Saul Friedländer – „Dokąd prowadzi pamięć. Moje życie” – recenzja i ocena
Friedländer urodził się w 1932 r. w Pradze, w niemieckojęzycznej rodzinie żydowskiej. Jego rodzice zginęli w Holokauście, a on sam ocalał w katolickim seminarium we Francji, gdzie został ochrzczony. Obecnie znany jest przede wszystkim jako wybitny badacz dziejów Zagłady. Stworzył m.in. dwutomowe opracowanie dotyczące nazistowskich Niemiec i polityki antyżydowskiej, a za jego drugą część „Czas eksterminacji. Nazistowskie Niemcy i Żydzi 1939-1945” w 2008 r. otrzymał Nagrodę Pulitzera. Już samo to może stanowić wystarczającą motywację, by sięgnąć po jego najnowsze wspomnienia. Pierwsze, zatytułowane „When Memory Comes”, opublikował w 1978 r., ale nie doczekały się one tłumaczenia na język polski.
„Dokąd prowadzi pamięć. Moje życie” – dziecko epoki
„Dokąd prowadzi pamięć” przynosi obraz nie tylko wybitnego umysłu, ale przede wszystkim – wielowymiarowego człowieka. Tytuł tej książki zdaje się bezpośrednio nawiązywać do pierwszych wspomnień Autora: najpierw pamięć do niego przychodziła, teraz go prowadzi. W pierwszym tomie wspomnień pisał o okresie dzieciństwa i wczesnej młodości, o odkrywaniu swojej żydowskiej tożsamości i wiązaniu swoich losów z Izraelem. Teraz poznajemy „ciąg dalszy”, doprowadzony do momentu przedostatniej autorskiej lektury tekstu. Możnaby powiedzieć, że pamięć, zgodnie z wszelką logiką, doprowadziła Autora do teraźniejszości.
Czasami Friedländer wykorzystuje tę możliwość, aby dokonywać swoistej „erraty” do wcześniej wydanych wspomnień, uzupełniając je o niektóre szczegóły czy wskazując na to, jak zmieniło się jego postrzeganie pewnych wydarzeń. Jest to o tyle n, że pokazuje skrupulatność Autora i wysiłek „warsztatowego” podejścia do swojej własnej biografii. Dla niektórych czytelników może to jednak stawać się nieco męczące.
W prologu Friedländer określa tekst jako autobiografię i rzeczywiście jego wywód ma bardzo systematyczny charakter. Uderzające jest, że patrząc na swoją osobistą przeszłość, Autor widzi siebie samego jako dziecko swojej epoki, a własne rozterki i wybory rozpatruje nie tylko z perspektywy osobistego położenia, ale także dostrzegając tendencje właściwe pokoleniu. Docenić trzeba także jego szczerość i niepomijanie wstydliwych aspektów przeszłości. Przykładem tego jest opowieść o tym, jak będąc szesnastolatkiem donosił izraelskim służbom bezpieczeństwa na nowo przybyłych czeskich Żydów. Miał tym odkupić swoje kompromitujące wówczas okoliczności przybycia do Izraela na pokładzie statku młodzieżówki prawicowego Irgunu. Co wyjątkowo cenne, Autor nie kryje swoich problemów ze zdrowiem psychicznym i pisze o dręczących go stanach lękowych.
Od pierwszych stron książki jest jasne, że będzie ona dotyczyć nie tylko jego doświadczeń jako historyka. Początkowo jego wykształcenie i kariera zawodowa zmierzały w innym kierunku, a zapis tych lat także jest zajmujący. Po wyjeździe z Izraela Friedländer podjął studia politologiczne w Sciences Po i pracował w ambasadzie izraelskiej w Paryżu. Stąd wyniósł obserwację o nieufnym stosunku „wobec Żydów, głównie zaś wobec Izraela”, który miał się wpisywać „do tradycji całego Foreign Office”. Po pracy w Szwecji i pierwszej próbie podjęcia studiów doktoranckich w USA, zrezygnował z nich na rzecz posady „sekretarza politycznego” Nahuma Goldmanna, który wówczas (1958-1960) przewodniczył Światowemu Kongresowi Żydów, Światowej Organizacji Syjonistycznej i amerykańskiej sekcji Agencji Żydowskiej. Następnie pracował w izraelskim ministerstwie obrony kierowanym przez Szimona Peresa, „w miejscu najświętszym izraelskich struktur obronnych”, gdzie uczestniczył m.in. w kluczowym i tajnym wówczas projekcie budowy reaktora jądrowego w Izraelu.
„Dokąd prowadzi pamięć. Moje życie” – wielka zmiana
Równie ciekawe, co sama zmiana ścieżki kariery, są jego zaledwie mgliste wspomnienia o kryjących się za tym krokiem motywacjach. Jak pisze, pociągała go wizja pracy naukowej i samodzielności z nią związanej. Najbardziej oczywiste pytanie jakie się nasuwa, to czy bycie ocalałym z Zagłady wpłynęło na to, że został historykiem Holokaustu? Autor sam się do tego odnosi. Podkreśla, że jego zainteresowanie karierą naukową historyka nie zaczęło się od chęci zgłębienia osobistej historii. Rzeczywiście, pierwsze podejmowane przez niego tematy dotyczyły polityki zagranicznej i wojskowej nazistowskich Niemiec, późniejsze – ich stosunków ze Stolicą Apostolską (kontrowersyjne wydawnictwo źródłowe o Piusie XII), i dopiero z czasem zaczął zajmować się bezpośrednio tematyką Szoa, by w końcu pozwolić jej zdominować „całe moje życie intelektualne”. Z drugiej strony, posiadając już określoną wiedzę, odnosi ją do siebie, chociażby wtedy gdy pisze o „pamięci traumatycznej”: „sądzę, że w wielu wypadkach głębokie, traumatyczne wspomnienia wracają same z siebie na starość, jak zapomniane wiersze. Niosą ze sobą lęki” i rozwijając, że do niego wróciły w ten sposób niektóre wspomnienia z dzieciństwa w Pradze.
Począwszy od przedstawienia okresu studiów doktoranckich, Friedländer pochyla się w swej książce nad kolejnymi podejmowanymi problemami badawczymi, realiami uniwersyteckimi oraz nad życiem osobistym. Bywają one wzajemnie uwarunkowane: np. obejmowanie stanowiska wykładowcy w dwóch państwach jednocześnie (były to – w różnych konfiguracjach – Szwajcaria, Izrael i Stany Zjednoczone), co czynił przez większość swojej kariery naukowej, nie mogła nie mieć wpływu na jego relacje rodzinne, a jego kontrowersyjne czasem poglądy wpływały na relacje tak służbowe jak i prywatne. Oprócz tego, powracającym tematem jest jego obecność w życiu publicznym. Oto np. w październiku 1973 r. został wysłany przez izraelski MSZ do Francji, by pozyskać tamtejszą opinię publiczną w związku z wojną Jom Kippur.
Szczególnie zajmujące są rozważania Autora na temat własnej tożsamości. Za „swoją fundamentalną tożsamość” uważa on bycie Żydem. Na jego profil kulturowy składają się też pewne „ślady katolicyzmu” związane z katolickim wychowaniem w seminarium w okresie wojny. Jego życiorys pokazuje wyraźne związki z kilkoma państwami: z Francją, Izraelem, Stanami Zjednoczonymi czy Szwajcarią. Pisze: „Moja kulturowa przynależność do Izraela widoczna jest w sferze języka” – to hebrajski jest bowiem językiem używanym przez niego w domu z rodziną, a przez większą część kariery naukowej był także jego językiem wykładowym. Jednocześnie jednak notatki sporządza po francusku, a po hebrajskich autorów najchętniej sięga w angielskich tłumaczeniach. W innym miejscu stwierdza natomiast: „Przez całe życie moja tożsamość kulturowa pozostała zasadniczo francuska” i wyznaje, że myśli po francusku.
Kwestie tożsamościowe związane z byciem Żydem ocalałym z Holokaustu i historykiem (o których była już tutaj mowa), mają jeszcze jeden wymiar: przełożenia na bieżącą sytuację polityczną zwłaszcza w zakresie stosunków izraelsko-arabskich. Autor jest świadom, że jego badania nad Zagładą mogą umacniać izraelski nacjonalizm i to także w tym jego wymiarze, który skierowany jest przeciwko kompromisowi z Palestyńczykami. Wielokrotnie na kartach tej książki wypowiada się krytycznie o historii stosunków izraelsko-arabskich i o swoich wcześniejszych poglądach, wyrzucając sobie brak przenikliwości czy po prostu empatii. Warto tu także przytoczyć słowa, które sam ma po wielokroć powtarzać:
By uniknąć wszelkich nieporozumień, przy każdej możliwej okazji przekonywałem, że jedyną lekcją, jaką można wyciągnąć z Szoa, jest ten oto imperatyw: sprzeciwiać się niesprawiedliwości, niczym nieuzasadnionemu prześladowaniu, odmowie uznania człowieczeństwa i praw «innych».
*
Saul Friedländer w swojej biografii nie ucieka od pytań trudnych – wręcz przeciwnie, wykorzystuje jeszcze ten czas, kiedy jego (o czym pisze) coraz bardziej „szwankująca” pamięć pozwala mu na poszukiwanie na nie odpowiedzi. W efekcie otrzymujemy książkę zupełnie wyjątkową. Zachęcam, by po nią sięgnąć.