Sutanna i szpada

opublikowano: 2009-03-10, 00:19
wszelkie prawa zastrzeżone
_Pokłóciłem się o nic z panem de Praslin i spotkaliśmy się z bronią w ręku w Lasku Boulońskim po wymknięciu się z niesłychanym trudem tym, którzy chcieli nam przeszkodzić._ Zdanie to pochodzi z pamiętnika francuskiego arystokraty żyjącego w XVII wieku. Człowiek ten, podobnie jak wielu innych francuskich szlachciców tej epoki, nie stronił od pojedynków. I zapewne nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że był on księdzem. Jan Franciszek Paweł de Gondi (Gondy), późniejszy kardynał Retz, wcale nie chciał wypełnić woli rodziców i zostać księdzem. Liczył, że za sprawą pojedynków zostanie relegowany z szeregów duchowieństwa.
reklama

Kardynał był niewątpliwie bardzo barwną postacią. Urodził się w 1613 roku w rodzinie włoskiej, osiadłej we Francji i wiernie służącej królowej Marii Medycejskiej. Jego rodzicami byli Emanuel Filip de Gondi i hrabianka de Rochepot de Commercy. Jako trzeci syn został przeznaczony do stanu duchownego, ale jego tryb życia należy określić jako swawolny, nielicujący ze stanem duchownym. Nie przeszkodziło mu to jednak awansować w hierarchii kościelnej. W 1643 roku został koadiutorem przy swym stryju Pawle de Gondi, arcybiskupie Paryża. Odegrał istotną rolę w starej Frondzie (1648–1649). Był wtedy rzeczywistym przywódcą wrogiej kardynałowi Mazariniemu grupy arystokratów na czele z książętami: Armandem de Conti, Frederic-Maurice de Bouillon i François de Beaufort. Dążyli oni wraz z parlamentem paryskim do obalenia Mazariniego i określenia rozmiarów władzy królewskiej. Gondi, znając chwiejny charakter arystokracji i parlamentu, odwołał się w tym celu do pomocy ludu Paryża. Paryżanie wznieśli wtedy barykady i stawili opór wojskom rządowym. Parlament paryski zdecydował się jednak na zawarcie kompromisu z Mazarinim w marcu 1649 roku. Gondi, od 1652 roku kardynał Retz, wziął udział także w młodej Frondzie (1650–1653). Próbował wtedy stworzyć własną partię, związaną z Gastonem, księciem Orleanu. Przypłacił to aresztowaniem z rozkazu Ludwika XIV. Zbiegł z więzienia i dopiero w roku 1662 zrezygnował z oporu wobec króla w zamian za przyznane mu beneficja. Porażka, którą poniósł, miała wynikać z faktu, że Retz władzy nie chciał, wręcz uchylał się od niej. Jego zaciekły polityczny wróg, książę Franciszek de La Rochefoucauld pisał, że Retz był daleki od myśli przeciwstawienia się Mazariniemu, aby zająć jego miejsce na czele rządu, pragnął tylko stawić mu czoła i to mu starczyło dla nasycenia fałszywej dumy.

Bujne życie towarzyskie kardynała Retza budziło zgorszenie. Zarazem jednak był on bezinteresowny i niezwykle ofiarny dla przyjaciół. Zmarł 15 sierpnia 1679 roku, jak to ujęto: nawróciwszy się na starość. Nieocenionym źródłem do poznania losów kardynała są jego „Pamiętniki”. Pisane barwnym i swawolnym językiem, zostały ostatecznie zredagowane po 1662 roku. Wydano je, mimo sprzeciwu kościoła, w 1719 roku. Do wybuchu rewolucji francuskiej „Pamiętniki” doczekały się 15 wydań i to mimo tego, że w rękopisie zabrakło 250 stron, zniszczonych przez opata klasztoru benedyktynów w St. Mihiel. Zagadką pozostaje, mimo ciekawych hipotez, kim była dama, dla której kardynał pisał swe dzieło w niezwykłej formie długiego miłosnego listu.

reklama

Młody kleryk nie był uszczęśliwiony decyzją rodziców. W 1627 roku w wieku 14 lat został, jeśli wierzyć monografii Aleksandra Dumasa ojca – „Ludwik XIV i jego wiek”, opatem w Buzay. Mając jednak skłonność do awanturniczego życia, chciał poprzez udział w pojedynkach zrzucić sutannę. Kościół już od soboru w Walencji w 855 roku potępiał pojedynki, a na soborze trydenckim postanowiono, że pojedynkujący się i ich sekundanci podlegają na równi ekskomunice, konfiskacie swych dóbr i wieczystej infamii i mają być jako mężobójcy karani. Poległym w pojedynku odmówiono wtedy pogrzebu kościelnego. Kary te przewidywał jeszcze „Codex Iuris Canonici” z 1917 roku (kanony 1240 i 2351). Gondi, pojedynkując się, świadomie i dobrowolnie popełniał grzechy ciężkie, karane wydaleniem ze stanu duchownego. Postępował bowiem sprzecznie z boskim przykazaniem: nie zabijaj. Przelewając krew ludzką, będącą sacrum, występował przeciw miłości bliźniego. Szerzył też wielkie zgorszenie, przywodząc innych do grzechu nastawania na życie ludzkie, które, jako dane przez Boga, jest nietykalne i święte – od momentu poczęcia aż do ostatniej chwili jego doczesnego trwania. Udało mu się uprosić brata hrabiny de Maure, o nazwisku Attichi, aby ten wyznaczył go przy najbliższej sposobności na swojego sekundanta. Attichi wysłał go więc w swoim imieniu do pana Melbeville’a. Ten przyjął wyzwanie i przybył na umówione miejsce wraz z sekundantem, panem Basompierre a z wielkim zapałem, ale niezbyt fortunnie. Zraniłem go szpadą w udo i kulą z pistoletu w ramię, co mu nie przeszkodziło powalić mnie i rozbroić, gdyż był starszy i silniejszy ode mnie. Obaj sekundanci rozdzielili potem Attichiego i Melbeville’a, którzy ciężko się poranili. Wieść o pojedynku szybko się rozeszła, ale nasz ksiądz nie osiągnął upragnionego celu. Prokurator generalny wszczął śledztwo, jednak wkrótce je umorzył, ulegając prośbie krewnych walczących. Gondi pozostał więc z sutanną na grzbiecie i pojedynkiem na sumieniu.

Kardynał Mazarin zamyka świątynię wojny i otwiera świątynię pokoju. Alegoryczna grafika z epoki.

Pod koniec 1628 lub na początku 1629 roku młody kleryk ubiegał się o względy pani de Chastelet, lecz ta wolała hrabiego Henryka de Harcourt. Doszło wtedy do żenującej dla Gondiego sceny. Potraktowała mnie jak uczniaka i wykpiła publicznie w jego obecności. Dotknięty 15-latek już w dzień potem wyzwał w teatrze de Harcourta na pojedynek. Do walki doszło o świcie na przedmieściach Saint-Marcel. De Harcourt miał zostać draśnięty niegroźnie szpadą w pierś. Niezrażony tym hrabia „musnął” duchownego szpadą w żołądek, a potem powalił na ziemię. Zapewne przebiłby Gondiego szpadą, ale szamocąc się z nastolatkiem, wypuścił broń z ręki. Widząc, że leżący pod nim Gondi usiłuje pchnąć go szpadą w bok, de Harcourt ścisnął mu mocno ręce, uniemożliwiając ruch. W końcu hrabia – zauważywszy, że zapasy nie przynoszą żadnego efektu – odezwał się do Gondiego: Wstańmy, nie przystoi nam się tłuc. Jest pan przystojnym chłopcem, szanuję cię i chętnie gotów jestem oświadczyć po tym, co zaszło, że nie miałem zamiaru cię obrazić. Sprawa nie stała się zbyt głośna, gdyż hrabia, dbając o dobre imię pani de Chastelet, zobowiązał Gondiego do zachowania tajemnicy. Plotki na ten temat nie mogły, ku utrapieniu Gondiego, być powodem do zdjęcia przez niego sutanny. Usiłował jeszcze prosić ojca o zmianę decyzji, ale ten, mając w planach arcybiskupstwo paryskie dla syna, nie chciał o niczym słyszeć. Duchowny chwycił więc znów za szpadę.

reklama

Do trzech razy sztuka?

Kolejny pojedynek Gondiego odbył się przed 1632 rokiem. Bez słusznego powodu pokłócił się z panem de Praslin. W walce na szpady wzięli udział także sekundant Gondiego – Meillaincour, giermek jego brata i zaufany Praslina – pan du Plessis. Już po kilku sztychach trzech z czterech walczących broczyło krwią. Gondi przyznał, że Praslin ranił go szpadą w szyję. Duchowny nie nadstawił jednak drugiego policzka i odwzajemnił się Praslinowi równie tęgim pchnięciem w rękę. Meillaincour został ranny w brzuch i rozbrojony, ale mimo rany zdołał wraz z du Plessisem rozdzielić walczących. Gondi, aby nadać rozgłos temu pojedynkowi, posunął się nawet do zaproszenia świadków. Wszystko na próżno, gdyż nie da się odwrócić biegu przeznaczenia i nikt nie pokwapił się choćby tylko donieść o tym. W następnych latach Gondi wdawał się w liczne romanse. Zamierzał nawet porwać do Holandii swą kuzynkę Małgorzatę de Gondi, pannę de Scepeaux. Jego kochanką była też Anna de Gondi, stryjeczna siostra. Inna kochanka, nie znana z imienia nastoletnia mieszczka, mająca być gwarantem skandalu, który pozwoli Gondiemu porzucić stan duchowny, została umieszczona przez jego ciotkę w klasztorze, gdzie zmarła po kilku latach. Dopiero wtedy Gondi miał dojść do wniosku, że jest skazany na wieczne noszenie sutanny i zdał się na łaskę bożą.

reklama

W przerwach pomiędzy romansami, w 1638 roku, zmuszony był wyjechać do Włoch, gdyż sam kardynał Richelieu – czytając fragment jego rozprawy naukowej „Historia spisku Jana Ludwika Fiesco”, powstałej na Sorbonie – miał się złowróżbnie wyrazić: Oto umysł niebezpieczny. Rodzina umożliwiła więc Gondiemu wyjazd do Rzymu. Tam ponownie dał dowód, że nie należy do osób, które ustępują innym. Gdy grał w piłkę w ogrodach Antonima, przybył posłaniec od księcia Schemberga, ambasadora cesarstwa, z żądaniem, bym ustąpił mu miejsca. Ksiądz kazał mu odpowiedzieć, że nie ma niczego takiego, czego nie ustąpiłby ambasadorowi, gdyby ten grzecznie poprosił. Ponieważ jednak ambasador przysłał mu rozkaz, jest zmuszony powiadomić go, że nie może przyjmować poleceń od żadnego ambasadora, poza ambasadorem króla, mego pana. Schemberg był jednak uparty i raz jeszcze przez lokaja kazał Gondiemu przerwać grę. Ten kazał więc zająć swoim ludziom pozycję obronną. Niemcy, jak sądzę, raczej przez pogardę dla małej liczby mojej asysty niż z innych względów, nie posunęli się dalej. Sprawa ta nabrała rozgłosu i Francuzi długo mieli jeszcze opiewać przewagę skromnego księdza nad ambasadorem nie wychodzącym nigdy z domu bez asysty stu konnych muszkieterów. Gondi powrócił wkrótce do kraju, gdzie raz jeszcze miał skrzyżować szpady.

W 1643 roku Gondi udał się na polowanie na jelenia w Fontainebleau. W drodze powrotnej korzystał z rozstawionych w zajazdach koni pocztowych. W Juvisy wdał się w spór o takiego konia z kapitanem Coustenantem. Oficer, człowiek dzielny, ale ekstrawagancki i choleryk, jadący z Paryża także dzięki koniom pocztowym, nakazał stajennemu zdjąć siodło z wierzchowca i nałożyć swoje. Gondi podszedł do kapitana i powiedział mu, że ten koń jest już zajęty. Coustenant, widząc okrągły kołnierzyk i prosty czarny strój rozmówcy, wziął go za studenta i dał mu w twarz z taką siłą, że Gondi zalał się krwią. Duchowny nie puścił płazem zniewagi. Dobyłem szpady, on również, ale już po pierwszym skrzyżowaniu poślizgnął się i upadł. Padając, chciał się oprzeć ręką o kołek ostro zakończony, przy czym wypuścił szpadę z ręki. Ksiądz nie wykorzystał okazji i polecił oficerowi podnieść broń. Ten, unosząc broń za koniec ostrza, prosił o przebaczenie. Gondi przyjął przeprosiny i w ten sposób jego ostatni pojedynek także nie uwolnił go od sutanny, którą dane mu było nosić do końca życia.

Bibliografia:

Źródła:

  1. Retz, J. F. P. de Gondi, Pamiętniki, przeł. A. i M. Bocheńscy, Warszawa 1981.

Opracowania:

  1. Baszkiewicz J., Historia Francji, Wrocław – Warszawa 1999.
  2. Baszkiewicz J., Henryk IV, Warszawa 1985.
  3. Baszkiewicz J., Richelieu, Warszawa 1995.
  4. Baszkiewicz J., Francja nowożytna, Poznań 2002.
  5. Billacois F., Le duel dans la société française des XVIe–XVIIe siecles: essai de psychosociologie historique, Paris 1986.
  6. Dumas A., Ludwik XIV i jego wiek, b. m. i r. w.
  7. Magdziarz W. St., Ludwik XIV, Wrocław 2004.

Zredagował: Kamil Janicki

Korektę zrobiła: Bożena Pierga

reklama
Komentarze
o autorze
Paweł Skworoda
Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, popularyzator historii, autor książek popularnonaukowych: „Warka - Gniezno 1656” (2003), „Hammerstein 1627” (2006), „Wojny Rzeczypospolitej Obojga Narodów ze Szwecją” (2007). Publikował na łamach „Mówią Wieki”, „Focus Historia”, „Teki Historyka”, „Studiów i Materiałów do Historii Wojskowości”, „Materiałów do Historii Wojskowości”.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone