Sven Lindqvist - „Terra nullius” – recenzja i ocena

opublikowano: 2010-11-30, 19:58
wolna licencja
Łacińskie wyrażenie „terra nullius” oznacza ziemię niczyją. Jednak ziemia, o którą chodzi w książce, miała i ma swoich właścicieli.
reklama
Sven Lindqvist
Terra nullius
cena:
25,00 zł
Wydawca:
WAB
Okładka:
miękka
Liczba stron:
248
ISBN:
978-83-7414-795-8

Tytułową ziemią jest Australia. Kiedy u schyłku XVII wieku James Cook w imieniu Korony Brytyjskiej obejmował władanie w południowej Australii, doskonale wiedział, że jest ona zamieszkana. Zwrot „terra nullius” stosowano w XIX wieku dla usprawiedliwienia podboju przez Europę wielkich terytoriów. Jeżeli zaś coś często się powtarza, można w to uwierzyć samemu.

Problemy rdzennych mieszkańców Australii, Aborygenów, rozpoczęły się w 1788 roku, kiedy to utworzenie kolonii karnej na wschodzie kontynentu dało początek inwazji brytyjskiej. Pół wieku później, gdy masowo przybywają osadnicy, kłopoty te gwałtownie narastają i już w 1834 mamy masakrę Aborygenów pod Pinjarrą. Ta rzeź szybko okazała się jedną z wielu następnych, krajowcy byli eliminowani z co atrakcyjniejszych ziem. Pod pojęciem „atrakcyjnych ziem” początkowo rozumiano ziemie najlepiej nadające się pod osadnictwo, później także te, na których występowały bogactwa naturalne. Tereny Aborygenów coraz bardziej się kurczyły, zaś ci, którzy mimo wszystko decydowali się pozostać na ziemiach, gdzie były ich święte miejsca, spotykali się z wszelkimi formami zaprzeczenia ich człowieczeństwu..

Jedną z owych form było zmuszanie krajowców do pracy, za którą wynagrodzeniem było pozwolenie na pozostanie na ziemi należącej dawniej do nich samych. Inną, o wiele bardziej okrutną, było porywanie dzieci pochodzących ze związków mieszanych i umieszczanie ich w „ochronkach”, gdzie poddawano je całkowitej negacji kultury, w której wyrośli. Dzieci takie odsyłano później do „pracy” dla białych panów. W zakres tej „pracy” — w przypadku dziewcząt — wchodziło np. świadczenie usług seksualnych. Jeżeli z takiego związku rodziło się dziecko, znowu było porywane i cały proces zaczynał się od nowa. Wszystko to działo się w majestacie prawa, a w razie jakichś trudności, „porywacze” zawsze mogli liczyć na pomoc policji. Takich form totalnej dyskryminacji i eksterminacji Aborygenów było znacznie więcej, można je poznać podczas lektury tej książki.

reklama

Prędzej lub później u każdego czytelnika zrodzi się jedno pytanie: dlaczego takie traktowanie drugiego człowieka było możliwe? Otóż jednym z wyjaśnień tego stanu rzeczy może być kompletna nieznajomość kultury aborygeńskiej wśród Europejczyków, a nawet powstawanie wśród nich wielu zupełnie fantastycznych i niesprawdzonych opinii o rdzennych Australijczykach. Jeżeli jeszcze do tego dodać, iż ich propagatorami były autorytety tej miary co Darwin i Freud, lepiej zrozumiemy ich szybkie rozpowszechnienie wśród białej społeczności.

Ten stan rzeczy zaczął się bardzo powoli zmieniać w pierwszej dekadzie XX wieku, kiedy to naukowcy zaczęli poznawać życie krajowców, mieszkając wśród nich, a nie — jak dotychczas — nie ruszając się z domu, wymyślać o nich jakieś historie pasujące do poczynionych przedtem założeń. Proces ten postępował bardzo powoli i jeszcze pod koniec ubiegłego wieku możemy łatwo znaleźć przykłady dyskryminacji Aborygenów. Trwa on zresztą do dziś i chociaż jest już o wiele lepiej, ciągle nie można mówić o równouprawnieniu wszystkich mieszkańców Australii.

Sven Lindqvist jest dziennikarzem i to od razu zauważy każdy czytelnik jego książki. To właśnie dzięki temu dziennikarskiemu stylowi narracji książka zyskuje dodatkowy posmak autentyczności. Autor zadał sobie trud odwiedzenia wszystkich opisywanych przez siebie miejsc, nie chcąc powtarzać błędów swych poprzedników piszących o Aborygenach, nie zadając sobie trudu ich poznania.

Książka Lindqvista sprawia wrażenie solidnego źródła informacji o Aborygenach. Wrażenie to umacnia obszerna bibliografia na końcu książki. Znajdujemy tu też chronologię wzajemnych stosunków „starych i nowych” Australijczyków.

Książka porusza temat w Polsce raczej mało znany i już tylko to powinno być powodem do sięgnięcia po nią i zagłębienia się w lekturę.

Korekta: Mateusz Witkowski

reklama
Komentarze
o autorze
Ryszard Struck
Radny Jastarni, założyciel i prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Jastarni i pisarz regionalny. Jego dorobek książkowy obejmuje: „Bedeker jastarnicki”, „Półwysep Helski od A do Z”, „Jastarnia – od rybołówstwa do turystyki” oraz „Legendy rybackie” i zbiór anegdot „Jastarnia się śmieje”.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone