„Salon. Niezależni w «świetlicy» Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976–1979” – recenzja i ocena

opublikowano: 2016-11-30 09:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Nowa pozycja wydawnicza Ośrodka Karta jest książką zaskakującą i przewidywalną zarazem. Zaskakujące jest to, że ukazuje się dopiero teraz. Przewidzieć można zaś było, że sprawi czytelnikowi dużą przyjemność.
REKLAMA
„Salon. Niezależni w „świetlicy” Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976–1979”
cena:
Wydawca:
Ośrodek Karta
Okładka:
miękka, zintegrowana
Liczba stron:
280
Data i miejsce wydania:
I
ISBN:
978-83-64476-62-4
EAN:
9788364476624

Karta zdążyła nas już przyzwyczaić do wysokiego poziomu merytorycznego i edytorskiego swoich publikacji. Otrzymujemy świetne wydawnictwo źródłowe przedstawiające historię niezwykłego mieszkania Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego w Warszawie, przy ul. Puławskiej 10/35. W różnych okresach trwania PRL miejsce to stanowiło wyjątkową enklawę wolności intelektualnej, punkt spotkań i dyskusji łączący różne środowiska. Cytując Zbigniewa Gluzę:

Była to przestrzeń podwójnie naznaczona: w latach 60. elektryzująca reduta Melchiora Wańkowicza, w której pisarz został także aresztowany; w końcu lat 70. miejsce formacyjne powstającej od jesieni 1976 jawnej opozycji. Tadeusz Walendowski mąż Anny Erdman, wnuczki Wańkowicza, nazywał tworzone przez nich miejsce świetlicą, jednak i ówczesne dokonania, i pamięć uczestników przesądzają, iż w środku Peerelu zdarzył się tu salon.

Omawiana książka pozwala lepiej zrozumieć socjologiczny i kulturowy fenomen salonu Walendowskich. Chronologicznie opisuje zdarzenia z okresu 33 miesięcy pomiędzy pierwszym zorganizowanym tam (nieco z przypadku!) spotkaniem literackim z listopada 1976 r. a – wymuszonym przez władze komunistyczne – wyjazdem rodziny Walendowskich do Stanów Zjednoczonych we wrześniu 1979 r.

Spotkania w „świetlicy” odbywały się często i regularnie (co drugą środę), cieszyły się dużym zainteresowaniem. Ich bohaterami byli ludzie kultury, pisarze, publicyści, redaktorzy drugiego obiegu, naukowcy, studenci. Mieszkanie przy Puławskiej często odwiedzały persony warszawskiej opozycyjnej inteligencji, jak np. Jacek Kuroń, Jan Józef Lipski, Mirosław Chojecki, Czesław Bielecki, Adam Michnik, Wiktor Woroszylski, Jan Lityński, Halina Mikołajska, Anka Kowalska, czy Jan Krzysztof Kelus. Swoje debiuty miało tam również wielu twórców młodego pokolenia. Co ważne, w książce oprócz licznie cytowanych wspomnień i dzienników bywalców „salonu”, znajdziemy również wiele utworów literatury pięknej. Znajdziemy w niej wiersze, teksty piosenek i fragmenty prozy odczytywane lub wykonywane na żywo przed salonową publicznością. To wszystko razem tworzy bardzo żywy obraz polskiej kultury niezależnej oraz oddaje „ducha czasu” i klimat tworzącej się opozycji. Warto w tym miejscu przytoczyć fragment cytowanego w książce tekstu Stanisława Barańczaka „Fasady i tyły”:

Polska roku 1977 jest doprawdy dziwnym krajem. Poza martwą bryłą zewnętrznej fasady, poza całą tą uprzykrzoną kulturą gorliwych dziennikarzy, posłusznych literatów, rzeźbiarzy stawiających państwotwórcze pomniki, tekściarzy płodzących „zaangażowane społecznie” piosenki – poza tym wszystkim i w całkowitej opozycji do tego wszystkiego trwa gorączkowy ruch. Powstają odbijane na powielaczach czasopisma i książki. Odbywają się w prywatnych mieszkaniach spotkania literackie. Rodzą się piosenki i satyryczne poematy. Organizowane są dyskusje, wystawy, przedstawienia teatralne. Wszystko to bez zgody władz i nawet bez ich wiedzy. Dawno już porzuciliśmy myśl o obłaskawieniu Lewiatana. To raczej on, przerażony rozwojem sytuacji, próbuje obłaskawić nieoficjalną kulturę, wyrwać kogoś z jej kręgu, przekupić tego czy innego twórcę wydaniem książki czy innym wątpliwym dowodem łaski. Ale jest już za późno. Powstała po prostu nowa alternatywa.

Ważnym uzupełnieniem prezentowanego w książce materiału są dokumenty z Archiwum IPN. Służba Bezpieczeństwa prowadziła bowiem regularną inwigilację Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego. SB było żywo zainteresowane spotkaniami w „salonie” oraz ich składem osobowym. Toteż wśród bywalców „świetlicy” byli nierzadko obecni tajni współpracownicy, którzy ze szczegółami informowali o przebiegu środowych wieczorów. Mieszkanie było pod stałym nadzorem, a milicja i SB wywierała psychologiczną presje legitymując uczestników spotkań.

REKLAMA

Sami gospodarze szykanowani byli na co dzień – to np. za sprawą SB Walendowski nie mógł podjąć pracy w zawodzie filmowca, blokowano możliwość uzyskania miejsca w żłobku dla dzieci, a ostatecznie nie przedłużono Annie Erdman wizy na pobyt w PRL. Rozpracowanie operacyjne „świetlicy” prowadzone było na wielu poziomach, jednak nie przyniosło żadnych wymiernych efektów. Opozycjoniści związani z „salonem” prowadzili też własną, nie mniej skomplikowaną grę. Jak wspomina Czesław Bielecki:

Salon miał – jak wszystko wówczas – podwójne życie. Oficjalnie było tolerowane, choć inwigilowane, ale był też skrzynką kontaktów dla działań bardziej dyskrecjonalnych. O niektórych rzeczach czy relacjach wiedzieli ci, którzy mieli wiedzieć. Dopiero lektura wspomnień bywalców i meldunków TW pokazuje, jak trudno było przeniknąć salonową zmowę społeczną.

Czynnikiem decydującym o nietykalności „salonu” nie była jednak sztuka konspiracji, a swego rodzaju polityczna poprawność i strach polskich służb przed reakcją konsulatu amerykańskiego. Niemniej, konsekwentne prowadzenie „świetlicy” wymagało wielkiej odwagi, zarówno ze strony gospodarzy mieszkania, jak i samych gości. Istotę jej funkcjonowania trafnie wyraził sam Tadeusz Walendowski:

Gdyby nie parasol ochronny, jaki tworzyły amerykański paszport mojej żony i nazwisko Wańkowicza, ten salon nigdy by nie zaistniał. W każdych innych okolicznościach wkroczyłaby bezpieka, rozpędziłaby ludzi i tyle, jak to z resztą zrobili zaraz po naszym wyjeździe z paroma spotkaniami, które tam próbowano zorganizować. Niemniej, kiedyśmy to robili, nie wiedzieliśmy, że ten parasol jest taki szczelny i baliśmy się, że w każdej chwili coś się może stać. […] Najważniejszym aspektem naszego miejsca było to, że tam przychodzili też ludzie, którzy żyli na obrzeżach albo w ogóle poza układami opozycyjnymi. To nie była przestrzeń spotkań opozycjonistów, korowców – tacy też tam się licznie zjawiali – ale byli to ludzi spoza, niedziałający, niewychylający się. Nie bali się przychodzić. To piękne – pomost między zwykłymi ludźmi a tymi najbardziej wychylonymi, jawnie się opowiadającymi przeciwko „władzy ludowej”.

Różnorodna warstwa tekstowa książki wzbogacona została o interesujący materiał zdjęciowy. Tworzą go fotografie z archiwum rodzinnego Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego, zdjęcia operacyjne SB, a także liczne fotografie agencyjne ilustrujące (przesiąkniętą absurdami) rzeczywistość PRL schyłku lat siedemdziesiątych. Warto dodać, że tekst główny książki uzupełniono też o bardzo przydatny i elegancko zredagowany zestaw biogramów oraz zbiór współcześnie spisanych wspomnień na temat „salonu”. Zastawia jedynie (świadome?) pominięcie w tym zestawieniu niektórych osób.

Omawiana publikacja powinna zainteresować szerokie grono odbiorców. Kumuluje w sobie wszystkie zalety Wydawnictwa Karta. Zawiera kolaż wartościowych źródeł opisujących losy bardzo ważnego dla polskiej kultury fenomenu, jakim niewątpliwie był „salon” literacki w domu Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego. Lektura wciąga, jest atrakcyjnie podana i urozmaicona, a w dodatku bogato ilustrowana. Bez wątpienia powinny po nią sięgnąć osoby zgłębiające historię kontrkultury i opozycji antykomunistycznej w Polsce. Książka kryje w sobie wiele „smaczków” mogących zainteresować zarówno wytrawnych badaczy, jak i osoby dopiero poznające historię PRL. Chapeau bas!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Mateusz Lipko
Absolwent Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych (specjalizacja niemcoznawcza) oraz Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa Uniwersytetu Szczecińskiego. Pracownik Referatu Edukacji Historycznej OBEP IPN w Szczecinie. Interesuje się najnowszą historią polityczną, a także dziejami filmu i teatru. Autor pracy magisterskiej pt. Problematyka międzynarodowa we współczesnym teatrze niemieckim.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone