Rothesay, „Wyspa Wężów”: Bereza Kartuska na Wyspach Brytyjskich?

opublikowano: 2020-04-14, 13:30
wszelkie prawa zastrzeżone
Wokół historii tego obozu narosło wiele mitów. Rothesay, czyli obóz izolacyjny dla nieprzychylnych gen. Sikorskiemu oficerów-piłsudczyków i sprawców klęski wrześniowej, nazywany był nawet „szkocką Berezą”. Jak powstawał ten obóz?
reklama

Pierwsze tygodnie pobytu władz RP na terytorium Wielkiej Brytanii upłynęły w burzliwej atmosferze sporów i wzajemnych oskarżeń. Z jednej strony na fali krytyki sposobu przeprowadzenia ewakuacji wojska i władz cywilnych z Francji doszło do konfliktu wokół zmian w organizacji rządu (projekt opracowany przez powołaną na wniosek premiera komisję, której przewodniczył gen. broni Kazimierz Sosnkowski, zakładał m.in. redukcję liczby ministerstw, w tym likwidację Ministerstwa Opieki Społecznej, oraz stanowisk podsekretarzy stanu), z drugiej zaś – do sporu między premierem a jego przeciwnikami z obozu piłsudczykowskiego, wspartymi przez prezydenta RP Władysława Raczkiewicza (opozycja oprócz kwestii ewakuacji, zaprzepaszczenia stworzonej armii i niewywiezienia z Francji na czas rezerw złota Banku Polskiego podnosiła sprawę memorandum Stefana Litauera, zakładającego możliwość nawiązania współpracy z ZSRS i utworzenia na jego terytorium trzystutysięcznej armii polskiej, a nawet zawierającego sugestię korekty granicy wschodniej według kryteriów etnograficznych). To tzw. przesilenie lipcowe było już wielokrotnie tematem badań historyków i doczekało się obszernej literatury. Ostatecznie wobec fiaska misji Augusta Zaleskiego, któremu nie udało się utworzyć nowego gabinetu, gen. Władysław Sikorski po jednodniowej dymisji został ponownie powołany 19 lipca na stanowisko premiera nieznacznie tylko zrekonstruowanego rządu.

Napięta i niepokojąca była również sytuacja w armii. Szybki upadek Francji (dla większości żołnierzy polskich, którzy znaleźli się w Wielkiej Brytanii, była to już druga klęska, jakiej doświadczyli w ciągu niespełna dziesięciu miesięcy), a następnie fatalnie przeprowadzona, zorganizowana ad hoc i będąca w dużej mierze wynikiem improwizacji ewakuacja (bez broni, którą musiano porzucić na francuskich plażach), bardzo niekorzystnie odbiły się na morale wojska. W obozach wojskowych w Szkocji powszechnie zauważany był upadek dyscypliny, rozprzężenie i demoralizacja (pijaństwo). Dochodziła do tego prowadzona przez piłsudczyków agitacja i działalność propagandowa skierowana przeciwko naczelnemu wodzowi (liderem tej tzw. grupy politycznej był gen. Stefan Dąb-Biernacki).

Gen. Sikorski wśród żołnierzy we Francji w 1940

Ppor. rez. Wiesław Szpakowicz, adwokat, działacz Organizacji Polskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego oraz przyszły cichociemny, przebywający wówczas w obozie wojskowym w Coulter k. Biggar w hrabstwie South Lanarkshire, zapisał w swoim dzienniku pod datą 27 czerwca 1940 r.: „Nastrój w wojsku nieszczególny. Rozluźnienie dyscypliny znaczne. Mnożą się wypadki niesubordynacji. Istnieje podział pomiędzy szeregowcem a oficerem, oficerem [sztabowym] a oficerem młodszym i starszym. Tworzy się pojęcie »leśnego dziadka« na określenie tego dowódcy, co pierwszy uciekał z piernatami, pieskiem i żoną. Duże załamanie daje się zwłaszcza zauważyć wśród podchorążych. Szczególnie dotyczy to podchorążych pochodzących z Polski. Krzywdzono ich niewątpliwie, ale to nie tłumaczy załamania takiego, jakie jest”.

reklama

Podobnie ówczesne nastroje w wojsku oceniał przebywający w tym samym obozie por. rez. Witold Leitgeber, przedwojenny dziennikarz „Kuriera Poznańskiego” i przyszły kierownik referatu prasowo-informacyjnego w Biurze Propagandy i Oświaty Sztabu Naczelnego Wodza (późniejszej Kwaterze Prasowej Polskich Sił Zbrojnych), oraz por. sł. st. kaw. Jerzy Rostworowski, którego przydzielono najpierw do obozu w Crawford, a po jego likwidacji w końcu sierpnia 1940 r. przeniesiono do obozu w Broughton.

Por. Leitgeber w pisanym na bieżąco dzienniku notował w pierwszej połowie lipca 1940 r.: „Nastroje w wojsku […] niedobre. Po ostatnich przejściach we Francji dyscyplina upadła. Wielu oficerów, niestety, nie zdało egzaminu. Żołnierze opowiadają o różnych swych dowódcach, którzy w krytycznych momentach opuścili ich, ratując swe walizy, które stały się już przysłowiowe. Nikt nikomu nie salutuje. Ludzie patrzą na siebie podejrzliwie, jak gdyby pytając: »Czy ty jesteś tym, który uciekł, na nic się nie oglądając?«. Zwłaszcza w stosunku do oficerów sztabowych jest najwięcej podejrzliwości. Wszystkich starszych wiekiem bez przydziałów nazywa się »leśnymi dziadkami« [...]. Krążą pogłoski, że Anglicy nie chcą rozmawiać z gen. Sikorskim, że Sikorski uciekł z Francji, że on jest wszystkiemu winien. Mówią również, że będziemy w najlepszym razie częścią armii brytyjskiej i że przysięgę będziemy składali na wierność królowi. Krokiem właśnie do tego jest nakaz salutowania po angielsku – całą dłonią, a nie dwoma palcami [...]. Jednym słowem, w wojsku panuje niezadowolenie i niepewność”.

Por. Rostworowski wspominał, że skład obozu w Crawford „był przedziwny, i odpowiadał w zupełności epitetowi »leśnych dziadków«, nadanemu jeszcze we Francji falangom niedołężnych starców w wojskowych mundurach, którzy wojny niemieckiej nie widzieli, a wojsko opuścili dobrych parę lat przed nią. Często rodzi się w nas pytanie: skąd się wzięły we Francji te typy ludzi niemających nic wspólnego z wojskiem, dzisiaj zniechęconych i rozgoryczonych, przemokniętych, zabiedzonych i ośmieszających mundur i stanowisko oficera. Niestety, były to owe »polskie tyły«, które wcześniej przekroczyły granicę w panicznej ucieczce, by ratować siebie, rodziny i żywy inwentarz (żony, psy, koty i dzieci). Ich przemożny pęd do zajmowania stanowisk, wygodnych, ciepłych i bezpiecznych, bo na służbie w linii nie znali się zupełnie – był jednym z powodów owego chaosu [...]. Niekończące się rozmowy namiotowe na temat przyczyn upadku Polski i Francji, wynajdywanie winnych, opowiadania z przebiegu ewakuacji, gdzie znów większość sztabowych oficerów nie stanęła na wysokości zadania, tarcia pomiędzy zawodowymi a rezerwistami, uczucie niepotrzebności i świadomość chaosu panującego w londyńskich kołach, protekcjonizm – wszystko to wpływało fatalnie na humory i charaktery, tym bardziej że wieści z kraju nie były dobre”.

reklama

Takie same – choć z pozycji oficera sztabowego – były spostrzeżenia ppłk. dypl. Władysława Deca, dowódcy 2. batalionu Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich, który wraz ze swoimi „podhalańczykami” trafił najpierw do Bellahouston Park nieopodal Glasgow, a następnie do obozu w Douglas Park. Był on wręcz przerażony upadkiem dyscypliny. „Jak obuchem w łeb uderzył mnie – wspominał – ogromny upadek dyscypliny, a zwłaszcza jakieś otępienie i marazm wśród podoficerów i młodszych oficerów. Odniosłem wrażenie, że to nie żołnierze, lecz jacyś rezydenci na łaskawym chlebie. [...] Dyscyplina, zamiast się poprawiać, spadała dalej, i to gwałtownie. Zrodził się jakiś nastrój złośliwości, szczególnie lubowano się we wzajemnym obrzucaniu kalumniami i najgroźniejszymi insynuacjami. [...] Sąsiadujący z nami obóz starszych oficerów został złośliwie nazwany biwakiem »leśnych dziadów«. [...] Obarczano [ich] odpowiedzialnością za niemalże wszystkie klęski wszystkich armii świata, w szczególności zaś za klęskę wrześniową i za katastrofę we Francji”.

Opisane wyżej nastroje i niekorzystne zjawiska w obozach wojskowych w Szkocji (odwiedzanych zresztą przez licznych przedstawicieli Rady Narodowej RP oraz rządu, próbujących jakoś zaradzić tej sytuacji) potęgowała charakterystyczna cecha tego wojska, jaką była kadrowość. Według sprawozdania gen. bryg. Izydora Modelskiego, drugiego wiceministra spraw wojskowych i pierwszego generała do zleceń naczelnego wodza, złożonego na posiedzeniu Rady Narodowej RP 30 sierpnia 1940 r., do 15 lipca ewakuowano do Wielkiej Brytanii 19 451 żołnierzy, w tym 4306 oficerów i 10 942 szeregowych wojsk lądowych oraz 986 oficerów i 3217 szeregowych wojsk lotniczych. Liczba ta nie uwzględniała personelu lotniczego przebywającego już w Wielkiej Brytanii – około 2200 lotników przybyłych z Francji w grudniu 1939 r. oraz około 2000 osób, które dotarły tam drogą lotniczą lub morską z Afryki Północnej w lipcu 1940 r., a także około 1500 oficerów i szeregowych marynarki wojennej. „Stan armii polskiej w Anglii – mówił dalej gen. Modelski – według ostatniego raportu wynosi 31 936 żołnierzy”11. Liczba podana przez gen. Modelskiego najprawdopodobniej obejmowała również około 5 tys. oficerów i szeregowych na Bliskim Wschodzie. Zgodnie ze stanem na 1 października 1940 r. liczebność całości Polskich Sił Zbrojnych wynosiła bowiem 32 152 żołnierzy (6913 oficerów i 25 239 szeregowych). Było to około 41 proc. stanu liczebnego Wojska Polskiego we Francji (łącznie z marynarką wojenną i częścią lotnictwa w Wielkiej Brytanii), który na dzień 5 czerwca 1940 r. wynosił 77 874 żołnierzy (7616 oficerów i 70 258 szeregowych).

reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Krzysztofa Kaczmarskiego „Nie tylko Rothesay. Oficerskie obozy izolacyjne oraz obóz dyscyplinarny dla żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii (1940–1943)”:

Krzysztof Kaczmarski
„Nie tylko Rothesay. Oficerskie obozy izolacyjne oraz obóz dyscyplinarny dla żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii (1940–1943)”
cena:
46,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Okładka:
twarda
Liczba stron:
352
Premiera:
7.04.2020
ISBN:
978-83-8098-813-2
EAN:
9788380988132

Nadmiar oficerów w odbudowujących się w Wielkiej Brytanii Polskich Siłach Zbrojnych (stanowili oni około 27 proc. stanu, podczas gdy we Francji „tylko” około 11 proc.) był poważnym problemem, który naczelne władze wojskowe musiały jakoś rozwiązać. Sytuację dodatkowo komplikowała struktura polskiego korpusu oficerskiego. „Oficerów bojowych, to jest takich, co brali udział w kampanii wrześniowej lub francuskiej, było bardzo mało – notował w swoich wspomnieniach por. Rostworowski. – Już do Francji przyjechało ich mało, a po utracie 2. Dywizji [Strzelców Pieszych] w całości (bo ze Szwajcarii mało kto zdołał się wydostać) i 1. Dywizji [Grenadierów] oraz rozbitej Brygady Podhalańskiej liczba ich zmniejszyła się ogromnie. Było ich trochę w Brygadzie gen. [Stanisława] Maczka (10. Brygada Kawalerii Motorowej [Pancernej]) i w [1.] Brygadzie Strzelców gen. [Gustawa] Paszkiewicza. Reszta rozrzucona po obozach lub tworzących się brygadach kadrowych. Dużo natomiast było oficerów sztabowych z instytucji tyłowych, sztabów i zakładów – z Ministerstwa [Spraw Wojskowych] i departamentów – bardzo wielu powołanych ze stanu spoczynku, jeszcze więcej starych z przekroczonym wiekiem i chorych (kat. »D« i »E«). Wszyscy jednak chcieli coś robić, być użytecznymi (co w bardzo wielu wypadkach zbiegało się z tęsknotą za uposażeniem w funtach)”.

Już 26 czerwca na pierwszym posiedzeniu Rady Ministrów w Londynie gen. Sikorski – niedysponujący jeszcze dokładnymi danymi odnośnie do liczby ewakuowanych z Francji żołnierzy polskich – zapowiedział, że spośród „kilku tysięcy oficerów niereprezentujących żadnych wartości bojowych” planowane jest sformowanie „Legii Oficerskiej” oraz „odseparowanie nieużytków” (sic!), 11 lipca doprecyzował zaś, iż „dla oficerów nienadających się do służby będzie zorganizowany specjalny obóz”.

Tydzień później, na posiedzeniu Rady Narodowej RP 18 lipca 1940 r., premier i naczelny wódz wskazał już – co prawda przybliżoną – liczbę oficerów, którzy mieli być „odseparowani”. Podczas dyskusji po swoim exposé, odpowiadając na pytania dotyczące nastrojów w armii, gen. Sikorski stwierdził: „Jest około 1500 oficerów, którzy zostaną usunięci, bo są niezdolni do służby na froncie. Ci ludzie są niezadowoleni i są rozsadnikiem akcji, która dociera do czynników, jak np. do R[ady] N[arodowej]”.

reklama

Niepomny swojego zachowania w czasie kampanii francuskiej naczelny wódz szczególnie ostro – i co najważniejsze, zupełnie bezzasadnie – atakował dowódcę 3. Dywizji Piechoty płk. Tadeusza Zieleniewskiego oraz jego zastępcę i dowódcę piechoty dywizyjnej płk. Józefa Jaklicza, zarzucając im zdradę a nawet wyrażając żal, „że na zebraniu oficerów [3. DP 19 czerwca] nie znalazł się nikt, który [tak w protokole] by mu [Zieleniewskiemu] strzelił w łeb”1 (sic!). Wreszcie stwierdził: „Nie jesteśmy panami u siebie, nie ma sądownictwa polskiego i ci, którzy robią intrygi, znajdą się w obozie koncentracyjnym”, dodając wspaniałomyślnie, że „nie chce tego robić, bo ma poczucie honoru polskiego i nie chce wychodzić z tym wobec obcych [tj. Brytyjczyków]”.

Gen. Władysław Sikorski, Gen. Marian Kukiel, Clementine i Winston Churchillowie oraz polski ambasador hrabia Edward Raczyński

Samych zainteresowanych, czyli oficerów, naczelny wódz poinformował o swoich zamiarach kilka dni później, po zakończeniu inspekcji obozów i oddziałów w Szkocji. W wydanym 23 lipca rozkazie oficerskim gen. Sikorski zapowiedział, że podejmie „starania w celu uzyskania zgody władz angielskich, aby pewna ilość oficerów starszych wiekiem oraz służbą była spensjonowana i umieszczona w jednym z miast szkockich w zorganizowanym wojskowo jako całość obozie. Pozostając nadal pod dowództwem polskim, czego żądają władze angielskie, pracować oni będą nad specjalnymi zagadnieniami wojskowymi”. W tym czasie kilkuset oficerów bez przydziału przeniesiono już do obozu oficerskiego w Broughton (wioska leżąca między miasteczkami Biggar a Peebles w południowo-wschodniej Szkocji), którego komendantem był gen. bryg. Stefan Dembiński. W obozie tym – zorganizowanym pod namiotami, jak wszystkie inne ówczesne obozy wojskowe w Szkocji – oficerowie ci mieli przebywać przez najbliższe kilka tygodni. W Broughton znalazła się m.in. grupa kilkudziesięciu oficerów, którzy jeszcze we Francji zostali, głównie z powodów politycznych – jako osoby związane z reżimem sanacyjnym – odsunięci od czynnej służby wojskowej i umieszczeni w obozie w Cerizay.

Bardziej konkretne propozycje rozwiązania kwestii „rezerw oficerskich” przedstawił gen. dyw. Marian Kukiel w sporządzonym 18 lipca meldunku dla naczelnego wodza. Wiceminister spraw wojskowych zakładał, że „z masy około 4600 oficerów wojsk lądowych” kilkuset będzie można – jak to określił – „wyeliminować”, kierując na badania lekarskie, zwalniając – „w drodze noweli do pragmatyki [służbowej] – z powodu braku miejsc etatowych” oraz dyskwalifikując „szkodników i tych, którzy obowiązkom uchybili”. Kolejnych 1300 oficerów powinno znaleźć miejsce w „korpusie obecnie formowanym”, „zakładach, ośrodkach uzupełnień i wyszkolenia WP” oraz we władzach i urzędach centralnych”.

Gen. Władysław Sikorski i prezydent Władysław Raczkiewicz

Spośród pozostałych oficerów, których liczbę gen. Kukiel szacował na 2,5 tys., około 500 specjalistów mogłoby zostać oddanych do dyspozycji władz brytyjskich. Byliby to: fortyfikatorzy i inni inżynierowie wojskowi, geografowie (pracownicy Wojskowego Instytutu Geograficznego), lekarze, weterynarze, oficerowie służby uzbrojenia. Gen. Kukiel wcześniej rozmawiał w tej sprawie z gen. George’em Nortonem Corym, głównym oficerem łącznikowym przy armiach sojuszniczych (Inspector & Chief Liaison Officer to Allied Contingents), który przychylnie ustosunkował się do tej propozycji. Tysiąc oficerów miały „wchłonąć” dwie lub trzy brygady, które zamierzono sformować wśród Polonii północnoamerykańskiej. Mniej więcej tyle samo planowano wykorzystać w Legii Oficerskiej oraz – zgodnie z sugestiami strony brytyjskiej – w „szwadronach konnych do patrolowania wybrzeży”, a także w obsadzie pociągów pancernych. Nieznaczna liczba „oficerów dobrych, a niedających się pomieścić, ani nienadających się do legii”, stanowić miała rezerwę naczelnego wodza.

reklama

„Rozwiązanie tego zagadnienia – pisał w zakończeniu swego meldunku gen. Kukiel – uważam za bardzo pilne ze względu na zrozumiałe przygnębienie wśród masy oficerów bezczynnych i w nędzy”. Z treści tego meldunku nie wynika, aby gen. Kukiel rozważał utworzenie oddzielnego obozu dla oficerów nienadających się do służby czynnej. Ich „wyeliminowanie” oznaczało po prostu przeniesienie w stan nieczynny (lub w stan spoczynku) i przyznanie „raczej skromnych poborów niż billetingu” (tj. zakwaterowania i wyżywienia na koszt rządu brytyjskiego).

Kwestie związane z przenoszeniem oficerów służby stałej w stan nieczynny i stan spoczynku określał dekret prezydenta Rzeczypospolitej z 12 marca 1937 r. o służbie wojskowej oficerów. Nie przewidywał on przypadku przeniesienia z... braku wolnych stanowisk w armii. Gen. Kukiel słusznie więc wskazywał na konieczność jego nowelizacji. I rzeczywiście 29 lipca Rada Ministrów uchwaliła – jak czytamy w protokole tego posiedzenia – „projekt dekretu prezydenta RP w sprawie zmiany dekretu o służbie oficerów, referowany przez ministra spraw wojskowych, wprowadzając do proponowanego tekstu postanowienie zapewniające oficerom, na wypadek przeniesienia w stan nieczynny, pobory nie mniejsze niż 50 proc. poborów oficerów w stanie czynnym, oraz przepis normujący prawo noszenia munduru dla oficerów niebędących w stanie czynnym”.

10 sierpnia 1940 r. prezydent RP Władysław Raczkiewicz podpisał dekret o zmianie dekretu prezydenta Rzeczypospolitej z 12 marca 1937 r. Wprowadzone poprawki dawały ministrowi spraw wojskowych możliwość przeniesienia oficera w stan nieczynny z „braku wolnych stanowisk w składach osobowych wojska lub marynarki – na czas do trzech lat (art. 28)”, zaś w stan spoczynku również w przypadku „upływu czasu, na jaki nastąpiło przeniesienie w stan nieczynny z powodu braku wolnych stanowisk w składach osobowych wojska lub marynarki wojennej” (art. 30). W ogłoszonym w „Dzienniku Ustaw” tekście tego dekretu nie ma jednak zapisów określających wysokość poborów oficerów przeniesionych w stan spoczynku ani przyznających im prawo do noszenia munduru.

Zastanawia jedno. Jeżeli kwestia utworzenia oddzielnego obozu dla oficerskich „nieużytków” – jak wynika to z cytowanych wyżej słów gen. Sikorskiego – była przesądzona już nazajutrz po zakończeniu ewakuacji z Francji, dlaczego zmieniono dekret prezydencki o służbie wojskowej oficerów? Czy faktycznie naczelny wódz rozważał możliwość przeniesienia w stan nieczynny „nadliczbowych” oficerów, a przynajmniej tych kilkuset, których sugerował gen. Kukiel?

Ten tekst jest fragmentem książki Krzysztofa Kaczmarskiego „Nie tylko Rothesay. Oficerskie obozy izolacyjne oraz obóz dyscyplinarny dla żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii (1940–1943)”:

Krzysztof Kaczmarski
„Nie tylko Rothesay. Oficerskie obozy izolacyjne oraz obóz dyscyplinarny dla żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii (1940–1943)”
cena:
46,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Okładka:
twarda
Liczba stron:
352
Premiera:
7.04.2020
ISBN:
978-83-8098-813-2
EAN:
9788380988132
reklama
Komentarze
o autorze
Krzysztof Kaczmarski
(Ur. 1965), polski historyk, doktor habilitowany, naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Rzeszowie.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone