Romska (nie)dola?
Nieustająca izolacja
O wciąż rosnącej liczbie gett możemy dziś przeczytać w niejednej czeskiej gazecie. I nie łatwo uwierzyć, że dzieje się to w kraju, do którego od pewnego czasu docelowo i masowo zmierzają uchodźcy. Zachodzący tu proces gettoizacji nie dotyczy bowiem nowoprzybyłych cudzoziemców, lecz społeczności, która chociaż związana jest nie tylko z Czeską Republiką, to w tej część Europy zamieszkuje już od wieków. A do tego, pomimo odmienności, trudno nazwać ją obcą. Mowa oczywiście o Romach.
Romowie już nie raz w swej historii doświadczali izolacji, która swą najtragiczniejszą formę przybrała podczas II wojny światowej. Tragedia romskiego holocaustu uznawana jest za swoistą cezurę w dziejach Romów. Niestety, nie dzieli ona czasu na ten zły – miniony i ten następujący po nim – już dobry.
Socjalizm wobec Romów
Po zakończeniu wojny działania państwa Czechosłowackiego wobec Romów opierały się na założeniu, iż „problem romski” jest jedynie problemem socjalnym. I nawet, jeśli środki realizacji tej polityki w niektórych okresach nieco się od siebie różniły, wspólny mianownik wciąż pozostał – Romowie, niezmiennie traktowani jako grupa zacofana, którą należy po prostu zasymilować. Postępująca polityka wykorzeniania była także konsekwencją założeń polityki stalinowskiej, zakładającej utworzenie państwa homogenicznego narodowo. Miało to swój drastyczny rezultat w 1958, kiedy to wędrującym Romom nakazano trwałe osiedlenie, nie pozostawiając im nawet wyboru gdzie zaczną swoje nowe, „ustatkowane” życie. Z dnia na dzień demontowane były koła romskich wozów, a Romowie mieli obowiązek osiedlić się tam, gdzie byli zatrzymani.
Jednym z celów polityki socjalistycznej władzy Czechosłowacji wobec Romów, było dążenie do zlikwidowania skupisk tradycyjnych wspólnot romskich, znajdujących się na terenie Słowacji. Już niedługo po wojnie rozpoczęła się wielka wędrówka tamtejszych Romów. I bynajmniej nie była ona, jak na romską wędrówkę przystało, wyłącznie spontaniczna i dobrowolna. Migracja ta rozciągnęła się na wiele lat i zwykło się ją strukturalizować w trzy główne fale. Pierwsza, tuż powojenna, charakteryzowała się tym, iż Romowie osiedlali się głównie na przygranicznych obszarach Czech, zamieszkiwanych wcześniej przede wszystkim przez Niemców. Kolejna fala przypadła na lata pięćdziesiąte. Związana była z procesem industrializacji, który przyciągał słowackich Romów, poszukujących pracy i lepszych warunków życia, do takich miast jak: Ostrawa, Pilzno, Usti nad Labem, Most, Brno. Ich napływ był wspierany agitacją ze strony państwa. Ostatnia fala, mająca miejsce w latach 60., inspirowana była już całkowicie przez władze, chcące zupełnie rozproszyć wciąż istniejących skupiska romskie na Słowacji.
Klamki i podłogi
Skutki migracji przyniosły rzeczywiście bardzo pozytywne efekty, ale tylko z perspektywy strategii budowania społeczeństwa nie różniących się od siebie ludzi. Szkody dla kultury i tradycji romskiej, powodowane migracją, były nieodwracalne. Do Czech przeprowadzały się jedynie pojedyncze rodziny. Tym samym niszczone były, tak typowe dla romskiej kultury, wielopokoleniowe wspólnoty rodowe, będące równocześnie gwarancją zachowania i przestrzegania norm i obyczajów panujących w danej grupie. A do tego przybywający do Czech Romowie, przyzwyczajeni do życia w określonej społeczności, zachowującej bardzo tradycyjny i kontynuowany od wielu pokoleń tryb życia, musieli teraz zmierzyć się z zupełnie nową rzeczywistością. Jak odmienną od dotychczasowej! Codzienność w tym całkiem innym świecie przysparzała więc wielu problemów. Szczególnie doskwierająca była anonimowość wielkich skupisk ludności. Romowie nie umieli także poradzić sobie z nową przestrzenią mieszkalną, w jakiej przyszło im żyć. Korzystanie z niektórych przedmiotów nierozłącznie związanych z życiem w mieście, czego niemalże już symbolem stała się klamka, pozbawione było oczywistości, która towarzyszy codzienności nie-romów. A o tym, że nieużywana klamka to nie jest tylko jakiś pasujący do całości obrazu symbol, przekonałam się osobiście i to całkiem niedawno. Wystraszona tym, iż drzwi do mieszkania moich nowych sąsiadów, z którymi dzieliłam piętro w jednej z praskich kamienic, pozostają otwarte przez cały dzień, poinformowałam o tym właścicielkę domu. Uzyskałam bardzo krótką i rzeczową odpowiedź: Normalne, to Romowie. Oni zawsze tak robią. Następnego dnia już nie niepokoiłam właścicielki… Obok klamki istnieje także drugi, nieco inny symbol „nieradzenia sobie z miejską przestrzenią”. Są to wyrywane w mieszkaniach drewniane podłogi, które Romowie często wykorzystywali, i wciąż wykorzystują, na opał.
Gdzie ich ulokować?
Warunki, w jakich przyszło mieszkać przybyłym ze Słowacji Romom, pozostawiały jednak wiele do życzenia. Nierzadko zdarzało się, iż zasiedlali starą, niszczejącą zabudowę położoną w centrum miasta, z której nie-romska ludność stopniowo się wyprowadzała. Równolegle zachodziły więc dwa procesy – budynki, w których mieszkali, niszczały i były niszczone. A do tego powrócił znany już socjalistycznym decydentom problem, ale w całkiem nowej formie. Napływanie ludności romskiej do tych samych miast powodowało, iż powstawały nowe skupiska Romów. Tym razem jednak o innym charakterze. Wiejska osada zastąpiona została przez centrum miasta, a jednorodne wspólnoty Romami o różnym pochodzeniu. Władza zadawała więc sobie pytanie – Gdzie ich ulokować?
Często decydowano się przeprowadzać Romów, gdzieś na przedmieście lub na typowo socjalistyczne osiedla. Wielkie bokowiska - molochy, dla wywodzących się z wiejskiej kultury Romów, nie były łatwą do zaakceptowania alternatywą. A do tego niejednokrotnie i tym razem życie obok siebie wiedli Romowie wywodzący się z różnych, czasem zwaśnionych, grup. Problem wciąż istniał, nawet, jeśli został trochę odsunięty…
Nowa rzeczywistość w nowym systemie
Zmiana ustroju politycznego nie przyniosła rozwiązania problemu. Wręcz przeciwnie. Wraz z nim pojawiły się kolejne problemy, a proces koncentracji nasilił się. Romskie społeczeństwo zaczęło ubożeć na skutek zmian w strukturze czechosłowackiej, a potem czeskiej gospodarki – coraz bardziej rozwijał się sektor usług oraz technologii, z równoczesnym zmniejszaniem się znaczenia przemysłu ciężkiego. Oczywiście właśnie w tym sektorze zatrudnienie znajdowała do tej pory większość Romów. I bynajmniej skutki transformacji nie były dla Romów stanem jedynie przejściowym. Dla wielu z nich był to początek długotrwałego bezrobocia i czas utraty źródła regularnych dochodów, których nie są w stanie znaleźć do dziś. Ale rzecz jasna nie jest to problem jednoaspektowy. Bo drugą jego stroną jest motywacja i wytrwałość w zdobywaniu nowych umiejętności, o którą czasem u Romów trudno, biorąc pod uwagę chociażby to, że w ich kulturze obowiązek szkolny często nie był i nawet jeszcze dziś nie jest traktowany jako rzeczywisty obowiązek.
Obok tych czynników, od paru lat dochodzą także nowe. Dziś proces gettoizacji mocno związany jest ze zmianami dotyczącymi kwestii własności mieszkań. Niejednokrotnie zamieszkiwane przez Romów lokale, należące wcześniej do państwa, przeszły na własność gmin, które prowadzą zindywidualizowaną politykę wobec lokatorów. W sytuacji nie płacenia przez Romów czynszu, co ze względu na powszechne wśród nich, długotrwałe bezrobocie, jest zjawiskiem częstym, są na podstawie decyzji sądowej przesuwani do innych mieszkań. Zdarza się i tak, że niektóre lokale przechodzą w ręce prywatnych właścicieli, którzy chętnie zastępują romskich lokatorów bardziej „atrakcyjnymi ekonomicznie” mieszkańcami. Nowe lokum, o gorszym standardzie, znajduje się najczęściej gdzieś na skraju miasta. Powstała nawet specjalna nazwa określająca tego rodzaju mieszkanie, chociaż niefunkcjonująca w języku prawniczym – „holobyt”.
Całkiem blisko
W ten sposób tworzone są kolejne getta biedy i ubóstwa, nierzadko w 100 procentach zamieszkane przez Romów. Niektóre z gett przybierają bardzo „klasyczną formę” i znane są chyba każdemu Czechowi. Takim sztandarowym przykładem jest dzielnica miasta Most – Chanov. Tu w zupełnej separacji od miasta żyje około 1500 ludzi, gdzie tylko mały odsetek to społeczność nie-romska. A jakby tego było mało, osiedle powstało rzeczywiście w miejscu fizycznie odseparowanym od centrum – z jednej strony linią kolejową i korytarzem autostrady, z drugiej natomiast rzeką. Powstało ono w latach 70. Przed przeprowadzeniem Romów ze starej części miasta na blokowisko, zorganizowano badanie mające określić stopień zasymilowania Cyganów ze społeczeństwem. Na Romów, którzy uzyskali kategorię II i III, określającą ich słabe zasymilowanie, czekało osiedle które niszczejące przez lata stało się symbolem nędzy i beznadziei.
Ale przecież gettem nie musi być wielkie osiedle położone gdzieś na skraju miasta. Może się nim stać nawet i jedna kamienica, położona gdzieś na praskim Karlinie. Bo getto to przede wszystkim izolacja socjalna. To miejsce, w którym narasta frustracja, a życie wyznaczane jest z perspektywy chwili, która nijak nie chce przejść w stan planowanego jutra. Tworzone są specyficzne zasady, które zaczynają obowiązywać tylko na tym małym skrawku jakby alternatywnego świata, jeszcze bardziej izolując od świata, usytuowanego czasem tylko kilkadziesiąt metrów dalej. To miejsce, gdzie codzienny obowiązek pójścia do szkoły czy pracy, prawie zupełnie stracił swoją oczywistość. Gdzie sposobem zdobycia niezbędnych do przetrwania pieniędzy jest lichwa. Tylko że pożyczane na wysoki procent pieniądze wrzucają człowieka w kolejny krąg beznadziei. A panujące tu warunki higieniczne są nierzadko katastrofalne. No i oczywiście ten alternatywny świat nie jest miejscem ulubionym przez goniącą za spokojnym jutrem większość. A z drugiej strony frustracja mieszkańców getta nie ułatwia myślenia o nie-romskim społeczeństwie jako o sprzymierzeńcu. Tak, panujące napięcie między gettem a większością, jest niewątpliwe nieodłączną cechą tego zjawiska.
Całkiem niedawno
I nie trzeba sięgać do archiwalnych wydań czeskich dzienników, aby przeczytać o kolejnym przypadku wyprowadzania Romów gdzieś na przedmieścia. Starosta miasta, Vsetin Jiri Čunek, zdecydował się na zburzenie znajdującej się w centrum miasta niszczejącej kamienicy. Kamienica nie była jednak pusta… Jej mieszkańcami byli Romowie. Nie przedłużono im jednak umowy umożliwiającej dalszy najem. Niezgoda Romów na ta decyzję spowodowała, iż otrzymali oni wypowiedź drogą sądową. I tak pewnego październikowego wieczoru podstawionym autobusem Romowie zostali wywiezieni do swych nowych mieszkań. Część zamieszkała w specjalnie zmontowanych domach, zwanych „antywandalami”. Niektóre z rodzin trafiły natomiast do domów w okolicznych wioskach, które podobno przypominają raczej ruinę niż nowe domy. A do tego Romowie będą musieli je spłacać. Oczywiście kwestią otwartą pozostaje pytanie: za co? Błędne koło zaczyna swoją nową rundę. A sam starosta w sposobie postępowania z Romami nie widzi nic złego. W poczytnym czeskim dzienniku „Dnes”, tak komentował swoją decyzję: Ci ludzie wytwarzają problemy, a my chcemy je po prostu rozwiązać. I tą decyzją pomogliśmy im stanąć na nogi. Pewien nacisk mógł być w tym znaczeniu, że wszyscy dostali decyzję sądową. Ale nasza oferta to była ich ostatnia szansa. W swojej wypowiedzi do innego, równie poczytnego dziennika, Lidove Noviny Čunek uznaje natomiast to postępowanie za wręcz humanitarne: Jeśli ktokolwiek inny zniszczyłby mieszkanie, nie dostałby żadnego zastępczego domu. Jeśli ktokolwiek inny nie płaciłby czynszu, skończyłby na ulicy. A całe wydarzenie miało miejsce niedługo przed tegorocznymi wyborami do senatu, w których Čunek otrzymał mandat senatorski.
Normalność w getcie?
Pozytywnym krokiem w walce z problemem, powziętym w ostatnim czasie przez państwo czeskiego, było zlecenie przez Ministerstwo Spraw Socjalnych badania, mającego ustalić liczbę gett na terenie Czeskiej Republik. Do tej pory nikt nie był w stanie podać takiej liczby. Wynika to częściowo z trudności jednoznacznego określenia, co już gettem jest, a co jeszcze nie. Niektóre z gett, mające swe socjalistyczne korzenie, są już bardzo stare i wręcz „klasyczne”. Przykładem jest wspomniane już getto w dzielnicy Chanov w mieście Most. Ale paradoksalnie i w takim miejscu można spotkać osoby, które traktują je jako własne, w którym mogą czuć się jak u siebie. Oprowadzić panią po naszym osiedlu? – zapytali mnie ochoczo dwaj chłopcy, gdy przybyłam do Chanova. Można było odnieść także wrażenie, że - o ironio - jakby przywykli do tego, że czasem ich gettową codzienność urozmaicają ciekawscy z wielkiego świata mediów. Ostatnio kręcili tu film o miłości – z nieukrywaną dumą pochwalił mi się jeden z nich.
Niektórzy Romowie traktują getta jako jedyną szansę na zachowanie własnej tożsamości i życie we wspólnocie. Obok powstałych odgórnie, istnieją getta tworzone w wyniku całkiem dobrowolnego i świadomego przeprowadzania się Romów do jednego miejsca. Czasem to poczucie wspólnoty przybiera dość zabawną formę. Wybrawszy się niedawno do jednego z małych gett, znajdującego się w jednej z części miasta Kladno, spotkałam tam beztrosko trawiących czas chłopców. Na moje pytanie, czym zajmują się ich rodzice, nadgorliwie odpowiedzieli: W naszym bloku prawie wszyscy to strażacy i policjanci. Odniosłam jednak wrażenie, że większość z nich tego dnia nie była chyba na służbie… Są i tacy, którzy wolą mieszkać w getcie, bo czują się tu po prostu bezpieczniej. Bo tu przynajmniej skini nie przyjdą – wyznał jeden z mieszkańców Chanova.
Na razie tylko liczby
Problem gettoizacji wymyka się łatwym klasyfikacjom. No i rzecz jasna niemożliwe jest znalezienie jednego uniwersalnego rozwiązania. Bo każde getto to mały świat, ze swoją historią, ze swoimi obowiązującymi jedynie wewnątrz prawidłami i zależnościami, których nie jest w stanie poznać żaden ciekawski ze świata gadziów. A do tego zakończone we wrześniu tego roku, wspomniane już badanie, uświadamia, jak wiele jest tych światów. W Czeskiej Republice istnieje około 330 gett, w których żyje około 80 tys. ludzi.
I nawet, jeśli ustalenie tej liczby to początek długofalowych działań zamierzonych na poprawę sytuacji Romów, to trzeba pamiętać, że problem gettoizacji to nie tylko kwestia polityki państwa wobec Romów, ale wręcz labirynt relacji i problemów na poziomie zwykłych ludzi.