Stanisław Skarżyński - Przez Atlantyk po rekord świata
Poznaj najpierw historię podróży Skarżyńskiego do Afryki.
Jeszcze w 1931 roku pilot ożenił się z Julią Frenkiel, z którą miał później syna Macieja (ur. 1934). Z kolei w kwietniu 1933 roku powrócił do 1. Pułku Lotniczego w Warszawie, gdzie został dowódcą dywizjonu. Już w trakcie swego lotu nad Afryką, Skarżyński zaczął myśleć o podobnym wyczynie, lecz nad Atlantykiem i połączonym z ustanowieniem jakiegoś światowego rekordu. Jako iż pierwszy nieprzerwany przelot nad tym oceanem został dokonany już w 1919 roku przez Brytyjczyków: Johna Alcocka i Arthura Whittena Browna, na zmodyfikowanym ciężkim bombowcu z okresu I wojny światowej Vickers Vimy, Polak zdecydował się odbyć swoją podróż na znacznie lżejszym aeroplanie. W ten sposób chciał jako pierwszy pokonać Atlantyk statkiem powietrznym, zaklasyfikowanym do II kategorii samolotów turystycznych, czyli jednomiejscowym o ciężarze do 450 kg.
W tym celu Doświadczalne Warsztaty Lotnicze w marcu 1933 roku przygotowały dla oficera lekki, jednomiejscowy samolot turystyczny RWD-5bis. Był to zmodyfikowany specjalnie na potrzeby tej wyprawy RWD-5 o wadze 446 kg (z pełnym obciążeniem 1100 kg), maksymalnej prędkości 210 km/h i zasięgu do 5 tys. km. Ten model posiadał silnik rzędowy De Havilland o mocy 130 KM. Sprawność aeroplanu przed lotem Skarżyńskiego zbadała specjalna komisja. Podobnie jak w przypadku lotu afrykańskiego, projekt Skarżyńskiego wsparły (organizacyjnie i finansowo) m.in. Departament Aeronautyki przy Ministerstwie Spraw Wojskowych, a także Liga Morska i Kolonialna. Pomocny okazał się również np. Aeroklub Rzeczypospolitej Polskiej. Przygotowując się do wyprawy pilot studiował mapy i książki dotyczące trasy, którą planował przebyć. W kwestiach klimatycznych i meteorologicznych korzystał z rad naukowców Głównej Wojskowej Stacji Meteorologicznej. Tak jak przy poprzedniej wyprawie, kapitan Skarżyński starał się utrzymać swój projekt (a przynajmniej jego prawdziwy cel, tj. pokonanie Atlantyku) w jak największej tajemnicy, by nie czuć presji ze strony prasy.
Afryka po raz drugi
W celu uniknięcia ewentualnego zainteresowania ze strony fotoreporterów i dziennikarzy, Skarżyński rozpoczął swoją wyprawę ze znajdującego się wówczas poza Warszawą i słabo z nią skomunikowanego lotniska na Okęciu. Wystartował 27 kwietnia 1933 roku o godzinie 8:05. Tego samego dnia, lecąc nad: Poznaniem, Zbąszynem, Lipskiem i Frankfurtem nad Menem kapitan dotarł do Lotniska Lyon-Bron we Francji, gdzie zaopiekował się nim przebywający w tym kraju polski dyplomata. Tam też 28 kwietnia odbyło się oficjalne ważenie aeroplanu przed próbą ustanowienia rekordu by sprawdzić, czy faktycznie RWD-5 można zaliczyć do II kategorii samolotów turystycznych. Sprawdzono także silnik.
30 kwietnia Skarżyński wystartował z zamiarem osiągnięcia Casablanki, jednak z uwagi na złą pogodę (mgłę, duże zachmurzenie i deszcz) musiał lądować w Perpignan. Wreszcie, 1 maja lecąc nad Barceloną i Malagą, pośród burz, polski kapitan dotarł do Casablanki. Miasto podobało się lotnikowi tak samo, jak ponad 2 lata wcześniej. Doczekawszy się w końcu dobrych warunków atmosferycznych, Skarżyński wystartował 3 maja, po pewnym czasie przelatując nad terenami pustynnymi. Awiator zatrzymał się na lotnisku w miejscowości Port Étienne (obecnie Nawazibu), której fort w swej pierwszej książce – dotyczącej lotu z 1931 roku - opisał następująco:
Fort ten wydawał nam się dziwnie znany – zupełnie taki sam, jakie widujemy wszyscy na ekranach kinowych. Takiż czworobok murów, zaopatrzonych u góry w strzelnice, takaż wieża strażnicza ze zwisającą sennie trójkolorową chorągwią, a załoga stale gotowa do walki (S. Skarżyński, 25.770 kilometrów ponad Afryką, Łódź 2001, s. 82).
Stamtąd, następnego dnia Skarżyński dotarł na lotnisko pod Saint-Louis w Senegalu. Tam czekał na niego zespół, który jeszcze raz miał sprawdzić jego samolot przed próbą ustanowienia rekordu świata:
Funkcjonariusze Aeropostale’u [francuskich linii lotniczych funkcjonujących od 1918 do 1933 roku – przyp. M.B.], z dyrektorem p. de Vieux na czele, z wielkim zainteresowaniem oglądali samolot, który, po przebyciu z górą 6.000 km. w walkach z deszczami i burzami, lśnił czystością i żywym blaskiem barw, jakby dopiero co opuścił halę montażową. P. de Vieux wiedział o zamierzonej próbie bicia rekordu w kierunku na północ. Był delegowany z ramienia Aeroklubu Francji na komisarza sportowego, toteż musiałem go wtajemniczyć we wszystkie szczegóły konstrukcji, rozmieszczenia zbiorników i nieskomplikowanej sieci przewodów benzynowych. RWD 5-bis podobał mu się bardzo, a gdy go jeszcze poinformowałem o zachowaniu się samolotu w locie zaczął z wielkim uznaniem odnosić się do naszego przemysłu lotniczego (S. Skarżyński, Na RWD-5 przez Atlantyk, Warszawa 1934, s. 44-45).
Gdy Skarżyński wyjawił panu de Vieux, że, wbrew oficjalnie rozgłoszonej wersji, nie planuje na swym samolocie ustanowić rekordu lecąc na północ, lecz na zachód, przez Atlantyk, Francuz miał wpaść w przerażenie. Urzędnik uważał, że samolot jest zbyt mały do transoceanicznej podróży, ponadto brakuje mu odpowiedniego sprzętu, w tym radionamiernika, spadochronu i łodzi ratunkowej. De Vieux nie dał się przekonać, że polski kapitan dostatecznie przygotował się do planowanego lotu. Mimo to zapowiedział, że cały podległy mu personel jest do dyspozycji Skarżyńskiego, wyznaczając mu nawet mechanika do pomocy. Awiator ulokował się w hotelu w Saint-Louis, po czym zwiedził miasto, które wydawało mu się bardzo egzotyczne. Pilot został przyjęty przez francuskich gubernatorów Senegalu i Mauretanii. Miał też okazję poznać mieszkającego w tej miejscowości rodaka, doktora Szczukę, z którym spędził trochę czasu słuchając o jego podróżach.
Skarżyński nad Atlantykiem
Wreszcie 7 maja o godzinie 23:00, Skarżyński odleciał z Saint-Louis w kierunku Brazylii. Polak wystartował o tak późnej porze – jak sam później napisał – ze względów bezpieczeństwa, ponieważ przy tak długim pilotowaniu łatwiej jest pozostać przytomnym, gdy nocną część podróży odbędzie się na początku, zamiast pod koniec, a także, by móc wylądować jeszcze przed zachodem słońca:
Jeżeli chodzi o wrażenia to w nocy nie miałem wiele czasu na rozmyślania, gdyż trzeba było skupić całą uwagę na wskazania zegarów, a poza tym należało walczyć z sennością. Bezruch i oddawanie się marzeniom bynajmniej nie wpływają dodatnio na walkę z sennością, toteż starałem się nie poddawać i stale wynajdywałem sobie jakieś zajęcie. Od czasu do czasu przepompowywałem ręczną pompką benzynę z dolnego (300 ltr.) zbiornika do górnych, mieszczących się w skrzydłach. Poza tym ciągle coś jadłem, gdyż ta czynność również świetnie zapobiega senności. Na drogę zabrałem, poza żywnością rezerwową, banany, pomarańcze, czekoladę, cukierki i kolę, wyciąg z orzeszków afrykańskich. W czasie lotu starałem się nie jeść nic twardego, gdyż wtedy… silnik przerywa. Oczywiście jest to złudzenie słuchowe, powstałe skutkiem gryzienia twardych pokarmów, ale może spowodować niepotrzebne zaniepokojenie o stan Bogu ducha winnego silnika. Samotność nigdy nie była dla mnie uciążliwa, a zresztą w locie tym nie byłem samotny, gdyż miałem swą najlepszą towarzyszkę-maszynę. Towarzyszka ta jest bardzo zaborcza i wymaga, aby całą uwagę poświęcać wyłącznie jej i mści się za wszelkie zaniedbania… (S. Skarżyński, Na RWD-5 przez Atlantyk, Warszawa 1934, s. s. 65).
Początkowo, z uwagi na mgłę, Skarżyński leciał dość nisko nad oceanem, na wysokości 50-100 metrów. Gdy na pół godziny przed świtem dotarł do strefy deszczów, wzniósł się ponad chmury na wysokość ok. 1700 metrów (później przebywał nawet na wysokości ok. 2500 metrów). Jako iż po dotarciu do brazylijskiego wybrzeża awiator znajdował się najbliżej miasta Maceió, a pozostała zaledwie godzina do zachodu słońca, zdecydował się lądować na tamtejszym lotnisku. Lot zakończył się 8 maja o godzinie 19:30 (zarówno początek, jak i koniec transoceanicznej podróży Polak zapisał według czasu uniwersalnego).
Z miasta przyjechał do Skarżyńskiego komendant lotniska, który załatwił część formalności związanych z ustanowieniem rekordu – w tym sprawdzenie plomb i pieczęci, a także utrwalenia barogramki (zapisu wysokości lotu w funkcji czasu na okopconym papierze nawiniętym na bęben) w werniksie. Następnego dnia wszelkie niezbędne protokoły podpisali: konsul francuski, komendant lotniska i kierownik radiostacji. Przelot z Saint-Louis do Maceió trwał łącznie 20 godzin i 30 minut, z czego 17 godzin i 15 minut nad samym Atlantykiem. W tym czasie Skarżyński przebył 3640 km przy średniej prędkości 177,6 km/h. RWD-5bis miał być najmniejszym i najlżejszym aeroplanem, który jak dotąd pokonał Ocean Atlantycki. Ponadto polski kapitan ustanowił rekord odległości lotu – bez żadnego postoju - w II kategorii samolotów turystycznych.
Praca propagandysty
10 maja Skarżyński poleciał swoim samolotem do Caravelas, skąd następnego dnia udał się do Rio de Janeiro, gdzie powitany został przez przedstawicieli brazylijskich władz i tamtejszej Polonii. Kapitan był zachwycony ówczesną stolicą Brazylii - pięknem tamtejszej przyrody, gór, zatoki, a także willami i pałacami wybudowanymi w europejskim stylu, ale z egzotycznymi ogródkami, rozsianymi po całym mieście. Podróżnik został ugoszczony przez posła RP w Brazylii, Stanisława Grabowskiego, w jego willi. Odwiedził też m.in. samego prezydenta Brazylii, Getúlio Vargasa. 29 maja polski awiator opuścił Rio de Janeiro. Przez pierwsze 100 km jego RWD-5bis eskortowany był przez trzy samoloty brazylijskie. Zgodnie z wcześniejszą instrukcją od generała Gustawa Orlicz-Dreszera, prezesa Ligi Morskiej i Kolonialnej, a także nową od polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Skarżyński miał odwiedzić największe skupiska Polonii w Ameryce Południowej, której pokazywać miał swój samolot i opowiadać o odrodzonej, silnej Polsce. Miał w ten sposób przyczynić się do wzrostu dumy narodowej wśród emigrantów.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Skarżyński wylądował w Kurytybie, skąd w towarzystwie m.in. polskiego konsula, został przewieziony samochodem do Ponta Grossa, a potem do Marechal Mallet. Stamtąd znów przez Ponta Grossa powrócił do Kurytyby. 9 czerwca swoim samolotem poleciał do Porto Alegre, zaś dwa dni później do Buenos Aires w Argentynie. Tam lotnikiem również zaopiekowali się polscy dyplomaci. Kapitan został przyjęty przez prezydenta kraju, którym był wówczas generał Agustín Pedro Justo. 22 czerwca Skarżyński powrócił swoim aeroplanem do Porto Alegre. Przez część trasy towarzyszyły mu 3 samoloty argentyńskie. Następnie przez Santos, gdzie zatrzymał się na noc, 24 czerwca doleciał do Rio de Janeiro. Zwiedził wówczas górę Corcovado, na której znajduje się 38-metrowa Statua Chrystusa Zbawiciela. Brał też udział w samochodowych wycieczkach po okolicy miasta. W swej drugiej książce Skarżyński przedstawił m.in. przemyślenia z okresu podróży po południowoamerykańskich skupiskach polskiej emigracji:
Powracała uparcie ta sama myśl, która nasunęła mi się przed dwoma laty – w czasie lotu afrykańskiego. Zazdrościłem tam (oczywiście w skrytości ducha) Anglikom, Francuzom, Belgijczykom, Portugalczykom, Hiszpanom i innym nacjom, że choć oddaleni o tysiące kilometrów od ojczyzny, są jednak u siebie, w cieniu własnego sztandaru i pod ochroną własnych praw. Nie byliśmy narodem morskim, zabrakło nas, gdy inni zajmowali owe tereny niczyje. Żądza przygód naszych przodków wyczerpała się na Dzikich Polach. Brakło im ogromnych perspektyw, pragnień i ambicji zdobywczych, jakie dawało morze; brakło im zmysłu kupieckiego i żądzy zysków, które pchały obcych żeglarzy na nieznane szlaki morskie. Tu, w Paranie, kiedy zobaczyłem na własne oczy olbrzymią pracę cywilizacyjną, dokonaną rękami polskiego chłopa, kiedy widziałem te wielkie obszary w trudzie i znoju, w najcięższych warunkach, wydarte dzikiej naturze przez naszych osadników, owa uraza do przodków i ich mało przewidującej polityki jeszcze spotężniała. (S. Skarżyński, Na RWD-5 przez Atlantyk, Warszawa 1934, s. 119-120).
Mimo żalu wynikającego z nieposiadania przez Polskę terytoriów zamorskich, Skarżyński pochwalił projekt budowy portu w Gdyni, a także działalność Ligi Morskiej i Kolonialnej, która propagowała w kraju sprawy morskie i dbała o wychodźstwo. Był to jednak dopiero początek budowania polskiej potęgi, ponieważ – jego zdaniem - obrót handlowy II Rzeczypospolitej przynajmniej w połowie powinien odbywać się na polskich statkach. Stała obecność polskiej bandery na szlakach transoceanicznych miałaby udowodnić światu „naszą żywotność i zdolność do rozumnej ekspansji” (s. 120).
Skarżyńskiego pożegnanie z Ameryką
Jako iż Skarżyński był już zmęczony swą pracą w Ameryce Południowej, z polskiego MSZ przyszło polecenie zaprzestania przez niego dalszych lotów i powrotu do kraju (wcześniejszy plan zakładał podróż pilota jego własnym samolotem przez Amerykę Północną do Europy). 11 lipca wypłynął z Rio de Janeiro, wraz z rozłożonym przez mechaników na części RWD-5bis, na brytyjskim statku pasażerskim „Avila Star”. Po rejsie przez Atlantyk 27 lipca dotarł do Boulogne we Francji. Następnie, po ponownym złożeniu samolotu, które nadzorował przybyły z Warszawy kierownik montażu warsztatów RWD, 30 lipca poleciał na lotnisko w Lublinku pod Łodzią. Na spotkanie z awiatorem przybyli tam m.in. jego rodzina, przyjaciele i pracownicy RWD. 2 sierpnia Skarżyński przyleciał z Łodzi do Warszawy, kończąc swą drugą wyprawę samolotową na lotnisku mokotowskim, gdzie uroczyście go powitano. Jego eskortę honorową przez część ostatniego etapu podróży stanowiły polskie myśliwce.
Skarżyński podczas całej wyprawy wylatał na RWD-5bis łącznie 104 godziny i 40 minut na dystansie 18305 kilometrów, ze średnią prędkością wynoszącą 174,9 km/h. Za swój wyczyn został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, a także, jako pierwszy (i jak dotąd jedyny) Polak, Medalem Louisa Blériota przez Międzynarodową Federację Lotniczą w 1936 roku. Swą podróż opisał w cytowanej wyżej książce pt. Na RWD-5 przez Atlantyk wydanej po raz pierwszy w Warszawie w 1934 roku.
Znowu wojna
W styczniu 1934 roku Skarżyński otrzymał stopień majora. Po odbyciu kursu w Wyższej Szkole Lotniczej w Warszawie (1936-1937) powrócił do 1. Pułku Lotniczego w tym samym mieście. W 1938 roku otrzymał awans na stopień podpułkownika i został zastępcą dowódcy 4. Pułku Lotniczego w Toruniu. Od czerwca 1939 roku pełnił tę samą funkcję w 1. Pułku Lotniczym. Dwa miesiące wcześniej Aeroklub Rzeczypospolitej Polskiej wybrał go na swojego prezesa. Po wybuchu drugiej wojny światowej, we wrześniu 1939 roku Skarżyński objął szefostwo Sztabu w Dowództwie Lotnictwa i Obrony Przeciwlotniczej Armii „Pomorze”. W czasie odwrotu na wschód był komendantem lotniczym placu w Kołomyi. Przedostał się z armią do Bukaresztu, gdzie do końca roku współorganizował przerzuty polskich lotników do Francji. Z początkiem 1940 roku znalazł się w Paryżu, gdzie od lutego był zastępcą szefa sztabu Polskich Sił Powietrznych we Francji.
Po upadku Francji, w czerwcu popłynął na polskim transatlantyku „Batory” z portu Saint-Jean-de-Luz do Wielkiej Brytanii. Tam pełnił różne funkcje. W styczniu 1941 roku został komendantem w 1. Polskiej Szkole Pilotażu w Hucknall, a następnie od grudnia w 16. Polskiej Szkole Pilotażu Podstawowego w Newton. Pod koniec 1941 roku skierowano go, na własną prośbę, do 18. Oddziału Szkolenia Bojowego w Bramcote, gdzie do kwietnia 1942 roku szkolił się na samolotach bombowych. Następnie w kwietniu Skarżyński został komendantem polskiego personelu bazy RAF w Lindholme, skąd jako drugi pilot wziął udział w locie bojowym Dywizjonu 305 nad Bremą w nocy z 25 na 26 czerwca 1942 roku. Z powodu awarii silnika Vickers Armstrong „Wellington” Mk. II, na którym leciał, musiał wodować na Morzu Północnym, blisko angielskiego wybrzeża. Czterech z pięciu lotników po opuszczeniu aeroplanu zajęło miejsce w pontonie i zostało później uratowanych przez brytyjską łódź motorową. Skarżyński, który wyszedł ostatni z kabiny samolotu, został zmyty przez falę do morza i utonął. Ciało pilota po kilku tygodniach wyrzuciła woda na brzeg holenderskiej wyspy Terschelling. Pochowano go w sekcji grobów wojennych Wspólnoty Brytyjskiej na cmentarzu komunalnym w miejscowości West-Terschelling na tejże wyspie.
Odznaczenia i upamiętnienie Stanisława Skarżynskiego
Stanisław Skarżyński, poza wspomnianymi wyżej odznaczeniami, otrzymał m.in.: Krzyż Niepodległości, Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari, Krzyż Walecznych (trzykrotnie), Srebrny Krzyż Zasługi, Złoty Krzyż Zasługi, Polową Odznakę Pilota, brazylijski Krzyż Oficerski Orderu Krzyża Południa, Krzyż Oficerski Korony Rumuńskiej, węgierski Krzyż Zasługi III klasy i Francuską Legię Honorową. Pośmiertnie przyznano mu także Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski II klasy i awans na stopień pułkownika.
Skarżyński jest obecnie patronem ulic w wielu miastach, a także kilku szkół (m.in.: Szkoły Podstawowej w Warcie, Szkoły Podstawowej w Skarżynie, Szkoły Podstawowej nr 9 w Olkuszu, Szkoły Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 128 w Krakowie i XXIII Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie), Aeroklubu Włocławskiego i 8. Bazy Lotnictwa Transportowego. W 2003 roku w Warcie odsłonięto jemu poświęcony pomnik. Na cmentarzu w tym samym mieście znajduje się wzniesiony po wojnie symboliczny gród Stanisława Skarżyńskiego.
Przeczytaj również o pierwszej wielkiej wyprawie Stanisława Skarżyńskiego:
Bibliografia:
Źródła:
- Skarżyński Stanisław, 25.770 kilometrów ponad Afryką, wyd. Aeroklub Polski, Łódź 2001.
- Skarżyński Stanisław, Na RWD-5 przez Atlantyk, wyd. Wydawnictwo Aeroklubu R.P., Warszawa 1934.
Opracowania:
- Korczyk Henryk, Skarżyński Stanisław Jakub, [w:] PSB, t. 38, wyd. Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk, Warszawa-Kraków 1997-1998, s. 103-104.
- Zmyślony Wojciech, Stanisław Skarżyński, „Polskie siły powietrzne w II wojnie światowej”,[w:] polishairforce.pl, [dostęp: 7.01.2020], http://www.polishairforce.pl/skarzynski.html .
- RWD-5, 1931, „Samoloty w Lotnictwie Polskim”, [w:] samolotypolskie.pl, [dostęp: 7.01.2020], http://www.samolotypolskie.pl/samoloty/2567/126/RWD-52.
Redakcja: Mateusz Balcerkiewicz