Simon Scarrow - „Orły imperium. Gladiator” - recenzja i ocena
Simon Scarrow: Rzym to supermocarstwo starożytności
Pluton i Neptun są jednak okrutni w swych wyrokach. Trzęsienie ziemi na Krecie wytworzyło ogromne tsunami, które uderzyło w galerę płynącą do Rzymu. W ten sposób obaj centurioni, jeden senator i jedna przyszła panna młoda zupełnie nieoczekiwanie lądują na wyspie. Oczywiście powinien tam panować porządek, ale wcale go nie ma. I tu właśnie zaczyna się przygoda.
Pomysł Simona Scarrowa – co trzeba przyznać – był oryginalny. Już od kilku tomów rzucał on obu centurionów na różne odcinki niespokojnych granic rzymskich. Albo realizowali oni tam skutecznie postawione zadania w niezbyt bezpiecznej atmosferze celtyckiej determinacji, partyjskiej podstępności, teutońskiej brutalności etc. Tym razem jednak nasz duet przyodziany w loricae segmentatae musi się zmienić w swoiste mobilne rzymskie centrum reagowania kryzysowego.
Dzięki temu możemy zobaczyć z bliska żywe państwo rzymskie. Dzięki temu, że stało ono swoim osławionym prawem, w wielu aspektach przypomina współczesne nam państwa demokratyczne i tworzone przez nie struktury administracyjne. Jest ustalona hierarchia, a kiedy coś ją zaburza – natychmiast niczym króliki z kapelusza pojawia się cała masa gorliwych zastępców. Gotowych realizować przeróżne – najczęściej partykularne – interesy.
W Gladiatorze przedstawiono nie tylko mechanizm funkcjonowania rzymskiej prowincji – oczywiście na zasadzie licencia poetica Autora, lecz także przekrój i obraz wczesnocesarskiego społeczeństwa rzymskiego. Niestety te kwestie są jedynie lekko zasygnalizowane, przedstawione bardzo ogólne. Brak szczegółów zmusza czytelnika albo do uruchomienia wyobraźni, albo do zerknięcia do bardziej szczegółowych opracowań naukowych. W mojej opinii jest to to jednak niezbyt szczęśliwy chwyt jak na powieść historyczną.
Przeczytaj fragment recenzowanej książki
Brak dokładnie opisanego tła to nie jedyny minus. Nie do końca uprawnione wydają mi się porównania Scarrowa do Bernarda Cornwella. Różnice widać choćby zręczności budowania fabuły: pierwszoplanowi bohaterzy Scarrowa nie mają przesadnie rozbudowanej charakterystyki. Macro co prawda potrafi momentami ratować sytuację, ukazując się jako charakterny, stary rzymski podoficer. Niestety, jego młodszy kolega momentami po prostu nie dorasta do swej roli.
Wyraźnie lepiej wypadł „czarny charakter” w postaci tytułowego gladiatora o imieniu Ajaks. Okazuje się, że ten przywódca buntu miał we wcześniejszych powieściach styczność z naszymi bohaterami, więc nie może sobie odmówić chęci okrutnej, lekko sadystycznej zemsty. To postać, którą rządzą nie tyle namiętności, co bardzo dobra pamięć. To chłodny, zdeterminowany kalkulator, gotowy zemścić się za wszystkie zniewagi, upodlenia oraz krzywdy. I jest właśnie tym bardziej przerażający, że wcale nie działa w gorączce, ale na chłodno planuje każde uderzenie, każdy cios.
Ajaks i jego buntownicy to złudzenia przypominają Spartakusa i jego rebeliantów. Oczywiście nie oznacza to, że Scarrow próbuje kopiować wprost na karty swojej powieści postać znaną już z historii, literatury, kina czy telewizji. Ale porównanie narzuca się samo, trudno przed nim uciec. Z jednej strony mamy wszak do czynienia z Trakiem, który zakosztował wolności i stracił ją sprzeciwiając się rzymskiej władzy. Z drugiej zaś mamy symbolizujących władzę legionistów...
Choć Scarrowowi – wbrew opisom na okładce – brakuje jeszcze nieco do Bernarda Cornwella, to jednak jego książka na pewno stanowi dobrą lekturę na letnie leżakowanie na działce. Może nie jest to pozycja która wejdzie do kanonu najlepszych powieści historycznych, ale z pewnością warto poświęcić jej nieco czasu urlopowego lub wakacyjnego.