Sowieci przeciwko Polakom - anatomia terroru
Polacy byli prześladowani jak wszystkie inne narody, chociaż twórcą sowieckiego aparatu terroru był Polak, Feliks Dzierżyński, a w organach represji (WCzk, OGPU, NKWD) pracowało na wszystkich szczeblach wielu polskich komunistów. Represje wobec Polaków – pomijając okres wojny domowej i wojny polsko-bolszewickiej (1919-1920) – należy podzielić na trzy odrębne fazy: 1. represje wobec Polaków mieszkających w ZSRR, 2. represje wobec mieszkańców ziem wcielonych do ZSRR (1939-1941) oraz wobec polskich jeńców, 3. represje po wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie polskie (1944-1945). Z pewnymi wyjątkami (rozstrzelanie ponad 21 tysięcy Polaków wiosną 1940 czy aresztowania w Polsce w latach 1944-1945) każda z tych faz stanowiła część ogólnej polityki represji stalinowskich opisanych przez Nicolasa Wertha. Toteż pomijam tu ów ogólny kontekst.
«SPRAWA POW» I «OPERACJA POLSKA» NKWD (1933-1938)
Po zakończeniu w roku 1924 repatriacji, która odbyła się na podstawie traktatu ryskiego (1921), w ZSRR pozostało 1,1 do 1,2 miliona Polaków. Ogromna większość (900-950 tysięcy) mieszkała na Ukrainie i Białorusi, gdzie zdecydowanie przeważali chłopi (80%) osiedleni tam jeszcze w XVII i XVIII stuleciu. Polskie skupiska istniały też w dużych miastach, takich jak Kijów czy Mińsk. W samej Rosji, na Zakaukaziu i Syberii Polacy (łącznie około 200 tysięcy) mieszkali głównie w miastach, zwłaszcza w Leningradzie i Moskwie. Było wśród nich kilka tysięcy komunistów-emigrantów oraz mniej więcej tyle samo uczestników rewolucji i wojny domowej po stronie „czerwonych”, którzy nie wrócili do Polski. Pozostali to głównie emigranci ekonomiczni z przełomu XIX i XX wieku.
Mimo zawarcia traktatu pokojowego i powołania wzajemnych przedstawicielstw dyplomatycznych stosunki między obu państwami były bardzo złe. Jeżeli dodać do tego reminiscencje wojny polsko-bolszewickiej oraz teorię „ fortecy proletariackiej” otoczonej przez imperialistów, nie powinno dziwić, iż wśród ofiar coraz bardziej rozpowszechnionej „szpiegomanii” znaleźli się liczni Polacy. Nie zbadano jeszcze tego problemu, ale można szacować, iż w latach 1924-1929 co najmniej kilkuset zostało rozstrzelanych jako „polscy szpiedzy” (nieliczni byli nimi rzeczywiście). W ramach walki z religią represjonowano też kilkuset polskich duchownych katolickich, w tym na pewno kilkunastu zostało rozstrzelanych lub „zaginęło”. W porównaniu z hekatombą Cerkwi prawosławnej było to kroplą w morzu, ale oznaczało faktyczną likwidację Kościoła, do którego należały setki tysięcy polskich chłopów.
Polscy chłopi znaleźli się też – jakżeby inaczej – wśród ofiar kolektywizacji. Wedle klasyfikacji przyjętej przez władze do „kułaków” zaliczono około 20% polskich chłopów, a nieco więcej uznano za „podkułaczników”. Podobnie jak w skali ogólnosowieckiej, również na Ukrainie Polacy stawiali najsilniejszy opór, ale złamano go siłą. Wedle niezbyt dokładnych statystyk ludność rejonów zamieszkanych przez Polaków tylko w roku 1933 zmniejszyła się – w wyniku deportacji – o blisko jedną czwartą. Łagodniej przebiegła kolektywizacja polskich gospodarstw na Białorusi.
Z wyjątkiem represji wobec „polskich szpiegów” we wszystkich akcjach decydował „czynnik klasowy” (walka z religią, kolektywizacja). W trakcie kolektywizacji pojawił się jednak nowy element: między 15 sierpnia a 15 września 1933 roku aresztowano około 20 polskich komunistów, w większości emigrantów, w tym jednego członka Biura Politycznego KC Komunistycznej Partii Polski (KPP), a w następstwie śledztwa aresztowano kolejnych. Wszyscy zostali oskarżeni o przynależność do „szpiegowsko-dywersyjnej organizacji POW”.
Polska Organizacja Wojskowa nie była fikcją. Założona przez Józefa Piłsudskiego w 1915 roku jako organizacja tajna skierowana przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom, w latach 1918-1920 zajmowała się też wywiadem na terenach objętych rosyjską wojną domową (głównie na Ukrainie). W roku 1921 została ostatecznie zlikwidowana. Znaczną część członków POW stanowili ludzie o lewicowych poglądach, wielu należało do Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS), choć niektórzy zerwali z PPS i przeszli do partii komunistycznej. W roku 1933 POW już nie istniała, wszystkie oskarżenia były całkowicie fałszywe, niemniej kilku aresztowanych Polaków zostało skazanych na karę śmierci i rozstrzelanych (m.in. znany poeta awangardowy Witold Wandurski), a kilku zmarło w więzieniach. Ci, którzy trafili do obozów, zostali rozstrzelani w czasie Wielkiej Czystki.
Przez parę lat „sprawa POW” służyła jako argument w walkach wewnętrznych w KPP, a zarzut „peowiackiej prowokacji” był równie ciężki, jak oskarżenie o „trockizm”. Ważniejsze jednak, iż OGPU (później GUGB NKWD) przez cały czas prowadziło ewidencję Polaków, którzy pracowali w instytucjach państwowych, Kominternie czy samym aparacie bezpieczeństwa. Jeszcze ważniejsze, iż ewidencją objęto również tysiące osób w zamieszkanych przez Polaków regionach Ukrainy i Białorusi, gdzie istniały dwa polskie rejony autonomiczne – od roku 1925 na Ukrainie (imienia Juliana Marchlewskiego) i od 1932 na Białorusi (imienia Feliksa Dzierżyńskiego). Lokalne władze składały się z Polaków, były polskie szkoły, gazety, teatry, wydawnictwa książkowe. Słowem, były to enklawy „sowieckiej Polski”.
We wrześniu 1935 roku w Kijowie, Mińsku i Moskwie zaczęła się nowa fala aresztowań pod hasłem rozbicia „siatki POW”. Jednocześnie władze przystąpiły do likwidacji polskich rejonów autonomicznych. Ale dopiero na przełomie lat 1936 i 1937 – zgodnie z ogólnym rytmem, w jakim rozwijała się Wielka Czystka – aresztowanie polskich funkcjonariuszy NKWD sprawiło, że przekroczony został punkt krytyczny. Śledztwo „wspinało” się coraz wyżej w hierarchii i coraz szerzej rozchodziło się „w dół”. Na plenum KC WKP(b) w czerwcu 1937 roku Jeżow stwierdził, iż POW „przeżarła organy sowieckiego wywiadu i kontrwywiadu”, oraz zameldował, że NKWD „wykryto i likwiduje najpotężniejszą” sieć wywiadu polskiego. W więzieniach siedziały już setki Polaków – w tym znaczna część elity komunistycznej – a brutalne metody śledztwa tworzyły wciąż nowe „ fakty”.
Latem 1937 roku NKWD przystąpiło – zaczynając od Niemców – do generalnej fali represji wobec mniejszości narodowych. Wkrótce przyszła kolej na Polaków. 11 sierpnia Jeżow podpisał rozkaz operacyjny nr 00485 (zob. tekst w ramce), który przewidywał między innymi „całkowitą likwidację [...] podstawowych zasobów ludzkich polskiego wywiadu w ZSRR”.
Tekst jest fragmentem „Czarna księga komunizmu” opublikowanej właśnie nakładem Wydawnictwa AA:
„Operację polską” zakończyła decyzja NKWD i Rady Komisarzy Ludowych z 15 listopada 1938 roku, ale jeszcze przez parę miesięcy trwało „czyszczenie” wśród tych enkawudzistów, którzy brali w niej udział. Represje wobec Polaków objęły zarówno czołówkę działaczy komunistycznych (m.in. stracono 46 członków i 24 zastępców członków KC), jak i „zwykłych obywateli”: robotników, a przede wszystkim chłopów. Wedle danych NKWD w okresie od 15 sierpnia 1937 do 15 listopada 1938 roku w ramach „operacji polskiej” zostało skazanych 139 835 osób, w tym 111 091 na karę śmierci. Nie wszyscy byli Polakami etnicznymi, a nawet polskimi obywatelami. Operacja ta objęła także inne osoby, niezależnie od ich narodowości czy obywatelstwa. Wystarczyło, że miały „związek” ([swiazi]) z aresztowanymi. Polacy z kolei byli ofiarami w innych „operacjach narodowych” (niemieckiej, łotewskiej, litewskiej itd.). Tak więc Polacy stanowili zapewne nie mniej niż 10% ofiar Wielkiej Czystki (październik 1936-listopad 1938) i około 40% „kontyngentu” w ramach operacji skierowanej przeciwko mniejszościom narodowym. Są to dane minimalne, gdyż tysiące Polaków deportowano z Ukrainy i Białorusi poza „operacją polską”. Tak czy inaczej opustoszały nie tylko zamieszkane przez polskich komunistów pokoje w hotelu „Lux” i ich miejsca za biurkami w różnych sowieckich urzędach, ale także polskie (kołchozowe) wsie.
KATYŃ, WIĘZIENIA I DEPORTACJE (1939-1941)
Zawarty 23 sierpnia 1939 roku między ZSRR a Trzecią Rzeszą pakt o nieagresji przewidywał (w tajnym protokole) „granicę sfery interesów” na terytorium Polski. 14 września wydane zostały dyrektywy „o rozpoczęciu ofensywy przeciwko Polsce”, a trzy dni później Armia Czerwona dokonała inwazji. Założeniem politycznym było „wyzwolenie” spod „okupacji faszystowskiej Polski” ziem nazwanych „Zachodnią Białorusią” i „Zachodnią Ukrainą” i przyłączenie ich do ZSRR. Proces inkorporacji przebiegał szybko, w atmosferze nacisku psychologicznego i represji. 29 listopada Prezydium Rady Najwyższej ZSRR nadało wszystkim stałym mieszkańcom wcielonych ziem obywatelstwo sowieckie. Pewną część polskiego terytorium (Wilno i okolice) przekazano niepodległej jeszcze Republice Litewskiej.
Jest oczywiste, iż ziemie te musiały być objęte systemem represji, który panował w ZSRR, tym bardziej że istniała – całkowicie uzasadniona – obawa, iż powstaną konspiracyjne organizacje niepodległościowe. Kilka oddziałów Wojska Polskiego, które uniknęły niewoli, podjęło już jesienią działalność partyzancką. Na inkorporowane terytoria zostali więc delegowani liczni enkawudyści, którzy natychmiast zaczęli organizować strukturę „czekistowską”. Skoncentrowano tu także znaczne jednostki Wojsk Wewnętrznych (i Pogranicznych) NKWD. Jeżeli chodzi o kontrolę i represje, nowa władza miała, generalnie rzecz biorąc, dwa problemy: jeńców wojennych oraz społeczeństwo cywilne.
Siłą rzeczy najpierw musiano zająć się wojskowymi. W niewoli sowieckiej znalazło się 240-250 tysięcy jeńców, w tym około 10 tysięcy oficerów. W dzień po rozpoczęciu agresji wydane zostały pierwsze decyzje dotyczące jeńców, a 19 września Beria powołał (rozkaz nr 0308) Zarząd do spraw Jeńców Wojennych NKWD oraz nakazał utworzenie sieci obozów. Od początku października zaczęto zwalniać część jeńców-szeregowców, z tym że około 25 tysięcy skierowano do budowy szos, a około 12 tysięcy przekazano Ludowemu Komisariatowi Metalurgii Żelaza jako robotników przymusowych. Nie wiadomo do tej pory, ilu ich trafiło do obozów pracy i w małych grupach zaludniło bezkresny Archipelag GUŁag. Jednocześnie podjęto decyzję o utworzeniu dwóch „obozów oficerskich” (Starobielsk, Kozielsk) oraz osobnego obozu dla funkcjonariuszy policji, więziennictwa i straży granicznej (Ostaszków). Niebawem Beria utworzył specjalną grupę do prowadzenia w tych obozach pracy operacyjnej i śledczej. W końcu lutego 1940 roku więziono w nich 6192 policjantów i funkcjonariuszy wymienionych wyżej służb oraz 8376 oficerów.
