Rozmawiając z Gierkiem
Gospodarz, w przeciwieństwie do swych poprzedników, wchodził do tego monumentalnego budynku wejściem głównym. Bolesław Bierut, Edward Ochab i Władysław Gomułka woleli boczne drzwi. Korzystali również ze specjalnej windy. Bali się wręcz chorobliwie spotkać kogoś niechcianego.
Gabinetowi I sekretarza surowy i niepowtarzalny charakter nadawały politurowane meble. Ciężkie biurko z konsolą, na blacie której znajdowało się miejsce na wiele różnokolorowych telefonów dających możliwość prowadzenia bezpośrednich rozmów telefonicznych z najważniejszymi osobami w państwie i za granicą. Elegancko dopasowany, wygodny fotel. Sporej wielkości stół. Dwanaście solidnych krzeseł z wysokimi oparciami.
Na frontowej ścianie wisiała wełniana makata przedstawiająca orła bez korony – godło PRL. Pod nią podwieszona, luźno zwisająca ukosem, biało-czerwona flaga. Na innej ścianie uwagę zwracał wiszący regał na książki. Ułożone były na nim równiutko dzieła Marksa i Lenina. Wydane elegancko, w twardych, beżowych okładkach z tłoczonymi złotymi literami. Zaskakiwała spora liczba pozycji książkowych z dziedziny ekonomii i gospodarki. Na końcu dolnej półki regału stało, odlane z mosiądzu najwyższej jakości, niewielkie popiersie Lenina. Dar sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, Leonida Breżniewa. Goście odnosili wrażenie, że rozchodzi się od niego niebiańska poświata.
Premier Piotr Jaroszewicz i I sekretarz Edward Gierek postanowili wymienić poglądy na temat, w jaki sposób wydobyć Polskę z zastoju gospodarczego po latach gomułkowskiej stagnacji. Obaj zdawali sobie sprawę, że zadanie nie jest łatwe. Gospodarka stała w miejscu, buksowała, chociaż rząd przeznaczał coraz większe pieniądze na rozwój przemysłu. Przedsiębiorstwa nie zwiększały produkcji, choć otwierano przed nimi możliwości rozwojowe, jakich nigdy wcześniej nie miały. Unikały na przykład podejmowania się realizacji przedsięwzięć kooperacyjnych i wykonawstwa zamówień specjalistycznych, wymagających zastosowania nowoczesnych technologii. Ich potencjał nie przynosił spodziewanych efektów, bo zawodziło zarządzanie, organizacja produkcji i przestarzały park maszynowy. Taniość polskiej siły roboczej, w zderzeniu z postępem i rozwojem nowych technologii na świecie, była złudna. Do tego Wielkie Organizacje Gospodarcze, które miały być panaceum na wszelkie zło w gospodarce, stawały się mało efektywnymi molochami i skostniałymi strukturami, eliminującymi przedsiębiorczość i innowacyjność oraz wyniszczającymi i likwidującymi państwowy przemysł terenowy, zaopatrujący głównie miejscowy rynek w najpotrzebniejsze artykuły konsumpcyjne.
Na spotkanie zaprosili sprawującego, jak mówili, pełnię władzy nad połoninami i tysiącami hektarów bieszczadzkich lasów, pułkownika Kazimierza Doskoczyńskiego, który marzył o powiększeniu ośrodka wypoczynkowo-myśliwskiego w Arłamowie, o kryptonimie W-2, o nowe tereny łowieckie w Bieszczadach, w rejonie Mucznego. Ciekawiło ich, dlaczego na jednym z poufnych spotkań niewielkiej grupy osób należących do elity sprawujących władzę powiedział:
– Aby zreformować gospodarkę wszystkich państw socjalistycznych, w tym polską i radziecką, trzeba zdawać sobie sprawę, że oparta jest nie tyle na osiągnięciach naukowego socjalizmu, co wzorcach bizantyjskich. Dlaczego? Stalin, który po śmierci wodza Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej przejął władzę, postanowił definitywnie zerwać z odwoływaniem się wprost do haseł Wielkiej Rewolucji Francuskiej i mechanizmów gospodarki rynkowej. W szczególności nie podobała się mu Nowaja Ekonomiczeskaja Polityka, czyli NEP. Nie miało dlań znaczenia, że na X Zjeździe Rosyjskiej Partii Komunistycznej (bolszewików) została przedstawiona przez samego Włodzimierza Lenina. Uznał, że w systemie radzieckim nie ma miejsca nawet na najmniejsze skażenie kapitalizmem. Problem polegał na tym, że dobrej alternatywy dla nepowskiego rozwiązania nie było. Stalin jednakże w seminarium duchownym w Tyflisie, gdzie przez pięć lat się uczył, poznał między innymi historię Bizancjum. Przeto model gospodarki tego imperium, oparty na zarządzaniu centralistycznym i nakazowo-rozdzielczym, uznał za najwłaściwszy dla potrzeb budowy społeczeństwa bezklasowego. W ten sposób zastąpił rewolucję oddolną, rewolucją odgórną. Ustrój nawiązujący do Wielkiej Rewolucji Francuskiej – systemem bizantyjskim. Tak więc począł czerpać pełną garścią z wiedzy wyniesionej z seminarium!
Dlatego obaj dostojnicy państwowo-partyjni postanowili zapoznać się z przemyśleniami pułkownika, który uchodził w najwyższych kręgach władzy za współczesnego Eutropiusza. Wszakże był też eunuchem.
– W państwie przybywa problemów gospodarczych do rozwiązania – objaśniał sytuację premier Jaroszewicz, popijając kawę z fajansowej filiżanki z Włocławka. – Większość z nich to zarzewie konfliktów społecznych. Jeśli na czas nie zreformujemy kraju, to protesty społeczne i strajki znowu doprowadzą do zmiany ekipy rządzącej.
– Toteż potrzeba nam wiedzieć wszystko o wzorcach bizantyjskich w gospodarce socjalistycznej – powiedział Edward Gierek, siedzący obok, w starannie dopasowanym do jego krępej, ale i wysokiej sylwetki, jasnym garniturze i krawacie. – Wszystko. Absolutnie wszystko. Przygotowani jesteśmy do słuchania waszych przemyśleń na ten temat nawet do białego rana.
– Zaszczytem dla mnie jest tu gościć – odpowiedział pułkownik Doskoczyński ubrany w ciemny garnitur. – Zakazany owoc czas zerwać. Proszę tylko o jedno, aby wszystko co powiem, zostało w tych czterech ścianach.
– Towarzyszu, to my mamy więcej do stracenia! – podkreślił Jaroszewicz poprawiając pod szyją granatowy krawat, w jasne, ukośne pasy, gustownie dobrany do garnituru.
– Nie zachowujmy się, jakbyśmy chcieli spodnie ściągać przez głowę – westchnął gospodarz gabinetu.
Pułkownik Doskoczyński zrozumiał, że nastał czas, aby podzielić się swymi przemyśleniami. Podniósł się z krzesła i skierował się ku regałowi z książkami. Wziął w ręce jedną z publikacji poświęconych ekonomii socjalistycznej i rzucił na stół.
– Ta książka, jak setki podobnych, nadaje się tylko na makulaturę! – zakomunikował i zwrócił swój wzrok w kierunku popiersia Lenina odlanego z mosiądzu najwyższej jakości. Po chwili milczenia dodał:
– W nauce nie ma miejsca dla zniewolonych umysłów. Nie ma miejsca na zakazy, manipulacje, mistyfikacje, pseudonaukowe dywagacje, celowe przemilczenia, ograniczenia ideologiczne, wszelkiego rodzaju pozoranctwa, i tak dalej. Tymczasem w Polsce od lat w szkole, na studiach, na różnych seminariach i konferencjach naukowych pomija się naukę i wiedzę o Bizancjum. Wmawia się młodzieży, że oświecona starożytność kończy się na przeniesieniu przez Konstantyna Wielkiego stolicy imperium rzymskiego z Rzymu do Konstantynopola, wielkiej wędrówce ludów i upadku w 476 roku cesarstwa rzymskiego. Wszystko co było później, to wieki ciemne! Degrengolada! Znaczenie Bizancjum dla współczesnej cywilizacji się pomija! Dlaczego? Czyżby ktoś się obawiał zbyt oczywistych skojarzeń między cywilizacją bizantyjską a współczesną rzeczywistością socjalistyczną.? Doktrynerom kapitalistycznym też nie na rękę zapoznawanie opinii publicznej z doświadczeniami cesarstwa rzymskiego i świata bizantyjskiego.
Stojące na końcu dolnej półki wiszącego regału popiersie Lenina, dar Leonida Breżniewa dla Edwarda Gierka, jakby mocniej zajaśniało niebiańską poświatą. Tak przynajmniej wydawało się przebywającym w gabinecie.
Tymczasem pułkownik kontynuował:
Powyższy tekst jest fragmentem książki „Duchy Arłamowa”:
– Na pewnym etapie dziejów, w starożytności najbardziej rozwiniętą gospodarczo częścią basenu Morza Śródziemnego była Italia. Akwileja bogaciła się na kunsztownych wyrobach ze szkła i produkcji lamp oliwnych. Arezzo słynęło z wytwarzania wysokiej jakości wyrobów ceramicznych, w szczególności malowanych wazonów. Florencja bogaciła się na tkactwie. Miasta Kampanii wyspecjalizowały się w wyrobie biżuterii, wykwintnego srebra stołowego i innych przedmiotów z metalu. Wyroby przemysłowe stąd podbijały dosłownie cały ówczesny świat. Wykopaliska w Afganistanie, Indiach, Azji Środkowej, Chinach i Germanii najlepiej o tym świadczą. Do tego w całej Italii było mnóstwo winnic i gajów oliwnych. Rzymianie, wykorzystując potęgę gospodarczą Italii podbili i zapanowali nad całym basenem Morza Śródziemnego.
W tym momencie pułkownik Doskoczyński zdjął z półki Leninka, jak nazywali goście I sekretarza statuetkę podarowaną przez przywódcę Związku Radzieckiego i podniósł ją prawą ręką do góry.
– Współcześni kapitaliści i wysługujący się im doktrynerzy liberalni często wmawiają ludziom, że kapitał nie ma narodowości – stwierdził. – Posługują się tym sloganem, aby bez prowadzenia kosztownych wojen, zdominować ekonomicznie dany rejon świata lub kraj dla zysków. Prawda jest bowiem taka: kapitał może nie ma narodowości, ale zawsze ma jakiś interes. Niejednokrotnie konkretnych państw. Aż nazbyt często realizuje imperialną politykę wielkich mocarstw, które dążą do rządzenia światem!
Po tych słowach, sprawujący pełnię władzy nad połoninami i tysiącami hektarów bieszczadzkich lasów, postawił jaśniejące niebiańską poświatą popiersie na politurowanym stole, obok rzuconej książki poświęconej ekonomii socjalistycznej i mówił dalej:
– Starożytni kapitaliści, jak współcześni, chcieli być jeszcze bogatsi. Poszukiwali obszarów na terenie swego imperium, gdzie koszty produkcji byłyby tańsze i można byłoby zaoszczędzić na kosztach przewozów towarów do rynków zbytu. W dolinie Renu założyli warsztaty ceramiczne produkujące dla Galii, Germanii i całej północnej Europy. Z tych samych względów w rejonie Kolonii uruchomili huty szklane. Aby być bliżej rynków wschodnich i jedwabnego szlaku handlowego, większe zakłady oraz warsztaty metalowe i tekstylne przenieśli do Egiptu, a wytwarzanie wyrobów szklanych do Syrii. W Azji Mniejszej, z myślą o dozbrojeniu legionów strzegących wschodnich grac imperium rzymskiego, starożytni kapitaliści zainwestowali w przemysł zbrojeniowy. Do tego posiadacze ziemscy, aby pomnożyć swoje zyski, posadzili na terenach podbitych, w Afryce Północnej i Galii, olbrzymie gaje oliwne i założyli równie wielkie winnice. Po tych przemieszczeniach kapitałowych, Italia stała się jednym z najbiedniejszych regionów imperium. Interes kapitału zadecydował, że serce cesarstwa rzymskiego z najbogatszego stało się wręcz najuboższym regionem basenu Morza Śródziemnego. Bogactwami opływały tereny wokół niego. Cesarz Konstantyn Wielki, o czym się mało mówi, przenosił stolicę swego państwa do Bizancjum również z tego względu. Nowa stolica, którą nakazał nazwać Konstatynopol, oprócz dogodnego położenia strategicznego, leżała przede wszystkim na najbogatszych ówcześnie terenach mocarstwa rzymskiego.
Wywód pułkownika Doskoczyńskiego przerwała sekretarka, która przyszła zabrać puste filiżanki.
– Czy to wszystko, czego towarzysze ode mnie oczekują? – zapytała.
– Proszę przynieść po jeszcze jednej kawie dla każdego – odpowiedział I sekretarz Edward Gierek.
Po wyjściu sekretarki pułkownik, za przyzwoleniem gospodarza, snuł dalej swoją opowieść:
– Zmieniające się warunki geopolityczne, gospodarcze i społeczne postawiły całe imperium przed nowymi wyzwaniami. W obliczu wielkiego kryzysu gospodarczego i zagrożeń zewnętrznych uderzających w struktury państwa, jego władcy zdecydowali się na przymus pracy przy robotach publicznych, kontrolę produkcji rolnej i obowiązkowe dostawy żywności oraz monopol państwa w prawie wszystkich dziedzinach działalności gospodarczej. Miało to zapewnić podniesienie produkcji rolnej i przemysłowej w celu zapewnienia, przynajmniej na minimalnym poziomie, zaopatrzenie wojska oraz ludności wielkich miast w żywność i artykuły pierwszej potrzeby. Rolnictwo i przemysł miały również za zadanie dostarczać jak najwięcej wyrobów na eksport, aby przysporzyć państwu możliwie największych zasobów złota i srebra w celu umożliwienia prowadzenia skutecznej polityki mocarstwowej. Z myślą o rynkach zagranicznych suszono ryby albo przetwarzano je na mączkę, którą pakowano do lnianych worków. Duże wzięcie miały sosy rybne. Mięso peklowano lub przerabiano na suchą kiełbasę. Daktyle, jabłka, śliwki i inne owoce suszono albo marynowano w miodzie w glinianych garnkach. Eksportowano jednak przede wszystkim tekstylia, galanterię skórzaną, wyroby ze szkła, ceramikę, lampy, żelazne narzędzia, specyfiki lecznicze, perfumy, papirus i najrozmaitszą biżuterię. Ale pieniędzy na utrzymanie wojska i prowadzenie światowej polityki ciągle było mało.
– Ciekawszą opowieść o Związku Radzieckim trudno wymyślić! – powiedział głosem pełnym podziwu i niedowierzania Edward Gierek.
– Pragnę towarzysze zauważyć, że w państwach socjalistycznych nie ma przymusu przy robotach publicznych, są tylko czyny społeczne – zażartował premier Jaroszewicz. – A to już co innego! Reszta wywodu odzwierciedla socjalistyczną rzeczywistość.
– Trzeba wiedzieć, że Stalin, tworząc zręby gospodarki socjalistycznej, wzorował się przede wszystkim na doświadczeniach bizantyjskich, a w szczególności na dokonaniach cesarza Justyniana Wielkiego – podkreślił pułkownik Doskoczyński. – Znajdował się pod wielkim wpływem dokonań Bizancjum na każdym polu, w szczególności gospodarczym. Jako przywódca Związku Radzieckiego starał się czerpać z nich, jak ze źródła mądrości. Gospodarka kontrolowana i zarządzana centralistycznie przez państwo, planowa, nakazowo-rozdzielcza, a nawet deputaty i kartki są najlepszym tego dowodem. Pomysł podwójnej waluty, wewnętrznej i zewnętrznej, też stamtąd zaadaptował. Co więcej! Ważną rolę w efektywności bizantyjskiego systemu ekonomicznego odgrywała niewolnicza siła robocza. Stalin sięgnął i po ten środek. W kajdany zakuł miliony mieszkańców państwa radzieckiego, by darmową pracą ponad siły wspomagali budowę pierwszego na świecie państwa proletariackiego. Polowano na ludzi na wsi i w miastach. Wyciągano z domów, aresztowano, pozbawiano praw, deportowano i zamykano w obozach pracy. Stalin bez skrupułów nakazywał i zlecał zwiększanie eksploatacji zasobów ludzkich, by intensyfikować zatrudnianie więźniów między innymi przy budowie zapór wodnych, kanałów i wyrębie lasów. Na przykład Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych ZSRR Gienrich Grigoriewicz Jagoda rozkazał placówkom niższej rangi, by przysłano mu z dnia na dzień dwadzieścia tysięcy zdolnych do pracy więźniów do budowy kanału Moskwa – Wołga. Kiedy indziej zażyczył sobie dziesięć, a jeszcze innym razem piętnaście tysięcy dla wspomożenia realizacji kolejnych ważnych inwestycji. Stosy podobnych żądań krążyły między różnymi szczeblami władzy radzieckiej. Tylko budowa Kanału Białomorskiego kosztowała życie dwadzieścia pięć tysięcy osób. Stalin śmiertelnymi żniwami, jakie przynosiła nadmierna eksploatacja zasobów siły roboczej, się nie przejmował. Rezerwy potencjalnych niewolników wydawały się być wręcz niewyczerpalne. Powtarzam, wrogiem ludu skazanym na pobyt w obozie pracy mógł zostać dosłownie każdy. To tylko pierwsze z brzegu przykłady na bizantyjski rodowód gospodarki radzieckiej.
– Kamieniem węgielnym dla socjalizmu są dzieła Marksa, Engelsa i Lenina, a nie historia Bizancjum! – Edward Gierek przerwał wywody gościa z Arłamowa.
– Za głoszenie takich herezji można stracić głowę – dodał pół żartem, pół serio premier Jaroszewicz.
Powyższy tekst jest fragmentem książki „Duchy Arłamowa”:
Popiersie Lenina znowu jakby mocniej zajaśniało niebiańską poświatą. Natomiast pułkownik Doskoczyński, dokonujący zaskakujących porównań gospodarki socjalistycznej z Bizancjum, przytaczał kolejne argumenty na poparcie swych przemyśleń:
– Jakie praktyczne rozwiązania funkcjonowania gospodarki bezwyzyskowej zaproponowali twórcy naukowego socjalizmu? Oprócz utopijnych, żadnych. Uważali, że wszystkie problemy jakoś same się rozwiążą, gdy władza będzie należała do proletariatu, czyli ludu pracującego miast i wsi. Leninowi, a później Stalinowi, gdy zdobył pełnię władzy w Związku Radzieckim, przyszło wcielać w życie tę utopię. Do tego ich gasudarstwo sprawiedliwości społecznej otaczało morze wrogich państw. W podobnej sytuacji geopolitycznej i gospodarczej znajdowało się Bizancjum. Kiedy więc Stalinowi przyszło się zmierzyć z realizacją haseł bolszewickich oraz założeń i celów ideologiczno-politycznych marksistowskich, musiał sięgnąć po jakieś inne wzorce niż oferowane przez świat kapitalistyczny. Pod wieloma względami model gospodarki bizantyjskiej wręcz odpowiadał założeniom Marksa i Engelsa. Przynajmniej do takiego wniosku doszedł Stalin. Uznał, że tylko gospodarka reglamentowana i planowana może uczynić zadość oczekiwaniom ludu pracującego w państwie sprawiedliwości społecznej. W Bizancjum za osiągnięcie najprzeróżniejszych zakładanych celów odpowiedzialny był specjalnie wyodrębniony aparat urzędniczy. Do jego kompetencji należało decydowanie o przydatności dla państwa starych i otwieraniu nowych zakładów przemysłowych, wytwórni i warsztatów, o liczbie robotników w nich zatrudnionych, o cenach i rozmiarach zapasów na składach, nadzorowanie taryf płacowych i tak dalej. Jego zadanie polegało na tym, by nie zmarnować nawet najmniejszej cząstki wysiłku ludzkiego, zaś z drugiej odpowiadał za zapewnienie maksymalnego wzrostu wydajności pracy. Specjalnie wyodrębniony aparat urzędniczy, aby dobrze wywiązać się ze swych obowiązków, musiał dosłownie wszystko zaplanować w najdrobniejszych szczegółach. Taka jest między innymi geneza socjalistycznej gospodarki planowej.
Niezwykła światłość bijąca z Leninka wypełniła cały gabinet I sekretarza. Nie speszony tym zjawiskiem pułkownik Doskoczyński doprecyzował swój wywód:
– Stalinowi chodziło również o podporządkowanie całej gospodarki radzieckiej interesowi proletariatu, czyli wielkomiejskiej awangardzie klasy robotniczej. Pamiętał słowa Lenina, że walka między kapitalizmem a komunizmem rozstrzygnie się na polu wydajności pracy. Utkwiło mu też w pamięci, że w Bizancjum za czasów Justyniana Wielkiego podobne cele osiągnięto między innymi poprzez forsowanie państwowej polityki rolnej w systemie nakazowo–rozdzielczym. Należy dodać: opartej na pracy niewolniczej. Dzięki temu jednak zaopatrywano mieszkańców wielkich miast w maksymalnie tanią żywność. Tylko w ten sposób mogło przetrwać państwo mocno finansowo osłabione wydatkami na wojsko i prowadzenie wojen oraz przez realizowanie na olbrzymią skalę programu wznoszenia budowli użyteczności publicznej, w tym budowy dróg, mostów, kanałów, wodociągów, świątyń, łaźni publicznych i spichrzów. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że Stalin postanowił upodobnić rolnictwo radzieckie do bizantyjskiego, czyli podporządkować je interesom państwa. Temu celowi przecież, czyli zaopatrywaniu mieszkańców miast radzieckich w tanią żywność, służyło utworzenie kołchozów i sowchozów. Powiem więcej! Stalin uznał Lenina wręcz za zdrajcę ideałów Rewolucji Październikowej, gdy ten przeforsował na X Zjeździe Rosyjskiej Partii Komunistycznej (bolszewików) Nową Politykę Ekonomiczną dającą rolnikom tylko prawo użytkowania ziemi i znoszącą kontyngenty w rolnictwie. Nie mówił tego głośno! Kiedy jednak po śmierci Lenina zdobył pełnię władzy i stał się jedynowładcą Związku Radzieckiego, obwieścił, że Nowa Polityka Ekonomiczna jest skażona kapitalizmem i zgubna dla budowy socjalistycznego społeczeństwa. Co więcej, dla Stalina wszystkie pomysły na budowę socjalistycznej gospodarki, które nie narodziły się w jego głowie, były jeszcze bardziej kapitalistyczne. Tłumaczy to najlepiej, dlaczego cały system gospodarczy państwa radzieckiego oparty został przede wszystkim na rozwiązaniach bizantyjskich. Oczywiście, nigdy nie powiedział tego wprost, ale byli tacy, którzy zdawali sobie z tego sprawę.
