Sebastian Ligarski: propagandziści stanu wojennego dysponowali pełnym spektrum środków
Zobacz też: Stan wojenny w Polsce 1981–1983
Tomasz Leszkowicz: Czy można mówić o istnieniu kampanii propagandowej „przygotowującej” wprowadzenie stanu wojennego?
Sebastian Ligarski: Na pewno można mówić o ofensywie władz, które mniej więcej od jesieni 1981 r. przeszły do kontrataku propagandowego. Do tej pory były wyraźnie w defensywie, przegrywały walkę na murach (szczególnie w okresie tzw. kryzysu bydgoskiego z marca 1981 r.). Po „dniach bez prasy” z sierpnia 1981 r. zaczęły ofensywnie przeciwdziałać „Solidarności”. Narada kierownictwa MSW z października 1981 r. określająca cele mające być realizowane wobec przeciwnika politycznego wyraźnie zakładała przyjęcie agresywniejszego i bardziej stanowczego działania w postaci „wpuszczania przeciwnika w maliny”, stawienia go w kompromitujących sytuacjach, budowania atmosfery napięcia i podgrzewania konfliktów. Na radomskie obrady Komisji Krajowej pojechał Eligiusz Naszkowski z Piły (TW „Grażyna”) i Wojciech Zierke ze Słupska (TW „Jola”) z zadaniem ich nagrania. Później wykorzystywano szczególnie mocne fragmenty przemówień działaczy „S” do wskazania ich jako głównych winowajców wprowadzenia stanu wojennego, którzy siłą chcieli obalić ustrój.
Poza tym prowadzono cały szereg działań przygotowujących propagandowe wsparcie dla operacji wojskowej. Od samego początku do działań planistycznych włączono wojsko, a szczególnie zarządy polityczno-wychowawcze poszczególnych okręgów wojskowych, stworzono specjalne grupy propagandowe zajmujące się tzw. czarną propagandą, siły szybkiego reagowania, które miały w ciągu kilku godzin przygotowywać odpowiedzi na działania „Solidarności” w formie ulotek, plakatów, afiszy, artykułów prasowych. Zreorganizowano też ociężały aparat partyjny w poszczególnych komitetach wojewódzkich, wykorzystano wspomniane „dni bez prasy” do stworzenia całego zaplecza logistycznego, które miało zapewnić dokładny i celowy rozwóz prasy („Trybuny Ludu”, „Żolnierza Wolności” i 16 lokalnych tytułów) w momencie wprowadzenia stanu „W”, przygotowano również zapasowe studio radiowo-telewizyjne na terenie pułku łączności przy ul. Żwirki i Wigury (tzw. bunkier) oraz wyselekcjonowano i przygotowano zapasowe ekipy radiowo-telewizyjne. Wytypowano grupę dyspozycyjnych dziennikarzy, przygotowano listy osób ze środowisk naukowych i twórczych, które miały legitymizować działania wojskowych. Zapewniono sobie sprzęt i pomoc NAL NRD i PGWAR. To tylko część podjętych działań. Pamiętajmy, że od początku września 1981 r. w sejfach Komitetu Obrony Kraju leżały już obwieszczenia o wprowadzeniu stanu wojennego, które przyleciały od „przyjaciół” z ZSRR.
Gdzie znajdował się „mózg” propagandy stanu wojennego?
Moim zdaniem w trzech miejscach. Pierwszym był Centralny Sztab Informacji i Propagandy, którym kierowali Mieczysław F. Rakowski, gen. Tadeusz Szaciło i Stefan Olszowski. Ich odpowiednikami w terenie były Wojewódzkie Sztaby Informacji i Propagandy, na czele których stał zazwyczaj sekretarz partii, który w charakterze gościa-doradcy uczestniczył w posiedzeniach Wojewódzkiego Komitetu Obrony, czyli terenowego pionu Komitetu Obrony Kraju. Drugim był Jerzy Urban, jako rzecznik prasowy rządu – dziennikarz niezwykle operatywny, o szerokich horyzontach myślowych, bardzo niebezpieczny manipulant. Trzecim było wojsko, a szczególnie Główny Zarząd Polityczny (i jego odpowiedniki w okręgach wojskowych), którym kierował gen. Józef Baryła.
Jakie były podstawowe cele propagandy w pierwszych dniach po 13 grudnia?
Działalność propagandową wyznaczały trzy etapy realizowane mniej lub bardziej precyzyjnie i dopasowywanie do aktualnej sytuacji w państwie. Od 13 grudnia 1981 do połowy stycznia 1982 wyjaśniano przyczyny i cele wprowadzenia stanu wojennego, od połowy stycznia 1982 do połowy maja 1982 „stabilizowano” nastroje społeczne i „dyskutowano” nad kierunkami zmian społeczno-politycznych i gospodarczych, a od maja do połowy sierpnia 1982 r. walczono z próbami „wzniecania napięcia społecznego” i propagowano ideę „porozumienia narodowego” oraz nowego kształtu związków zawodowych.
W jakim zakresie do akcji propagandowej wykorzystano zaplecze wojskowe?
