Szarża pod Rokitną - druga Somosierra?
Szarża pod Rokitną: dzieje pamiętnej bitwy
2 sierpnia 1914 roku Józef Piłsudski wysłał na teren Królestwa Polskiego, ziem zaboru rosyjskiego, siedmioosobowy patrol rozpoznawczy pod dowództwem Władysława Beliny-Prażmowskiego. W skład patrolu wchodzili poza nim Janusz Głuchowski „Janusz”, Stefan Kulesza „Hanka”, Stanisław Skotnicki „Grzmot”, Ludwik Skrzyński „Kmicic” (przyszli generałowie Wojska Polskiego, z których gen. Skotnicki polegnie w 1939 roku), Zygmunt Karwacki (zginie w boju pod Kostiuchnówką w 1916 roku), Antoni Jabłoński (polegnie w roku 1920). Jechali na patrol bryczkami, a wrócili na koniach, tworząc zawiązek kawalerii legionowej.
Legiony Polskie dysponowały dwoma pułkami ułanów: 1 Pułkiem, zwanym beliniakami od nazwiska dowódcy, i 2 Pułkiem. Kawaleria legionowa była formacją przeznaczoną do zwiadu i przenoszenia meldunków. Oczywiście walczyła, jeśli natknęła się na wroga, ale nie uczestniczyła w wielkich starciach.
3 czerwca 1915 roku padła broniona przez Rosjan twierdza w Przemyślu. Na krańcach Galicji przeszedł wprawdzie do ataku XXX Korpus Rosyjski, lecz Armia Austro-Węgierska zatrzymała uderzenie i odzyskała inicjatywę. II Brygada Legionów znajdowała się wówczas na Bukowinie, w składzie XI Korpusu, należącego do grupy gen. Karla Pflanzera-Baltina.
4 czerwca oddziały legionowe bez powodzenia walczyły o Łużany, lecz trzy dni później zajęły tę wieś. 11 czerwca odniosły kolejny sukces – pod Zadoborówką. Do niewoli trafiło kilkuset żołnierzy rosyjskich. Cofając się, Rosjanie zdążyli przygotować linię obronną przebiegającą m.in. wzdłuż rzeczki Rokitnianka, koło wsi Rokitna. Wykorzystali też okoliczne wzgórza. Tam właśnie zatrzymany został pochód II Brygady Legionów. Żołnierze okopali się przed Rokitinianką.
Z tych pozycji 12 i 13 czerwca rano atakowano Rosjan. Oddziały 2 i 3 Pułku Piechoty Legionów nie odniosły jednak powodzenia. Natarcie utknęło na skraju Rokitnej.
Przełamanie obrony Rosjan było konieczne, bowiem zagrożona została sąsiadująca z legionistami 42 Dywizja Piechoty Austro-Węgierskiej. Dlatego II Brygada Legionów otrzymała rozkaz ponownego przejścia do ataku. Jedyną rezerwą, jaką dysponowało dowództwo brygady, był dy wizjon kawalerii, złożony z dwóch szwadronów. Dowodził nim rtm. Zbigniew Dunin-Wąsowicz, prawnuk Mikołaja Dunin-Wąsowicza, rannego pod Somosierrą. Znającygo ze wspólnej służby w legionach Stanisław Rostworowski wspominał, że Dunin-Wąsowicz był typem żołnierza z krwi i kości: „Zewnętrznie podobny do postaci Wołodyjowskiego: drobny jak tamten, zwinny, odważny tą odwagą spokojnego człowieka, który w ogóle z kul sobie nic nie robi”.
Przed wybuchem wojny Zbigniew Dunin-Wąsowicz służył w armii austriackiej, ale w 1913 roku wystąpił, by pracować w polskich organizacjach paramilitarnych. Stanisław Rostworowski wspominał, jak na początku czerwca Dunin-Wąsowicz powiedział, że nawojowali się niemało, poznali ogień karabinów i dział oraz mitraliez. „Ale jednego nam jeszcze w naszych przeżyciach brakuje – żeby tak choć raz do szarży ułańskiej pojechać – żeby choć raz szablami Moskalom zaświecić – czego chciałbym dożyć”.
Tekst jest fragmentem książki Tomasza Stańczyka i Witolda Paska „Polskie Termopile. Walczyli do końca”:
Rozkaz szefa sztabu II Brygady, kpt. Arpada Vagasa, nakazywał, by ułani zaatakowali pozycje rosyjskie. Wspierać ich miała piechota legionowa oraz artyleria.
Rozkaz przyszedł rano, 13 czerwca 1915 roku. Ułani szwadronów Wąsowicza i Rabińskiego ruszyli z sadu, w którym stacjonowali. Na dalsze rozkazy czekali, stojąc na polu lucerny. Tuż przed godziną 12:00 na pole przyjechał Dunin-Wąsowicz. „Chory był, ale dowiedziawszy się, że jego ułani mają iść do boju, nie wytrzymał i przybył” – pisał rok później Wiktor Mondalski. Przywitało go głośne „Hurra!” ułanów.
„Rozkaz jak stal zimny i jak śmierć surowy” – ułani mieli atakować okopy bez rozpoznania, nie wiedząc, z jaką siłą przeciwnika przyjdzie się im zmierzyć. Po otrzymaniu rozkazu rtm. Zbigniew Dunin-Wąsowicz na czele dwóch szwadronów przekroczył Rokitniankę i jej bagniste brzegi. Miał krzyknąć: „Nie ma przeszkód dla polskich ułanów”, „Szable w dłoń, do szarży marsz, marsz!”. Następnie kazał 3 szwadronowi pozostać w odwodzie.
Ułani 2 szwadronu – było ich sześćdziesięciu dwóch – ruszyli galopem do ataku na kilka linii rosyjskich okopów. Ksiądz Józef Panaś, kapelan legionowy, obserwator szarży, wspominał: „Śliczny to był widok rozszalałych jeźdźców i koni, lecz równocześnie zawrzała straszna burza artylerii, karabinów maszynowych i ręcznych”.
Pierwszy okop był wprawdzie opuszczony, lecz już wówczas kawalerzyści zostali ostrzelani z boku. Pod silnym ogniem, także karabinów maszynowych, ułani pędzili dalej, ku drugiemu okopowi, w którym byli już żołnierze, i dalej – ku najsilniej obsadzonemu trzeciemu.
Kule robiły coraz większe wyrwy w szeregach atakujących. Już na początku szarży zginął trafiony w czoło najmłodszy ułan, siedemnastoletni Bolesław Kubik. Ranne i zabite konie padały na ziemię, a wraz z nimi jeźdźcy. Przygnieciony przez konia padł wachm. Bolesław Dunin-Wąsowicz, brat prowadzącego szarżę Zbigniewa. „Osunął się ranny Garbaczewski; koń jego poszedł za innymi, ale wnet zawrócił do swego pana i stał bezradny nad leżącym ułanem – jak w bajce, a było to prawdą”. Tak ten dramatyczny moment został opisany w książce Szarża pod Rokitną wydanej w 1915 roku.
Zginął wachmistrz Tadeusz Adamski. Nie uratował go zawieszony na piersi medalion. Kula przebiła go i rozerwała aortę. Wachmistrza Sokołowskiego – którego przodek padł pod Somosierrą – wyciągnął spod konia jeden z ułanów.
Przed kolejnym okopem rtm. Zbigniew Dunin-Wąsowicz i ułani – wachmistrz Nowakowski oraz kapral Bokalski – zaczęli krzyczeć do żołnierzy rosyjskich, żeby się poddali: „Brosaj orużje!”, „Zdawaj sia”.
Mogło się wydawać, że brawurowa szarża legionowych ułanów zakończy się zwycięstwem. W szeregach wroga na kilka chwil zapanowała niepewność. Niektórzy nawet podnosili ręce do góry. Krzyczeli: „Zdajem sia!”. Jednak szybko zorientowali się, że atakujący są nieliczni, a do tego z boku rażeni przez strzały, więc i oni spotęgowali ogień. Rosyjski oficer, wołając ironicznie, a może z uznaniem: „Wot, gieroj!” (Oto bohater!), wystrzelił w kierunku Bokalskiego, raniąc go. Tam właśnie, przy trzecim okopie, szwadron poniósł największe straty.
Śmierć dowodzącego szarżą tak przedstawił Stanisław Rostworowski:
Padła „Hochla” pod rotmistrzem, chcieli go ratować – dał znak ręką, by jechali dalej, z rewolwerem w ręku zerwał się, strzelił kilkakrotnie wzdłuż okopu, ale wnet się zachwiał, słaniając się przeszedł kilkanaście kroków i upadł z przestrzelonym na wylot bokiem. Krew musiała gwałtownie uchodzić, osłabł – i usnął na wieki.
Tak samo, choć już pieszo i z rewolwerem w ręku, walczył w ostatnich chwilach życia porucznik Jerzy Topór-Kisielnicki. Poległ także, trafiony kulą w głowę, trzeci z oficerów, por. Roman Prawdzic-Włodek.
Spod trzeciego okopu na koniach wróciło zaledwie sześciu ułanów. Podczas kilkunastominutowej szarży zginęło piętnastu jej uczestników, dwóch zmarło w wyniku odniesionych ran. Rany odniosło też blisko trzydziestu ułanów, a spośród nich czterech dostało się do niewoli. Brawurowa i krwawa szarża odniosła jednak skutek. Rosjanie wycofali się.
Tekst jest fragmentem książki Tomasza Stańczyka i Witolda Paska „Polskie Termopile. Walczyli do końca”:
Dzień później ukazał się rozkaz Komendy II Brygady Legionów Polskich, podpisany przez jej dowódcę, płk. Ferdynanda Küttnera:
Zadanie, które przypadło kawalerii, nie było łatwe; zostało jednak przez 2 szwadron pod dowództwem rotmistrza Dunin-Wąsowicza, który przy tym poniósł śmierć bohaterską, w tak świetny sposób przeprowadzone, że chyba historia podobnego nie zna przykładu. (...) Jeśli spodziewanego rezultatu nie było, należy sprowadzić to do innych nieszczęśliwych okoliczności. Szwadron uczynił więcej, niż swoją powinność. Ten atak będzie w historii Legionów uwieczniony jako najwspanialszy czyn kawalerii.
15 czerwca 1915 roku na cmentarzu w Rarańczy odbył się pogrzeb piętnastu poległych. Trumna rtm. Zbigniewa Dunin-Wąsowicza została okryta biało-czerwonym sztandarem. Położono na niej ułańskie czako i złamaną szablę. Nad grobami uczestnik szarży wachmistrz Sokołowski mówił: „To godni spadkobiercy ojców i dziadów spod Kircholmu, Somosierry i Ostrołęki. Wysłani na okopy rosyjskie, wiedzieli, że zginą”.
Nie była to jednak przecież, w założeniu, misja samobójcza. Brawurowa, bohaterska i wykonana z determinacją szarża 2 szwadronu zakończyła się klęską, lecz wcale tak być nie musiało. Ponoć z winy jednego oficera rozkaz dla piechoty, by wyszła z okopów, gdy zobaczy ułanów na polu walki, i by wsparła ich atakiem, dotarł na miejsce spóźniony, gdy było już po szarży. Inna to już sprawa, czy piechota zdążyłaby wesprzeć ułanów podczas kilkunastominutowej szarży.
Nie jest też jasne, dlaczego 3 szwadron nie włączył się do walki. Być może jego dowódca źle zrozumiał rozkaz rotmistrza Dunin-Wąsowicza o pozostawaniu w rezerwie (odwodzie). Według austriackiej nomenklatury wojskowej Reserwerkollonne oznaczało drugi rzut. Jednak rotmistrz Rabiński mógł zrozumieć rozkaz po polsku, dosłownie. Poza tym szarża nie została poprzedzona ostrzałem artyleryjskim. Co gorsza, artyleria austriacka skierowała ogień na rosyjskie umocnienia w chwili, gdy walczyli tam ułani.
Stanisław Rostworowski w „Przeglądzie Kawaleryjskim” wydanym prawie dwadzieścia lat po szarży napisał:
W szarży pod Rokitną mamy przykład wykonania rozkazu kierującego cały oddział na śmiertelne niebezpieczeństwo, choć z możliwością wykonania. Rozkaz zostaje wykonany natychmiast i po bohatersku, jak przystało na starą gwardię.
Po czym Rostworowski konkludował: „Całe pokojowe wyszkolenie i wychowanie ma na celu, by rozkazy podobne były tak wykonywane”.
W 1923 roku prochy poległych pod Rokitną ułanów ekshumowano z cmentarza w Rarańczy, znajdującej się wówczas na terenie Rumunii (dziś na Ukrainie), i pochowano je na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. W uroczystości pogrzebowej, która odbyła się 26 lutego 1923 roku, wziął udział marszałek Józef Piłsudski. Na Rynku Głównym w Krakowie udekorował trumny poległych Orderami Virtuti Militari. Dwa lata później odsłonięto pomnik nagrobny w kształcie sarkofagu na wysokim postumencie.
Szarża pod Rokitną została upamiętniona na tablicach Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie, trafiła do pieśni Czerwone maki na Monte Cassino, a malarską jej wizję przedstawił Wojciech Kossak.
Bibliografia:
- Mondalski Wiktor, Z trzecim pułkiem Legionów, Kraków 1916.
- Panaś Józef, Pamiętniki kapelana Legionów Polskich, Lwów 1920.
- Rostworowski Stanisław, Nie tylko pierwsza brygada. Z Legionami na bój, Warszawa 1993.
- Rostworowski Stanisław, Studium psychologiczne o szarży pod Rokitną, „Przegląd Kawaleryjski 1934, nr 9.
- Szarża pod Rokitną, Piotrków 1915.