Śródmieście Południowe w Warszawie: śródmiejski trójkąt śmierci

opublikowano: 2010-10-29, 23:20
wszelkie prawa zastrzeżone
Rzeź Woli, rzeź Ochoty… – tragedia tych dzielnic Warszawy jest stosunkowo dobrze znana i opisana. Jednak poza historykami mało kto pamięta, że eksterminację ludności miasta rozpoczęto w Śródmieściu Południowym. W pierwszych dniach sierpnia 1944 roku zginęły tam z niemieckich rąk tysiące mieszkańców Warszawy – mężczyźni, kobiety i dzieci.
reklama

Śródmieście Południowe w Warszawie: śródmiejski trójkąt śmierci – zobacz też: Powstanie Warszawskie: rzeź Woli

Heinrich Himmler (fot. ze zbiorów Deutsches Bundesarchiv , Bild 183-R99621, na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Niemcy)

Mój Führerze, pora jest dla nas niezbyt pomyślna. Z punktu widzenia historycznego jest błogosławieństwem, że Polacy to robią. Po pięciu, sześciu tygodniach wybrniemy z tego. A po tym Warszawa, stolica, głowa, inteligencja tego byłego 16, 17-milionowego narodu Polaków będzie zniszczona, tego narodu, który od 700 lat blokuje nam Wschód i od czasu pierwszej bitwy pod Tannenbergiem leży nam w drodze. A wówczas historycznie polski problem nie będzie już wielkim problemem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, ba, nawet już dla nas .

Tymi właśnie słowami Reichsführer-SS Heinrich Himmler miał ponoć zwrócić się do Hitlera na wieść o wybuchu powstania warszawskiego. Dalszy przebieg wypadków znają już wszyscy. Rozwścieczony wybuchem powstania Führer, wciąż zapewne znajdujący się w stanie szoku po niedawnym zamachu na swoje życie, postanowił uczynić z Warszawy zastraszający przykład dla Europy . Dowódcom wyznaczonym do stłumienia powstania rozkazano zrównać miasto z ziemią, a jego ludność wymordować bez względu na wiek i płeć. Efektem była barbarzyńska rzeź warszawskiej Woli (45 000 zabitych w ciągu zaledwie jednego dnia) oraz niezwykle brutalna pacyfikacja Ochoty. Rozkaz został złagodzony przez SS-Obergruppenführera Ericha von dem Bacha dopiero wówczas, gdy okazało się, że masowe mordowanie cywilów tylko utrudnia walkę z polskimi powstańcami.

Śródmieście Południowe w Warszawie – Trójkąt śmierci

Rzeź Woli, rzeź Ochoty… – tragedia tych dwóch dzielnic Warszawy jest stosunkowo dobrze znana i nieźle opisana. Poza historykami prawdopodobnie mało kto pamięta, że realizację zbrodniczego rozkazu Hitlera rozpoczęto w zupełnie innym punkcie miasta. Miejscem tym było Śródmieście Południowe, a zwłaszcza niewielki trójkąt, którego podstawę stanowi ulica Bagateli, a boki aleja Szucha i Aleje Ujazdowskie. W pierwszych dniach sierpnia 1944 roku zginęły tam z niemieckich rąk tysiące mieszkańców Warszawy – mężczyźni, kobiety i dzieci.

Eksterminacja ludności Warszawy nie bez powodu została zapoczątkowana właśnie w tym miejscu. Zauważmy bowiem, że masakra mieszkańców Woli i Ochoty rozpoczęła się na pełną skalę dopiero po wkroczeniu do miasta niemieckich posiłków pod wodzą SS-Gruppenführera Heinza Reinefartha, a więc w okolicach 4–5 sierpnia 1944 roku. W Śródmieściu Południowym natomiast Niemcy nie potrzebowali czekać aż tak długo, gdyż od pierwszych godzin powstania ten rejon miasta był w dużej mierze kontrolowany przez siły okupanta. Silne niemieckie garnizony obsadzały m.in. stację telefonów miejskich przy ulicy Piusa XI („mała PASTA”), kompleks budynków sejmowych przy ulicy Wiejskiej, siedzibę redakcji „Nowego Kuriera Warszawskiego” przy ulicy Marszałkowskiej 3/5 („Dom Prasy”), czy wreszcie tak zwaną dzielnicę policyjną, której serce stanowiła otoczona złą sławą siedziba warszawskiego Gestapo przy alei Szucha 25. Słabo uzbrojone i nieliczne oddziały AK, które w godzinie „W” podjęły próbę zdobycia tych obiektów, zostały krwawo odparte. Ludność cywilna znalazła się w tym momencie całkowicie na łasce Niemców.

reklama
1 sierpnia 1944 roku, patrol porucznika Stanisława „Agatona” Jankowskiego z batalionu „Pięść” w drodze z Woli do Śródmieścia (fot. Stefan Bałuk)

Należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Rozkaz Hitlera o zniszczeniu Warszawy w pierwszym rzędzie został przekazany dowódcom niemieckiego garnizonu w Warszawie, w szczególności tym, którzy stali na czele jednostek SS i policji. Niemieckimi siłami w południowych dzielnicach miasta (tzw. [Alarmbezirke „D”]) dowodził tymczasem nie kto inny jak dowódca SS i policji ([SS- und Polizeiführer]) na dystrykt warszawski, SS-Standartenführer Paul Otto Geibel. Można z dużym prawdopodobieństwem zakładać, że on oraz jego prawa ręka, dr Ludwig Hahn (osławiony dowódca SD i policji bezpieczeństwa w Warszawie), jako jedni z pierwszych otrzymali rozkaz wymordowania ludności Warszawy i jako pierwsi mogli też przystąpić do jego realizacji. Przesłuchiwany po wojnie przez polskiego sędziego, Geibel zeznał zresztą, że już wieczorem 1 sierpnia 1944 otrzymał od Himmlera jednoznaczny rozkaz – niech pan zniszczy dziesiątki tysięcy .

Przez kilka następnych tygodni oddziały SS i policji podległe Geiblowi zachowywały się dość biernie. Ich dowódca, który 1 sierpnia na odgłos pierwszych wybuchów uciekł czym prędzej do schronu, nie próbował podejmować poważniejszych działań zaczepnych przeciwko siłom powstańczym w Śródmieściu i na Mokotowie. Na wyraźny rozkaz generała Rainera Stahela (dowódcy garnizonu warszawskiego) Geibel podjął jedynie kilka prób przyjścia z pomocą odciętym niemieckim garnizonom w gmachu Poczty Głównej przy placu Napoleona oraz w centralach telefonicznych przy ulicach Zielnej („duża PASTA”) i Piusa XI („mała PASTA”). Był to jeden z powodów, dla których von dem Bach odnosił się później do Geibla z dość wyraźnym lekceważeniem.

reklama
Erich von dem Bach-Zelewski (fot. Unger, ze zbiorów Deutsches Bundesarchiv , Bild 183-S73507, na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Niemcy

Energię i wysiłek, których zabrakło na walkę z powstańcami, Geibel i Hahn spożytkowali natomiast na rozprawę z polską ludnością cywilną. Podległe im oddziały systematycznie opróżniały z Polaków kolejne bloki mieszkalne, a następnie spędzały przerażoną ludność w okolice siedziby Gestapo. Nas 5-go sierpnia wyprowadzili na Szucha […] trzymali nas dobę bez jedzenia i picia na podwórku Gestapo, gdzie leżały zwęglone zwłoki powstańców – wspominał 10-letni wówczas Jan Sidorowicz. Dalej los wypędzonych bywał różny. Niektóre kobiety i dzieci przeprowadzano na teren zajęty przez powstańców. Część pochwyconych, zazwyczaj mężczyzn, zatrzymywano w charakterze darmowej siły roboczej, używając ich później do kopania okopów i rowów łącznikowych, noszenia ładunków, rozbierania barykad itp. Ponadto, 5 sierpnia Geibel wykorzystał kilkaset polskich kobiet (schwytanych w okolicach placu Unii Lubelskiej) w charakterze żywych tarcz osłaniających niemieckie czołgi idące z odsieczą oblężonemu garnizonowi „małej PASTY”. W krzyżowym ogniu zginęło wówczas około 50 Polek, a wiele odniosło rany.

POLECAMY

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
334
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-925052-9-7

Tysiące cywilów, głównie mężczyzn – ale w pierwszych dniach sierpnia również liczne kobiety i dzieci – zamordowano jednak na miejscu. Do zbiorowych egzekucji w okolicach alei Szucha doszło już w pierwszym dniu powstania. Wieczorem 1 sierpnia, po odparciu powstańczych ataków, do domów przy ulicy Flory z nastaniem zmroku weszli Niemcy, zabrali i rozstrzelali tylko mężczyzn, w tym dwóch synów dozorcy (16 i 18 lat) – wspominał cytowany Sidorowicz. Z kolei z zeznań cytowanych przez Antoniego Przygońskiego wynika, że tego dnia rozstrzelano przy ulicy Bagateli 980 osób. Widziałem stosy trupów. Na stosy te wprowadzano grupkami ofiary, do których podchodzili oprawcy i z broni krótkiej, strzelając w nadkarcze, zabijali. Wśród rozstrzeliwanych widziałem mężczyznę z dzieckiem na ręku […] dzieci do lat 14, starców, kaleki – zeznawał świadek tych wydarzeń.

reklama

Z niemiecką precyzją

Masowe mordy osiągnęły największe natężenie od 2 do 5 sierpnia. Przy tym eksterminacja ludności Śródmieścia Południowego nie miała w sobie nic z chaosu i bezhołowia, które towarzyszyły często działaniom opryszków Oskara Dirlewangera i Bronisława (lub Mieczysława) Kamińskiego na Woli i Ochocie. Mieszkańców południowego Śródmieścia mordowano w sposób precyzyjny i dobrze zorganizowany, co jednak nie powinno dziwić, gdy weźmie się pod uwagę, że mordów tych dokonywali zaprawieni w katowskim rzemiośle gestapowcy z alei Szucha.

Początkowo masowe egzekucje przeprowadzano przede wszystkim na terenie ogródka jordanowskiego przy ulicy Bagateli. Ich przebieg był zwykle bardzo podobny. Przyprowadzonym na miejsce Polakom nakazywano rozebrać się do naga i położyć twarzą do ziemi, po czym kilku SS-manów strzelało im w tył głowy. Między rzędami chodzili dwaj żołnierze z rewolwerami i strzelali do tych kobiet w tył głowy […] widziałam, że ubrania, prawdopodobnie tych kobiet, leżały zgromadzone na jednym miejscu. Naliczyłam wówczas w trzech rzędach około 100 kobiet – opisała w 1945 roku Józefa Marian. Podobnie brzmią zeznania Marii Szczepańskiej, która 4 sierpnia zobaczyła na terenie tego ogródka trzy rzędy nagich ludzi, między którymi były dzieci. Z przerażenia kobieta zasłabła i nie mogła dalej śledzić przebiegu wypadków. Później dowiedziała się od jednego z gestapowców z Szucha, że w jednej z egzekucji zginął tam jej mąż…

Ciała zamordowanych układano w stosy i palono bezpośrednio na terenie ogródka. Widziałam także pod ścianą […] stos nagich ciał sięgający pół piętra […] swąd palonego ciała stale dochodził do naszych mieszkań – wspominała cytowana już Józefa Marian.

Jak wynika z powyższych zeznań, zbrodnie dokonywane w ogródku jordanowskim mogły być z mniejszą lub większą łatwością obserwowane przez niepowołanych świadków. Niemcy dość szybko doszli do tego samego wniosku. W rezultacie, jak zeznawała Józefa Marian: od 4 sierpnia poczynając zwłoki palono już i rozstrzeliwano nie w ogródku Jordanowskim, lecz w domu na tyłach Szkoły Podchorążych, jeszcze w roku 1939 częściowo zrujnowanym na skutek działań wojennych . Budynkiem, o którym wspominał świadek, było południowe skrzydło kompleksu gmachów przedwojennego Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych, zajmującego trójkąt Bagatela–aleja Szucha–Aleje Ujazdowskie. Budynek ten przylegał bezpośrednio do ogródka jordanowskiego przy Bagateli. Na skutek zniszczeń z okresu kampanii wrześniowej pozostały z niego w zasadzie jedynie gołe ściany, gdyż dach i wnętrze uległo zupełnemu zawaleniu.