– Jak wyglądały w Bizancjum powiązania rolnictwa z przemysłem? – zapytał Edward Gierek, zaintrygowany niecodziennymi rozważaniami w jego gabinecie.
– Dokładnie tak jak ma to miejsce w państwach obozu socjalistycznego – padła odpowiedź. – W celu zapewnienia wytwórczości miejskiej większych możliwości rozwojowych, główne okręgi rolnicze powiązano z wielkimi miastami przemysłowymi. Na przykład Egipt zaopatrywał Konstantynopol, a Liguria i Apulia dostarczała żywność dla Rawenny. Dostawy z innych prowincji rolniczych żywiły ludność zatrudnioną w przemyśle pozostałych wielkich miast. Powstał w ten sposób ścisły związek między produkcją rolną a wytwórczością przemysłową. Powiem więcej! Dla władz cesarstwa było oczywiste, że bez względu na to, czy zakłady i warsztaty znajdowały się w rękach prywatnych, czy też należały do sfery objętej monopolem państwowym, trzeba było ich pracowników należycie zaopatrzyć w żywość. Dlatego wprowadziły nadzór państwowy nad wszystkimi zakładami zaopatrującymi ludność w podstawowe artykuły spożywcze, a więc oliwę, mięso, chleb, czy suszone ryby. Wydany został nawet dekret nakazujący przymusową ich przynależność do korporacji, nadzorowanie w nich przebiegu produkcji i warunków pracy oraz cen oferowanych przez nie artykułów spożywczych. Zboże i oliwę można było nabyć za okazaniem specjalnych talonów, czyli polskich kartek. Podobnej kontroli poddano też ceny i dostawy przemysłu miejskiego dla państwa.
– W jaki sposób państwo bizantyjskie radziło sobie z wypłatą wynagrodzeń? – tym razem zagadnął premier.
– Odpowiedź na to pytanie musiał znać Stalin. Korzystając z doświadczeń bizantyjskich, zarządził wypłacanie robotnikom przynajmniej części wynagrodzenia w formie deputatów, czyli w naturze. Ba, doszło do tego, że górnikom kopalni węglowych płacono za wykonaną pracę tylko węglem. Bez żadnych zahamowań. Oponentów pouczał, że w pewnym momencie w Bizancjum kontrola rynku wewnętrznego poszła tak daleko, że nawet żołd wypłacano w formie deputatu. Za podniesienie wydajności pracy gotów był, jak z krwi i kości cesarz bizantyjski, zapłacić każdą cenę. Miliony ofiar, jakie pochłonęła industrializacja państwa radzieckiego, najlepiej o tym świadczą.
Niebiańska jasność bijąca z popiersia Lenina zaczęła być wręcz dokuczliwa. Raziła w oczy. Wyglądało na to, że znajdujący się w gabinecie dar Leonida Breżniewa nabierał coraz większych mocy nadnaturalnych. Nic zatem dziwnego, że obecni w gabinecie czuli się bezradni wobec halucynacji, z jakimi przychodziło się im zmierzyć. Mieli wrażenie, że znaleźli się na sali chorych szpitala psychiatrycznego.
Na krześle obok żelaznego łóżka siedział osiłkowaty, zniszczony przez życie, ubrany w odświętny garnitur, mężczyzna. Pod szyją, na białej koszuli, miał zawiązany czerwony krawat. Na lewej klapie marynarki roiło się od przypiętych ukośnie orderów. Wśród nich można było rozpoznać Order Lenina i Order Czerwonego Sztandaru Pracy.
– Aleksieju Grigorjewiczu Stachanowie udowodniłeś, że gospodarka socjalistyczna jest bardziej wydajna od kapitalistycznej – oznajmił donośny głos z zaświatów.
– Stalin! Stalin! Stalin! – zaczął wykrzykiwać mężczyzna z orderami w odpowiedzi na niecodzienne pochlebstwo.
Po jakimś czasie, kiedy siedzący na krześle obok żelaznego łóżka przestał powtarzać to jedno słowo, ktoś nieuchwytny dla zmysłów zaczął opowiadać:
– Kiedyś ten wrak człowieka stał się wzorem do naśladowania dla całego społeczeństwa radzieckiego. Jako młody górnik w kopalni w Kadijewce, w Zagłębiu Donieckim, natchniony myślą Stalina, rzucił w 1935 roku wyzwanie wszystkim robotnikom radzieckim do współzawodnictwa pracy. Dla uczczenia Międzynarodowego Dnia Młodzieży podczas jednej zmiany nocnej z 30 na 31 sierpnia 1935 roku wyrąbał sto dwie tony węgla, przy normie siedem ton. Kolejka górnicza nie nadążała z wywozem jego urobku. Wykonał tysiąc czterysta siedemdziesiąt pięć procent normy. Na cały świat poszła informacja, że przekroczył ponad czternastokrotnie normę wydobycia węgla przypadającą na jednego górnika. Środki masowego przekazu, gazety i radio, byłe dlań pełne podziwu. Władze partyjne postawiły go za wzór człowieka pracy.
Powyższy tekst jest fragmentem książki „Duchy Arłamowa”:
Za swoje dokonanie Aleksiej Grigorjewicz Stachanow otrzymał Order Lenina, a następnie Order Czerwonego Sztandaru Pracy. Do tego Stalin, który podczas specjalnej uroczystości przyjął go na Kremlu, podarował mu samochód, marzenie marzeń milionów robotników radzieckich. Wkrótce, jako wielki bohater pracy socjalistycznej odbył triumfalną podróż po Związku Radzieckim. Uczestniczył z niezliczonej liczbie bankietów i przyjęć organizowanych na jego część. Został nawet powołany na członka Akademii Przemysłowej w Moskwie i otrzymał pracę w Narkoamcie Górnictwa. Awansował na deputowanego do Rady Najwyższej ZSRR. Stał się symbolem pokonania kapitalizmu na polu wydajności pracy. W ślad za nim tysiące górników prześcigało się we współzawodnictwie, marząc o pobiciu jego rekordu. W zakładach przemysłowych, transporcie kolejowym i wodnym, dosłownie w każdym zakładzie pracy marzono o własnym Stachanowie.
Stalin nie ukrywał zadowolenia na spotkaniach ze stachanowcami z efektów współzawodnictwa na polu wydajności pracy. Na jednym z nich powiedział: „Towarzysze, życie stało się lepsze! Życie stało się weselsze!”. Kiedy indziej oświadczył: „Ruch stachanowski to taki ruch robotników i robotnic, który przejdzie do historii budownictwa socjalistycznego, jako jedna z jego najchlubniejszych kart”.
Własne rekordy wydajności pracy bili robotnicy wszystkich zawodów. Nieprawdopodobne, wszechświatowe. Na przykład Iwan Gudow, frezer jednej z moskiewskich fabryk, wykonał tysiąc czterysta trzydzieści procent normy. Za swoje dokonania otrzymywali tytuł: „Bohatera Pracy”.
Powiedzenie o kimś „stachanowiec” brzmiało dumnie. Wydawało się, że u stóp Stachanowa leżał cały świat. Ale niestety, popadł w alkoholizm. Podczas spotkań na jego cześć upijał się na umór i wywoływał awantury. Co więcej, zaczął parodiować i wyśmiewać wychwalających jego osobę. Psychoza alkoholowa robiła coraz większe postępy. W końcu stracił mowę. Potrafił wypowiedzieć tylko jedno słowo: „Stalin”. Nie było innego wyjścia, jak umieścić go w szpitalu psychiatrycznym, a informację o tym uznać za tajemnicę państwową.
Halucynacyjne wizje o Stachanowie przerwała sekretarka, która przyniosła na tacy zamówione kawy w fajansowych filiżankach z Włocławka. Po jej wyjściu, siedzący w gabinecie ze zdziwieniem stwierdzili, że nienaturalna poświata przestała się rozchodzić od statuetki Lenina.
– Czy mam kontynuować swoje wywody? – zapytał pułkownik Doskoczyński.
– Jeśli w domu chce się odnaleźć to, czego się szuka, trzeba zajrzeć w każdy jego kąt – odpowiedział Edward Gierek.
– Do świtu jest jeszcze dużo czasu – dodał premier Jaroszewicz i się roześmiał.
Pułkownik popatrzył prosto w oczy najpierw I sekretarzowi, a następnie premierowi, westchnął i zakomunikował:
– Nawet pomysł z podwójną walutą, jedną do rozliczeń międzynarodowych, a drugą do wewnętrznych, jest rodem z Bizancjum!
Po chwili ciszy, jaka nastąpiła, objaśniał:
– Przez długie wieki światową walutą był solid, złota moneta bita przez cesarzy bizantyjskich. Dzięki niej Bizancjum utrzymywało na światowych rynkach gospodarczych pozycję mocarstwa. Nie mogły pogodzić się z tym rosnące w siłę państwa islamskie, które chciały przejąć kontrolę nad międzynarodowym handlem i płynącym z tego tytułu zyski. Kolejne wojny wszczynane przez kalifów i emiraty niewiele im gospodarczo dawały. Międzynarodowy handel w dalszym ciągu opierał się na solidzie. W końcu około 700 roku omajjadzki kalif Abd-al.-Malik wpadł na genialny w swej prostocie pomysł. Zaczął bić własne złote monety, dinary. Wierne kopie, pod względem wielkości, ciężaru i zawartości złotego kruszcu, solida. Gospodarka i pozycja mocarstwowa władców Konstantynopola zostały zagrożone. W tej sytuacji Bizantyjczycy, aby obronić znaczenie własnej monety na międzynarodowych rynkach, zdecydowali się wprowadzić walutę wewnętrzną, wartą tylko dwadzieścia pięć procent solida. Liczyli również na to, że pomysł podniesie konkurencyjność siły roboczej znajdującej się w ich imperium. Niestety, ustalany dowolnie kurs przeliczeniowy jednej monety do drugiej na dłuższą metę okazał się zgubny. Był jednym z czynników destabilizujących gospodarkę Bizancjum. Władze radzieckie uznały jednak, że pomysł stosowania podwójnej waluty, jednej do rozliczeń międzynarodowych, a drugiej do wewnętrznych, w warunkach naukowego socjalizmu i walki o prymat na świecie radzieckiego rubla z imperialistycznym dolarem, to dobre rozwiązanie.
Edward Gierek i Piotr Jaroszewicz w tym momencie lekko się uśmiechnęli, a na Leninku znowu pojawił tajemniczy poblask. Natomiast sprawujący pełnię władzy nad połoninami i tysiącami hektarów bieszczadzkich pułkownik Doskoczyński, widząc, co się dzieje, postanowił jeszcze bardziej poprawić dobry nastrój spotkania.
– Losy gospodarki bizantyjskiej pokazują, jak bardzo egoistyczny potrafi być kapitał. Cesarze zasiadający na tronie w Konstantynopolu, aby utrzymać swój mocarstwowy status i bronić swych interesów gospodarczych w zmieniających się konfiguracjach geopolitycznych, potrzebowali coraz więcej pieniędzy na wydatki wojskowe. Aby je zdobyć, podnosili podatki. Tymczasem bizantyjscy kapitaliści, by ich nie płacić, zaczęli przenosić swój kapitał poza granice imperium. Niezbyt daleko, żeby korzystać z mocarstwowej pozycji swojej ojczyzny na arenie międzynarodowej. Lokowali go więc w Wenecji, Genui, Amalfi, Pizie i innych handlowych miastach Italii. Skutek ich egoizmu był taki, że Bizancjum miało coraz mniej pieniędzy na wydatki wojskowe, w tym opłacanie wojska. Wkrótce doszło do tego, że Wenecja i Genua zaczęły dyktować własne warunki polityczne i handlowe upadającemu imperium. Co więcej, nie wahały się wspierać jego najzacieklejszych wrogów, kiedy wymagał tego ich interes. W końcu cesarstwo bizantyjskie, nie mając pieniędzy na opłacenie wojska, znikło z areny dziejów. Tak więc kapitał nie mający narodowości, jak mówią liberałowie, ale własne egoistyczne interesy, doprowadził do upadku Bizancjum.
– Przez naszego pułkownika przemawia sam Eutropiusz – zażartował I sekretarz.
– Co, Eutropiuszu, należy uczynić w Polsce Ludowej, aby jakiekolwiek reformy gospodarcze się powiodły? – zapytał, bardziej żartując, niż na serio, premier Jaroszewicz.
– Jednym z pierwszych kroków do wprowadzenia na obszarze cesarstwa efektywnej gospodarki regulowanej było przeforsowanie nowego podziału administracyjnego państwa – odpowiedział całkiem serio pułkownik Doskoczyński. – Zamiast nielicznych, wielkich dawnych prowincji, które zlikwidowano, utworzono sto mniejszych. W przypadku Polski Ludowej wystarczyłaby połowa tej liczby, na przykład 49 województw.
Po tych słowach wszyscy się roześmieli.
– My z I sekretarzem też mamy dobrą informację dla pułkownika – zdecydował się podtrzymać dobry nastrój premier. – Ośrodek wypoczynkowo-myśliwski o kryptonimie W-2 zostanie powiększony o tereny łowieckie w Bieszczadach wokół Mucznego. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w przyszłości nazwać to miejsce, z bizantyjska, Kazimierzowo. Jedyną osobą, która może stanąć na drodze do realizacji koncepcji, jest generał Zygmunt Berling.
Statuetka Lenina, dar Leonida Breżniewa, znowu zaczęła bić coraz większą niebiańską poświatą.