Starożytny Rzym według twórcy „Herkulesa” – recenzja i ocena filmu „Ostatni Legion”
Każdy miłośnik historii może już nie tylko poprzez słowo pisane, ale i obraz ruchomy zobaczyć, jak to kiedyś było. Niestety, nie zawsze zobaczy całą prawdę lub jakąkolwiek prawdę. Nie może to nikogo dziwić, wszak film jest wizją artysty — reżysera, nie zaś historyka. Wiele wątków i faktów zmienia się w nim dla potrzeb fabuły, z braku dostatecznych funduszy lub z powodu zwykłego lenistwa twórców. Niedociągnięcia te nie przeszkadzają większości widzów, nie wpływają też w decydujący sposób na fabułę filmu. Z historykami jest nieco inaczej.
Jednym z obejrzanych przeze mnie ostatnio filmów historycznych był „Ostatni legion”. Jego reżyserem jest Doug Lefler, znany z takich dzieł jak serial „Herkules” czy film fantasy „Ostatni smok”. Gdybym znał wcześniej dorobek twórcy „Legionu”, zapewne dwa razy zastanowiłbym się, czy moje nerwy wytrzymają ów dwugodzinny seans. Niestety stało się, czasu nie można cofnąć. Można jednak napisać ku przestrodze krótką krytykę tego, co zobaczyły moje oczy.
Akcja filmu rozpoczyna się w roku 460, kiedy odbywa się koronacja i natychmiastowe obalenie młodego cesarza. Oczywiście jest to poważny błąd — Romulus był augustem w latach 475–476. W roku 460 daleko było mu do cesarskiej purpury, a w zasadzie daleko mu było do czegokolwiek — urodził się bowiem dopiero ok. 470 roku. Natomiast pokazana w filmie cesarska koronacja bardziej przypomina pogański triumf wodza z okresu republiki niż wyniesienie pomazańca bożego.
Pierwsza część filmu, obejmująca okres od wyniesienia do obalenia młodego cesarza, toczy się w Rzymie, mieście wspaniałym i kwitnącym. Nie przypomina on w niczym miasta z V wieku, które w omawianym okresie było raczej drugorzędna metropolią imperium. Pod względem swej rangi ustępowało chociażby Trewirowi, Mediolanowi czy Rawennie. Jak by tego było mało, Rzym został w 455 r. złupiony przez Wandalów Genzeryka, o czym twórcy filmu zupełnie chyba zapomnieli. Życie toczy się tam niczym 200–300 lat wcześniej. Stroje, zabudowania, wszystko przypomina raczej szczytowy okres rządów dynastii Antoninów niż dekadentyzm piątego wieku.
Romulusa przedstawiono jako przedstawiciela rodu, który wywodzi się w prostej linii od Cezara. Raczej żaden z ówczesnych senatorów nie mógł się pochwalić tak długim rodowodem. Mieszanie krwi między wąską grupą nobilów owocowało tym, iż już nawet w trzecim pokoleniu przestawali pojawiać się męscy potomkowie, a senat zasiedlali „ludzie nowi”. Prawdziwy rodowód młodzieńca jest naprawdę taki: jego ojciec, Orestes, był posiadaczem ziemskim, który majątek zbił jako zausznik i poseł z ramienia Attyli w czasach jego dominacji w Europie. Wspomina o tym dość obszernie Priskos z Panion, któremu ojciec chłopca towarzyszył w trakcie poselstwa przed oblicze władcy Hunów. Orestes wyniósł swego syna na tron, by zza jego pleców wspólnie z bratem Pawłem trząść cesarstwem. Tymczasem w filmie ojciec cesarza ukazany jest jako Rzymianin o wielkiej virtutem. Z filmu dowiadujemy się również, iż cesarz Tyberiusz to cnotliwy, zatroskany o losy ojczyzny pater patriae. Tymczasem choć być może faktycznie nie był on złym cesarzem, miał jednak wady. Jeśli wierzyć słowom Swetoniusza, „przyuczał kilkuletnich chłopców do (...) rozrywki seksualnej”. Tyberiusz nie był też, jak chce tego Lefler, ostatnim cesarzem z dynastii julijsko-klaudyjskiej. Każdy licealista chyba wie, że panowali po nim jeszcze Kaligula, Klaudiusz i Neron.
Dzikusy
Ciekawie odmalowano Gotów. W zamyśle twórców filmu są to dzicy barbarzyńcy bez miłosierdzia w sercu, odziani w skóry i potężnie zbudowani — ot, armia Conanów. Nic bardziej mylącego. Gocki wojownik tamtych czasów bardzo często nie ustępował uzbrojeniem rzymskiemu legioniście. W żywocie św. Seweryna znajduje się nawet wzmianka, że ci pierwsi posiadali lepszy rynsztunek niż żołnierze formacji limitanei. Co ciekawe, na czele tych „dzikusów” stoi w „Ostatnim legionie” niemniej dziki Odoaker. Dotąd myślałem, że królem Wizygotów (bo zapewne o ten szczep chodzi), którzy zawędrowali tak blisko cesarstwa, był w omawianym okresie Teodoryk II. Odoaker nie był nawet Gotem, lecz Skirem, zaś zamachu stanu dokonał na czele zbuntowanych żołnierzy znajdujących się na służbie Rzymu, głównie Skirów i Rugiów. Sam także był wysokim rangą oficerem armii cesarstwa zachodniego, nosił więc zapewne elegancki płaszcz i lśniącą zbroję.
Filmowy Odoaker bardzo chce zabić małego Romulusa, jednak później decyduje się zesłać go na Capri. Co ciekawe, ów król Italii w rzeczywistości wcale nie miał zamiaru zabijać małego cesarza. Co prawda wyeliminował jego ojca, lecz w ramach pocieszenia przyznał Romulusowi majątek ziemski w Kampanii. Zresztą nie był on też ostatnim cesarzem rzymskim, do roku 480 żył bowiem Juliusz Nepos — wyparty przez Orestesa uciekł na wschód, by daremnie szukać poparcia cesarza Zenona. W filmie występuje, nawiasem mówiąc, kilku Bizantyńczyków. Nie wyglądają oni jednak jak Rzymianie, lecz raczej jak Sasanidzi lub bohaterowie „Baśni tysiąca i jednej nocy”. Odoaker nie powinien też być postrzegany w kontekście siły niszczącej cesarstwo. Zrezygnował bowiem z miana cesarza i jako król Italii uznał się za podwładnego cesarza Zenona. Po upływie 81 lat obie części Imperium znów miały jednego władcę, mimo iż de facto rządcą zachodu pozostał Odoaker.
Drużyna Pierścienia?
Weźmy teraz pod lupę drużynę śmiałków, którzy stają po stronie Romulusa w jego wyprawie do Brytanii. Jest to zaiste prawdziwa Drużyna Pierścienia, na czele której staje Gandalf (to ten pan w bieli będący nauczycielem chłopca i ciskający różne czary, na imię miał Ambrosinus). Do tego należy doliczyć niejakiego Aureliusa, dowódcę gwardii cesarskiej i rzymskiego generała (co za anachronizm!) świeżo przybyłego z prowincji Afryka. Ciekawe, bo Afryka wypadła z rzymskiej strefy wpływów w latach 30. i 40. po inwazji Wandalów. Ostatnim znanym mi wodzem rzymskim obecnym w tamtym regionie był niejaki Bonifacjusz w randzie comesa lub magistra militum. Inną barwną postacią jest bizantyjska wojowniczka z Indii, która początkowo jest osobą bardzo zawoalowaną — dosłownie i w przenośni. Nie mówi nic i ukrywa swą twarz, jednak mistyfikacja wychodzi jej dość marnie. Drużynę uzupełniają jeszcze: potężnie zbudowany, czarnoskóry rzymski legionista (wiadomo, w ramach politycznej poprawności część ról muszą obsadzić Afroamerykanie) i walczący oburącz młodzian, który jest filmowym odpowiednikiem Tolkienowskiego Legolasa.
Skupmy się teraz na głównym bohaterze, a raczej jego orężu. Przez cały film młody Romulus posługuje się Excaliburem, mieczem wykutym dla Juliusza Cezara w Brytanii. Ostrze jednak w ogóle nie przypomina miecza rzymskiego typu gladius hispaniensis, popularnego w czasach późnej republiki. Wygląda raczej jak magiczny miecz żywcem wyjęty z gry Baldur’s Gate. Zastanawia mnie też, jak Rzymianie w czasach Cezara mogli wykuć jakikolwiek miecz na terenie Brytanii, jeśli wyprawili się tam tylko dwa razy w latach 55–54, w sumie na 2–3 miesiące. Były to ekspedycje odkrywczo-łupieżcze. Nawet w czasach Tyberiusza, który ponoć ukrył miecz na Capri, Brytania pozostawała poza strefą wpływów Rzymian. Przyłączył ją dopiero przedostatni cesarz tego rodu — Klaudiusz.
