Sarah Bower – „Grzechy Rodu Borgiów” – recenzja i ocena
Jednym z fundamentów średniowiecznego świata była instytucja papiestwa. Jego autorytet okazywał się niepodważalny, decyzje ostateczne. Kulminacyjnym punktem owej potęgi był pontyfikat Innocentego III (1198–1216). Później autorytet urzędu Pontifex Maximus zaczął upadać. Królowie francuscy przeprowadzili Namiestnika Chrystusa z Rzymu do Awinionu, gdzie mogli mieć papieża na oku. Ten ruch spowodował wielką schizmę zachodnią, trwającą ponad 40 lat, po której Kościół nigdy nie wrócił do poprzedniej potęgi. Zresztą, mówiąc szczerze, nawet nie próbował.
Do końca XV wieku papieże wybitnie zmienili swoje nastawienie do świata. Z surowych strażników katolickiej doktryny przemienili się w wesołych władców włoskiego państewka. Sprawy doczesne przeszły na plan pierwszy, kwestie duchowe odeszły na dalszy. Następca św. Piotra stał się praktycznie jednym z włoskich władców, biorących udział w rozgrywkach politycznych na Półwyspie Apenińskim.
Dzięki propagandzie kardynała Giovanniego Della Rovere (późniejszego wojowniczego papieża Juliusza II) za najbardziej rozpustnego oraz łamiącego prawa ludzkie i Boskie uchodzi Rodrigo Borgia (właśc. Borja), znany bardziej jako papież Aleksander VI, wraz z całą swą rodziną. Zarzucono im praktycznie wszystko – morderstwo, kazirodztwo, trucicielstwo, złodziejstwo, cudzołóstwo, sodomię... jeśli coś pominąłem w tej wyliczance, proszę Cię, Szanowny Czytelniku, śmiało uzupełnił listę.
Stąd z ciekawością przywitałem Grzechy Rodu Borgiów Sary Bower. Oczywiście nie zakładałem, że będzie do książka na miarę Rodziny Borgiów Maria Puzo, ale temat ciekawy, bardzo ostatnio popularny dzięki m.in. produkcji serialowej HBO. Apetyt podwyższył również zaskakujący sposób narracji – tę autorka „zleciła” damie dworu osławionej Lukrecji, córki samego Aleksandra VI. Na pierwszy rzut oka zapowiadała się ciekawa historia. Niestety, jego drugi rzut zweryfikował pokładane w książce nadzieje.
Ale wpierw mamy miłe złego początki. Poznajemy główną bohaterkę, córkę żydowskiego bankiera czy złotnika, szykującą się do wyjazdu z rodzinnej Hiszpanii. Powód? Cóż, wystarczy powiedzieć, że na tytuł arcykatolickiego króla (ukłony dla Ferdynanda Aragońskiego i Izabelli Kastylijskiej) należy po prostu zasłużyć… Po pełnej przygód i cierpień podróży dociera ona do Rzymu, a po kilku latach – w ramach rozpoczęcia kariery – zmienia wyznanie i staje się dwórką papieskiej córki. Tu oczywiście powinna być w centrum wszelkich wydarzeń i borgiowych spisków. No i niestety tu zaczyna się złe.
Nasza narratorka rozkochuje w sobie dwór, romansuje, rodzi dziecko samemu Cesaremu Borgii i obserwuje otaczający ją świat… Niestety, ogranicza się on do zasłyszanych plotek i relacji z wielkich wydarzeń politycznych. Główną osią życia dworu księżnej Lukrecji wydają się być bale, romanse, odwiedziny ważnych osób i rozmowy na temat wszelkich bieżących wydarzeń. Postacie są zarysowano dość szablonowo, na uwagę zasługuje jedynie dość ciekawy (ale też nie za specjalnie) portret najsłynniejszego z Borgiów, czyli księcia Valentino. Natomiast jeśli ta książka miała pokazać występność papieskiego rodu, to – powiem szczerze – nie zrealizowała swoich założeń.
Z pewnością autorka solidnie przygotowała się do napisania książki, zbierając i analizując materiały oraz ukazując renesansowy świat Italii. Ale, szczerze mówiąc, miałem swój obraz książki o tytule Grzechy Rodu Borgiów. Powieść Sary Bower po prostu nie spełniła tych oczekiwań.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska