Staropolskie czarnowidztwo
Husaria, bigos, dworek szlachecki – oto najczęściej przywoływane symbole Sarmacji. Gdzieś podskórnie cały czas tkwi Henryk Sienkiewicz i jego Trylogia oraz Pan Tadeusz Adama Mickiewicza, które stały się dziełem, przy pomocy którego interpretujemy staropolską przeszłość.
Problem tkwi w tym, że z zasady dominującą role we współczesnym wyobrażeniu odgrywają jedynie aspekty sarmackiej historii związane z sukcesami w dziedzinie prowadzenia wojen. Taki stan rzeczy jest o tyle zrozumiały, że w swojej długiej historii Rzeczpospolita rzeczywiście nie raz wsławiła się czy to wspaniałą szarżą husarii, czy to niezwykłą obroną. Nie ma więc nic złego w przypominaniu i tego aspektu polskiej tradycji. Źle zaczyna dziać się, gdy całą bogatą tradycję ogranicza do jednego aspektu. Warto zauważyć jednać dosyć często zupełnie pomijaną krytyczną stronę natury staropolskiej kultury politycznej.
Idą ciemne czasy
Wokół sarmackiej kultury politycznej narosło niezwykle wiele mitów, wyobrażeń czy zabobonów. Oczywiście, było w jej praktyce wiele patologii, różnych w zależności od okresu w historii Rzeczpospolitej. Sejmiki, sejm i senat funkcjonowały w różny sposób, bywały jednocześnie produktywne i warcholskie. Przywykliśmy do patrzenia na Rzeczpospolitą Obojga Narodów jako na ciało polityczne, które było zadufane we własne możliwości i przekonane o swojej doskonałości. Nie jest to do końca prawda, bowiem poważne zaniepokojenie stanem w jakim znalazło się państwo również istniało i funkcjonowało w myśli politycznej.
Gros staropolskich filozofów polityki i polityków zastanawiało się, czy ustrój w którym przyszło im żyć jest najlepszy i czy można go zmodernizować. Jak zauważył Janusz Tazbir, szczególnie pod koniec wieku XVI w staropolskiej myśli politycznej zaczęło pojawiać się coraz silniejsze wątki czarnowidztwa.
Teoretycznie wydaje się to bardzo dziwne. Czasy ostatnich Jagiellonów zwyczajowo wskazuje się jako okres największej prosperity Rzeczypospolitej, złoty wiek który w swoich pismach sławili zarówno Paweł Jasienica, jak i niezliczone grono krakowskich historyków. Tymczasem to właśnie w tych, wydawałoby się radosnych i spokojnych czasach można odnaleźć niemało pesymistycznych wizji. Daleko im jednak do tekstu z 1657 roku, zatytułowanego Dyskurs kapłana jednego polskiego roku tysiąc sześćset pięćdziesiątego siódmego post Testum Transifigurationis Domini, w którym pokazuje, za co Bóg Koronę Polską karze i jako dalszego karania ujść mamy w którym autor przekonywał, że Polska jest niemalże drugą Sodomą i za niechrześcijańskie postępowanie z chłopami należała się jej sroga kara jaką był potop szwedzki. Niemniej i wcześniej niemało było wizji, od których szlacheckie łby mogły posiwieć.
Przed Piotrem Skargą
Piotr Skarga, charyzmatyczny kaznodzieja, płomienny mówca i zajadły zwolennik króla, wskazywany jest jako największy ze staropolskich katastrofistów. Niezaprzeczalnie skryte na kartach Kazań sejmowych przestrogi dla Rzeczypospolitej i wskazywane konsekwencje realiów szlacheckiego ustroju należą do najbardziej ponurych. Ale nim przywołamy słowa kaznodziei, warto chociaż po trochu spojrzeć, co głosili jego poprzednicy.
Mikołaj Rej to poczciwy autor, którego z zasady kojarzy się frazą „A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają.”. Tymczasem poza tym, że pisał dużo i ciekawie po polsku i jako jeden z pierwszych stał się orędownikiem poprawy losu chłopskiego pisząc Krótką rozprawa między trzema osobami, Panem, Wójtem a Plebanem, snuł też czarne wizje przyszłości Rzeczypospolitej. W zamieszczonym na końcu Zwierciadła albo kształtu, w którym każdy stan snadnie się może swym sprawam jako we zwierciedle przypatrzyć liście Ku zacnym a sławnym Polakom poćciwego szlachcica polskiego krótkie napomnieni pisał w następujący sposób:
A bez żadnego przymuszenia, tak jako się w inszych narodziech dzieje, tylko tak prawie za skaraniem jawnym Pańskim, a za świętem dekrety jego, że wedle jego obietnic, jakochmy skoro poczęli mędrować a wylatować nad obłoki i z rozumki swemi, a z dziwnemi wymysły swemi, tak nam wszytko zamieszać raczył, że ku żadnej poćciwej a potrzebnej sprawie, prawie przyść nie możemy, a prawie ze wszech stron do złego, jako kuropatwy pod sieć, leziemy.
Co miał na myśli? Otóż nic innego, niż powtarzane potem stwierdzenie, że „Polska nierządem stoi” – nie tyle jednak politycznym, co moralnym. Zbyt dużo swobody i zbyt dużo wolności w kraju może skończyć się jednoznacznie źle. Koniec Rzeczpospolitej zdaniem Reja trwał, odkąd jej mieszkańcy odeszli od praw boskich.
W innym tonie, chociaż wcale nie mniej złowieszczym, wypowiadał się Stanisław Orzechowski. Gorliwy zwolennik państwa wyznaniowego (i zarazem co pewien czas obrzucaną ekskomuniką ksiądz) oraz jeden z najciekawszych staropolskich publicystów nie przebierał w słowach. Opisując w Quincunx stan w jakim znalazła się Rzeczpospolita (wizję wyboru elekcyjnego króla) pisał w następujący sposób: „Panie Boże dajże mi śmierć przed śmiercią króla dzisiejszego, a nie dawaj doczekać onych złych dniów, które nastaną po śmierci króla tego, bowiem śmierć jego pewną Królestwa Polskiego jest”.
Wizja władcy elekcyjnego, którego wybierał każdy i którym mógłby zostać potencjalnie każdy napawała go przerażeniem: „Tak ci będzie: będziemy mieć króla w duchownych rzeczach sędziego, ale nie tego, którego nam w Polszcze przed tym kapłana rzymskiego Bóg dawał, ale tego którego przez Turka albo poprzez roztyrk nasz domowy da; a tego niedługo czekać”.
Jednym słowem naprawdę lepiej umrzeć, niż doczekać czasów, w których Rzeczpospolita zostanie wydana na pastwę królów elekcyjnych i demosu szlacheckiego. Już nie Bóg będzie władcą Rzeczpospolitej, ale ludzie, a to nieuchronnie musi sprawdzić na nich katastrofę.
Tekst inspirowany książką Jacka Kowalskiego pt. „Sarmacja. Obalanie mitów. Podręcznik bojowy”:
Wizja końca Rzeczypospolitej pojawiła się również w pisemku, które niegdyś Orzechowskiemu przypisywano, a które wedle najnowszych ustaleń raczej nie wyszło spod jego pióra, zatytułowanego Ziemianin albo rozmowa ojca z synem o sprawie Polski. Czytelnik znajdzie w nim sąd podobny do tego z Rejowego gadania: „Tę sławną Koronę postronni sąsiedzi między się, jak psi flak, roztargną”. Czemu? Bo warcholstwo i upadek obyczajów zakończą żywot sławnej Rzeczypospolitej.
Swoje trzy grosze, chociaż w mniej spektakularny sposób, dorzucili też Andrzej Frycz Modrzewski i Andrzej Wolan, którzy koniec upatrywali w kryzysie prawa i braku jego przestrzegania. Właśnie wizja kryzysu legła przecież jako fundament pod O poprawie Rzeczypospolitej. Jego autor pisał:
Powiększały naszą troskę huczące ze wszystkich stron burze, wiry i nawałnice nieszczęść. I wschód bowiem groził nam wojną, i o Zachodu wrące fale, i – gdziekolwiek spojrzeć – nigdzie bezpieczności zewsząd obwieszczały się grozy.
Do tego z powodu bezkarności bez miary i swawoli, zalewały nas fale nieszczęść domowych tak iż – gdyby Bóg na nas nie był wejrzał – nie znaleźliśmy wystarczającej mocy na ich powstrzymanie i zagnanie z powrotem w koryta.
Stan kraju był zdaniem Frycza może nie tyle fatalny, co niepokojący i skłaniający do daleko idących reform. Należy nadmienić, ze wiele zawartych na łamach O poprawie Rzeczpospolitej pomysłów była równie gorzka co choroba, którą miały leczyć. Frycz pragnął bowiem wprowadzić istny purytanizm obyczajowy. Zgodnie z jego radami w Rzeczypospolitej nie można by ani grać w kości, ani tańczyć, nie mówiąc już o innych uciechach ciała.
Trudne czasy nastały po śmierci ostatniego z Jagiellonów. Staropolski katastrofizm został wzmocniony podczas pierwszego bezkrólewia, kiedy całe społeczeństwo szlacheckie nie było pewne co je czeka i jakie będą tego konsekwencje. Król osierocił bowiem swoje owieczki. Wtedy też liczni autorzy anonimowi wieścili nie tylko czarne wizje, ale i widzieli konieczność natychmiastowej naprawy Rzeczpospolitej. Zaczęto snuć ponure myśli, zgodnie z którymi Rzeczpospolita niczym starożytny Rzym, Sparta i królestwo Czech upadnie. Anonimowy autor na łamach Gdyżechmy przyszli na ten nieszczęsny wiek pisał:
(...) Pana Boga ubłagali, a do tego się totis animis przyczynili, jakoby na nas gniewu swego sprawiedliwie za naszą rozpustą, wszeteczestwem, zbytkiem i łakomstwem nie rozciągną, a z nami sobie egzekucyej nie uczynił.
Państwo może było i dobrze pomyślane, ale jeżeli chodzi o szczegóły dochodziło do wielu wypaczeń i patologii. Konieczna była więc moralna sanacja.
Naczelny czarnowidz
Wszystkie czarne wizje były jednak niczym wobec tych, którymi swoich odbiorców raczył Piotr Skarga. Namysł nad wadami ustroju i próbą jego naprawy były centralnym punktem rozważań kaznodziei zawartych w jego Kazaniach sejmowych. Rzeczpospolitą toczyły według niego różne choroby, które niechybnie musiały doprowadzić jej ciało do śmierci o ile lud się nie opamięta. Jezuita wskazał na sześć z nich które, miały doprowadzić do upadku: brak miłości do ojczyzny, niezgodę domową, zarazę heretycką, osłabienie dostojności władzy, niesprawiedliwość oraz jawność grzechów. Jednym słowem, Rzeczpospolita stoi i bezprawiem i nierządem, do tego innowiercy samą swoją obecnością niszczą jej zdrowa naturę:
A spólna ojczyzna i matka miła jako was do zgody wiąże i zniewala? Izali tez się podzieli ją mżecie? Izali to nie jej śmierć jest, gdy się ją dzieli i rozrywać poczniecie? Obalenie tak wielkiego królestwa, zguba wszytkich praw i wolności waszych, upadek wszytkich dostatków waszych, braciej waszej i narodu waszego, żon i dziatek waszych, jako was do zgody nieprzywodzi?
I dalej: „Bo gdzie niezgoda i rozdział, jako Pan mówi, tam jest upadek królestwa, a dom się na dom wali”. Przykłady można mnożyć, bowiem cały tekst jest jedną wielką przestrogą przed nadchodzącymi czasami.
Lekcja historii staropolskiej?
Ten krótki przegląd (wybranych) czarnych wizji miał na celu wskazanie, że Sarmaci nie do końca byli zakochani sami w sobie i w swoim stanie posiadania. Widzieli jego wady (nie zawsze wtedy, kiedy groza upadku pojawiała się już na horyzoncie) i zdawali sobie sprawę z zagrożeń jakie mogą się pojawić. O innych ich przywarach, zaletach i zasługach pisze w swojej nowej książce pt. Sarmacja. Obalanie mitów Jacek Kowalski. Problem w tym, że niewiele z tego czarnowidztwa wynikało. Ale jak głosił jeden z anonimowych autorów czasu pierwszego bezkrólewia: „Dawna piosnka w Polszcze, iż źle u nas, giniemy”.
Bibliografia:
- Źródła:
- Orzechowski Stanisław, Quincunx wtóry [w] tegoż, Wybór pism, oprac. Jerzy Starnawski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1972.
- Pisma polityczne z okresu pierwszego bezkrólewia, oprac. Jan Czubek, Akademia Umiejętności, Kraków 1906.
- Rej Mikołaj, Spólne narzekanie na niedbałość naszę, t. 4. Warszawa 1903
- Ziemianin albo rozmowa ojca z synem o sprawie Polski, r. 1565, Kraków 1859
Opracowania:
- Huber Steffen, Polifonia tradycji. Filozofia praktyczna i teoretyczna Andrzeja Frycza Modrzewskiego, Wydawnictwo Naukowe Sub Lupa, Warszawa 2014.
- Tazbir Janusz, Czarna futurologia, „Nauka” 1, 2008, s. 7-18.
- Ujejski Józef, Dzieje polskiego mesjanizmu do powstania listopadowego włącznie, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Lwów 1931.