Przez dłuższy czas Moskwa nie miała, jak się wydaje, pomysłu, co zrobić z jeńcami. Przygotowywano się przede wszystkim do skazania przynajmniej części z nich. Zaczęto od obozu w Ostaszkowie – stosowano tam „typowy” zarzut z artykułu 58-13 kodeksu karnego RFSRR dotyczący osób, które „zwalczały międzynarodowy ruch robotniczy”. Przy niewielkim wysiłku interpretacyjnym każdy policjant czy strażnik więzienny mógł być z tego powodu osądzony. Przewidywano kary od 5 do 8 lat obozu pracy, planowano wysyłkę na Daleki Wschód (w tym na Kamczatkę).
W drugiej połowie lutego 1940 roku – być może w związku z obrotem wydarzeń w wojnie z Finlandią – nadszedł czas decyzji. Jak można sądzić na podstawie dotychczas ujawnionych dokumentów, ta, którą podjęto, była raczej nie spodziewana: 5 marca na wniosek Berii Biuro Polityczne postanowiło „zastosować najwyższy wymiar kary” wobec wszystkich jeńców, a także wobec 11 tysięcy Polaków przetrzymywanych w więzieniach zachodnich obwodów Białorusi i Ukrainy (zob. ramka w części N. Wertha, s. 211-212). Wszyscy oni, jak stwierdzał – raczej zgodnie z prawdą – Beria: „są zatwardziałymi i nieprzejednanymi wrogami władzy sowieckiej”.
Formalnie wyroki miało wydawać Kolegium Specjalne, „trojka” NKWD – Iwan L. Basztakow, Bachczo (Bogdan) Z. Kobułow i Wsiewołod N. Mierkułow. Na wniosku Berii osobistym podpisem potwierdzili aprobatę Stalin, Woroszyłow, Mołotow i Mikojan, a protokolant dopisał, iż „za” byli też nieobecni na posiedzeniu Kalinin i Kaganowicz.
Tekst jest fragmentem „Czarna księga komunizmu” opublikowanej właśnie nakładem Wydawnictwa AA:
Około miesiąca trwały przygotowania techniczne i w ciągu następnych blisko 6 tygodni (3 kwietnia-13 maja) jeńców wywożono z obozów grupami. Z Kozielska (4 404 osoby) przewożono ich do miejscowości Katyń, gdzie byli uśmiercani strzałami w tył głowy nad zbiorowymi grobami, jeńców ze Starobielska (3 896) zabijano w pomieszczeniach UNKWD w Charkowie i ciała grzebano na przedmieściu miasta (Piatichatki), tych zaś z Ostaszkowa (6 287 osób) rozstrzeliwano w gmachu UNKWD w Kalininie (obecnie Twer), a chowano w miejscowości Miednoje. Łącznie zamordowano 14 587 osób. 9 czerwca zastępca szefa NKWD, Wasilij W. Czernyszow, zameldował, iż obozy są gotowe na przyjęcie nowych jeńców.
Wymieniona we wniosku Berii liczba uwięzionych Polaków – 11 tysięcy – stanowiła małą część tych, którzy znaleźli się w więzieniach. Wśród aresztowanych można wyróżnić kilka kategorii. Najliczniejsi, choć przeważnie więzieni stosunkowo krótko, byli bieżency, to znaczy osoby zatrzymane podczas prób przedostania się z terenów pod okupacją niemiecką. Przez więzienia i areszty przeszło ich około 145 tysięcy, pewna część została skazana i wysłana do obozów pracy, większość zwolniono. Druga grupa (około 35 tysięcy) to pieriebieżcziki, czyli ci, którym nie udała się ucieczka na Litwę, do Rumunii lub na Węgry. Wielu z nich po kilku tygodniach zwolniono, ale około 10 tysięcy – z wyrokami od 3 do 8 lat wydanymi przez OSO – trafiło do obozów (głównie do Dałtagu, w tym także na Kołymę), a część rozstrzelano na mocy decyzji z 5 marca 1940 roku. Trzecią kategorię stanowili aresztowani działacze organizacji konspiracyjnych, oficerowie nie zmobilizowani we wrześniu 1939 roku, urzędnicy państwowi i samorządowi, różnego rodzaju pomieszcziki – słowem, „element społecznie niebezpieczny” ([socyalnoopasnyj]). To właśnie z tej kategorii pochodziła większość wśród 7 305 osób, które – zgodnie z planem Berii – zostały rozstrzelane na mocy decyzji z 5 marca. Miejsca ich pochówku są do tej pory nie znane, wiadomo tylko, że na Ukrainie rozstrzelano 3405 osób, a na Białorusi 3880.
Nie dokonano jeszcze obliczeń obejmujących całą „populację więzienną” na ziemiach wcielonych do ZSRR (łącznie z Litwą przyłączoną latem 1940), ale pewne fakty są znane. Na przykład według stanu na 10 czerwca 1941 roku w więzieniach obwodów zachodnich Ukrainy i Białorusi przebywało około 39,6 tysiąca więźniów (w tym około 12,3 tysiąca z wyrokami), czyli w porównaniu z marcem 1940 roku liczba więźniów się podwoiła. Nie wiadomo jednak, jaką część stanowili więźniowie kryminalni, a jaką – w taki czy inny sposób – polityczni, ale po rozpoczęciu ataku Niemiec na ZSRR los ich wszystkich był niejednokrotnie okrutny. Tylko w więzieniach na zachodzie Ukrainy rozstrzelano przed ewakuacją około 6 tysięcy osób, choć mało prawdopodobne, aby aż tyle miało wyroki śmierci. W raportach NKWD rozstrzelanych określano jako osoby „ubyłe według pierwszej kategorii”. Co najmniej kilkaset osób zastrzelono podczas prób ucieczki z konwojów, a w jednym wypadku dowódca konwoju „na własną rękę” kazał rozstrzelać 714 więźniów (w tym 500 przed wyrokami). Niektórych z nich zastrzelił osobiście.
Od akcji „rozkułaczania” – jeśli nie wcześniej – jednym z instrumentów represji stały się masowe deportacje. Na ziemiach wcielonych do ZSRR system zsyłek zastosowano na wielką skalę. Mówiąc o tych deportacjach, ma się zazwyczaj na myśli cztery wielkie akcje, ale zsyłki pojedynczych rodzin czy mniejszych grup trwały co najmniej od listopada 1939 roku i do dziś nie wiadomo, ile osób objęły – podobnie jak przymusowe przesiedlenia do Besarabii i wschodnich rejonów Białorusi i Ukrainy w drugiej połowie 1940 roku. Historycy nie są w pełni zgodni co do szczegółów liczbowych. Do niedawna opierano się na szacunkach, których dokonywały polskie organizacje konspiracyjne, lub na obliczeniach ambasady polskiej z 1941 roku. Po dotarciu do dokumentów NKWD większość badaczy uznaje, iż zawarte w nich dane należy uznać za pewne, ale jednocześnie za minimalne (korekty będą raczej in plus niż [in minus]).
Pierwsza akcja odbyła się 10 lutego 1940 roku na podstawie wydanej dwa miesiące wcześniej, 5 grudnia 1939, decyzji Rady Komisarzy Ludowych (Sowiet Narodnych Komissarow – SNK). Tyle bowiem czasu zajęły przygotowania, w tym głównie „rozeznanie terenu” i sporządzenie list. Organizatorzy wywózki mieli do pokonania także wiele trudności technicznych, między innymi to, że tylko małą część linii kolejowych zdołano dostosować do sowieckich norm (szeroki tor). O znaczeniu tej akcji może świadczyć fakt, że nadzorował ją na miejscu Mierkułow, zastępca Berii. Deportacja lutowa objęła przede wszystkim chłopów, mieszkańców małych miasteczek, osadników rolnych oraz służbę leśną. Według danych NKWD deportowano około 140 tysięcy osób, w tym Polacy stanowili mniej więcej 82%. Zsyłano też Ukraińców i Białorusinów – pracowników leśnych. Miejscem zsyłki były północne obwody Rosji i zachodnia Syberia.
W tym samym czasie, gdy na Kremlu zapadała decyzja o rozstrzelaniu jeńców, Rada Komisarzy Ludowych podjęła postanowienie (2 marca 1940) o deportacjach następnych kategorii ludności. Kolejna masowa zsyłka rozpoczęła się w nocy z 12 na 13 kwietnia. Tym razem jej ofiarą padły rodziny rozstrzeliwanych właśnie jeńców i więźniów oraz – jak zwykle – element społecznie niebezpieczny. Według danych NKWD zesłano około 61 tysięcy osób, nieomal wszystkie do Kazachstanu.
Trzecia akcja, na podstawie tej samej decyzji SNK, odbyła się w nocy z 28 na 29 czerwca 1940 roku. Objęła ona osoby, które przed wrześniem roku 1939 nie mieszkały na ziemiach inkorporowanych i nie wróciły do swoich domów w strefie okupacji Trzeciej Rzeszy po zawarciu odpowiedniej umowy sowiecko-niemieckiej. Skorzystało z niej ponad 60 tysięcy osób, w tym około 1,5 tysiąca Żydów. Cechą charakterystyczną tej akcji był fakt, że 84% deportowanych (łącznie było ich około 80 tysięcy) stanowili Żydzi, którzy dzięki temu uniknęli holocaustu.
Czwartą i ostatnią akcję rozpoczęto 22 maja 1941 roku na mocy postanowienia KC WKP(b) i SNK z 14 tegoż miesiąca. Celem jej było „oczyszczenie” pasa granicznego i republik nadbałtyckich z „elementów niepożądanych”. Osoby deportowane zaliczono do kategorii tak zwanych zsyłposielencew, czyli tych, dla których zesłanie oznaczało dwudziestoletni przymusowy pobyt w wyznaczonych rejonach (głównie w Kazachstanie). Fala ta – nie licząc Łotwy, Estonii i środkowej Litwy – objęła około 86 tysięcy osób.
Łącznie więc wedle danych NKWD deportowano w tych akcjach 330-340 tysięcy osób. Razem z innymi wysiedleniami liczba deportowanych wynosiła zapewne nie mniej niż 400-450 tysięcy. Były jeszcze inne grupy, które wbrew swojej woli znalazły się w głębi ZSRR: około 150 tysięcy młodych mężczyzn wcielonych do Armii Czerwonej, odbywających służbę głównie w tak zwanych batalionach roboczych ([strojbatalion]), ponad 100 tysięcy osób, które podjęły – w rzeczywistości tylko częściowo z własnego wyboru – pracę w przemyśle (przede wszystkim w Zagłębiu Donieckim, na Uralu i na zachodniej Syberii).
Tekst jest fragmentem „Czarna księga komunizmu” opublikowanej właśnie nakładem Wydawnictwa AA:
Uważa się, że w ciągu niespełna dwóch lat władzy sowieckiej na ziemiach zabranych Polsce represjonowano w różnych formach – od rozstrzelania, poprzez więzienia, obozy i zsyłki, po pracę na wpół przymusową – ponad 1 milion osób, a więc co dziesiątego obywatela Rzeczypospolitej, który mieszkał lub znalazł się na tym terytorium. Nie mniej niż 30 tysięcy osób zostało rozstrzelanych, a śmiertelność wśród łagierników i deportowanych szacuje się na 8-10%, czyli zmarło zapewne 90-100 tysięcy osób.
NKWD PRZECIW ARMII KRAJOWEJ
W nocy z 4 na 5 stycznia 1944 roku czołówki pancerne Armii Czerwonej przekroczyły granicę polsko-sowiecką ustanowioną traktatem ryskim, granicy tej jednak nie uznawała ani Moskwa (która po odkryciu zbrodni w Katyniu zerwała stosunki dyplomatyczne z Polską), ani – de facto – mocarstwa zachodnie. Niemniej polskie władze zadecydowały, iż w chwili zbliżenia się frontu podziemna Armia Krajowa ogłasza mobilizację, podejmuje walki z Niemcami, a po nadejściu Armii Czerwonej ujawnia się wobec niej jako gospodarz terenu. Operacja ta nosiła kryptonim „Burza”. Do pierwszego kontaktu doszło w końcu marca, na Wołyniu, gdzie dowódca dywizji partyzanckiej AK przez blisko dwa miesiące walczył wspólnie z jednostkami sowieckimi. 27 maja niektóre oddziały AK zostały rozbrojone, a główne siły dywizji, nie przerywając walk z Niemcami, wycofały się na zachód.
Ten sposób działania – najpierw lokalna współpraca, później rozbrajanie AK – okazał się ogólną zasadą. Najbardziej spektakularne wydarzenia miały miejsce w rejonie Wilna. Silne zgrupowanie AK uderzyło 9 lipca na miasto jednocześnie z wojskami sowieckimi. W kilka dni po zakończeniu walk o Wilno nadciągnęły oddziały Wojsk Wewnętrznych NKWD i zgodnie z dyrektywą nr 220145 Kwatery Głównej przeprowadziły dwudniową operację rozbrajania żołnierzy AK. Jak zameldowano (20 lipca) Stalinowi, rozbrojono ponad 6 tysięcy partyzantów, a około tysiąca wymknęło się z okrążenia. Aresztowano całe dowództwo zgrupowania; oficerowie zostali internowani w obozach NKWD, żołnierzom zaś dano wybór: obóz lub służba w prosowieckiej armii polskiej dowodzonej wówczas przez generała Zygmunta Berlinga. Podobną taktykę zastosowano wobec zgrupowania AK, które brało udział w walkach o Lwów.
Wszystko to rozgrywało się na ziemiach uznawanych przez Moskwę za należące do ZSRR, ale na terenach na zachód od linii Curzona – gdzie AK zmobilizowała 30-40 tysięcy żołnierzy i wyzwoliła wiele małych miast – idące za frontem jednostki zaporowe (wojska NKWD i SMIERSZ) postępowały podobnie. Działo się to zgodnie z rozkazem (nr 220169) Naczelnego Dowództwa z 1 sierpnia. Wedle raportu z października, podsumowującego wykonanie rozkazu, zatrzymano i rozbrojono około 25 tysięcy żołnierzy AK, w tym ponad 300 oficerów, których internowano.
Oddziały NKWD i grupy operacyjne SMIERSZ miały własne więzienia i obozy, w których przetrzymywano zarówno polskich partyzantów, jak volksdeutschów i jeńców niemieckich. Oficerów, a potem także żołnierzy, którzy odmawiali służby w „wojsku Berlinga”, wysyłano – w ślad za ich kolegami z Wilna czy Lwowa – do obozów w głębi ZSRR. Nie udało się do tej pory ustalić dokładnej liczby internowanych uczestników akcji „Burza”; szacuje się, że było ich 25-30 tysięcy. Ale na ziemiach wcielonych do ZSRR od jesieni 1944 roku trwały też masowe aresztowania, z reguły kończące się skazaniem (i wysyłką do obozów) lub pracą przymusową (najczęściej w Zagłębiu Donieckim). Wprawdzie tym razem podstawową masę deportowanych stanowili Ukraińcy, ale szacuje się, że w tej fali w różnych formach represjonowano również co najmniej kilkadziesiąt tysięcy Polaków.
NKWD i SMIERSZ nie zakończyły bynajmniej swoich działań po rozbiciu większości zmobilizowanych oddziałów AK. Rozkazem nr 001266/44 z 15 października 1944 roku Beria powołał specjalną dywizję, która stacjonowała w Polsce (64 Dywizja Strzelecka), na terenach przygranicznych do akcji włączały się też jednostki NKWD z Białorusi i Ukrainy. Od chwili sformowania dywizji do końca 1944 roku zatrzymano około 17 tysięcy osób, z tego ponad 4 tysiące zesłano do obozów w głębi ZSRR. Jednostki sowieckie, od 1 marca 1945 roku podporządkowane Głównemu Doradcy NKWD przy polskim Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, działały w Polsce do wiosny roku 1947, a mniej więcej do sierpnia-września 1945 roku były główną siłą „oczyszczającą” teren z oddziałów konspiracji niepodległościowej. Od stycznia 1945 do sierpnia 1946 roku aresztowały około 3,4 tysiąca żołnierzy różnych formacji konspiracyjnych (większość wysłano do obozów, część przekazano polskim władzom) i zatrzymały łącznie około 47 tysięcy osób. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie polskie wcielone w roku 1939 do Trzeciej Rzeszy przeprowadzono masowe aresztowania nie tylko volksdeutschów, ale także Polaków, którzy pod przymusem podpisali tak zwaną III listę narodowościową. Z Pomorza i Górnego Śląska wywieziono do ZSRR co najmniej 25-30 tysięcy osób cywilnych, w tym około 15 tysięcy górników, których osadzono w obozach w Donbasie i zagłębiu zachodniosyberyjskim.
NKWD nie ograniczało się jednak do masowych akcji represyjnych, obław i pacyfikacji. Już późnym latem 1944 roku powstawały terenowe grupy operacyjne SMIERSZ, które prowadziły swą normalną działalność, w tym także werbowały agentów. Najbardziej znaną akcją, kierowaną bezpośrednio przez generała Iwana Sierowa, było podstępne aresztowanie 16 przywódców polskiego państwa podziemnego: dowódcy AK, wicepremiera rządu i jego trzech zastępców oraz członków Rady Jedności Narodowej (konspiracyjnego quasi-parlamentu). Przywódcy ci skłonni byli uznać porozumienia jałtańskie i przyjęli złożoną przez Sierowa propozycję rozmów politycznych. Gdy tylko zgłosili się w umówionym miejscu (Pruszków pod Warszawą), zostali aresztowani i 28 marca 1945 roku przewiezieni wprost do więzienia na Łubiance. Po kilkutygodniowym śledztwie 19 czerwca rozpoczął się ich publiczny proces – odbywał się on w tej samej Sali Kolumnowej Pałacu Związków Zawodowych, w której miały miejsce niektóre publiczne procesy z lat Wielkiej Czystki. Jednocześnie – także w Moskwie – trwały rozmowy prosowieckich władz polskich z przedstawicielami akceptujących ustalenia jałtańskie polskich sił demokratycznych. Wyrok zapadł tego samego dnia, kiedy trzy wielkie mocarstwa uznały, iż Polacy porozumieli się co do utworzenia rządu koalicyjnego, w którym miażdżącą przewagę mieli komuniści i ich sojusznicy (a raczej satelici). Kary wprawdzie nie były – jak na sowieckie zwyczaje – zbyt wysokie (do 10 lat), ale trzech skazanych nigdy nie wróciło do kraju. Generał Leopold Okulicki, komendant AK, zmarł w więzieniu już w grudniu 1946 roku.
Choć zwarte oddziały AK ani razu nie wszczęły walki z jednostkami Armii Czerwonej, traktowane były jak wróg, a ich żołnierze wywożeni do obozów jenieckich lub do łagrów. Trudno twierdzić z całą pewnością, ale wydaje się raczej prawdopodobne, iż Polacy byli jedną z tych narodowości, które najbardziej odczuły represyjność systemu sowieckiego. Wynikało to, jak sądzę, zarówno z „normalnych” mechanizmów funkcjonowania aparatu przemocy, jak i z istniejącej wrogości między obu państwami oraz nieufności przywódców sowieckich – a szczególnie Stalina – do Polaków i Polski. Zarówno Polacy – obywatele sowieccy, jak i Polacy – obywatele polscy, padli ofiarą właściwie wszystkich faz, etapów i form terroru: szpiegomanii, „rozkułaczania”, walki z religią i mniejszościami narodowymi, Wielkiej Czystki, zapełniania obozów niewolniczą siłą roboczą, mordów na jeńcach, masowych deportacji „elementu społecznie niepożądanego”, „oczyszczania” regionów przygranicznych i tyłów Armii Czerwonej, pacyfikacji mających na celu dopomożenie rodzimym komunistom w zdobyciu władzy... Przeraźliwie smutny paradoks polega na tym, iż wszystko to było wykonywane rękami ludzi, którzy za swego patrona mieli właśnie Polaka.