Stasi – jak wschodnioniemiecka służba bezpieczeństwa śledziła sytuację w PRL?
Paweł Czechowski: Dlaczego obiektem zainteresowania wschodnioniemieckiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego, lepiej znanego jako Stasi, była PRL? W gruncie rzeczy był to przecież „bratni kraj”.
Tytus Jaskułowski: Braterstwo było pojęciem bardzo względnym i w zasadzie, poza funkcjonowaniem jako typowy zwrot w partyjnej nowomowie, raczej nie miało większego przełożenia na praktyczne relacje PRL-NRD. Dotyczyło to także, jeżeli nie przede wszystkim, służb specjalnych obu państw.
Zainteresowanie Stasi Polską można podzielić na dwa poziomy: taktyczny i strategiczny. Oba miały ponadto wiele wspólnego z filozofią rządzenia partii komunistycznej w Niemczech Wschodnich. Poziom taktyczny wiązał się ze świadomością tego, jak krucha była państwowość NRD. Ten sztuczny twór nie przetrwałby bez rozbudowanego aparatu represji. Jakiekolwiek ruchy wolnościowe czy opozycyjne w pobliżu jego granic mogły stać się zagrożeniem dla pozostawania wspomnianej partii przy władzy. Stasi chciała zatem możliwie jak najwięcej wiedzieć np. o polskiej „Solidarności”. Ale nie po to, aby zrozumieć to, co się działo w PRL, ale aby stosownie dopasowywać do potencjalnych zagrożeń własne działania represyjne w NRD. Chciano też inspirować – poprzez stosowne alarmistyczne raporty – kierownictwo państwa do intensywnych dążeń, np. dla wsparcia zewnętrznej interwencji wojskowej.
Poziom strategiczny z kolei wynikał z funkcjonowania Układu Warszawskiego jako takiego. Władze NRD miały ambicje bycia w nim drugim co do ważności państwem po ZSRR, właśnie kosztem Polski. Stasi musiała konkurować z MSW, np. w RFN w walce o niezbędne technologie. Pamiętajmy o konflikcie granicznym wokół Zatoki Pomorskiej. Do tego potrzebne było rozpoznanie np. sytuacji w PZPR, co już samo w sobie generowało konflikty z polskimi służbami. Braterstwo na poziomie służb oznaczać mogło tylko ograniczoną współpracę – zależną od bieżących interesów.
P.Cz.: Co konkretnie stanowiło źródło zainteresowania Stasi?
T.J.: Banalną odpowiedzią na to pytanie mogłoby być wyrażenie: wszystko. Tak jak każda tajna służba, Stasi zainteresowana była pozyskiwaniem wszelkiego rodzaju informacji. Aktywność w stosownych działaniach określały ponadto przesilenia polityczne w PRL. Ważne były informacje o sytuacji w PZPR, ekonomii, organizacjach społecznych, wojsku, MSW. Inna sprawa, że dzięki temu powstawał trudny do opanowania strumień informacji. Informacji, które trzeba było zweryfikować i uczciwie przedstawiać przełożonym. Tego nie chciano robić, bo nie leżało to w logice działania kierownictwa politycznego NRD. Takie rozwiązanie zakładało, że w Polsce panuje kontrrewolucja, i oczekiwano dowodów na potwierdzenie takich tez. Rzetelne informowanie władz NRD o tym, dlaczego dochodzi do regularnych przesileń w PRL, oznaczałoby koniec kariery w służbach. Notabene był tego świadomy polski wywiad, który musiał interesować się tym, jakie działania podejmowała Stasi wobec PRL.
P.Cz.: W jaki sposób Niemcy zdobywali informacje?
T.J.: Pozornie praca Stasi odpowiadała kanonowi stosowanemu przez typową służbę specjalną. Analizowano legalne materiały z pozycji rezydentur w ambasadach, organizowano informatorów wśród NRD-owskich studentów uczących się na polskich uniwersytetach. Agenci Stasi jeździli też do Polski np. na wakacje i starali się zbierać ulotki albo obserwować demonstracje. Rozwijane były kontakty wśród funkcjonariuszy PZPR.
Zapominano, albo nie chciano pamiętać, że identycznie pracowało MSW. Przypadki podwójnych agentów obu służb można zatem obecnie, niezależnie od skromnych źródeł, odtwarzać na podstawie kwerend archiwalnych.
P.Cz.: Jak wyglądał przeciętny raport przygotowany przez niemiecką służbę?
T.J.: Raport tygodniowy miał około 15-20 stron. Stanowił kompilację najważniejszych, zdaniem Stasi, wydarzeń w PRL związanych z życiem PZPR, opozycji, a także sytuacji gospodarczej i społecznej. W zależności od znaczących wydarzeń dodawano w nim stosowne punkty np. o plenum KC czy też ważniejszych demonstracjach. Dla współczesnych badaczy to skarbnica wiedzy, niezależnie od tego, że raporty te pisane były radykalnie pod tezy czytelników z kierownictwa partyjno-państwowego NRD.
Polecamy książkę pt. „Raporty polskie Stasi 1981-1989. Tom 1. W przededniu stanu wojennego: czerwiec-grudzień 1981”:
P.Cz.: Władze PRL wiedziały o obserwacji ze strony obcych służb. Czy starały się jej w jakiś sposób przeciwdziałać? Czy było to w ogóle konieczne?
Filip Gańczak: Obie strony wzajemnie się obserwowały. Dobrym przykładem może być sytuacja w Konsulacie Generalnym NRD w Szczecinie, której przyglądałem się naukowo w ostatnich miesiącach. Niektórzy z zatrudnionych tam dyplomatów wschodnioniemieckich byli jednocześnie etatowymi funkcjonariuszami Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego. Zarazem Służba Bezpieczeństwa PRL pozyskiwała do współpracy część polskich pracowników konsulatu.
Służby PRL nie próżnowały też na szczeblu centralnym. Starannie odnotowywały na przykład wizyty działaczy PZPR w Ambasadzie NRD. Informacje na ten temat trafiały do gen. Wojciecha Jaruzelskiego, ministra obrony narodowej, a od 1981 roku również premiera i I sekretarza KC. Działacze partyjni, którzy utrzymywali bliskie relacje z dyplomatami wschodnioniemieckimi i czynili to za plecami Jaruzelskiego, nie mogli liczyć na awans, a gdy pozwalały na to okoliczności, byli usuwani z kierowniczych stanowisk.
Władze PRL reagowały także na próby podsłuchiwania ich przez Stasi. Na początku lat osiemdziesiątych doszło do serii włamań do lokali należących do Ambasady NRD w Warszawie. Miały one miejsce mimo milicyjnej ochrony, można więc interpretować je jako czytelny sygnał pod adresem Berlina, że podsłuchy nie będą tolerowane.
P.Cz.: Co Stasi pisała na temat „Solidarności”? Czy ruch ten był postrzegany w NRD jako zagrożenie dla ładu politycznego w bloku wschodnim?
F.G.: „W formie tak zwanego związku zawodowego »Solidarność« powstała legalna opozycja polityczna, która chce się stać partią polityczną” – alarmowano już jesienią 1980 roku. Stasi oceniała wręcz, że „Solidarność” stała się „decydującym centrum kontrrewolucyjnym” w PRL i „nieprzejednanym wrogiem” PZPR.
Władze w Berlinie obawiały się efektu domina, a więc powtórzenia się polskiego scenariusza w innych krajach bloku wschodniego. Przywódca NRD Erich Honecker nakazywał więc dusić w zarodku wszelkie próby przenoszenia praktyk z PRL na grunt wschodnioniemiecki. Stasi gorliwie realizowała te wytyczne.
P.Cz.: Jak Stasi zareagowała na wprowadzenie stanu wojennego?
F.G.: Z ulgą. 13 grudnia 1981 roku gen. Werner Irmler, szef Centralnej Grupy ds. Analiz i Informacji (ZAIG) Stasi, z polecenia ministra bezpieczeństwa państwowego Ericha Mielkego poinformowało kierowników jednostek resortu o „pierwszych zdecydowanych działaniach” podjętych w PRL przeciwko „instytucjom i siłom kontrrewolucji”. Irmler pisał, że akcja była zaskoczeniem dla „sił kontrrewolucyjnych” i „do chwili obecnej wszystko przebiega planowo”.
ZAIG postrzegała operację zapoczątkowaną w nocy z 12 na 13 grudnia jako „konieczną reakcję” ekipy Jaruzelskiego na dążenia „Solidarności”. Postulowano jednak dalej idące działania „przeciwko wrogowi”, domagano się „rewolucyjnej konsekwencji”. Utyskiwano, że władze PRL nie spożytkowały korzystnej dla siebie sytuacji do aktywizacji partii komunistycznej. Goszcząc w Warszawie w połowie marca 1982 r., Mielke przestrzegał przed zbyt szybkim zniesieniem stanu wojennego, zwolnieniem internowanych i reaktywowaniem „Solidarności”.