Sarajewo 1914 - cesarskie zabójstwo
Para wiedzie sielankowe życie z dala od krytycznie nastawionego dworu, na którym wszyscy strzępią sobie języki, potępiając ich działania. Małżonkowie postanawiają wydrzeć cynicznemu światu osobiste i miłosne spełnienie, o które tak szlachetnie walczyli.
Historia miłości arcyksięcia Austro-Węgier Franciszka Ferdynanda i hrabianki Zofii Chotek zaczyna się tajemniczo, prowadzi do triumfalnego zawarcia małżeństwa i rozgrywa się wbrew nieustannym przeciwnościom losu. Pod wieloma względami niezaprzeczalnie odzwierciedla mityczne elementy tradycyjnej bajki. Franciszek Ferdynand jest księciem urodzonym do władzy i przywilejów, ale szuka zakazanej miłości. Hrabianka Zofia Chotek to jego Kopciuszek: jest piękna, uboga i w niczym nie przypomina odpowiedniej kandydatki na małżonkę przyszłego władcy wielkiego imperium. Macocha Franciszka Ferdynanda arcyksiężna Maria Teresa gra rolę dobrej wróżki i popiera romans, mimo że reszta Habsburgów jednoczy się w opozycji. Wojownicza arcyksiężna Izabela jest typową złą macochą, która każe Kopciuszkowi godzinami wykonywać upokarzające i niewdzięczne zadania. W księciu Alfredzie de Montenuovo, wielkim marszałku cesarskiego dworu, znajdujemy potwora o imponującej mocy, który obrzuca pełną wdzięku, niezłomną Zofię małostkowymi zniewagami. Jak w każdej dobrej bajce, bohaterowie uczestniczą nawet w wystawnym balu, na którym osłupiali goście z niedowierzaniem patrzą na upublicznienie zakazanego romansu.
Latem 1914 roku prawdziwe życie nieoczekiwanie przerwało tę bajkę. Dwie kule wystrzelone w Sarajewie przez dziewiętnastoletniego serbskiego nacjonalistę Gavrilę Principa gwałtownie odebrały Franciszkowi Ferdynandowi i Zofii szanse na szczęśliwe zakończenie obiecywane w niezliczonych historiach miłosnych. „Złączeni w małżeństwie, złączeni tym samym losem” – głosi napis na bliźniaczych sarkofagach z białego marmuru. Ta najsłynniejsza austriacka para, zjednoczona w śmierci tak samo jak w życiu, przeszła do historii, gdy wygodnym światem, jaki znała, zawładnęły karabiny maszynowe, gaz musztardowy, wojna w okopach i U-booty.
Od tamtego brzemiennego w skutki dnia w Sarajewie minął już wiek. Czy którakolwiek inna para z ubiegłego stulecia równie mocno – choć nieumyślnie – wpłynęła na kształt współczesnej epoki? Tamte dwie kule nie tylko zakończyły życie Franciszka Ferdynanda i Zofii, lecz stały się katalizatorem pierwszej wojny światowej oraz wszystkich późniejszych okropieństw. Czy bez Sarajewa mielibyśmy rewolucję październikową, Związek Radziecki, nazistowskie Niemcy, drugą wojnę światową albo zimną wojnę? Historia rozbrzmiewa skutkami śmierci tych dwojga ludzi, do której doszło w niedzielę 28 czerwca 1914 roku.
Dlaczego zatem Franciszek Ferdynand i Zofia wydają się tacy nieuchwytni? Czemu ich życie prywatne i prawdziwe charaktery pozostają zagadką? Być może dlatego, że należeli do Habsburgów. Dynastia Franciszka Ferdynanda była dumna i zostawiła wspaniałą spuściznę, ale w porównaniu z Romanowami z egzotycznej i tajemniczej Rosji brakowało w niej splendoru i skandalów. Rewolucja przyszła do Rosji z krwawą zemstą. W Austrii Habsburgowie prawie niezauważenie pogrążyli się w mrokach emigracji. Historię ostatniego cara Mikołaja II i jego żony Aleksandry otacza romantyczna aura. Współcześni im Austriacy, równie sobie oddani, równie zakochani i skazani na równie tragiczny koniec, zostali przyćmieni przez głośny zamach.
