Stan wojenny bez ZOMO? Krótka refleksja o wydarzeniach spod Pałacu Prezydenckiego (felieton)
Wydarzenia, które miały miejsce dzisiaj około godz. 13:00 na Krakowskim Przedmieściu obserwowałem przepychając się przez tłum. Robiłem zdjęcia, przyglądałem się i słuchałem. Przyznam co prawda, że nie dotarłem aż do barierek, do pierwszej linii starcia, ale widziałem chyba aż nadto.
Co ciekawe z zachowań protestujących historia kapała. Wiele było zachowań z klasycznego repertuaru polskiej prawicy katolicko-patriotycznej. Jeszcze na początku swojej obecności w tłumie usłyszałem dyskusje, w której przekonywano, że polska transformacja ustrojowa była kierowana przez agentów SB (jawiących się działaczami opozycji). Nie zabrakło też okrzyków „Judasze!” (chyba nawet rzucano monety). Nie dziwiło mnie też wspólne odśpiewanie piosenki Za Katyń i Grodno, za Wilno i Lwów, zapłaci czerwona-hołota.
Po dłuższej obserwacji nasunęła mi się jednak głębsza refleksja. Jestem co prawda osobą młodą, ale interesuje się historią PRL i odniosłem wrażenie, jakbym uczestniczył w demonstracji z czasów stanu wojennego. Informował mnie o tym zresztą jeden z transparentów – widniało na nim hasło Witamy w PRL-u. Wokół mnie morze ludzi, gdzieś z przodu kordon służb porządkowych. Obrońcy krzyża wznosili nie tylko tradycyjne w tego typu sytuacjach okrzyki „ZOMO, ZOMO!”, ale także „Precz z komuną” czy „Gestapo” – warto przypomnieć, że okrzyk ten chętnie był wykorzystywany w demonstracjach z lat 1981-1983.
Z drugiej strony, gdzieś nade mną powiewała flaga „Solidarności”, a obok starsi panowie wznosili ręce w geście zwycięstwa – kolejny element znany z demonstracji przeciwko ekipie gen. Jaruzelskiego. Cytując klasyka: My jesteśmy tu gdzie wtedy. Oni tam gdzie stało ZOMO.
Ale chwileczkę. Czy rzeczywiście sytuacja jest porównywalna? Wydaje mi się, że 30 lat temu za śpiewanie Za Katyń i Grodno, za Wilno i Lwów, zapłaci czerwona-hołota groziła często „ścieżka zdrowia” i kolegium do spraw wykroczeń, a na pewno co najmniej mocne uderzenie milicyjną pałką. Dzisiaj służby porządkowe zachowywały się raczej defensywnie. O karaniu za wznoszenie mniej lub bardziej obrazoburczych okrzyków nawet nikt nie pomyślał.
W latach 60-tych w Nowej Hucie broniono krzyża, bo komuniści nie chcieli pozwolić na budowę kościoła w „socjalistycznym mieście”, niszcząc ustawiony tam krzyż. Dzisiaj planowano przenieść krzyż kilkaset metrów dalej, do kaplicy w otwartym kościele, w towarzystwie księży. Kiedyś walczono z okupacją agresywnego sąsiada lub rodzimą dyktaturą wojskową. A dzisiaj? Z państwem, które jest państwem prawa, które strzeże praw człowieka i wolności słowa? I które jest przede wszystkim własnym, niepodległym państwem...
Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".