reklama

Mordów w ruinach GISZ-u dokonywano z tym samym katowskim „profesjonalizmem”, co egzekucji w ogródku jordanowskim. Okna na parterze zrujnowanego budynku zabito deskami, przez co nie było w praktyce możliwości obserwowania rozgrywających się w środku wydarzeń. Do wnętrza prowadziło tylko jedno wejście – po deskach z poprzecznikiem przystawionych do okna wysokiego parteru. Tą drogą SS-mani wprowadzali Polaków na rozstrzelanie, zwykle w kilku kilkunastoosobowych grupkach. Kolejne partie skazańców musiały kłaść się na ciałach osób zamordowanych, po czym były zabijane strzałami w tył głowy. Zazwyczaj po jednym dniu, gdy stos trupów był już wysoki, Niemcy oblewali ciała benzyną i podpalali. Po chwili posłyszałem wrzaski, wycie, śmiechy oraz równocześnie komendę w języku polskim «rozebrać się» – wołanie o litość, salwy z ręcznych karabinów maszynowych – zeznawał świadek tych wydarzeń, Michał Roszczyk. Z jego opowieści, podobnie jak z relacji Weroniki Łosińskiej, wynikało, że egzekucje przeprowadzała zwykle ta sama grupa katów.

Po uchyleniu rozkazu Hitlera o eksterminacji ludności Warszawy (wieczorem 5 sierpnia) liczba egzekucji w ruinach GISZ-u nieco zmalała. Rzadziej zdarzały się również przypadki mordowania kobiet i dzieci. Zaobserwowałem, iż od dnia 11.VIII.1944 r. do 20.VIII.1944 r. przyprowadzano przeciętnie 5-6 partii do rozstrzelania […]. Potem zdarzało się, iż przyprowadzano jeszcze pojedyncze osoby lub małe grupki osób – opisywał Bronisław Polak, którego Niemcy zatrudnili do pracy w swoich warsztatach samochodowych przy Bagateli. Teraz w ruinach GISZ-u ginęli mieszkańcy pozostałych, kolejno zajmowanych przez Niemców, południowych dzielnic Warszawy – Siekierek, Sielc, Mokotowa, Czerniakowa. Byli to zazwyczaj mężczyźni i chłopcy, których pod najrozmaitszymi pretekstami wyciągano z tłumu wypędzanej ludności stolicy. Czasem mordowano ich ze względu na podejrzenia o udział w powstaniu lub żydowskie pochodzenie, a czasem tylko dlatego, że z różnych powodów po prostu nie spodobali się żołnierzom eskorty. O tych egzekucjach zachowały się jedynie strzępy informacji. Z zeznań złożonych przez Kazimierza Sergiusza Ceglarka i Michała Roszczyka wynika, że na przykład 23 sierpnia zamordowano w ruinach GISZ-u blisko stu mężczyzn z Siekierek, a dwa dni później kolejnych sześćdziesięciu.

reklama

Wiadomo również, że w koszarach SS i Luftwaffe na Mokotowie ([Stauferkaserne] przy ulicy Rakowieckiej i [Flakkaserne] przy ulicy Puławskiej), gdzie w czasie powstania więziono tysiące polskich cywilów, gestapowcy z alei Szucha wielokrotnie wybierali z tłumu więźniów kilkunastu lub kilkudziesięciu polskich mężczyzn, których następnie wywozili w nieznane.

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką” – Tom drugi!

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego t.2”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
240
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-930226-9-4
SS-Standartenführer Paul Otto Geibel

W końcu sierpnia 1944 r. lub w pierwszych dniach września 1944 r. pewnego poranku, w czasie apelu, zajechały na plac apelowy dwa samochody osobowe z gestapowcami, których nie znałem z widzenia z obrębu koszar, oraz dwie ciężarówki kryte brezentem tzw. «budy» Przybyli gestapowcy bez list, na oko wybrali spośród nas kiwnięciem palca i wezwaniem: «komm», około siedemdziesięciu mężczyzn, których załadowali do «bud» i wywieźli. Ludzi tych więcej na terenie koszar nie spotkałem ani też nie zetknąłem się z nimi po wojnie […] zapytałem dozorującego SS-mana, dokąd powieziono wybranych. Sens odpowiedzi jego był mniej więcej następujący: «martw się o siebie – tamtych już nie zobaczysz» – zeznawał więziony w Stauferkaserne Zbigniew Bujnowicz.

Z kolei Teodor Neuman wspominał: W dniu około 9 sierpnia po powrocie z robót widziałem, jak samochód Gestapo uwoził zabranych z budynku C – 20 czy 40 mężczyzn […] ślad po nich zaginął .

Według wszelkiego prawdopodobieństwa ludzie ci byli mordowani w ruinach GISZ-u. Po wojnie Geibel zeznał zresztą, że komendant Stauferkaserne skarżył mu się, że ludzie Hahna zabierają – rzekomo do pracy – jego więźniów, którzy już nie wracają. Hahn miał go jednak zapewnić, że tym ludziom nic złego się nie stało .

Z zeznań żołnierza AK, Małgorzaty „Dudy” Damięckiej, wynika, że po upadku Czerniakowa (23 września) przeprowadzono na Szucha selekcję wypędzonej ludności dzielnicy. Z tłumu wyciągano ukrytych powstańców i osoby za nich uznane, a następnie rozstrzeliwano: Skierowano naszą grupę do alei Szucha, naprzeciw Gestapo. Gestapowcy chodzili między naszą grupą i na oko wybierali młodych mężczyzn i kobiety, którzy na nich robili wrażenie AK-owców, odprowadzali na bok, po czym usłyszałam salwy .

reklama

Egzekucje w ruinach GISZ-u odbywały się niemalże do samego końca powstania. Maja Motyl i Stanisław Rutkowski – autorzy prawdopodobnie najdokładniejszego rejestru niemieckich zbrodni popełnionych w Warszawie podczas powstania – ocenili, iż na terenie ruin GISZ-u oraz ogródka jordanowskiego przy Bagateli latem 1944 roku Niemcy zamordowali od 5 000 do 6 000 Polaków. Po wojnie w piwnicach GISZ-u odnaleziono 5 578 kilogramów ludzkich prochów. A przecież nie było to jedyne miejsce masowych egzekucji w Śródmieściu Południowym. W pobliżu apteki „Anca” przy ulicy Marszałkowskiej 21 w pierwszych dniach sierpnia Niemcy zamordowali około stu polskich mężczyzn, których ciała następnie spalono w piwnicach budynku. W alei Szucha (zwłaszcza w obrębie siedziby Gestapo) zamordowano z kolei w okresie powstania co najmniej 200 osób.

Ciała zabitych były systematycznie palone, przez co większość ofiar tych zbrodni pozostanie na zawsze anonimowa. Pracownicy PCK, którzy w ramach prac ekshumacyjnych przesiali po wojnie tysiące kilogramów ludzkich prochów odnalezionych w piwnicach gmachów GISZ-u, odnaleźli jedynie: opaskę AK nr 1119, znaczek elektrowni, Medalik z napisem «Bóg na mnie patrzy», małą puderniczkę, Broszkę, pudełeczko od św. figurki, a ponadto dziesiątki kluczy, scyzoryków, łyżeczek, klamerek od pasków i podwiązek, szpilek i spinek od włosów, koron od zębów oraz innych drobiazgów, których wymienianie mija się z celem. Tylko tyle pozostało z kilku tysięcy zamordowanych w tym miejscu Polaków. Mai Motyl i Stanisławowi Rutkowskiemu udało się ustalić nazwiska jedynie nieco ponad 30 zamordowanych.

reklama

Spodobał ci się nasz artykuł? Podziel się nim na Facebooku i, jeśli możesz, wesprzyj nas finansowo. Dobrze wykorzystamy każdą złotówkę! Kliknij tu, aby przejść na stronę wsparcia.

Sonderkommando z ulicy Litewskiej

Przed wybuchem powstania w bezpośrednim sąsiedztwie siedziby Gestapo, w budynku dawnego Domu Dziecka im. Baumanów przy ulicy Litewskiej 14, mieścił się „wychowawczy obóz pracy policji bezpieczeństwa” ([Arbeitserziehungslager der Sicherheitspolizei Warschau]). 1 sierpnia 1944 roku znajdowało się w nim około stu więźniów. Po rozpoczęciu masowych mordów w ogródku jordanowskim i ruinach GISZ-u, Niemcy wykorzystali ich w sposób do złudzenia przypominający mechanizm stosowany przez nich wcześniej w obozach zagłady żydowskich Sonderkommando, czy też działające na Woli Verbrennungskommando. Więźniowie obozu przy Litewskiej byli mianowicie wykorzystywani do zbierania oraz segregacji ubrań i przedmiotów znalezionych przy zamordowanych, a następnie do ładowania na niemieckie samochody dobra zrabowanego ofiarom. Zmuszano ich również do układania na stosy ciał zamordowanych i ich palenia. Gdy na Litewskiej pojawili się „nowi” więźniowie, wykorzystywani przez Niemców do rozmaitych prac fizycznych, osoby zatrudnione przy zacieraniu śladów zbrodni odizolowano od reszty uwięzionych.

Niemcy stosowali swoistą rotację tych więźniów. Z zeznań Kazimierza Sergiusza Ceglarka, któremu udało się nawiązać kontakt z jedną z osób zatrudnionych przy paleniu zwłok, wynika, że co osiem dni grupy wyznaczone do pracy przy zacieraniu śladów zbrodni były przez Niemców rozstrzeliwane celem likwidacji niewygodnych świadków. W rezultacie, w połowie września z blisko stu więźniów pozostało zaledwie dwunastu. Nie wiadomo czy jakiemukolwiek członkowi Sonderkommando z ulicy Litewskiej udało się przeżyć wojnę.

Epilog

dr Ludwig Hahn

Minęło 66 lat. Dziś w miejscu dawnego kompleksu GISZ-u znajdują się siedziby Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Trybunału Konstytucyjnego oraz Nuncjatury Apostolskiej. Jedynie skromna tablica – dłuta Karola Tchorka – na terenie dawnego ogródka jordanowskiego oraz niewielki granitowy obelisk stojący na chodniku przed wejściem do KPRM przypominają o dramacie, jaki rozgrywał się w tych miejscach w sierpniu i wrześniu 1944 roku.

W przeciwieństwie do sprawców rzezi Woli, którzy pozostali w większości nieukarani, udało się osądzić najważniejszych sprawców zbrodni popełnionych w Śródmieściu Południowym. SS-Brigadeführer Geibel, dowódca SS i policji na dystrykt warszawski, w 1954 roku został skazany przez polski sąd na karę dożywotniego więzienia. W 1966 roku popełnił samobójstwo w więzieniu mokotowskim. Z kolei dr Ludwig Hahn został w 1975 roku skazany przez sąd w Hamburgu na dożywocie za udział w likwidacji warszawskiego getta. Zmarł w więzieniu w roku 1986. Obecnie Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie prowadzi śledztwo (nr S 62/09/Zn) w sprawie masowych egzekucji dokonywanych przez Niemców w Śródmieściu Południowym podczas tłumienia powstania warszawskiego, lecz szanse na postawienie jakichkolwiek zarzutów w tej sprawie wydają się być minimalne.

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

Bibliografia:

  • Bartoszewski W., Warszawski pierścień śmierci 1939–1944, Warszawa 1970.
  • Borkiewicz A., Powstanie warszawskie 1944. Zarys działań natury wojskowej, Warszawa 1969.
  • Kirchmayer J., Powstanie Warszawskie, Warszawa 1959.
  • Ludność cywilna w powstaniu warszawskim, t. 1, Pamiętniki, relacje, zeznania, cz. 1–2 , Warszawa 1974.
  • Motyl M., Rutkowski S., Rejestr miejsc i faktów zbrodni popełnionych przez okupanta hitlerowskiego na ziemiach polskich w latach 1939–1945. Powstanie Warszawskie 1 VIII–2 X 1944, Warszawa 1994.
  • Przygoński A., Powstanie warszawskie w sierpniu 1944 r., t. 1–2, Warszawa 1980.
  • Sidorowicz J., Powstanie Warszawskie bez niedomówień, [w:] Powstanie.pl, maj 2008 [dostęp: 12 września 2010], http://www.powstanie.pl/index.php?ktory=20&class=text
  • Zbrodnie okupanta w czasie powstania warszawskiego w 1944 roku, red. S. Datner, K. Leszczyński, Warszawa 1962.
POLECAMY

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
334
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-925052-9-7

Redakcja: Roman Sidorski

Korekta: Justyna Piątek

reklama
Komentarze
o autorze
Maciej Konarski
Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego (stosunki międzynarodowe), referendarz w Ministerstwie Gospodarki, od stycznia 2007 do września 2009 roku redaktor naczelny, a obecnie współpracownik Portalu Spraw Zagranicznych www.psz.pl wikipedysta. Interesuje się historią, Afryką (historia, współczesna sytuacja polityczna), literaturą, kinem oraz sportem.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone