Rzeź sowieckich generałów
Niektórzy historycy zadawali sobie pytanie, co sprowokowało Stalina do tego, by zniszczyć korpus oficerski, gdy mówił on równocześnie o zagrożeniu militarnym Związku Sowieckiego i otoczeniu państwa przez wrogów. Można by zapytać, czy w logice odpłaty dyktatora była w ogóle do pomyślenia inna postawa niż podejrzliwość wobec zwierzchnictwa armii? Chronić tę część elity, która w każdej chwili mogła użyć przeciw niemu broni, byłoby sprzeczne ze stylem Stalina. Wprawdzie przywódcy partyjni nakazali komisarzom politycznym i tajnym służbom, by kontrolowano wszystkich wyższych oficerów, Stalin nie dowierzał jednak lojalności i bezwarunkowemu oddaniu dowódców wojskowych.
Miał powody, by im nie ufać, gdyż podobnie jak niektórzy sekretarze partii, również niektórzy oficerowie Armii Czerwonej krytycznie odnosili się do kolektywizacji. W niektórych jednostkach, powołanych do uspokojenia zbuntowanych wsi, dochodziło do odmowy wykonywania rozkazów i pasywnego oporu. Stalin i jego ograniczony komisarz wojenny, Kliment Woroszyłow, oczywiście pojęli od razu, jakie grozi im niebezpieczeństwo, jeśli rekrutujący się z chłopów żołnierze skierują broń nie przeciwko wzburzonym chłopom, lecz przeciw państwu. Przypomnieli też sobie, że rewolucja 1917 roku była możliwa właśnie dlatego, że żołnierze odmówili posłuszeństwa swoim oficerom. Co by się stało, gdyby zbuntował się sam korpus oficerski? Pytanie to pojawiło się po raz pierwszy podczas kolektywizacji rolnictwa, kiedy Stalin i jego pomocnicy próbowali użyć armii przeciw zbuntowanym chłopom.
W tym czasie oficerowie, wobec których istniało podejrzenie, że w czasie wojny domowej walczyli po stronie białych, zostali zwolnieni z szeregów armii i aresztowani. Przywództwo partii nie cofało się w takich przypadkach przed wyrokami śmierci. Na wiosnę 1931 roku GPU aresztowało i rozstrzelało odznaczonego wieloma medalami dowódcę dywizji, któremu zarzucono, że jest agentem czechosłowackiego sztabu generalnego. W tym samym roku tajna policja odkryła „kontrrewolucyjną organizację” w korpusie oficerskim Floty Czarnomorskiej. Wszyscy aresztowani pełnili niegdyś wysokie rangą funkcje w carskiej marynarce. Co roku rosła liczba aresztowań: w 1932 roku usunięto z armii 3889 „obcych społecznie elementów”, a w roku 1933 już 22 308. Również marszałek Michaił Tuchaczewski i najwyżsi generałowie byli podejrzewani o to, że działali w porozumieniu z Bucharinem i krytykami przymusowej kolektywizacji. Kiedy szefowie partii i rządu Ukrainy, Stanisław Kosior i Włas Czubar, wystąpili na początku lat trzydziestych z krytyką nierealnych wysokości obowiązkowych dostaw zboża ustalonych przez Biuro Polityczne, mogli się powołać na podobne stanowisko niektórych generałów. Stalin dowiedział się, że Jona Jakir, komendant Kijowskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego, i komandor Floty Czarnomorskiej Fiodor Raskolnikow krytykowali użycie wojska przeciwko buntującym się chłopom. Nigdy wcześniej dowódcy nie dali partii powodu do powątpiewania w ich lojalność. Stalin uznał ten alians wysokich rangą wojskowych za sprzysiężenie. We wrześniu 1930 roku napisał do Ordżonikidze, że szef Sztabu Generalnego, Michaił Tuchaczewski, paktuje z „prawicowcami” i należy się obawiać, że dojdzie do dyktatury wojskowej, jeśli Bucharin zwycięży w walce o władzę. Dwa lata później nazwisko Tuchaczewskiego zaczęto wymieniać w kontekście „zdrady” Ejsmonta i Tołmaczewa. Zaczęto podejrzewać, że mógł wiedzieć o planach zamachu politycznego ze strony renegatów. W 1932 roku Stalin nie mógł jeszcze posunąć się do tego, co bez trudu czynił w 1937. Ostatnia godzina generałów wybiła, gdy Stalin uderzył w wysokich funkcjonariuszy partyjnych i państwowych, rozdając śmiertelne ciosy we wszystkich kierunkach.
Powyższy tekst jest fragmentem książki Jörga Baberowskiego „Stalin. Terror absolutny”:
Zaczęło się od rozstrzelania wielu carskich oficerów, którzy wprawdzie zasłużyli się podczas wojny domowej, lecz teraz zostali oskarżeni o konspirowanie z byłymi opozycjonistami. Takie wyroki śmierci zdarzyły się już w 1936 roku, lecz dopiero po plenum lutowo-marcowym 1937 roku represje w Armii Czerwonej osiągnęły niespotykany dotąd wymiar. W maju 1937 roku Woroszyłow, komisarz wojenny Stalina, poinformował sprawujących funkcje kierownicze pracowników swego ministerstwa o rezultatach plenum KC i wnioskach, jakie należy wyciągnąć. Stwierdził, że pięć szóstych powierzchni Ziemi znajduje się w rękach wrogich kapitalistów, którzy okrążyli Związek Sowiecki i tylko czekają, by go zniszczyć; wróg jest przede wszystkim tam, gdzie sprawy bezpieczeństwa sowieckiego państwa wiszą na włosku. Dlatego on sam jest „najgłębiej przekonany”, że olbrzymie pożary i wypadki, które miały miejsce w oddziałach wojskowych we wschodniej Syberii, nie zdarzyły się przypadkiem. Można w nich dostrzec wyraźnie rękę wroga. Dlatego on, Woroszyłow, powiadomił telegraficznie wszystkie podległe placówki, że należy demaskować szkodników. Wkrótce potem aresztowany został dowódca dywizji i major. Sygnał dany przez Woroszyłowa uruchomił falę aresztowań w Armii Czerwonej, a dowódcy wojskowi i sekretarze partyjni, będąc z sobą związani, ciągnęli się wzajemnie w przepaść. Jeśli funkcjonariusze partii byli demaskowani jako szpiedzy japońscy, dywersanci i sabotażyści, wtedy w śledztwo włączano też ich wyższych przełożonych i generałów. Któż bowiem inny, jeśli nie oficerowie, mógłby doprowadzić do strącenia z piedestału dyktatora i rozbicia jego systemu? W logice Stalina zniszczenie sowieckiego korpusu oficerskiego było nieuniknioną konsekwencją terroru przeciwko elicie partyjnej. I w tym wypadku całą robotę wykonał Jeżow: dostarczał Stalinowi informacji na temat spisków i tajnych
planów przewrotu politycznego, oskarżając najwyższych dowódców, że są opłacani przez niemieckie służby specjalne i przekazują Wehrmachtowi tajemnice wojskowe. Jeśli nawet zarzuty te były wyssane z palca, to można je było uznać za prawdopodobne, ponieważ w latach dwudziestych Armia Czerwona i Reichswehra dość blisko z sobą współpracowały. Stalin zrezygnował z urządzania procesów pokazowych oficerów armii, ponieważ obawiał się, że mogliby oni na sali rozpraw uderzać w ton skruchy i samooskarżeń, jak Kamieniew i Piatakow. Stalin potrzebował jednak ich zeznań, by konfrontować je z wysokimi funkcjonariuszami partyjnymi i informować o nich zagraniczną opinię publiczną.
W maju 1937 roku Tuchaczewski i Jakir zostali aresztowani i psychicznie złamani w śledztwie. Po nich do więzień trafiły setki wysokich oficerów. Zastępca Jeżowa, Frinowski, wydał polecenie moskiewskiemu szefowi NKWD, Radziwiłowskiemu, by wymuszać torturami zeznania aresztowanych o istnieniu wielkiego spisku. Czekiści z trudnością je uzyskiwali, ponieważ generałowie byli odporniejsi na działanie tortur niż sekretarze partyjni. Komdiwowi (generał majorowi) Konstantemu Rokossowskiemu, późniejszemu marszałkowi, wybito zęby i złamano żebra, innych bito do utraty przytomności. Tuchaczewski, dowódca Białoruskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego Ijeronim Uborewicz i Kijowskiego – Jona Jakir – oraz czterej inni wysocy dowódcy zostali oskarżeni w czerwcu 1937 roku w tajnym procesie przed Kolegium Wojskowym Sądu Najwyższego, skazani na śmierć i natychmiast rozstrzelani. Społeczeństwo dowiedziało się o tym z gazet, które poinformowały, że najwyżsi dowódcy zostali straceni z powodu zdrady stanu. W całym Związku Sowieckim w zakładach pracy i urzędach organizowano zebrania, na których robotnicy i urzędnicy musieli występować ze słowami potępienia pod adresem skazanych i nawet po śmierci obrzucać ich inwektywami. Zinaida Pasternak wspomina, że do jej męża zgłosiło się dwóch ludzi z NKWD, którzy przedłożyli poecie oświadczenie głoszące, że artyści Związku Sowieckiego popierają wyroki śmierci na dowódców, i domagali się, by je podpisał, tak jak zrobili to inni pisarze. Pasternak odmówił, lecz mimo to jego nazwisko widniało nazajutrz w prasie pod treścią oświadczenia.
Bezpośrednio po aresztowaniu Tuchaczewskiego i Jakira, na początku czerwca 1937 roku, Stalin kazał zwołać najwyższych dowódców wojskowych i komisarzy politycznych Armii Czerwonej na Kreml, żeby skonfrontować ich z wypowiedziami aresztowanych i z nowymi zarzutami. Również i teraz w grze, którą Stalin przećwiczył już na członkach Komitetu Centralnego, nikt nie mógł wygrać, ponieważ wódz pozostawił w niepewności uczestników tego spotkania. Kazał Woroszyłowowi, by jasno uzmysłowił zebranym, że aresztowania ostatnich miesięcy są tylko wstępem do większej akcji karnej, prowadzonej w celu zniszczenia wrogów w siłach obronnych kraju. Inscenizacja opracowana przez Stalina i tym razem przebiegała według znanego wzoru: po przemowie Woroszyłowa wystąpili Mołotow i Kaganowicz, by pytaniami i pełnym gróźb krzykiem wzbudzić w zebranych oficerach niepewność i strach. Nawet legendarny bohater i założyciel czerwonej kawalerii, marszałek Siemion Budionny, z trudnością wyplątał się z podejrzenia, że był przyjacielem aresztowanych dowódców. Już od początku dialogi ześliznęły się na tory absurdu. Szef sztabu generalnego Armii Czerwonej, marszałek Aleksander Jegorow, potwierdził teorię spiskową dyktatora, z całym naciskiem zapewniając jednak o swojej niewinności i zaprzeczając, jakoby cokolwiek wiedział o spisku, jaki z pomocą tajnych niemieckich służb mieli organizować Tuchaczewski i inni. Jegorow zapewnił, że za prawdziwość swych słów ręczy własnym życiem. Stalin odparł, że winni tak czy inaczej zostaną rozstrzelani.
Nie dowiemy się nigdy, co Stalin naprawdę uważał za możliwe, lecz jego wywody przed Radą Wojenną z 2 czerwca 1937 roku zdradzają w każdym razie, w jakiej rzeczywistości czuł się jak ryba w wodzie i jak groteskowych argumentów, przemawiających za rzekomą zdradą generałów, mógł użyć bez jednego sprzeciwu. Na temat rozstrzelanych, oświadczył, nie chce już więcej mówić, za to chce mówić o wrogach, którzy „niedawno jeszcze byli na wolności”: o Jagodzie, Tuchaczewskim, Jakirze, Uborewiczu, Korku, Eidelmanie, Gamarniku, Rudzutaku i Jenukidze. Wszyscy oni pracowali dla niemieckich tajnych służb i dla armii niemieckiej i przekazywali tajne informacje. Jakir symulował chorobę wątroby i pod pozorem wyjazdu za granicę dla poratowania zdrowia spotykał się z funkcjonariuszami tajnych niemieckich służb. „Cóż to za ludzie?”. Interesujące pytanie, bez wątpienia, lecz jest jednym z tych, na które niełatwo odpowiedzieć. Każdy, niezależnie od tego, jak dobrze się maskował, mógł być ukrytym wrogiem. „Można oczywiście stawiać sobie pytanie, jak to możliwe, że ludzie, którzy wczoraj byli jeszcze komunistami, nagle stali się bronią w rękach niemieckiego wywiadu. I że zostali zwerbowani. Dziś żąda się od nich: dawaj nam informacje. Jeśli ich nie dostarczysz, mamy twój podpis, że dałeś się zwerbować, i my to upublicznimy. Ze strachu przed ujawnieniem przekazują informacje. Jutro żąda się: nie, to mało, dawaj więcej i bierz pieniądze, tylko podpisz. Potem się żąda: zawiąż spisek, rób demontaż. Najpierw demontaż, dywersja, pokaż, że jesteś po naszej stronie. Jeśli tego nie zobaczymy, już jutro oddamy cię agentom Związku Sowieckiego i głowa poleci. Więc zaczynają dywersję. Potem się mówi: nie, musisz jakoś zorganizować coś na Kremlu albo dostać stanowisko dowódcy w moskiewskim garnizonie wojskowym. I oni zaczynają się starać za wszelką cenę. To wkrótce też przestaje wystarczać. Przekażcie realne fakty na temat czegoś, co się opłaca. I oni mordują Kirowa. A potem mówi się im: działajcie dalej, dlaczego nie obalić całego rządu? I oni to organizują, przez Jenukidze, przez Gorbaczowa, przez Jegorowa, który wtedy był szefem szkoły Wszechrosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego i ta szkoła mieściła się na Kremlu, a kierował nią Peterson. Mówi się im: zorganizujcie grupę, która zaaresztuje rząd. Tu i tam pojawiają się informacje, że istnieje jakaś grupa, że jesteśmy skończeni, że prowadzi się aresztowania itd. Ale to za mało – aresztować, zniszczyć kilku ludzi; chodzi o naród, o armię!”. Tuchaczewski i pozostali generałowie są „marionetkami” w rękach Reichswehry, zdradzali stronie niemieckiej „systematycznie” wszystkie tajemnice wojskowe. „Reichswehra chciała, żeby obecny rząd został obalony i zniszczony. Reichswehra chciała, żeby w wypadku wojny wszystko zostało przygotowane tak, by armia przeszła do działań szkodzących dobru państwa, żeby straciła gotowość obronną, tego chciała Reichswehra, a wy przygotowaliście tę sprawę”.
Powyższy tekst jest fragmentem książki Jörga Baberowskiego „Stalin. Terror absolutny”:
Jak to się mogło stać, że zdrajcy, którzy byli przecież komunistami, nie oparli się propozycjom Reichswehry? Czyżby odwrócili się od komunizmu? Takie rozumowanie nie pojawiało się w umyśle Stalina. Jenukidze, Rudzutak, a nawet Jakir i Tuchaczewski padli ofiarą „pięknej kobiety”, uwodzącej ich na polecenie Reichswehry i werbującej ich do działalności szpiegowskiej. „Istnieje doświadczona agentka w Niemczech, w Berlinie. […] Josephine Heinze, może zna ją ktoś z was. Jest piękną kobietą. To stara agentka. Zwerbowała Karachana. Zrobiła to po kobiecemu. Zwerbowała Jenukidze. Pomagała zwerbować Tuchaczewskiego. Miała też w swych rękach Rudzutaka. Ta Heinze jest bardzo doświadczoną agentką. Prawdopodobnie jest Dunką w służbie niemieckiej Reichswehry. Piękna kobieta, która bardzo chętnie spełnia wszystkie życzenia mężczyzn”. Świat Stalina był nieskomplikowany: mężczyźni stawali się szpiegami, bo nie mogli oprzeć się pięknej kobiecie. „Spójrzcie – wołał w kierunku słuchaczy – tacy oni są, ci ludzie”.
Niektórzy dowódcy wojskowi zdawali się nawet teraz jeszcze nie pojmować, że nie chodzi wcale o dowiedzenie win aresztowanym. Kiedy bowiem na jednym z zebrań politycznych wewnątrz Armii Czerwonej w sierpniu 1937 roku jeden z najważniejszych komisarzy chciał uzyskać informację, jak tłumaczyć czerwonoarmistom fakt aresztowania ich dowódców, Stalin mu odpowiedział: „Zeznania mają mimo wszystko jakieś znaczenie”. Wątpliwość, jaką niektórzy z przywódców odważyli się wysunąć, czy rzeczywiście można mówić „pełnym głosem o wrogach ludu” w armii, dyktator uciął krótko: „Trzeba koniecznie”.
Niszczenie armii nie było celem samym w sobie. Było przejawem terroru, którym Stalin i jego pomocnicy karali nielojalność i chcieli budzić przerażenie. Oczywiście Stalin nie wierzył w autentyczność zeznań aresztowanych oficerów wymuszonych przez czekistów biciem i torturami, ponieważ sam określał, co należy z nich wydobyć. Ale mógł wykorzystywać do swoich celów napięcia natury pozapolitycznej. Związek Sowiecki znajdował się bowiem w stanie wojny propagandowej z narodowosocjalistycznymi Niemcami, angażował się militarnie w wojnę domową w Hiszpanii i czuł na sobie krytyczne spojrzenie rządów Finlandii, Polski, Rumunii i Turcji. Był jako państwo izolowany, nie miał sprzymierzeńców. Czy w tych okolicznościach nie było rzeczą mądrą nie ufać nawet najbliższym? Stalin w każdym razie mógł w tej sytuacji zyskiwać zrozumienie dla swojej manii prześladowczej. Można było uznać za możliwe, że dowódcy zdradzili, nawet jeśli nie udało się tego dowieść. Tym argumentem posługiwał się Mołotow jeszcze wiele lat później, gdy na pytanie dziennikarza Feliksa Czujewa, dlaczego Stalin zniszczył dowódców armii, odpowiedział: oczywiście niewykluczone, że stracili życie niewinni, ale Stalin, w obliczu
wrogów grożących sowieckiemu porządkowi, musiał to z góry brać pod uwagę. Po rewolucji 1917 roku partia „zapuściła swe odnogi na lewo i na prawo” i w ten sposób dostali się do niej „liczni wrogowie różnego autoramentu”. „W obliczu niebezpieczeństwa grożącego ze strony faszystów mogli się oni połączyć. Dlatego wydarzeniom 1937 roku zawdzięczamy to, że podczas wojny nie było u nas piątej kolumny. Rzeczywiście istnieli i istnieją bolszewicy, którzy są dobrzy i oddani, kiedy wszystko idzie dobrze, kiedy krajowi i partii nie grozi żadne niebezpieczeństwo, którzy jednak, gdy coś się zaczyna psuć, chwieją się i przechodzą na stronę wroga. […] To prawie niemożliwe, że ci ludzie byli szpiegami, ale z pewnością mieli kontakty z tajnymi służbami i przede wszystkim w decydujących momentach nie można było na nich polegać”. Mołotow wiedział, tak jak Stalin, że nikt z zamordowanych nie był nigdy szpiegiem. Lecz jeśliby w porę się ich nie usunęło, mogliby stać się zdrajcami. Styl rządów Stalina opierał się na podejrzliwości. Czy Mołotow miał odpowiedzieć Czujewowi, że nakaz zamordowania tysięcy ludzi wynikał z kaprysu Stalina? Jedynie odpowiedź wskazująca na konieczności związane z wojną była odpowiedzią, która czterdzieści lat później miała jeszcze jakiś sens.
Powyższy tekst jest fragmentem książki Jörga Baberowskiego „Stalin. Terror absolutny”:
Terror, który uderzył w oficerów Armii Czerwonej, przypominał żądzę krwi, a jego wymiar przekroczył wszelkie wyobrażenie. Siły zbrojne niszczyły się same. Nie było tygodnia bez nowych oskarżeń i aresztowań. Zatrzymywanych oficerów bestialsko torturowano, zamykano w tak ciasnych celach, że więźniowie z trudem mogli zmieniać pozycję. Traktowano ich jak zwierzęta, ich organizmy niszczył szkorbut, wypadały im wszystkie zęby, jak napisał do Stalina w marcu 1939 roku jeden z więzionych oficerów. Bestialskie pomysły siepaczy NKWD nie miały granic. Przesłuchiwanym łamano żebra, wybijano zęby, niektórzy czekiści pluli ofiarom w twarz albo załatwiali na nich swoje potrzeby fizjologiczne. Niektórzy oficerowie nie dali się złamać i nie złożyli żądanych zeznań. Marszałek Wasilij Blücher, dowódca jednostek na Dalekim Wschodzie, został zakatowany na śmierć przez siepaczy Jeżowa w październiku 1938 roku, ponieważ konsekwentnie odmawiał przyznania, że był japońskim szpiegiem.
Z korpusu oficerskiego nie pozostał prawie nikt. Ofiarą terroru padło 10 000 oficerów. Aresztowanych zostało trzech z pięciu marszałków, 15 dowódców armii, 15 komisarzy armii, 63 dowódców korpusu i komisarzy korpusu, 151 dowódców dywizji, 86 komisarzy dywizji, 243 dowódców brygady i 143 komisarzy brygady, 318 dowódców pułku i 163 komisarzy pułku. W kwietniu 1938 roku Woroszyłow otrzymał informację od szefa „oddziału specjalnego” 5 Korpusu Zmechanizowanego, że „w korpusie i we wszystkich przynależnych brygadach personel dowódczy został aresztowany w 100 procentach”.
Już jesienią 1937 roku dały o sobie znać skutki zniszczeń w korpusie oficerskim armii. Były dywizje dowodzone przez majorów i brygady pancerne dowodzone przez kapitanów. Rozpadły się struktury dowódcze, wyraźnie pogorszyła się dyscyplina wojskowa, ponieważ młodzi oficerowie, którzy zastąpili rozstrzelanych, obawiali się odpowiedzialności, a z braku doświadczenia popełniali błędy. Przede wszystkim jednak dowódcy stracili w oczach żołnierzy swój autorytet, bo jeśli w każdej chwili mogli zostać zadenuncjowani i aresztowani… Kto by był posłuszny oficerowi, którego życie wisiało na włosku?! W 1937 roku prości żołnierze mieli w każdym razie większą szansę przeżycia niż oficerowie.
Armia zniszczyła się sama, została rozbita przez swoich własnych dowódców. Nie otrząsnęła się z tego aż do wybuchu drugiej wojny światowej. Po 1938 roku zaczęli nią dowodzić młodzi, niedoświadczeni, zastraszeni oficerowie, obawiający się podejmowania samodzielnych decyzji. O konsekwencjach tego stanu rzeczy Stalin przekonał się zimą 1939/1940 oraz latem i jesienią 1941 roku, kiedy wojska sowieckie poniosły ciężkie straty w konfrontacji z Finami i Niemcami. Można ich było uniknąć, gdyby despota nie wymordował ekspertów wojskowych w 1937 roku.