Zaginiony legion
Celem tej barwnej zbieraniny jest prowincja Brytania. Prowadzi ją tam wiadomość o tym, iż właśnie tam znajduje się ostatni z rzymskich legionów wiernych cesarzowi — Legion IX Smoków. Niestety, podróżnicy zupełnie nie zdają sobie sprawy z dwóch podstawowych kwestii. Primo, w tamtym czasie Brytania była już poza strefą wpływów cesarstwa. W 406 r. miała miejsce uzurpacja Konstantyna III, która była początkiem końca rzymskiej obecności na wyspie, w 410 r. cesarz Honoriusz pozostawił wyspę Britannia Maior samą sobie, zaś w latach 440–450 wypada ona zupełnie z rzymskiej orbity. Secundo, po dotarciu na wyspę śmiałkowie dowiadują się, że legionu już tam nie ma. I nic dziwnego! Wszak nie stacjonował on już w prowincji od drugiej połowy I w. n.e., zaś nie istniał w ogóle od II wieku, kiedy to został zniszczony, najprawdopodobniej podczas powstania Bar-Kochby. Nigdy potem go nie odtworzono. Legion IX nie nosił w dodatku miana Draconum, lecz Hispania. Być może w spisie Notitia Dignitatum figuruje jakiś inny IX legion rzymski, który powstał po reformach Konstantyna. Muszę jednak przyznać, że nie widzę specjalnej potrzeby brnąć przez ów zagmatwany, tabelaryczny wykaz rozmieszczenia wojsk rzymskich w okresie późnego antyku. Wątpię też, by twórcy filmu wzięli pod uwagę to ważne dla badań nad omawianym okresem źródło.
W końcu nasi bohaterowie cudem odnajdują jednak resztki legionu, który staje po ich stronie w walkach ze ścigającymi ich Gotami. Rzymianie toczą bój w ekwipunku żołnierzy z okresu pryncypatu, zresztą w filmie legioniści mają wyposażenie z każdej epoki, prócz tej, w której toczy się ponoć akcja filmu. Ich signa przedstawiają nie sylwetki byka będącego znakiem legionu IX, a smoki. Co ciekawe, są to smoki typu Draco, będące sztandarami konnicy rzymskiej od około II wieku n.e. Dodam, że sztandary takie zaczerpnięto od Sarmatów. O samej scenie batalistycznej nie ma sensu pisać, gdyż dwukrotnie zwiększyłoby to objętość mojej recenzji. Uwagi na ten temat wyraziłem komentując film na forum Histmaga.
Pullo was here
Reasumując, „Ostatni legion” jest filmem zupełnie wypaczającym prawdę historyczną. Nawet ludzie, którzy nie przywiązują wielkiej wagi do historii, mogą po jego obejrzeniu czuć pewien niedosyt. Gra aktorów jest słaba, zaś całości zupełnie brak rozmachu. W zamyśle autorów jest to jednak zapewne film mający być rozrywką dla amerykańskiej rodziny, która postanowiła wybrać się do kina w niedzielne popołudnie. Jeden z moich kolegów — także historyk — słusznie opisuje, czym dla człowieka współczesnego jest cesarstwo rzymskie:
Kiedy ludzie słyszą „Rzym”, widzą wielkie starożytne miasto albo dzisiejszą stolicę Włoch, gdzie jest więcej makaronu niż mieszkańców. Jeśli słyszą „legionista”, musi być on taki sam, jak ten, który walczy z Asteriksem. Jak Cesarz, to na pewno potomek Cezera i Herkulesa. Barbarzyńca to wielki brodaty koleś, który ma więcej mięśni niż rozumu. Nazywa się Kronx albo Gorx. Rzymianie w Brytanii kiedyś byli (najpewniej od czasu jak wpadł tam Cezar do bitwy pod Hastings), a jako dowód można zobaczyć wielki mur i wyryty napis „Pullo was here”. Religia w Rzymie to oczywiście pogaństwo, z Zeusem, a może Jowiszem na czele. Chociaż w zasadzie to musiał być Zeus, bo Jowisz to przecież planeta...