Rzecz Gerwazego, czyli jak przeprowadzić zajazd na Soplicowo
Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Waśki „Pan Tadeusz – media pamięci”.
Księga VII – Rada – zajmuje centralne miejsce w poemacie i ukazuje punkt zwrotny jego akcji. Skutki agitacji patriotycznej księdza Robaka zostaną wykorzystane przez Gerwazego jako pretekst do zorganizowania zajazdu na Soplicowo. Decyzja o zajeździe będzie przy tym podjęta „demokratycznie”, na podstawie dyskusji, w której zetrą się z sobą różne stanowiska i punkty widzenia. Rada – mimo swojego znaczenia i dramatyzmu – jest przy tym ukazana humorystycznie, a nawet z pewną dawką ironii. Może to być związane z faktem, że Mickiewicz w okresie pisania poematu miał okazję przysłuchiwać się dyskusjom polityków emigracyjnych, o czym prywatnie wyrażał się właśnie z ironią i krytycznym dystansem. Autor Ksiąg pielgrzymstwa polskiego, romantyk, widział siłę sprawczą historii w czynnikach irracjonalnych: w uczuciach mas i czynach natchnionych duchem zbiorowym i osobistym poświęceniem. Był wrogiem rezonerstwa politycznego, które dostrzegał zarówno na emigracji, jak i w obradach sejmów polskich w okresie panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, o czym wówczas pisał na łamach „Pielgrzyma Polskiego” już jako jego redaktor. Ironiczny charakter ma więc zapowiedź umieszczona w „argumencie” na początku Księgi VII: „Rzecz Gerwazego, z której okazują się wielkie skutki wymowy sejmowej”.
Zarazem jednak poeta zwraca tu uwagę czytelnika na wymowę, czyli sztukę retoryczną Gerwazego, za sprawą której szlachta dobrzyńska ruszy na Soplicowo. Sztuka przekonywania miała zasadnicze znaczenie w funkcjonowaniu demokracji szlacheckiej. Retoryka sejmowa, czy raczej sejmikowa, jest więc istotnym przedmiotem Księgi VII i jej dominantą kompozycyjną. Przyjrzyjmy się zatem przebiegowi dyskusji i poszczególnym uczestnikom tego polemicznego dialogu.
Pierwszy istotny głos należy do Bartka zwanego Prusakiem, relacjonującego zebranej szlachcie, gotowej do wystąpienia zbrojnego przeciw Moskalom przebieg niedawnego powstania wielkopolskiego w 1806 r., którego był świadkiem. Głos jest konkretny, ukazuje wzór udanego zrywu Polaków w warunkach zwycięskiej wojny toczonej przez Napoleona przeciwko Prusom. Kłopot w tym, że na Litwie, jak na razie, wojna się nie toczy, a zgromadzeni nie mają żadnych pewnych informacji o aktualnej sytuacji militarnej, co natychmiast wytyka im Maciek nad Maćkami. Wobec tego Bartek proponuje posłać po pewniejsze wiadomości do księdza Robaka i czekać z wystąpieniem na właściwy moment. Tu wśród obradujących ujawnia się jednak „partia czynu” – ci, którzy czekać nie chcą i wbrew wszelkiej logice domagają się natychmiastowej akcji. Partię czynu tworzą trzej krzykacze sejmikowi: Kropiciel, Konewka i Brzytewka. Dzięki irracjonalnej grze słów, na której oparte są ich wystąpienia, zyskują oni poklask słuchaczy. Stary Maciej próbuje ich jeszcze powstrzymać, ostrzegając przed Robakiem, w którym wcześniej, jako jedyny, rozpoznał Jacka Soplicę (VII, 113–121), ale nie zostaje zrozumiany.
W dyskusję, która przeradza się w chaotyczną licytację intencji bojowych, wkracza teraz miejscowy intelektualista, komisarz dóbr Hrabiego z Klecka, pan Buchman. Ma on, zgodnie ze swoim znaczącym nazwiskiem, „rozum książkowy”. Próbuje też zyskać posłuch argumentami „z autorytetu”, w pseudofilozoficznym stylu trawestując – ni w pięć ni w dziewięć – poglądy na pochodzenie władzy rodem z Umowy społecznej Jeana-Jacques’a Rousseau. Początkowo wywołuje to zabawne nieporozumienia – poeta nadal wykorzystuje przy tym humor językowy – ale prowadzi też do konkretnego postulatu: skoro nie wiadomo, co robić, to zacząć należy, twierdzi Buchman, od wybrania władzy powstańczej. Dobrzyńscy nie mają z tym problemu i próbują przez aklamację władzę oddać staremu Maciejowi. Na to nie zgadza się jednak szlachta przybyła z innych zaścianków, która przy wyborze przywódcy ruchu nie chce być pominięta, troszczy się bowiem o swoją pozycję i prestiż. W efekcie propozycji Buchmana obrady pogrążają się więc w chaosie.
„Ćwierć godziny wrzał hałas” (VII 260) i wzajemnie przekrzykiwania się – i dopiero wtedy, pozwoliwszy najpierw wykrzyczeć się szlachcie, do akcji wkracza Gerwazy, główny, a ukryty dotychczas organizator całego zgromadzenia. Wkracza jak doświadczony gracz sejmikowy, w momencie, kiedy chaotyczna dyskusja popada w impas, a jej skłóceni uczestnicy są już gotowi przyjąć jakiekolwiek rozwiązanie, żeby tylko nie rozejść się z niczym. Doświadczenie sejmikowe Gerwazego, zdobyte niewątpliwie w młodości u boku Stolnika, widać już w sposobie, do którego ucieka się, żeby uciszyć zebranych: podnosi wysoko w górę swój ogromny miecz, słynny Scyzoryk. To robi wrażenie i pozwala jakby przeciąć mieczem węzeł gordyjski dotychczasowej kłótni. Ale Klucznik ma w zanadrzu coś jeszcze. Bardzo zręcznie pozyskując uwagę i życzliwość zgromadzenia, podsuwa mu plan nowy, a co najważniejsze, możliwy do wykonania – plan zajazdu.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Andrzeja Waśki „Pan Tadeusz – media pamięci” bezpośrednio pod tym linkiem!
Gerwazy nie chodził do szkół, ale jest urodzonym mówcą. Najpierw w efektowny sposób oddaje hołd liderowi Dobrzyńskich, Maćkowi nad Maćkami. Pozyskawszy w ten sposób życzliwość zebranych, zaczyna im krok po kroku przedstawiać swój plan w taki sposób, żeby szlachta gremialnie akceptowała każdy kolejny punkt i sama wyciągała wnioski zręcznie jej podsuwane. Gerwazy zaczyna od powołania się na słowa księdza Robaka, jakby jego propozycje były rozwinięciem powstańczych planów emisariusza. Odrzuca przy tym mieszanie się do wielkiej polityki, którą pozostawia dygnitarzom w Warszawie: ogłaszanie konfederacji, pisanie manifestów itp. Rzeczą szlachty powiatowej jest bowiem działanie na skalę powiatu, starymi, sprawdzonymi sposobami – ale konkretnie, tu i teraz. To spojrzenie na sprawę „z nowego stanowiska”, jak to ocenia Buchman (VII, 299), przełamuje impas wywołany próbami ustanowienia władzy powstańczej, oferuje działanie będące w zasięgu możliwości, a w dodatku obiecuje natychmiastową walkę, zadowala więc przede wszystkim partię czynu.
Teraz Gerwazy powoli odkrywa karty. Znowu, przypominając o swoich patriotycznych intencjach, powołuje się na Robaka, który mówił, że „trzeba dom oczyścić z śmieci” (VII, 313–314). Do tego szlachty nie trzeba przekonywać. Trzeba jej tylko podsunąć wroga w taki sposób, żeby sama go nazwała. I Gerwazy dokonuje tej mistrzowskiej manipulacji:
„Któż jest śmieciem powiatu? Kto zdradziecko zabił
Najlepszego z Polaków, kto go okradł, zgrabił?
I jeszcze chce ostatki wydrzeć z rąk dziedzica?
Któż to? Mamże wam gadać?”
„A jużci Soplica
– Przerwał Konewka – to łotr!”
A więc szlachta sama (oczywiście pod wpływem „wymowy sejmowej” Gerwazego dochodzi do wniosku, z kim ma walczyć. Reszta zadania, które stoi przed Klucznikiem, wydaje się już prosta: trzeba tylko przedstawić gotowy plan działania i przeforsować go w polemice z obrońcami Sędziego. Bo Sędzia ma w Dobrzynie obrońców poważnych: Bartka Prusaka i Jankiela. W swoich przemowach wzywają oni do opamiętania, używając argumentów niezbitych, na które Gerwazy nie ma odpowiedzi. Toteż wcale nie próbuje na nie odpowiadać, tylko wyklucza obu przeciwników z dyskusji argumentami ad personam: Jankiel jako Żyd nie ma prawa zabierać głosu w sprawach, które nie dotyczą Żydów, a Bartek Prusak handluje przecież, jak wszyscy wiedzą, zbożem Sędziego, broni więc Sopliców zgodnie z interesem własnym, a nie publicznym. Są to wszystko chwyty demagogiczne, proste, ale skuteczne, jak uderzenie Scyzorykiem.
W dodatku wspomnienie o interesach zbożowych pozwala Klucznikowi wygłosić pean na cześć Stolnika jako wielkiego protektora i dobroczyńcy Dobrzyńskich. Powinni się oni czuć zobowiązani do wdzięczności za dawne przysługi odbierane ze strony Horeszki – do wcześniejszych argumentów za zajazdem Gerwazy dodaje więc coś na kształt szantażu moralnego: jeśli Dobrzyńscy nie uderzą teraz na Soplicę, okażą się niewdzięcznikami.
Zajazd to także wspaniała, staropolska instytucja obrony i egzekucji praw: „ja przy prawie stoję” – zaklina się Klucznik, świadomy, że musi pokonać opory legalistów:
„Wszak Hrabia wygrał, zyskał dekretów niemało;
Tylko je egzekwować! Tak dawniej bywało:
Trybunał pisał dekret, szlachta wypełniała,
A szczególniej Dobrzyńscy, i stąd wasza chwała
Urosła w Litwie!
Kłamstwo zręcznie wbudowane w prawdziwy kontekst, krótkie, cięte riposty, pytania retoryczne, antytezy: „Bracia! chcecie bój z ruskim wieść imperatorem, / A boicie się wojny z Soplicowskim dworem? Strach wam turmy!” (VII, 449–501), zaklęcia moralne, ciągłe podkreślanie wierności dawnym polskim prawom i zwyczajom, wspomnienia schlebiające dumie i próżności Dobrzyńskich, umiejętne przedstawianie rzeczy małych jako wielkich i wielkich jako małych – cały ten arsenał retoryczny Gerwazego Mickiewicz ukazuje dokładnie, w praktycznym zastosowaniu. Czytelnik Pana Tadeusza ma z tego wielostronną korzyść. Widzi jak na dłoni, że rzecz zdawałoby się nie do pomyślenia: zmiana hasła „Hajże na Moskala!” w hasło „Hajże na Soplicę!”, staje się możliwa dzięki wymowie Gerwazego, wyłącznie poprzez jego działanie słowne. Rada jest więc błyskotliwą i zawsze aktualną lekcją retoryki dla wszystkich i odsłonięciem – ku przestrodze – mechanizmu manipulacji demagogicznej, z którą często mamy do czynienia w życiu publicznym. Pokazuje też, jaką pułapką jest zbiorowe samouwielbienie.
Dobrzyńscy i ich stronnicy są tak święcie przekonani o swojej nieomylności i szlachetności własnych pobudek, że i zajazd wydaje im się czymś szlachetnym, skoro to właśnie oni – gniazdo wszelkich cnót – dali się do niego przekonać. Rada przedstawia więc zawsze aktualne mechanizmy polityki i uobecniana kartach poematu staropolską tradycję retoryczną. Mickiewicz czyni to w konwencji komediowo-satyrycznej, co nie wszystkim współczesnym czytelnikom Pana Tadeusza, nastawionym do tradycji szlacheckiej w sposób romantyczny, czyli idealizujący, musiało się podobać. Poeta mógłby się jednak bronić tym, że jego obraz, choć mocno karykaturalny, jest zarazem głęboko realistyczny, co widać w sferze odniesień historycznych, w psychologicznym rysunku zaściankowych typów szlacheckich i w sferze języka – znakomicie wpadającej w ucho polszczyzny potocznej.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Andrzeja Waśki „Pan Tadeusz – media pamięci” bezpośrednio pod tym linkiem!
Scena rady w Dobrzynie, podobnie jak cała polityczna materia akcji Pana Tadeusza dowodzą, że autorowi nie był obcy realizm w ocenie politycznych zachowań. Bo do decyzji o zajeździe przyczyniają się nie tylko motywy patriotyczne, demagogicznie wykorzystane przez Klucznika, ale również pobudki prywatne niewysokiego lotu: urazy osobiste wobec Sędziego, zazdrość bogactw i tym podobne. Bartka Kropiciela na przykład zwraca przeciwko Sędziemu miłość ojcowska do Saka zakochanego w Zosi, któremu Soplica nie chce oddać jej ręki (VII, 428–444). Ponieważ Kropiciel jest liderem partii czynu, a ta jako pierwsza staje przy Kluczniku, nawet złamane serce Saka ma znaczenie wśród wielu podrzędnych przyczyn zajazdu:
I tak wszystkich pociągnął wymowny Gerwazy;
Bo wszyscy ku Sędziemu mieli swe urazy,
Jak zwyczajnie w sąsiedztwie, to o szkodę skargi,
To o wyręby, to o granice zatargi:
Jednych gniew, drugich tylko podburzała zawiść
Bogactw Sędziego – wszystkich złączyła nienawiść.
W lokalnym partykularzu, jakim jest teren akcji poematu poważne sprawy polityczne muszą się po prostu splatać z interesami i konfliktami prywatnymi. Ten właśnie niebezpieczny zrost widzimy u Gerwazego, u Dobrzyńskich, a nawet – jak już była o tym mowa – u księdza Robaka i Sędziego. Mickiewicz przedstawia bohaterów Pana Tadeusza z sympatią, wszystkich potrafi uszanować i za coś pochwalić, ale nikogo nie idealizuje w sposób znany z oświeceniowej literatury dydaktycznej czy z jakiejkolwiek innej formy twórczości tendencyjnej. Na końcu obrad osobiste interesy i pobudki kierujące Gerwazym i szlachtą gwałtownie demaskuje Maciek nad Maćkami. Ale na głos rozsądku jest już za późno. Do zaścianka wjeżdża bowiem Hrabia na czele dżokejów i tak spór zostaje ostatecznie rozstrzygnięty via facti. Gerwazy jest nie tylko wielkim demagogiem, ale ma też szczęście, które sprzyja odważnym.
Postać Gerwazego została przez wielkich polonistów, Stanisława Pigonia, Juliusza Kleinera i Kazimierza Wykę przedstawiona – w swoim czasie – jako odstraszający wzór szlacheckiego anarchizmu i prywaty. O ile prawie zawsze, nawet w jego kontrowersyjnej dla niektórych ocenie zaścianka, możemy z zaufaniem opierać się na komentarzach i ocenach Pigonia, to w sprawie sądu nad Gerwazym lepiej wielkiemu uczonemu nie wierzyć. Gerwazy nie jest bowiem postacią aż tak łatwą do jednoznacznie negatywnej oceny. Rację mieli raczej ci komentatorzy, którzy podkreślali jego kluczową rolę, jaką – obok księdza Robaka – odgrywa on w akcji poematu, co wynika z siły charakteru i siły słowa, którą dysponuje. Do obserwacji na temat jego wymowy trzeba dodać i to, że swojej „rzeczy” nie układa on na zimno, daleki jest od wyrachowania i pospolitego cynizmu. Jest tak przekonujący, bo sam wierzy we wszystko, co mówi. Nie kieruje nim własny, osobisty interes – gdyby tak było, już dawno porzuciłby swój zamek i żył wygodnie ze zgromadzonych pieniędzy, które posiada. Nie można mu również odmówić swoiście pojmowanego patriotyzmu, a nawet szlachetnego stosunku do chłopów, do czego również nawiązuje w swoich wspomnieniach podczas rady, choćby o dawnym zajeździe na pana Wołka z Łogmontowicz, który „był tyran dla chłopstwa, a sługa Moskali” (VII, 463).
Wszystko, co mówi, jest dla znającej go szlachty w pełni wiarygodne. Bo chociaż w ocenie faktów przesadza, to przecież samych faktów, na które się powołuje, nie zmyśla. Wszyscy wiedzą, kto i w jakich okolicznościach zabił Stolnika, choć nie wiedzą dlaczego. Soplicowie znani są z korzyści, jakie zapewniła im Targowica, co zresztą sam Robak w poufnej rozmowie z Sędzią nazywa „grabieżą” (VI, 158). Sędzia nie jest oczywiście zdrajcą i „śmieciem powiatu”, ale pozory przemawiają przeciwko niemu. Podczas gdy patrioci, tacy jak Maciek nad Maćkami, zachowują się pod zaborem rosyjskim, jakby byli na emigracji wewnętrznej, Sędzia przyjmuje w domu oficera rosyjskiego Rykowa, Asesora, który jest powiatowym naczelnikiem policji, ma pod dachem kosmopolityczną Telimenę, która zachwyca się rosyjskimi porządkami, a w końcu jego zakusy do zamku, do którego oczywiście nie ma i nie może mieć żadnego prawa, wyglądają na ciąg dalszy „grabieży” z czasów targowickich. Tak to przynajmniej muszą widzieć Gerwazy i okoliczna szlachta.
Sam Gerwazy jest postacią łączącą rysy komiczne z tragicznymi. Niegdyś pogodny i przyjazny ludziom dworzanin Horeszków, pod wpływem szoku związanego ze śmiercią Stolnika stał się innym człowiekiem. Odsunął się od świata, żyjąc głównie pasją zemsty na Soplicach, gotowy do ich zabijania, co jest największą skazą na jego charakterze. Ale w pewien sposób szlachetne, a nawet wzruszające jest jego przywiązanie do zamku. Z zamkiem – jak to widać z tego, co opowiada o nim Hrabiemu – kojarzą mu się nie jego osobiste szczęśliwe czasy młodości, ale przede wszystkim to, co w jego umyśle składa się na obraz wolności i szczęścia ojczyzny. Patriotyzm Gerwazego jest archaiczny – miłość kraju jest w nim nierozerwalnie, nie do odróżnienia zespolona z lojalnością wobec domu magnackiego, któremu służył. Jego wyobrażenia o świecie są rzecz jasna uproszczone i staroświeckie, ale Klucznik potwierdza je całym swoim życiem. Toteż ilekroć przemawia, zawsze czyni to z uczuciem. Nawet kiedy wobec szlachty w Dobrzynie posuwa się do ewidentnej demagogii, czyni to jakby w natchnieniu, które podsuwa mu najlepsze sposoby przekonywania i samo przez się pociąga szlachtę w jego stronę.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Andrzeja Waśki „Pan Tadeusz – media pamięci” bezpośrednio pod tym linkiem!
Gerwazy jest postacią wieloznaczną, ale gdyby po jego stronie w sporze z Soplicami nie było żadnych racji moralnych, akcja Pana Tadeusza byłaby pozbawiona dramatyzmu, a w zakończeniu historii wywołanej zbrodnią Jacka Soplicy nie byłoby nic prócz sentymentalnej moralistyki, która często pojawiała się w popularnych gawędach szlacheckich pisanych w kraju pod koniec epoki romantyzmu i posądzanych w związku z tym o pokrewieństwo z postromantycznym prądem, w krajach języka niemieckiego noszącego nazwę stylu meblarskiego, biedermeieru. Tymczasem kiedy nad pierwotnym planem Pana Tadeusza jako sielanki Mickiewicz nadbudował warstwę powieściową opartą na planach powstańczych Robaka i kłótni prowadzącej do zajazdu, wyparowały z poematu wszelkie ślady sentymentalizmu. Romantyzm lubował się zresztą w przedstawianiu postaci napiętnowanych jakiegoś rodzaju złem, zbrodniarzy i mścicieli (w czasie pracy nad Panem Tadeuszem Mickiewicz kończył właśnie swoje tłumaczenie Giaura). Trzeba więc w wątku obsesyjnej zemsty Gerwazego na Soplicach dostrzec swoistą trawestację ulubionego przez czarny romantyzm motywu zemsty. A że po powstaniu listopadowym był to już wątek literacko zbanalizowany i aż się prosiło, żeby spojrzeć nań z przymrużeniem oka, o tym świadczy współczesna Panu Tadeuszowi Zemsta Aleksandra Fredry. Toteż i Gerwazy bywa śmieszny w tym, co mówi, a zarazem groźny, powikłany psychologicznie i moralnie niejednoznaczny w tym, co robi.
Potępiając zajazd jednogłośnie wraz z badaczami poematu, przypisujemy odpowiedzialność za tę absurdalną i niebezpieczną awanturę Gerwazemu i szlachcie, która dała mu się omotać. Jakoś dziwnie natomiast zapominamy o roli Hrabiego. A przecież to Hrabia, a nie Gerwazy, podejmuje ostateczną decyzję o zajeździe i rozstrzyga o wyniku rady w Dobrzynie swoim teatralnym wjazdem na czele dżokejów. Prestiż, jakim Hrabia jako wielki pan cieszy się wśród szlachty, ten sam, który Robak chciał wykorzystać w przyszłym powstaniu, zwycięzca spod Birbante Rocca angażuje jednak w zbrojny napad na sąsiada. Możemy puścić mimo uszu publiczne tyrady Hrabiego. Prawdziwą przyczynę swojej decyzji, zdradza on tylko raz, mimowolnie, w rozmowie z Gerwazym:
„Brawo! – rzekł Hrabia. – Plan twój gotycko-sarmacki
Podoba mi się lepiej niż spór adwokacki.
Wiesz co? Na całej Litwie narobim hałasu
Wyprawą niesłychaną od dawnego czasu.
I sami się zabawim. Dwa lata tu siedzę,
Jakąż bitwę widziałem? z chłopami o miedzę.
Nasza wyprawa przecież krwi rozlanie wróży;
Odbyłem taką jedną w czasie mych podróży.
Sprawa jest jasna: wszelkie przyczyny zajazdu są dla Hrabiego tylko pretekstem do zabawy. Organizuje zajazd, ponieważ nudzi mu się na cichej prowincji i chce się okryć awanturniczą sławą. Nie ma znaczenia jego uraza wobec Sędziego, nic nie wie o konspiracji patriotycznej – szuka po prostu silnych wrażeń. Co gorsza, godzi się z prawdopodobnym w tej sytuacji rozlewem krwi. Aż dziw, że rzucając gromy na Gerwazego, nie zauważamy tej naprawdę ciemnej strony w charakterze Hrabiego. Bo czegóż dowodzi w tej sytuacji zdanie: „i sami się zabawim”? Ta obojętność wobec prawdopodobnych ofiar może wynikać z braku poczucia rzeczywistości, ale też z wielkopańskiej pogardy dla szlachty, jaką to pogardę Hrabia w czasie kłótni zdradza w sposób zimny i bezwzględny:
„Dość już głupstwa zrobiłem wdając się z Wacpaństwem
W pijatyki, które się kończą grubijaństwem.
Zdacie mi sprawę z mojego honoru obrazy.
Do widzenia po trzeźwu – pódź za mną, Gerwazy!”
Trochę czasu jednak upłynie, nim otrzeźwieje sam Hrabia. Tradycyjna interpretacja zajazdu po prostu jako wykwitu anarchii sarmackiej jest więc uproszczeniem. Oczywiście stary Maciej Rózeczka ma rację, kiedy powiada, że Dobrzyńscy są „głupi” (VII, 498–513). W istocie o wcieleniu w czyn hasła „Hajże na Soplicę!” decyduje jednak pechowy splot trzech różnych czynników: poruszenia patriotycznego wobec pogłosek o mającej wybuchnąć wojnie, obsesji Gerwazego i jego skutecznej demagogii, iście szalonej decyzji ekscentrycznego arystokraty. Wszystko to Mickiewicz dokładnie przedstawił i uzasadnił. Żeby zrozumieć zajazd, powinniśmy więc znać zasady myślenia politycznego, rozumieć rolę retoryki w życiu publicznym, a przy tym trzeźwo oceniać rolę elit kosmopolitycznych, mających nieuzasadnione poczucie wyższości wobec własnego narodu.