Ogromnym. Bez wojska ta operacja, również w sferze propagandowej, nigdy by się nie udała. Wojsko udostępniło wszystko: ludzi, sprzęt, swoje doświadczenie wyniesione chociażby z działań na terenie Czechosłowacji w 1968 r. w zakresie propagandy wobec przeciwnika politycznego (nie przez przypadek żołnierzom puszczano filmy dokumentalne z operacji „Dunaj” w celu ich indoktrynacji). W tysiącach egzemplarzy drukowano ulotki, plakaty, afisze, wykorzystywano gigantofony, urządzenia elektroakustyczne umieszczone na samochodach ciężarowych, prowadzono wojnę psychologiczną ze strajkującymi w blokowanych zakładach pracy. Do działań propagandowych należały demonstracyjne przejazdy kolumn wojskowych o określonych porach dnia przez miasta czy wokół zakładów, przeloty samolotów, odtwarzanie z taśmy nagranych odgłosów strzałów z karabinów maszynowych we wczesnych godzinach rannych, przygotowanie ulotek umieszczanych w paczkach żywnościowych przeznaczonych dla protestujących, pogadanki w szkołach, filmy przygotowywane przez Wytwórnię „Czołówka”, programy telewizyjne i radiowe. Pełne spectrum działań.
Jak 13 grudnia zmieniło się działanie radia i telewizji?
Po pierwsze dokonano ich militaryzacji. Po drugie już przed północą wyznaczone jednostki wojskowe i MSW zaczęły zajmować gmachy ośrodków radiowo-telewizyjnych i zabezpieczać maszty i stacje przekaźnikowe. Komisarzem wojskowym w Radiokomitecie, któremu podlegali komisarze wojskowi w poszczególnych pionach oraz ośrodkach w kraju, był gen. Albin Żyto. W tym czasie Żyto był zastępcą szefa Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego i szefem Zarządu III Kultury i Oświaty. Pracownicy, którzy nie uzyskali przepustek, zostali odesłani na przymusowy urlop. Było ich w sumie ponad 5 tysięcy. Nie mieli wstępu do swoich pokojów, dostępu do biurek i materiałów. Mieli czekać na weryfikację do początku 1982 r. Ich miejsce zajęli specjalnie wyselekcjonowani ludzie. Wojsko stworzyło tzw. bunkier, z którego w pierwszych godzinach nadawano program (np. przemówienie Jaruzelskiego, komunikaty WRON), potem zaś odblokowywano studia, a dopiero 18 stycznia 1982 r. redakcja Dziennika Telewizyjnego wróciła na pl. Powstańców Warszawy.
Całość programu podporządkowana była wyznaczonym celom propagandowym. Wojskowi wtrącali się do wszystkiego i to ich zdane było decydujące. Mogli na przykład nie dopuścić do emisji programu z powodu zbyt długich baczków prezentera, często na kilka minut przez wydaniem zmieniano cały plan, gdyż wojskowym nie podobał się jakiś jego fragment lub trzeba było zrobić przyjemność kolegom i pokazać ich w telewizji. Prowadziło to do stałych napięć i konfliktów między cywilną częścią zespołu a wojskowymi. Pod szczególną kuratelą był Dziennik Telewizyjny, a wyemitowanie czegokolwiek bez uzgodnień groziło przykrymi konsekwencjami. Takie ponieśli chociażby ludzie, którzy nieopacznie wyemitowali w jednym z wydań Dziennika Telewizyjnego wywiad z byłym rzecznikiem prasowym NSZZ „Solidarność” Markiem Brunne.
Czy władza miała zaufanie do dziennikarzy?
Do niektórych tak, do większości nie i dlatego przeprowadzono ich weryfikację. Odbywała się ona dwuetapowo – najpierw poddano jej dziennikarzy funkcyjnych (naczelnych redaktorów, ich zastępców oraz kierowników poszczególnych redakcji), w drugim etapie weryfikowani byli pozostali dziennikarze, także pracownicy administracyjni i techniczni. Orzeczenie komisji weryfikacyjnej w Radiokomitecie podlegało zatwierdzeniu przez prezydium komitetu, które rozpatrywało również ewentualne odwołania osób negatywnie zweryfikowanych. W trakcie weryfikacji w Radiokomitecie komisje przeprowadziły ponad 6 250 rozmów indywidualnych z ponad 9 560 pracownikami. Zaproponowano rozwiązanie umów z 513 osobami (w centrali 299, w terenie 214). W sumie zatem w skali kraju zwolniono 5,4% zespołu. 109 osób zdecydowano odwołać ze stanowisk lub zmienić z nimi stosunek pracy. W centrali Radiokomitetu komisje weryfikacyjne zgłosiły ogółem wspomniane wyżej 299 wniosków (160 dotyczyło pracowników programowych i dziennikarzy, zaś 139 pracowników pozostałych pionów) o rozwiązanie umowy o pracę oraz 46 wniosków o odwołanie ze stanowisk kierowniczych i dokonanie zmian na zajmowanych stanowiskach. Do tego trzeba dodać inne formy represji, np. ponad 100 pracowników internowano, innych zwolniono z zajmowanych stanowisk i przesunięto do gorszych prac. O przyjęciach do pracy decydował zawsze komisarz wojskowy i to jego zdanie było najważniejsze. Jeśli wojskowi nie zgadzali się na zatrudnienie kogoś, nie było szans na zmianę tej decyzji.
„Gwiazdami” mediów tego czasu stali się prezenterzy „Dziennika Telewizyjnego”: Marek Tumanowicz, Krzysztof Bartnicki, Andrzej Racławicki czy Waldemar Krajewski. Niektórzy z nich nawet z własnej, nieprzymuszonej woli założyli mundury wojskowe. Prawdziwe wsparcie od wojska przyszło od strony kpt. Marka Nowakowskiego (obiektu westchnień wielu pań) oraz jednego z najzacieklejszych wrogów opozycji płk. Lesława Wojtasika.
Wiele osób publicznych, ludzi kultury i mediów, zaczęło firmować decyzję gen. Jaruzelskiego. Kto został wykorzystany jako „propagandowa twarz” stanu wojennego?
W ramach przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego 4 października 1981 r. MSW wyznaczyło nowe kierunki w zakresie propagandy. Esbekom nakazano wytypować dziennikarzy, literatów i innych twórców, na których władze mogły liczyć po rozpoczęciu działań. Wytypowano 184 osoby, wśród nich znaleźli się m.in.: prof. Bogdan Suchodolski, Artur Sanduer, Kazimierz Kutz, Krzysztof Teodor Toeplitz, Stanisław Stomma, Kajetan Gruszecki, Ryszard Wojna, Edmund Jan Omańczyk, Janusz Zabłocki, Stanisław Mikulski, Bronisław Pawlik, Tadeusz Kantor czy Eryk Lipiński.
Ostatecznie z tego grona wykorzystano jedynie część. Na ekranach, w radiu i prasie pojawiali się pisarze (Janusz Przymanowski, Henryk Worcell, Wojciech Żukrowski, Kazimierz Koźniewski, Wacław Sadkowski, Zbigniew Nienacki, Jerzego Pertek czy Arkady Fiedler) oraz aktorzy i reżyserzy (Stanisław Mikulski, Witold Pyrkosz, Janusz Kłosiński, Wojciech Siemion, Jan Paweł Gawlik, Ignacy Gogolewski). Artyści za legitymizację stanu wojennego płacili wysoką cenę. Literatom, takim jak Żukrowski czy Przymanowski, odsyłano książki i nękano ich pogróżkami przez telefon. Byłemu sekretarzowi Związku Literatów Polskich Janowi Marii Gisgesowi (TW „Maria”) nieznani sprawcy wymalowali na drzwiach napisy: „kolaborant”, „skurwysyn” i PPR ze swastyką w środku. Aktorzy, tacy jak Stanisław Mikulski, Janusz Kłosiński czy Jerzy Schejbal, byli wychrząkiwani, wyklaskiwani lub wytupowani przez zorganizowaną w tym celu publiczność.
Kiedy jeśli chodzi o propagandę można wyznaczyć koniec „pierwszej bitwy” stanu wojennego?
Jak wspomniałem był to styczeń/luty 1982 r. Potem władze rozpoczęły realizowanie kolejnego scenariusza swojej rozgrywki ze społeczeństwem. Pamiętajmy, że stosowano cały arsenał środków socjotechnicznych, które miały przekonać społeczeństwo, że tylko interwencja wojskowych uratowała kraj przez anarchią, kryzysem gospodarczym na niespotykaną skalę i chaosem. Stąd tak uwielbiane przez wojskowych pokazywanie dbałości o porządek, pomoc ludziom w walce ze skutkami zimy, zakładom w ich produkcji a z drugiej strony surowe egzekwowanie przepisów stanu wojennego. W całej tej sytuacji zaskakujące zawsze było jedno – niezwykle wysoki stopień zaufania społeczeństwa do wojska. Zawsze tłumaczono sobie, że to nie wojsko strzelało, to nie wojsko pacyfikowało i biło, tylko przebrani w mundury wojskowe milicjanci. Prawda była inna. Wojsko na równi z milicją i Służbą Bezpieczeństwa było odpowiedzialne za zbrodnie stanu wojennego i jego kierownictwo oraz winni zbrodni powinni ponieść tego surowe konsekwencje.
Zobacz też:
- 13 grudnia na opak.... czyli co jeszcze się zdarzyło?
- „Byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”
- Dekrety wprowadzające stan wojenny niekonstytucyjne
- Droga do stanu wojennego – kalendarium
- Droga do stanu wojennego - wspomina Karol Modzelewski
- Im memoriam. Ofiary stanu wojennego
- Internowanie było kpiną z prawa - rozmowa z Grzegorzem Wołkiem
- Jacek Kaczmarski — poetycka pamięć o stanie wojennym
- Jerzy Kochanowski: nie ma jednego stanu wojennego
- Kraj po „ocaleniu”. „Trybuna Ludu” o pierwszych dniach stanu wojennego
- Pod polską ambasadą w Paryżu…
- Propaganda stanu wojennego
- Stan wojenny w walce z alkoholizmem