„Stalin i Europa. 1928-1953” - red. T. Snyder, R. Brandon - recenzja i ocena
Na publikację składa się dwanaście obszernych szkiców. Kilka z nich jest autorstwa polskich historyków: Markak Wierzbickiego, Rafała Wnuka (obaj z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego) oraz Andrzeja Pepłońskiego (Akademia Pomorska w Słupsku). Prezentowany materiał ułożony został mniej więcej chronologicznie – od początków „Imperium Stalina”, aż po ostatni „problem” Wielkiego Wodza – reżim Tito.
Problematyka obecna w stalinowskim ćwierćwieczu jest na tyle szeroka, że nie sposób ani oddać jej w jednym tomie szkiców, ani tym bardziej mi – jako recenzentowi – przedstawić całokształt badań i odnieść się do każdego referatu tu umieszczonego.
Szczególnie wartościowy jest niewątpliwie syntetyczny wstęp autorstwa Timothy’ego Snydera. Po nim następuje przegląd ludów i krain, które Stalin bez skrupułów eksploatował, ideologicznie i fizycznie niszczył. To dyktator który jak nikt inny w historii traktował ludzi jak szachowe pionki. To władca, dla którego nie istniały problemy materialne czy logistyczne, gdy wymyślił sobie, że „przerzuci” setki tysięcy ludzi z miejsca na miejsce w granicach swojego imperium. Najpierw służyło to ukaraniu grup nieposłusznych jego władzy, lub uznawanych za wrogie. Po 1945 r. tym sposobem miano zapewnić Europie tzw. „pokój etniczny”.
Ten ostatni cel władca Kremla osiągnął m. in. za sprawą tzw. „umowy procentowej” z Churchillem (podział stref wpływów na brytyjską i radziecką w ilościach procentowych, gdzie np. Polska 0/100 oznaczało stuprocentowe oddanie panowania nad krajem Sowietom) O tych wielkich eksodusach piszą: Sarah Cameron (odnośnie Kazachstanu), Marek Wierzbicki (o Polakach na Kresach), Timm Richter (o tragedii narodu białoruskiego). Lynne Viola podsumowuje tę politykę Związku Radzieckiego, nazywając ją wewnętrzną „kolonizacją” (i tym samym umiejscawiając ją we współczesnym nurcie badań nad światowym postkolonializmem). Tatarów, Łemków ukraińskich, Finów, Polaków – traktował Stalin niczym skolonizowane ludy. W oparciu o materialne (gospodarcze) dobra kolonii budował swoje imperium.
Innym, dającym do myślenia zagadnieniem poruszanym w książce, jest walka wywiadów, i obawy, jakie Stalin miał odczuwać zwłaszcza przed wywiadami Japonii i… II Rzeczpospolitej. Tłumaczy to dziś, dlaczego Sowieci tak obawiali się (po wrześniu 1939 roku) jakiejkolwiek formy ugody czy porozumienia się Polsków z Hitlerem, i dlaczego później wymogli oni na Brytyjczykach tak szybkie (i oczywiście korzystne wyłącznie dla Stalina) podpisanie układu Sikorski-Majski.
Niezwykle interesującym szkicem jest również praca Christopha Micka, szkoda jednak, że autor skoncentrował swoją uwagę badacza wyłącznie na lwowskiej społeczności żydowskiej (skąd notabene się wywodzi). Rodzima optyka zaważyła na szkicu o tyle, że pominął (ze stratą dla całościowego przekroju społeczności Lwowa) martyrologię lwowiaków pochodzenia polskiego.
Z kolei Geoffrey Roberts zwraca uwagę na swoistą antyniemiecką (i antyeuropejską) propagandę słowianofilstwa: „Dawne słowianofilstwo wyrażało dążenie carskiej Rosji do podporządkowania innych narodów słowiańskich. Nasze jest czymś całkowicie odmiennym – ma na celu zjednoczenie słowiańskich narodów jako równorzędnych partnerów (…). Jesteśmy nowymi słowianofilskimi leninowcami, słowianofilskimi bolszewikami…”.
Osobiście zawsze (przy książkach autorstwa zagranicznych badaczy) dużą nadzieję pokładam w polskiej redakcji tekstu. Ratuje ona bowiem niejednokrotnie lapsusy (czy nawet merytoryczne błędy) naukowców z europejskich czy amerykańskich ośrodków badawczych. Christoph Mick – profesor Uniwersytetu w Warwick (skądinąd ceniony badacz Holocaustu na Ukrainie) – w szkicu poświęconemu okupacji Lwowa, umieścił w jednym szeregu nazwiska komunistów: Wandy Wasilewskiej, Jerzego Borejszy, Jerzego Putramenta i… Tadeusza Boya-Żeleńskiego (czego żaden polski historyk by nie uczynił, i co też na szczęście czujna redaktorka Hanna Śmierzyńska pozwoliła sobie sprostować). Takie sformułowania, wynikające często z nieznajomości niuansów ideologicznych czy realiów społecznych, zdarzają się w tej publikacji, jednak – trzeba przyznać – na tyle rzadko, że nie obniżają wysokiej jakości nienijeszego tomu studiów o Stalinie i kształtowanej przez niego Europie.