotomicznego charakteru. Na kontraście opiera się nie tylko dobór tematyczny prac, ale także samych artystów i form, poprzez które się wypowiadają. Widoczne jest także coś na kształt walki „młodych” ze „starymi”. Choć właścicielka kolekcji w ostatnim czasie sprzyja sztuce współczesnej, nie zabrakło artystów dawnych: Malczewskiego, Kantora, Stażewskiego, Strzemińskiego. Owa biegunowość ekspozycji sprzyja szokowi wizualnemu. Odbiorca stoi przed arcytrudnym zadaniem: musi objąć refleksją jakieś 150 lat historii sztuki, w tym tej najodważniejszej, skandalicznej, niezrozumianej. Jeśli mu się to uda, będzie to dla niego krok naprzód, krok w stronę artystycznej świadomości.
W ubraniu...
Już przy wejściu na pierwszy poziom Słodowni słychać muzykę. Przenika ona sale mody i przedmiotu. Są to chorały gregoriańskie będące elementem filmu wyświetlanego na jednej ze ścian. „Pure gothic style” Agaty Michowskiej to 42. minutowy zapis poruszania się czerwonej tkaniny. Praca ta nie tylko wprowadza w temat, ale tworzy także atmosferę całej sali. Moda zostaje tu potraktowana w dwójnasób. Z jednej strony rozrywka, trend, przebieranie się, strojenie. Z drugiej jednak strony to nieustanne kształtowanie ciała, odchodzenie od jego naturalności. Szczególnie temu drugiemu ujęciu warto poświęcić więcej uwagi.
Vanessa Beecroft znana jest w świecie sztuki jako twórczyni happeningów ciał. Jej skąpo ubrane lub po prostu nagie modelki sprawiają wrażenie manekinów. Artystka – jak sama mówi – bawi się ich ciałami. Ustawia w różnych pozycjach, każe zamierać w bezruchu, by po chwili odegrać jakąś scenę. To właśnie zdjęcia z jednego z takich happeningów można obejrzeć w Słodowni. Prace młodej Włoszki, mimo iż w 99 proc. składają się z kobiecych ciał, tak naprawdę nie mówią o płci pięknej, lecz raczej o nowym płciowym tworze podporządkowanym regułom, wypełniającym rozkazy, przesiąkniętym obsesyjną próbą utrzymania doskonałości ulatującej urody. Mimo zarzutów wobec artystki o próby wywołania skandalu formą swych prac, tak naprawdę wskazuje ona na to, co powinno nas bulwersować w o wiele większym stopniu – rolę kobiety we współczesnym świecie.
W sali mody nie może zabraknąć oczywiście ubrań. Fotografie Jadwigi Sawickiej przedstawiają poszczególne części garderoby na jednobarwnym kolorowym tle. Dlaczego są to ubrania misternie ułożone na wieszakach, a nie przykrywające ludzkie ciało? Może to po prostu maski, które codziennie na siebie wkładamy? A może próba zwrócenia uwagi na ich podwójną „naturę”: wszak ubranie na wieszaku w sklepie jest zawsze kawałkiem materiału, ożyć może natomiast na wiele różnych sposobów w zależności od tego, kto je włoży. Zaskakujące – jeden przedmiot codziennego użytku, a tyle pytań.
... i nago
Akt, szczególnie kobiecy, odgrywał zawsze ogromną rolę w sztuce. Wraz ze zmieniającymi się kanonami piękna przybierał różne postacie. Dziś, gdy nagość już właściwie nikogo nie powinna dziwić, odpowiednia gra symbolami przykleja niektórym artystom etykietkę skandalistów. Czy Malczewski przewraca się dziś w grobie, widząc w niedalekiej odległości od swej „Poloni”, wideoinstalcję Kozyry? Tego się nie dowiemy. Ważne jest jednak jak czuje się odbiorca, osaczony przez tak rożnych twórców. Moim zdaniem, powinien czuć się bardzo dobrze.
Zacznijmy jednak od czegoś pośredniego. „Querelle” Andy’ego Warhola to sitodruk przedstawiający dwóch mężczyzn ujętych z profilu, z których jeden dotyka językiem ucha drugiego. Jest to praca z 1982 stworzona w momencie rozkwitu otwartej sztuki gejowskiej. Warto nadmienić, iż dodatkowy kontur twarzy utworzony w odległości ok. centymetra od właściwych rysów postaci, nadaje im raczej chłopięcy – żeby nie powiedzieć zniewieściały – wyraz. Dzieło Warhola – inspirowane jest między innymi książką Geneta i jej ekranizacją filmową – wieńczy również okładkę książki Nereta Gillesa „Homo art.”.
Zdarzają się głosy w środowisku poznańskich artystów, że Grażyna Kulczyk do sztuki, szczególnie tej współczesnej, podchodzi zbyt subiektywnie. Niezależnie od tego, jaką mamy opinię na ten temat, jednego nie możemy jej odmówić: śmiałości w prezentowaniu swych artystycznych upodobań. Prezentacja Kozyry i Nieznalskiej jest tego przejawem, wszak przypięło się im etykietki gorszycielek i skandalistek. Szczególnie wyeksponowana (ma osobną salę) jest wideoinstalacja Kozyry „Łaźnia”. Artystka sfilmowała ukrytą kamerą turecką łaźnię, w której niczego nieświadome nagie, starsze kobiety oddają się różnym intymnym czynnościom. Po raz kolejny Kozyra złamała tu temat tabu – poruszyła problem starzejącego się nieubłaganie ciała. Ciała nieatrakcyjnego, na co dzień zakrytego ubraniem, społecznie odrzuconego.
Z salą aktów sąsiaduje sala rzeźby cielesnej, zwana również salą kobiecego geniuszu. Prezentowane tam rzeźbiarki: Szapocznikow, Abakanowicz, Falender, Murak, tworzą w myśl hasła Katarzyny Kobro: Pierwszym aktem rzeźbiarskim jest akt seksualny. Rzeźba jak żadna inna sztuka potrafi wyeksponować ciało z jego urokiem, tajemnicą, erotyzmem. Widać tu kobiecą rękę i kobiece – znacznie odmienne od męskiego – spojrzenie na ciało.
Nie można jednak opuścić tej przestrzeni nie spoglądając na pracę Grzegorza Kowalskiego „Trzcinki”. Jest to zbiór 8 negatywów nanoszonych na różowe płótno, a następnie w miejscach, w których ciało modela zgina się, wykrzywia, przebitych ostro zakończonymi trzcinkami. Zachwyca tu nie tylko techniczne rozwiązanie i koncept, ale przede wszystkim to, co czyni dzieło z odbiorcą: oczami wyobraźni stara się on dostrzec to, co niewyraźne, próbując uchwycić jednocześnie pierwotną pozę modela.
Sacrum i profanum
Wizerunki Madonny dla Polaków mają szczególnie osobiste znaczenie. Ciekawą przechadzkę po ewolucji religijnej ikonografii daje nam sala religijna, która w dość płynny sposób łączy się z salą perwersyjną. Za punkt wyjściowy możemy uznać rosyjską ikonę z roku ok. 1850 przedstawiającą „Matkę Boską Hodegetrię z Prorokami”. Hodegetria znaczy „wskazująca drogę” i jest to jeden z najbardziej upowszechnionych rodzajów ikony. Wszystko ma tu wyraz symboliczny: Bogurodzica prawą dłonią wskazuje na siedzącego na Jej lewej ręce małego Jezusa, który czyni gest błogosławieństwa. Prezentacja tego dzieła jest wspaniałym ukłonem w stronę tradycyjnej ikonografii.
Znaczną część kolekcji (nie tylko z sali religijnej) można by określić jako nurt tzw. sztuki krytycznej. Byłoby to jednak duże uproszczenie, gdyż zbyt łatwo nasuwa się skojarzenie, co do bluźnierczych zamiarów artystów. W rzeczywistości zmagają się oni z tematami bardzo trudnymi, szczególnie w naszym kraju. Bardzo powszechny stał się nurt maryjny, który w dzisiejszych czasach pozwala spojrzeć na Bogurodzicę również jako na kobietę, a przede wszystkim matkę. Do takiego wizerunku odwołuje się Katarzyna Górna w pracy „Madonna”. Siedząca, w połowie naga kobieta z małym chłopcem na kolanie. Analogia jest tu oczywista. Twarz kobiety jednak (podobnie jak zwykle twarz Maryi) jest poważna, zamyślona, to obraz matki świadomej odpowiedzialności, jaka wiąże się z macierzyństwem. Praca Górnej nie obraża niczyich uczuć religijnych, wręcz przeciwnie, dostrzega często pomijaną naturę Maryi, podkreślając Jej wyjątkowość i czyniąc z Niej wzór.
Za ścianą, w sali perwersyjnej, znajdziemy m.in. erotyczne grafiki Nowosielskiego, dzieło Schulza wykonane bardzo rzadką techniką cliché-verre, o której Schulz pisał: Rysuje się igłą na warstwie żelatyny pokrywającej szkło, w ten sposób otrzymany negatywny, przeświecający rysunek traktuje się jak negatyw fotograficzny. Są też dzieła Nieznalskiej z przedstawieniem kagańca dla mężczyzn włącznie. Poziom wyuzdania tych prac nie jest tak wysoki, jak mógłby wskazywać tytuł sali, jednak – jak zwrócono uwagę w przedmowie do wystawy – seks sadomasochistyczny to przede wszystkim władza, a więc jest to wskazówka, że dzieła te możemy traktować również jako polityczną alegorię.
Bielszy odcień bieli
Ostatnia sala, znajdująca się na drugim piętrze Galerii, zwana salą muzealną, prezentuje polskie malarstwo abstrakcyjne i modernistyczne. Zobaczymy tu zarówno Tadeusza Kantora, jak i polskich przedstawicieli konstruktywizmu lat 20-tych XX wieku – Stażewskiego i Strzemińskiego. Umarła abstrakcja – niech żyje abstrakcja – to hasło Kantora otula pomieszczenie.
Nie mniej ważne od samej sztuki jest zastosowanie specyficznej techniki wystawienniczej zwanej white cube. Polega ona na pomalowaniu ścian galerii na biało. Jest to ukłon w stronę wczesnych metod tworzenia przestrzeni ekspozycyjnych. White cube to więcej niż białe ściany, to hipnotyczna biel dostarczająca zupełnie nowych doznań wizualnych. Dlaczego nowych? Bo dopiero teraz odbiorca uświadamia sobie, że wcześniejsze pomieszczenia były kolorowe i to w przeważającej mierze różowe! Jak można było to przeoczyć? Po prostu, dla współczesnego widza, takie barwne zaaranżowanie przestrzeni nie jest już niczym dziwnym.
Czy zgromadzenie tylu tak wspaniałych dzieł, podpisanych tak wielkimi nazwiskami, nie jest jeszcze wystarczającym powodem, by udać się do Starego Browaru? Jeżeli dodamy do tego znakomitą realizację przestrzenną, mam nadzieję, że jakiekolwiek wątpliwości zostaną szybko rozwiane. Wystawa czynna do 17. czerwca b.r.
Cytat z Schulza za ArtBiznes
Strona organizatora - Kulczyk Foundation
Zdjęcia dzięki uprzejmości Kulczyk Foundation