Stalingrad wiecznie żywy!
Od kilku miesięcy wiadomo było, że ta rocznica historyczna odbije się w Rosji i świecie szerokim echem – okrągły jubileusz bitwy stalingradzkiej, jednego z największych zwycięstw w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, to doskonały smaczek dla prezydenta Putina, który z historii uczynił użyteczne narzędzie prowadzonej przez siebie polityki.
I rzeczywiście, skala obchodów swoją oprawą godna była politycznej potęgi, za jaką chce uchodzić Rosja. Najpierw Władymir Władymirowicz spotkał się na Kremlu z weteranami wojennymi, odznaczonymi Orderem Bohatera Związku Radzieckiego. W sobotę 2 lutego Prezydent Federacji Rosyjskiej odwiedził bohaterskie miasto, składając kwiaty na Kurhanie Mamaja – centralnym miejscu pamięci bitwy, z górującym nad nim ogromnym Pomnikiem Matki Ojczyzny, pod którym pochowano bohaterów walk z przełomu 1942 i 1943 r., w tym głównodowodzącego obroną marsz. Czujkowa. Następnie uroczystości uczciła defilada z udziałem żołnierzy miejscowego garnizonu, przebranych za czerwonoarmistów, oraz czołgu T-34. Całości towarzyszyła kampania medialna, przypominająca przebieg bitwy, jej bohaterów oraz znaczenie dla historii walki z faszyzmem.
Putin przyjechał do Wołgogradu, który na ten jeden dzień, decyzją rady miasta, wrócił do nazwy Stalingrad. Mając na uwadze znaczenie bitwy stalingradzkiej, (...) deputowani podjęli decyzję o ustanowieniu nazwy „miasto-bohater Stalingrad” jako symbolu Wołgogradu. Nazwy tej będziemy używać w swoich wystąpieniach, referatach i podczas imprez masowych – informowali przedstawiciele władz Wołgogradu. Miasto ma zmienić nazwę jeszcze przy kilku innych ważnych okazjach związanych z drugą wojną światową – 9 maja (Dzień Zwycięstwa), 22 czerwca (rocznica ataku Niemiec na ZSRR), 23 sierpnia (dzień pamięci ofiar nalotów bombowych na Stalingrad), 2 września (rocznica zakończenia wojny na Dalekim Wschodzie) oraz 19 listopada (rocznica zamknięcia oddziałów Paulusa w okrążeniu). Niektórych to jednak nie zadowala – z inicjatywy partii komunistycznej oraz organizacji noszącej specyficzną nazwę Związku Zawodowego Obywateli Rosji zbierano podpisy pod petycją żądającą stałego przywrócenia nazwy miasta z lat 1925-1961. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Wołgograd ma być jednym z miast-gospodarzy przypadających na 2018 r. Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej organizowanych w Rosji. Czyżby więc istniała możliwość, że za kilka lat piłkarze z całego świata rozegrają swoje mecze... w Stalingradzie?
W kilku rosyjskich miastach, m.in. w Petersburgu i Czycie na Syberii, a także w samym Wołgogradzie-Stalingradzie na ulice miast wyruszyły mikrobusy ozdobionych wizerunkami Stalina. Pomysł taki wykorzystano już wcześniej, przy okazji jednej z kolejnych rocznic zakończenia wojny w Europie. „Stalinobusy”, należące do prywatnych przedsiębiorców i sfinansowane przez darczyńców oraz środowiska związane z komunistami, wywołały liczne kontrowersje, m.in. protesty opozycyjnej partii Jabłoko. Do sądu nie ma nas za co skarżyć. Swastyk nie malujemy. A ideologii komunistycznej i wizerunku Stalina - chwała Bogu - oficjalnie nie zakazano. Wzywamy tylko do zachowania pamięci o zwycięstwie i ludziach, którym je zawdzięczamy – stwierdził koordynator akcji Aleksiej Rerich.
Putin wracający do pochodzącej z czasów Breżniewa mitologii „Zwycięstwa nad faszyzmem” i przymykający oko na coraz szerszy powrót Stalina do sfery symbolicznej – czy to już ZSRR bis? Cały problem wydaje się jednak dużo szerszy.
Stalingrad wydaje się dla Putina bardzo dobrym narzędziem politycznym, nieskierowanym jednak na przywracanie ideologii komunistycznej, a raczej wzmacniającym rosyjski nacjonalizm. Paradoksalnie, Władymir Władymirowicz idzie tutaj tropem samego Józefa Wissarionowicza, który w swoim słynnym toaście z maja 1945 r. oddał hołd właśnie narodowi rosyjskiemu. Zwycięstwo z początku 1943 r. jest więc symbolem wielkiego sukcesu Rosji. Stalingrad uczynił Rosję niezwyciężoną – stwierdził prezydent, a słowa te miały budzić dumę i poczucie potęgi u zwykłych Rosjan. Bitwa ma tworzyć także mit jedności, ale już nie „narodów Związku Radzieckiego”, a jednego, konkretnego narodu rosyjskiego -przyglądając się całej tej narracji, nie widzimy już Ukraińców, Białorusinów, mieszkańców Kaukazu czy Azji Centralnej.
Legenda stalingradzka skierowana jest też na zewnątrz. Putin w przemówieniu w czasie spotkania z weteranami stwierdził: Powinniśmy uczynić wszystko, aby pamięć o bitwie stalingradzkiej, prawda o niej nigdy nie wyblakły. Jesteśmy zobowiązani do stanowczego przeciwstawiania się próbom wypaczania wydarzeń II wojny światowej, wykorzystywania ich do koniunkturalnych celów politycznych, a także bezwstydnego przekreślania bohaterstwa tych, którzy wyzwolili świat. Te „wypaczenia” to zapewne podkreślanie wysiłku aliantów zachodnich, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, a przede wszystkim przypominanie, że idąca na Berlin Armia Czerwona przyniosła narodom Europy Środkowo-Wschodniej niewolę: pośrednią (jak w wypadku Polski), bądź też bezpośrednią (na Litwie, Łotwie i w Estonii). Celebrowanie „zwycięstwa nad faszyzmem” ma więc też utwierdzać legendę o pozytywnym wpływie Rosji na stosunki międzynarodowe – to my przelewaliśmy krew, więc należy nam się wdzięczność.
A gdzie w tym wszystkim Stalin? Anna Łabuszewska, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, publicystka „Tygodnika Powszechnego” i autorka bloga „Siedemnaście mgnień Rosji” stwierdziła, że Generalissimus jest dla Putina niczym walizka bez rączki – nieść ciężko i niewygodnie, ale wyrzucić szkoda. Gdy jest to korzystne, władze rosyjskie odcinają się od stalinizmu – czy to uznając zbrodnie dyktatora na narodzie rosyjskim, czy też w relacjach z Polską przepraszając za Katyń. Jest to zagrywka w stylu Chruszczowa, który w ten sposób sprowadzał wszystkie błędy systemu do winy przywódcy i jego kliki. Odcięcia się od tradycji komunistycznej wymagają też stosunki z Cerkwią, która jest silnym sojusznikiem Kremla. Jednocześnie zaś, to Stalin stworzył z ZSRR supermocarstwo, które przez 40 lat było jednym z dwóch najważniejszych państw na świecie, władającym połową Europy i roztaczającym swoje wpływy na duże obszary całego świata, a także władającym potężnym arsenałem nuklearnym. Często w oficjalnym dyskursie nazywa się Stalina „efektywnym menadżerem”, który zmodernizował Rosję i wyniósł ją na polityczne szczyty, nie wspomina się natomiast o stratach, które te działania wywołały.
Dochodzi się tu więc do innego zjawiska – rosyjskiej tożsamości i pamięci, w której Wielka Wojna Ojczyźniana zajmuje poczesne miejsce, integrując społeczeństwo wokół wspomnienia ofiar i triumfu nad „faszystowską bestią”. W opowieści o wojnie Stalin w naturalny sposób zajmuje poczesne miejsce, a chruszczowowska destalinizacja nie zdołała skutecznie wymazać go z historii i zastąpić innym symbolem – Marszałek Żukow, pierwszy kombatant ery Breżniewa, nie był postacią aż takiego kalibru jak jego zwierzchnik.
Putin jest więc w jakiś sposób skazany na wojenną mitologię i portrety Stalina w „stalinobusach”. Wspomnienie ZSRR jako innej formy rosyjskiego imperium stanowi jeden z dwóch fundamentów tradycji, na jakiej stoi obecna Rosja – drugim jest pamięć o wydarzeniach sprzed 1917 r. i historii Rusi, Wielkiego Księstwa Moskiewskiego i państwa Romanowów. Prezydent raz więc będzie wzmacniał nogę „radziecką”, innym razem zaś „carską”, reprezentowaną przez sojusz ołtarza z tronem, Dzień Jedności Narodowej świętowany w rocznicę wypędzenia Polaków z Kremla czy też postać innego „efektywnego menadżera”, czyli Piotra Wielkiego. Wszystko to w jednym celu – budowania rosyjskiej solidarności narodowej, dumy i mocarstwowości.