Należy zaznaczyć, że arcyksiążę Franciszek Ferdynand w niczym nie przypominał czarującego księcia z bajki: chorował na gruźlicę, miał niemiłe usposobienie i często działał impulsywnie. Niewielu go lubiło. Już za życia był enigmą. Niektóre młodsze, mniej konserwatywne kręgi i ci, którzy go znali osobiście, wychwalali arcyksięcia jako życzliwego człowieka o bystrym umyśle i gotowości do wysłuchania przeciwników. Franciszek Ferdynand miał mnóstwo czasu, by rozmyślać o kraju, który miał odziedziczyć, i rozważać możliwe rozwiązania jego licznych problemów. Zamiast kurczowo trzymać się mało oryginalnej tradycji, tak jak to czynił jego stryj cesarz Franciszek Józef, postanowił przeprowadzić szeroko zakrojone, radykalne reformy. Z urodzenia i z przekonania Franciszek Ferdynand nie był liberałem, ale starczało mu inteligencji, by opowiadać się za ideami politycznej modernizacji w celu ratowania podupadającego imperium. Jego stronnicy uważali, że jeśli ktokolwiek może ocalić archaiczne Austro-Węgry, to właśnie on.
Powyższy tekst pochodzi z książki Grega Kinga i Sue Woolmans pt. Zabić arcyksięcia:
Większość współczesnych mu osób nie była jednak tak łaskawa wobec tajemniczego arcyksięcia. Wielu widziało w nim zdumiewająco brutalnego, nieokrzesanego człowieka o „wąskich horyzontach” – jak skarżyła się pewna księżniczka – „podejrzliwej, pobudliwej i kapryśnej naturze”, „apodyktycznym sposobie bycia”, cechującego się „bigoteryjną pobożnością” oraz „agresywnym i fanatycznym klerykalizmem”. Szeptano, że gdy zasiądzie na tronie, będzie ciemiężył religijne i etniczne mniejszości i rozpocznie ponure, zacofane rządy prawdziwego tyrana. W zasadzie właśnie tak brzmiał werdykt historii. Często przypisuje się Franciszkowi Ferdynandowi autokratyczne skłonności, uznając go za wojennego podżegacza, „reakcjonistę”, bufona pozbawionego uroku osobistego i jakichkolwiek przejawów zwykłych ludzkich emocji.
Dlatego wszyscy osłupieli, gdy ten z pozoru powściągliwy i surowy człowiek się zakochał, pokazując, że naprawdę jest człowiekiem. Hrabianka Zofia Chotek pochodziła ze znamienitej czeskiej arystokracji. Mogła być ładna i czarująca, ale z perspektywy cesarskiego dworu owładniętego obsesją na punkcie spraw związanych z tradycją i etykietą brakowało jej tytułów i szlachetnych przodków niezbędnych do zawarcia małżeństwa z tak wspaniałą istotą jak arcyksiążę Habsburg z cesarskiego rodu. Pewnego dnia miał on zostać cesarzem Austrii i królem Węgier. Z powodu – jak to ujął Franciszek Ferdynand – „jakiejś drobnostki w jej drzewie genealogicznym” nie mogła zatem zasiąść z nim na tronie.
Książęta i królowie zazwyczaj potrafi ą ominąć romantyczne przeszkody. Obojętnie, czy chodziło o przyszłego cara Mikołaja II upierającego się przy małżeństwie z ryzykownie nieodpowiednią Aleksandrą, o króla Edwarda VIII i jego obsesję na punkcie amerykańskiej rozwódki Wallis Simpson, czy nawet o stryja arcyksięcia, cesarza Franciszka Józefa, który zignorował ostrzeżenia matki i ożenił się ze swoją niedojrzałą i melancholijną kuzynką Elżbietą, zwykle zwyciężała namiętność. Owszem, ostrożność idzie ręka w rękę z królewskimi romansami: kwestie charakteru lub kontrowersyjne temperamenty uniemożliwiły wiele małżeństw. Ale z Zofią było inaczej. Argumenty wysuwane przeciwko małżeństwu Franciszka Ferdynanda z Zofią Chotek były potężne dla zanurzonej w tradycji monarchii habsburskiej i zarazem trywialne dla wielu innych osób. Zofia nie miała wad charakteru i nikt nie kwestionował jej zachowania. Dwór cesarski uznał jednak, że jej znamienici przodkowie, którzy od wieków lojalnie służyli Habsburgom, nie są znamienici w wystarczającym stopniu. Królewskie szeregi w Europie ulegały przerzedzeniu, więc gdy chodziło o małżeństwo, dynastia stosowała zrodzony z konieczności egalitaryzm i uznawała wiele arystokratycznych rodzin za równorzędnych partnerów. Ale nie Chotków. Byli utytułowani, ale niewystarczająco dobrzy, by dołączyć do tego prześwietnego grona.
Nie chcąc, by wspomniana „drobnostka” stanęła mu na drodze, Franciszek Ferdynand nie ustawał w wysiłkach, stosując żałosne błagania na zmianę z dramatycznymi groźbami popełnienia samobójstwa. Gdy wreszcie zdobył pozwolenie na małżeństwo z hrabianką, jego zwycięstwo zostało okupione potworną ceną. Zofia została na zawsze skazana na bycie morganatyczną żoną, niedorównującą swojemu mężowi. Nie mogła dzielić z nim tytułów ani tronu, ich dzieci zostały wykluczone z cesarskiej sukcesji. Nie mogła nawet zostać pochowana obok męża, gdyż uznano, że nawet po śmierci nie będzie godna dzielić wieczności z żadnym Habsburgiem w zatłoczonej wiedeńskiej krypcie.
Takie zniewagi – a w ciągu lat uzbierało się ich wiele – zaskarbiły Zofii sympatię mniej krytycznej części społeczeństwa. Reszta, w tym członkowie rodziny cesarskiej i dworu Habsburgów, przedstawiała ją jako żądną władzy intrygantkę, ambitną kobietę dążącą do tego, by pewnego dnia włożyć koronę cesarzowej. Pewien dworzanin utrzymywał, że arcyksiążę jest nieustannie „podpuszczany przez swoją dominującą żonę”, a sławna pisarka Rebecca West nazwała ją kąśliwie „małostkową furiatką” zdecydowaną zrobić wszystko, by jej morganatyczni synowie zostali uznani za następców tronu.
Prawda wyglądała inaczej. Franciszek Ferdynand był szorstki w obejściu, brakowało mu albo chęci, albo umiejętności, by oczarować przyszłych poddanych, ale prywatnie zachowywał się zupełnie inaczej, natomiast jedyne prawdziwe ambicje Zofii dotyczyły uszczęśliwiania męża i stworzenia pełnego miłości domu dla jego trojga dzieci: Sophie, Maxa i Ernsta. Trudno uniknąć porównań ze sławniejszą parą: Mikołajem i Aleksandrą. Czas pokazał, że mocno idealizowane zacisze domowe ostatnich Romanowów było fikcją. Wymogi rządzenia ograniczały kontakt cara z dziećmi, a chwiejny charakter i ciągłe choroby jego żony coraz częściej skazywały ją na sporadyczną, melancholijną obecność w życiu potomstwa. Natomiast Franciszek Ferdynand i Zofia gorliwie oddali się umiłowaniu życia rodzinnego. Była to epoka guwernantek i osobnych pokoi dla dzieci, lecz obydwoje wielbili i rozpieszczali Sophie, Maxa i Ernsta, jadali z nimi posiłki, pozwalali gawędzić z najważniejszymi i najznamienitszymi gośćmi oraz cieszyć się dzieciństwem pozbawionym konfliktów i zmartwień. Życie płynęło spokojnie i nigdy nie otarło się o zdradę ani o małżeńskie zgryzoty. Niestety, te cudowne dni nie trwały wiecznie.
Dziś łatwo patrzeć na lata poprzedzające 1914 rok z czymś w rodzaju ulotnej, romantycznej tęsknoty. Odnosi się wrażenie, że tamte czasy były łatwiejsze, nowości wprawiały w zachwyt i dominował pokój. Prawda wygląda jednak trochę inaczej. Po 1860 roku wszyscy najważniejsi władcy uczestniczyli w co najmniej jednej wojnie, a zazwyczaj w kilku, i na dobre rozpoczął się nowożytny wyścig zbrojeń. Szerzyły się inwazje, rewolucje, bunty i represje. Pół wieku poprzedzające tamto złote lato w 1914 roku upływało pod znakiem ciągłej przemocy. Zamachy stały się powszechne: w 1876 roku zamordowano sułtana Turcji, w 1881 roku amerykańskiego prezydenta Jamesa Garfielda i cara Rosji Aleksandra II, w 1894 roku prezydenta Francji Sadiego Carnota, w 1896 roku szacha Persji, w 1897 roku premiera Hiszpanii, w 1898 roku cesarzową Austrii, w 1900 roku króla Włoch Umberta, w 1901 roku amerykańskiego prezydenta Williama McKinleya, w 1903 roku króla Serbii Aleksandra i królową Dragę, w 1905 roku wielkiego księcia Rosji Siergieja Aleksandrowicza, w 1908 roku króla Portugalii Carlosa i jego syna, następcę tronu Luisa Felipe, w 1911 roku rosyjskiego premiera Piotra Stołypina, a w 1913 roku króla Grecji Jerzego. W tych „złotych” latach pokoju członkowie rodzin królewskich, podobnie jak politycy, coraz częściej padali ofiarą bomb, kul i noży.
Powyższy tekst pochodzi z książki Grega Kinga i Sue Woolmans pt. Zabić arcyksięcia:
Ta litania zabójstw na tle politycznym osiągnęła kulminację w Sarajewie. Być może nikt nie spodziewał się samego zamachu, ale dużą część Europy nękała niejasna obawa, że tylko iskra dzieli kontynent od totalnej pożogi. Przewidział to niemiecki kanclerz Otto von Bismarck, ostrzegając, że przez „byle przeklętą bzdurę” na Bałkanach cała Europa prędzej czy później pogrąży się w zgubnej wojnie. Jego przewidywania urzeczywistniły się latem 1914 roku, kiedy zamordowanie Franciszka Ferdynanda i Zofii w Sarajewie zapoczątkowało epokę bezprecedensowej masowej rzezi. „Żadne polityczne zabójstwo w nowszej historii – napisał Vladimir Dedijer – nie miało tak dalekosiężnych następstw”.
Podobnie jak każde wydarzenie, które zmieniło bieg historii, tamten pamiętny dzień nadal budzi wątpliwości, jest on obiektem nacjonalistycznych sporów otoczonym masą błędnych przekonań. Twierdzi się, że Franciszek Ferdynand wziął udział w manewrach wojskowych w Bośni tylko po to, by jego żona mogła być oklaskiwana przez tłumy. Wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi nalegał, by wizyta w Sarajewie odbyła się 28 czerwca. Był to Dzień Świętego Wita, serbskie święto narodowe upamiętniające bitwę pod Kosowem z 1389 roku, kiedy nieproszony intruz, w tym wypadku imperium osmańskie, podbiło kraj i zdegradowało Serbów do rangi wasali. Wielu twierdziło, że Franciszek Ferdynand zachował się tak, jakby chciał specjalnie sprowokować niedawno zaanektowaną Bośnię pełną antyaustriackich rewolucjonistów. Rebecca West utrzymywała, że arcyksiążę „sam doprowadził się do zguby, składając nietaktowną i napastliwą wizytę na serbskiej granicy w czasie serbskiego święta”.
Nic z tego nie było prawdą. Nawet po upływie stu lat wokół wydarzeń w Sarajewie kłębią się mity, które otaczają całe życie Franciszka Ferdynanda i Zofi i. Franciszek Ferdynand nie chciał jechać w tę podróż. Wielokrotnie próbował uniknąć owego niemiłego obowiązku, ale jego stryj Franciszek Józef zmusił go do wyjazdu. Natomiast władze w Sarajewie zmusiły arcyksięcia do zaakceptowania kontrowersyjnego terminu wizyty – najwyraźniej podczas planowania podróży urzędnikom w Bośni zabrakło choćby resztek zdrowego rozsądku. Przyjęły i zignorowały bardzo poważne obawy dotyczące bezpieczeństwa pary, groźba użycia przemocy została zlekceważona i prawie w ogóle zrezygnowano z ochrony.
Brzemienne w skutki wydarzenia – poczynając od losu wielkiej księżnej Anastazji i śmierci prezydenta Johna F. Kennedy’ego, a kończąc na atakach terrorystycznych z 11 września 2001 roku – zawsze są spowite teoriami spiskowymi. Nic zatem dziwnego, że zamach, który stał się zarzewiem pierwszej wojny światowej, także zrodził kontrowersje i spekulacje. Wykraczają one poza argumenty dotyczące roli osławionego ugrupowania Czarna Ręka w zaplanowaniu ataku albo te sugerujące współudział serbskiego rządu. Długo szeptano o jakichś nikczemnych planach, o spisku zawiązanym przez urzędników w Austro-Węgrzech, którzy chcieli usunąć z drogi kłopotliwego arcyksięcia i jego równie kłopotliwą morganatyczną małżonkę. Bez wątpienia istnieli tacy, którzy drżeli na myśl o Franciszku Ferdynandzie jako cesarzu. Jego plany reorganizacji imperium zagrażały konserwatywnym poglądom i wielu gnębiła obawa, że mimo zrzeczenia się tronu arcyksiążę znajdzie sposób, by koronować swoją morganatyczną żonę na cesarzową i uczynić swojego najstarszego syna następcą tronu. Inni z pewnością szukali pretekstu, by wypowiedzieć wojnę nieustannie zagrażającej Serbii. Sugerowano, że nie ma lepszego sposobu niż sprowokowanie w Sarajewie incydentu, który uzasadni austriacką napaść na Belgrad.
To zdumiewający pomysł, ale wierzyła w niego nawet synowa Franciszka Józefa, była następczyni tronu księżniczka Stefania. Utrzymywała ona, że zamach w Sarajewie został zainicjowany przez pewne elementy z Austrii, które zignorowały zgłoszone ostrzeżenia. Inni zarzucają imperialnej Rosji, największemu sojusznikowi Serbii i krajowi dążącemu do wyeliminowania austriackich wpływów na Bałkanach, że aktywnie poparła zamach. Wedle tej teorii Rosja miała się obawiać, że gdy Franciszek Ferdynand zasiądzie na tronie, zjednoczy Słowian południowych pod habsburską flagą, uniemożliwiając Romanowom ekspansję na Bałkanach. Te dwie teorie są na stałe wplecione w historię zamachu w Sarajewie i domagają się uwzględnienia.
Nie sposób odpowiedzieć na wszystkie pytania, ale nie da się zaprzeczyć, że po tamtym dniu w Sarajewie szybko rozpętał się koszmar. Już w pierwszym tygodniu sierpnia 1914 roku Europa pogrążyła się w wojnie. Franciszek Ferdynand i Zofia padli jej pierwszymi ofiarami, a ich dzieci zostały pierwszymi sierotami. Sophie, Max i Ernst cierpieli na skutek chaosu wywołanego przez zamach na ich rodziców i doświadczyli wszystkich okropieństw, które nastąpiły po tamtej niedzieli w 1914 roku. W kolejnych latach XX wieku byli skazani na przykre towarzystwo: wojnę i rewolucję, utratę domu i emigrację, przerażenie i ucieczkę przed wrogimi armiami oraz tortury zadawane przez brutalnych dyktatorów. Ich tragiczna historia to echo niedoli milionów, które łączy rozdzierającą stratę z wiarą i niezłomną miłością.
Te wszystkie elementy – zakazany romans, szczęśliwe życie rodzinne, walka z opresyjnym systemem, zamach i ostateczne zwycięstwo nad mrocznymi przeciwnościami losu – czynią z historii Franciszka Ferdynanda, Zofii i ich dzieci współczesną bajkę, która na wielu poziomach wpłynęła na życie setek milionów ludzi. Wielu opowiadało już historię arcyksięcia, a jeszcze więcej książek poświęcono zamachowi w Sarajewie. Problemem zawsze była jednak stronniczość, gdyż autorzy przypisywali Franciszkowi Ferdynandowi, Zofii i terrorystom, którzy ich zamordowali, własne wymysły i nacjonalistyczne poglądy. Trudno się przebić przez cały wiek powszechnej dezinformacji. „Kiedy przyjechałam do Austrii – mówi księżniczka Anita von Hohenberg, prawnuczka Franciszka Ferdynanda i Zofii – byłam młodą kobietą, a arcyksięcia zupełnie nie rozumiano. Jego wizerunek nadal nie jest doskonały, ale staramy się go zmienić”. Jeśli chodzi o Zofię, księżniczka Anita mówi: „Twardo stąpała po ziemi. Była bardzo wesoła i bardzo oddana mężowi i dzieciom. Była zadowolona, bardzo spokojna, pobożna i cieszyła się z życia”.
Powyższy tekst pochodzi z książki Grega Kinga i Sue Woolmans pt. Zabić arcyksięcia:
Zawsze trudno przełamać stare stereotypy. Podjęto jednak kilka prób trafnego sportretowania małżonków. Uczynił to przede wszystkim Gordon Brook-Shepherd w swojej pracy Victims at Sarajevo z 1984 roku. Choć w ogromnej mierze skupił się na karierze politycznej arcyksięcia, starał się przedstawić wyważony obraz życia pary. Niestety, często powtarzał nieprawdziwe historie. Wielu innych autorów oferowało fragmentaryczne spojrzenie na Franciszka Ferdynanda i Zofię w pracach poświęconych ich śmierci, ale skutki tych przedsięwzięć były zdecydowanie niejednoznaczne.
Setna rocznica zamachu w Sarajewie domaga się świeżego spojrzenia na Franciszka Ferdynanda i Zofię. Próbowaliśmy się skupić raczej na wątku prywatnym niż politycznym, by wskrzesić tę parę taką, jaka była wobec siebie i wobec swoich dzieci. To opowieść o romansie i małżeństwie, a także o tym, jak ci dwoje byli widziani przez społeczeństwo i cesarski dwór, jak ich odbierano za życia i jak ten odbiór niejednokrotnie kłócił się z rzeczywistością. To wreszcie opowieść o ich trojgu dzieciach i o ich losie, który pod wieloma względami stał się symbolem tragedii zapoczątkowanej śmiercią ich rodziców.
Zadanie zrozumienia tej pary i wskrzeszenia jej jest nieco utrudnione przez dość zaskakujący brak rzetelnych informacji. Sięgnęliśmy do wielu niepublikowanych listów i dokumentów arcyksięcia zgromadzonych w Haus-, Hof- und Staatsarchiv w Wiedniu, w tym do korespondencji z członkami rodziny Habsburgów. Źródła te przeważnie dają jednak zwodnicze wyobrażenie o jego życiu prywatnym. Franciszek Ferdynand był autorem wspaniałych listów i jego poufała korespondencja z cesarzem Wilhelmem II z pewnością dostarczyłaby nieocenionych szczegółów na temat małżeństwa z Zofią. Niestety, choć dotarliśmy do licznych listów cesarza do arcyksięcia, listy od arcyksięcia do cesarza zwyczajnie zniknęły. Mimo szeroko zakrojonych poszukiwań nie udało się ich znaleźć żadnemu historykowi.
Nie lepiej jest w wypadku prywatnych listów wymienianych przez Franciszka Ferdynanda i Zofię. Wiemy, że w latach poprzedzających upublicznienie romansu oraz w czasie długotrwałego negocjowania pozwolenia na zawarcie małżeństwa para prowadziła regularną korespondencję. Te listy z pewnością dałyby wyjątkowy wgląd w ich charaktery i romans. Prawie wszystkie zostały jednak zniszczone przez ich syna Maxa, być może w nadziei na zachowanie świętości prywatnych przemyśleń rodziców. Ich córka Sophie zdołała ocalić kilka fragmentów, jakąś kartkę pocztową albo krótki liścik, ale zwierzenia, listy miłosne i intymna korespondencja definiująca ten związek przepadły, niestety, dla historii.
Większość członków rodzin królewskich i arystokratów z tamtej epoki sumiennie prowadziła dzienniki od czasów młodości. Był to sposób rejestrowania zdarzeń i – co w epoce wiktoriańskiej mogło uchodzić za jeszcze ważniejsze – pokazania, że czas został należycie spożytkowany. Taki dziennik miałby nieocenioną wartość dla prób określenia dat, zwłaszcza pierwszych kontaktów Franciszka Ferdynanda z Zofią, oraz dla poznania ich ulotnych odczuć związanych z burzliwymi wydarzeniami, wśród których przyszło im żyć. Naiestety, ani Franciszek Ferdynand, ani Zofia nie prowadzili regularnych zapisków w dziennikach. Jedynym zachowanym dziennikiem arcyksięcia jest ten pisany podczas podróży Franciszka Ferdynanda dookoła świata w latach 1892–1893. Opublikowano go później w ograniczonym nakładzie i ujawnił bardzo niewiele osobistych przemyśleń, nie mówiąc niczego o nienawiązanym jeszcze romansie z Zofią. Co do Zofii, nigdy nie nabrała zwyczaju codziennego prowadzenia zapisków. Choć kilka razy próbowała to robić, nieuchronnie porzucała pisanie i całe miesiące mijały bez wpisów. Jeden z jej dzienników z 1891 roku przetrwał w dawnym domu pary w Konopiště w Czechach. Niestety, zawiera jedynie kilka oderwanych zdań.
Niektóre z bliskich parze osób spisały wspomnienia – jedne wnikliwie, inne z dystansem. Nieliczne listy albo wzmianki przyjaciół, krewnych i dworzan dają dostęp do pewnych intrygujących uwag na temat charakteru arcyksięcia, jego małżeństwa i rodziny. Tajemnicą pozostaje przede wszystkim Zofia, zwłaszcza jeśli chodzi o jej odczucia, nadzieje, radości i rozterki. Tylko nieliczne z bliskich jej osób kiedykolwiek o niej opowiadały, a nawet wówczas patrzyły na nią przez pryzmat smutku, gdyż po śmierci w Sarajewie praktycznie została uznana za świętą. Dzieci tej pary też rzadko rozmawiały o rodzicach z własnymi rodzinami. Ukryte i wcześniej niepublikowane listy, które Zofia pisała do swojej siostry Oktavii, wreszcie dały jej głos, by mogła opowiedzieć swoją historię.
Pisząc tę książkę, tkaliśmy gobelin wspólnego życia Franciszka Ferdynanda i Zofii, czerpiąc z materiałów archiwalnych, rodzinnych anegdot, pamiętników, współczesnych parze doniesień prasowych i innych różnorodnych źródeł. Chwilami, z powodu braku listów i dzienników, obraz pozostaje frustrująco mglisty, ale staraliśmy się formułować spostrzeżenia bez oddawania się nadmiernym spekulacjom. Ta historia rozciąga się od lśniących czeskich zamków i złoconych wiedeńskich pałaców po bezlitosne okropieństwa nazistowskich obozów koncentracyjnych, od epoki wiktoriańskiej po czasy współczesne. W gruncie rzeczy to kronika rodziny, która swoimi triumfami i tragediami nie tylko kształtowała, ale i uosabiała większość burzliwego XX wieku.