Rok 1968 we wspomnieniach Sándora Máraiego

opublikowano: 2019-05-25, 15:43
wszelkie prawa zastrzeżone
W jaki sposób Sándor Márai, jeden z najważniejszych pisarzy węgierskich XX wieku, wspominał burzliwy rok 1968?
reklama

13 marca

W Pradze i w Warszawie protestują studenci, żądają wolności, czeski stalinista Novotný odsunięty od władzy, a czescy milicjanci będą musieli w przyszłości nosić numery, ponieważ to oni odpowiadają za brutalne akcje. Marzec. Tajemnicze i monotonne zjawisko – od najdawniejszych czasów protesty przypadają zawsze na te chłodne dni, kiedy w ziemi, wodzie i w ludziach budzi się ferment. To, co nazywa się historią, jest przynajmniej w tym samym stopniu zjawiskiem przyrodniczym, co jego rozumowym, myślowym skutkiem.

Márai w 1924 roku (rys. Lajos Tihanyi)

Braudel też w taki sposób widzi to, co jest „historią” na brzegu Morza Śródziemnego. Tę śródziemnomorską kulturę tworzą z jednej strony morze, klimat, susza, z drugiej zaś ludzie, i tak jest od pradziejów do dziś. Dla ludów zamieszkujących tereny Azji Mniejszej, wybrzeże Afryki i Europy tamta cywilizacja, a więc kontakty nawiązywane poprzez komunikację, handel i wędrówkę idei, były równie zależne od praw rządzących morzem, wiatrami, pustynią czy górami, co od zamiaru wodzów, kupców, nomadów i osiedlonych wieśniaków. Doskonała książka, tylko Gibbon i Euclides da Cunha potrafili uchwycić z podobnie wielką mocą szczegóły tak niewyobrażalnie skomplikowanej materii jak ten Francuz.

Złoto i dolar. Obłęd. Beznadziejność. Jak szaleńcy, którzy nie mają odwagi uwolnić się od swoich manii, bo w tej samej chwili zaczynają się bać czegoś, co nie ma imienia.

19 marca

Tego dnia przed dwudziestu czterema laty Niemcy rozpoczęły okupację Węgier. Kilka dni później opuściliśmy mieszkanie przy ulicy Mikó, które w następnych miesiącach zostało zniszczone. W ciągu tych dwudziestu czterech lat już nigdy i nigdzie nie byliśmy „w domu”, zawsze tylko „na kwaterze” – teraz też. Z członków rodziny, którzy tamtego dnia byli obecni na kolacji imieninowej, nie żyje moja matka i szwagier Gyuszi. Krajowych znajomych, z którymi miałem osobistą więź, pozostało już bardzo niewielu.

Wieczorem w barokowym pałacu prefektury koncert symfoniczny Wiener Kammerorchester. Melomani zebrani w ozdobnej sali: damy w klejnotach, osobistości wywodzące się z miejscowych notabli i południowej arystokracji, młodych ludzi niewielu. Dyrygent włoskiego pochodzenia, starszy, łysawy, grubiutki czarodziej, ma siwawe wąsiki podstrzyżone na modę angielską, podskakuje na paluszkach przed orkiestrą i obiema rękami obejmuje niewidzialne postaci duchów. Po dwóch symfoniach Haydna dłuższa przerwa. Na bis grają Mozarta i Schuberta. Publiczność jest uważna, nie tylko słucha muzyki, ale się z nią jednoczy, potrzebuje jej.

reklama

W 1968 roku ten prowincjonalny koncert wydaje się szczątkiem całkowicie zniszczonej kultury. Wiedeńska muzyka klasyczna z końca osiemnastego wieku otwiera drzwi do mieszczańskiego salonu w Schönbrunn w czasach sprzed rewolucji francuskiej, gdzie niczego niepodejrzewający ludzie, gospodarze i zaproszeni goście, wywołują duchy, popijają czekoladę z filiżanek o złoconych brzegach i pogodnie sobie gawędzą, omawiają dworskie ploteczki. Wielka Katastrofa jeszcze nie drażni nerwów ani kompozytora, ani słuchaczy – nie było radia ani informacji docierających w czasie rzeczywistym. Symfonia Haydna: uszlachetniona wymiana myśli, konwersacja w upudrowanych perukach i chodzenie na palcach – ale i coś więcej, namiętność, która zachowuje formę. Coś jak obrzęd liturgiczny, tyle że w mieszczańskim, ludzkim języku.

26 marca

Po południu podczas snu L. wzięła mnie za rękę i tak spaliśmy. Później – ostrożnie, żeby się nie obudziła – wysunąłem rękę z jej dłoni i cichutko wyszedłem z pokoju. Kiedy się zbudziła, zdziwiła się, że jest sama, bo w trakcie snu była pewna, że jeszcze ciągle trzyma mnie za rękę. Taką niespodzianką może być śmierć: człowiek nagle pojmuje, że tej ręki, która go dotychczas tak pewnie trzymała, już nie ma.

2 kwietnia

Sándor Márai

Starość. Dawniej (kiedy? wczoraj? w młodości? słowem, dawniej) dzień upływał na tym, że człowiek nieustannie do czegoś się przygotowywał, coś planował, budował swoje życie, wypełniał zadania. W starości dzień upływa na tym, że człowiek stara się podtrzymać to, co jeszcze jest – nie próbuje „utrzymać”, bo już wie, iż niczego nie da rady utrzymać, wszystko się rozpada, panta rhei – ale jakoś podtrzymać, jeszcze przez godzinę, przez jeden dzień podtrzymać porządek dnia, zadania związane z pracą, kolejne godziny i w ramach tego wszystkiego – swoją osobowość. Starość jest tym wysiłkiem. I nie wolno tego zaprzestać do ostatniej chwili: każdego dnia, w każdej godzinie trzeba podtrzymywać to, co jeszcze zostało.

Pierwszy jaśniejący dzień. Światło jest jeszcze jak glazura na deserze – pod nim znajdują się lody, chłód. Ale godziny południowe na tarasie już ciepłe. Mam w sobie taki głód światła i ciepła, jak jeszcze nigdy w życiu.

reklama

János przysyła fotografię napawającą otuchą: stoi w śniegu z nartami na ramieniu i obejmuje ładną młodą kobietę. Chce nas uspokoić, że nie jest sam, że papuga nie jest jego jedynym towarzystwem. Wszystko, co go dotyczy, jest dla nas szczególnie ważne.

7 kwietnia, Niedziela Palmowa

Księga Koheleta. „Jest czas rodzenia i czas umierania...” Możliwe. Nie znamy rozkładu jazdy. Niczego nie wiemy. Nie wiadomo nawet, czy istnieje jakiś rozkład jazdy. Kraczące „vanitas vanitatum” jest sklerotycznym narzekaniem. To nieprawda, że „wszystko jest marnością” – właśnie dlatego, że na końcu jest śmierć; „do tego czasu” pełnia życia ma sens szczególny i zupełny.

10 kwietnia

Fotografia w gazecie: Johnson zawezwał do Nowego Jorku dowódcę półmilionowej armii amerykańskiej w Wietnamie, generała Westmorelanda, któremu zakazano kontynuowania działań wojennych, zaprzestano też bombardowań, ponieważ rozpoczęto negocjacje z komunistami z Wietnamu Północnego. Dotychczas w Wietnamie zginęło dwadzieścia tysięcy żołnierzy amerykańskich, jeszcze więcej południowych Wietnamczyków i bardzo dużo północnych, a teraz Westmorelandowi zabroniono dalszych działań, by „zwyciężył” – kto taki? Ci sami, którzy zawsze paraliżują Amerykę z Waszyngtonu, kiedy ona chce działać przeciw Sowietom. Ci sami, którzy w 1956 roku nie wysłali Nixona do Budapesztu i tak dalej, przy niezliczonych okazjach. A teraz szykuje się, jeśli to prawda, jakiś odwrót: Ameryka przy dźwięku fanfar odda mieszkańców Południowego Wietnamu – dwadzieścia milionów ludzi – komunistom, którzy stworzą z nimi „rząd koalicyjny”, i wszystko to dzieje się z nędzną, podłą dwulicowością. Na fotografii obok Westmorelanda po prawej stronie stoi Rusk, po lewej Johnson, za nim nowy minister obrony, którego nominowano na miejsce McNamary, pewnie żeby był bardziej uległy, jak tego chcą „gołębie”, w przeciwieństwie do maszynki liczącej, jaką był McNamara. Na fotografii generał patrzy przed siebie chmurnym, pełnym goryczy spojrzeniem, jak człowiek, który zrozumiał, że wyznaczono mu haniebną rolę, a potem na dodatek oszukano i odrzucono. Rusk zezuje na Westmorelanda z ponurym niepokojem, jakby się bał, że ten rozgoryczony człowiek w bezsilnym gniewie może uczynić coś nieodwracalnego, na przykład walnie Johnsona pięścią w twarz. A Prezydent ma podstępną ciemną minę, jak ktoś, kto wie, że to wszystko to tylko sztuczki wyborcze.

reklama

[…]

Ten tekst jest fragmentem książki Sándora Máraiego „Dziennik 1967-1976”:

Sándor Márai
„Dziennik 1967-1976”
cena:
52,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Czytelnik
Tłumaczenie:
Teresa Worowska
Okładka:
twarda
Liczba stron:
432
Premiera:
8 maja 2019
Format:
150 x 210 mm
ISBN:
978-83-07-03448-5

11 maja

[…]

Ameryka. Niezadowolenie, jakie tam pełną parą emanuje ze wszystkich. Przyczyna jest taka, że w świecie, w którym nie wytworzyła się jeszcze naturalna hierarchia społeczna, wszyscy podejrzewają, iż inni nie uważają ich za ludzi pełnowartościowych, ponieważ wartość człowieka mierzy się tam nie podług jego zdolności, tylko podług bogactwa. Stąd ten powszechny kompleks niższości, strach i dziecinna pycha. A poza tym – nie stopiły się jeszcze ze sobą w procesie syntezy rozmaite przybyłe tu nacje (a nawet ich dzieci, następna generacja). W Ameryce jest tylko państwo i ludzie; narodu nie ma.

Tu lepiej żyć. W Ameryce jestem żebrakiem – tu człowiekiem, którego cenią, nawet jeśli ma mało pieniędzy. Ale bez lat spędzonych w Ameryce nie mógłbym tu swobodnie żyć na poziomie godnym człowieka.

Pomnik Sándora Máraia w Koszycach (domena publiczna)

We Francji strajkuje pięć milionów robotników, pod de Gaulle’em i wokół niego trzęsie się ziemia. Zasłużył na tak niechlubny koniec, ponieważ zdradził wszystkich, którzy w niego wierzyli i pomogli mu dojść do władzy: algierskich Francuzów, algierskich Arabów, harki – tysiące ich oddał siepaczom Ben Belli, by ugotowano tych nieszczęśników we wrzątku, bo „kolaborowali” – przez sto lat! – z Francuzami. Przybyłych zza żelaznej kurtyny Węgrów, którzy otrzymali we Francji azyl, na rozkaz de Gaulle’a nocą zebrano i wywieziono na Korsykę, by nie demonstrowali przeciw Chruszczowowi, który przyjechał do Francji na gościnne wygłupy. Ameryce, bez której ten człowiek byłby dziś jedynie emerytowanym oficerem w prowincjonalnym francuskim miasteczku, szkodził na wszelkie możliwe sposoby, wiedziony jakąś niepojętą, osobistą urazą, wypchnął Francję z NATO, choć stała się bezradna bez obronnej siły paktu, spekulował na giełdzie, by doprowadzić do spadku dolara, cynicznie szkodził Ameryce we wszystkim i wszędzie, upokorzył gospodarczo Anglię i postawił ją w sytuacji przymusowej, podczas oficjalnej wizyty w Kanadzie wezwał mieszkańców tamtejszej francuskiej prowincji do buntu, nieustannie bratał się z komunistami i jednocześnie za bajońskie sumy wyprodukował kilka przestarzałych bomb atomowych, które nie bronią Francji, tylko raczej potęgują zagrożenie. De Gaulle uosabiał wszystkie złe cechy Francuzów – arogancką, mówiącą przez nos butę i paranoiczne parweniuszostwo.

reklama

W śródmieściu Salerno, pomiędzy domami z dwunastego i trzynastego wieku, w wąskich zaułkach Mercato ściska za serce widok introligatora, grawera, stroiciela fortepianów, złotnika, rzemieślników, którzy jeszcze ciągle, ze słabnącą nadzieją, lecz jeszcze ciągle trzymają się swoich profesji.

Światło śródziemnomorskie ożywia. Ożywia nawet świadomość. Pobudza zrezygnowaną świadomość i to zelektryzowanie widoczne jest w spojrzeniach i zachowaniu tutejszych ludzi.

Francuskie strajki. Ponownie, któryś już raz przekonuję się, że władza to nie tylko zorganizowana akcja, ale również magiczne oddziaływanie. Nie istniała żadna konieczność, która uzasadniałaby te rewolucyjne strajki i ich rozmiary: niezadowolenie studentów i robotników było i zawsze będzie, ale prawdziwej przyczyny, która wywołuje takie rewolucyjne protesty, teraz we Francji nie było. Nie było też zorganizowanej, wyreżyserowanej akcji: protesty studentów wybuchły z powodu rosnącego niezadowolenia, komunistyczne związki zawodowe dołączyły się do nich i zorganizowały strajk dopiero później. Spontaniczności, z jaką wybuchł francuski dramat, nie wyjaśnia nic poza erozyjnym zmęczeniem władzą de Gaulle’a; prysła magia, cokolwiek zrobi, jego słowa nie mają już siły. Tak jest nie tylko w polityce. Podobna aura erozji istnieje również wokół pisarzy czy przywódców duchowych – wokół osoby czy dzieła znika w pewnej chwili magiczne oddziaływanie. W takich sytuacjach trzeba się wycofać na kilka czy tysiąc lat – a wówczas, czasem, bateria magiczna znów się naładuje.

W Paryżu chaos i objawy anarchii. Pewien żydowski anarchista ze wschodnich Niemiec, niejaki Cohn, rozkręcił studenckie strajki, a naród wielkiej kultury w panice przygląda się skutkom. Niezależnie od tego, „co się wydarzy” – to, co się obecnie dzieje w Paryżu, jest całkowitym upadkiem wszelkich cywilizacyjnych eksperymentów; nawet, jeśli obecna histeria uspokoi się.

reklama

Wspomnienie sztuki Saroyana: kto w Ameryce nie potrafi utrzymać się na taśmie – na taśmie „sukcesu” czy zatrudnienia – staje się wyrzutkiem społeczeństwa. W Europie jest inaczej – kto nie porusza się na taśmie, nie staje się osobnikiem podejrzanym w oczach społeczeństwa,

przeciwnie, zdobywa uznanie.

[…]

30 maja

Kryzys w Paryżu. Zakład z Lolą: ona twierdzi, że de Gaulle ustąpi, a po nim choćby potop. Ja sądzę, że nie zrezygnuje, tylko wezwie rząd do ustąpienia, rozwiąże parlament, po czym, powołując się na odpowiedni paragraf konstytucji, ogłosi stan wyjątkowy i wyda rozkaz armii, by zajęła krajowe punkty strategiczne. Gdy nastanie „porządek”, de Gaulle zarządzi nowe wybory i wówczas „ustąpi”. Logicznie nie może uczynić niczego innego.

Poranne światło na tarasie. A w południe godzina na Lido, mocna kawa, zielone morze, błyszczące, ciemne światło nadbrzeża, góry, jakby burza nocą wymiotła z krajobrazu wszelkie śmieci, mądra mowa uderzających o brzeg fal... Zostać tu, póki się da.

Kobieta wykąpała się. Mogę pisać książkę o Canudos; teraz już mówi nie pisarz, tylko postaci; a pisarz tylko nasłuchuje i zapisuje, co słyszy.

Wieczorem o 17.30. Wygrałem. De Gaulle ogłosił w radiu, że nie ustąpi.

[…]

Ten tekst jest fragmentem książki Sándora Máraiego „Dziennik 1967-1976”:

Sándor Márai
„Dziennik 1967-1976”
cena:
52,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Czytelnik
Tłumaczenie:
Teresa Worowska
Okładka:
twarda
Liczba stron:
432
Premiera:
8 maja 2019
Format:
150 x 210 mm
ISBN:
978-83-07-03448-5

7 czerwca

Exit Bobby Kennedy. Morderca jest w więzieniu pod ścisłą kontrolą policji, bo „można się obawiać, że wzburzony tłum wtargnie do środka i zlinczuje go”. Zgodnie z porządkiem rzeczy: 1. zabijają tego, kogo akurat należy zabić; 2. zabijają mordercę, który jest świadkiem koronnym, żeby nie mógł mówić; 3. zabijają tego, kto zabił mordercę; 4. zabijają kilka osób, które mogły coś widzieć lub słyszeć. Tak stało się w przypadku Johna Kennedy’ego. W przypadku Roberta jeszcze nic nie wiadomo. Morderca to młody Arab, „nacjonalista” itd. Czy działał w spisku, czy samotnie, istota sprawy jest jedna: motywem morderstwa jest niezadowolenie, które rozlewa się po Ameryce i po świecie.

Pomnik Sándora Máraia w Koszycach (domena publiczna)

Zwykli ludzie zamieszkali w okolicy mówią jednym głosem: Kennedy’ego kazał zamordować Johnson. Rankiem sprzątaczka przyszła z tą wiadomością. Inni – na przykład kelner – nie twierdzą tego z taką pewnością, ale przekonanie, że za tym morderstwem kryje się vendetta, jest powszechne. W świadomości tutejszych ludzi vendetta jest naturalnym motywem wszelkich aktów przemocy i spontanicznie zakładają, że tak musi być i w tym wypadku.

reklama

A jednocześnie list od Jánosa z „innej” Ameryki: nowe mieszkanie jest dobre, tańsze i nowocześniejsze od starego, nowe stanowisko w pracy jest dobre, ciekawsze od poprzedniego, Harriet ma dwadzieścia lat i razem pracują w firmie Digital... – to jest ta inna Ameryka.

13 czerwca

O zmierzchu nad tarasem pod niebieskoszarym niebem jaskółki. Inne ptaki widuje się tu rzadko, pewnie zastawiają na nie sidła i zjadają. Ale jaskółek nie da się przynęcić, są prędsze i mądrzejsze od wszelkich ludzkich zasadzek. O zmierzchu, błyskawicznie trzepocąc skrzydełkami, odprawiają skomplikowany balet – krążą jak szalone niewyobrażalnie wysoko. (Niepojęte, do czego zdolne jest ludzkie oko, nawet oko starego człowieka, że te migoczące w odległości wielu kilometrów punkty jest w stanie dostrzec i śledzić). Zmierzch, noc i ciemność wprawiają je w stan jakiegoś niepojętego podniecenia – ekscytacja, obawy, dzieje się coś nadzwyczajnego, nachodzi noc! I jaskółki, samotnie i w stadkach, wiedzione niepojętym mechanizmem zaczynają niemo krążyć w rzednącym powietrzu, gdzie nie ma już owadów, więc nie polują, tylko krążą, bo nadchodzi noc. W tym przerażonym krążeniu stworzeń o zmierzchu jest coś intrygującego i niepokojącego.

W „Times Literary Supplement” obszerny artykuł wstępny pod tytułem The Static Statists o tym, że w Anglii ekonomiści narzucają władzy politycznej, a konkretnie partii socjalistycznej swoje ekonomiczne teorie i skutek jest zawsze ten sam – krach gospodarczy, niedobory produkcji, inflacja i upadek funta. Absolwenci Oxbridge – uczniowie Keynesa, wszyscy lewicowi, neomarksiści – przekonują władze państwowe do wprowadzania w życie jedynej uszczęśliwiającej teorii welfare. A koszty ma ponieść Duch Święty. Skutkiem jest krach gospodarczy. Wśród tych ekonomicznych proroków jest kilku Węgrów – znam cokolwiek jednego z nich, postępowego inteligenta żydowskiego w rogowych okularach; władza socjalistyczna zrobiła go właśnie lordem, pewnie w celu ukazania statusu lorda jako czegoś śmiesznego i groteskowego.

reklama

14 czerwca

Boże Ciało. Na wzgórzu, w Giovi, wszędzie wzdłuż ulic po południu stawiają namioty ze świeżo wypranych firanek i kap, ozdabiają je tanimi oleodrukami z twarzą Chrystusa i czekają na procesję. Pod ciemnobłękitnym niebem, wysoko nad morzem, w srebrnoszarym obramowaniu Apeninów, pośród kwitnących winnic i sadów – figi i morele już dojrzewają – z magnetofonu małej kapliczki rozlega się i dociera daleko muzyka kościelna. Wypełnia przestrzeń, unosi się między niebem a morzem jak coś absolutnego, a nawet abstrakcyjnego. Malarstwo abstrakcyjne nie jest malarstwem, ale muzyka wręcz nie może być inna, tylko abstrakcyjna. Gdy zaczyna o czymś „opowiadać”, przestaje być muzyką, staje się przedstawieniem – tak samo jak religia, która również może być jedynie abstrakcyjna, bez „sensu”, quia absurdum.

Rano list z Nowego Jorku: Z. przeszedł operację. Odklejenie siatkówki. Tragedia. Istnieją choroby tragiczne, lecz przemijające, ale to nieszczęście jest czymś innym. Bo prawdziwą tragedią jest dekompozycja, proces degradacji. Trzeba uważać na znaki.

Wiadomości z Paryża: de Gaulle wypuścił Salana i resztę algierskich generałów, którzy przed dziesięciu laty pomogli mu dojść do władzy, a których on potem zdradził, powsadzał do więzienia lub wypędził z kraju. I paryscy policjanci oswobodzili Sorbonę, na której fasadzie nie powiewa już czarno-czerwony sztandar anarchistów, tylko trikolor. To już grandeur. A francuski frank ucieka; chciałby się stać niemiecką marką.

16 czerwca

„Bez komunistycznego ultimatum nie nastąpiłyby w tak szybkim tempie przemiany socjalne, wzrost poziomu życia warstw pracujących...” To dobrze brzmi i nadaje komunizmowi historyczną perspektywę. Ale niekoniecznie jest prawdą. W Ameryce podobnie szybkie zmiany socjalne nastąpiły bez bezpośredniego zagrożenia komunizmem. To Ford był rewolucjonistą, który – dla własnego interesu i nie uciekając się do fałszywych, pseudohumanistycznych haseł – uczynił konsumenta z amerykańskiego robotnika. Gdy tymczasem komunizm spustoszył wszystko, co w ludzkim współżyciu uważa się za wartościowe, a więc wolność, ponieważ „cel uświęca środki”. Cel nie został osiągnięty i komunizm poniósł całkowitą klęskę. A posunięcia Forda, czyli progresywny wzrost płac i swoboda przedsiębiorczości, sprawiły, że poziom życia robotników podniósł się w krótszym czasie niż pod naciskiem komunistycznego ultimatum.

Rankiem Eckermann. W 1828 roku, a więc w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat Goethe skarży się, że już nie potrafi tak pracować, jak umiał w wieku czterdziestu lat, że w ciągu dnia jest w stanie napisać tylko około pół stronicy drugiej części Fausta. Żył jeszcze pięć lat. Do

ostatniego dnia pił wino, i to sporo.

Sny. Hiob, Goethe. O tym, że Bóg „przemawia do człowieka w snach”. Lola wierzy w to. Niewykluczone.

Ten tekst jest fragmentem książki Sándora Máraiego „Dziennik 1967-1976”:

Sándor Márai
„Dziennik 1967-1976”
cena:
52,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Czytelnik
Tłumaczenie:
Teresa Worowska
Okładka:
twarda
Liczba stron:
432
Premiera:
8 maja 2019
Format:
150 x 210 mm
ISBN:
978-83-07-03448-5
reklama
Komentarze
o autorze
Sándor Márai
(1900–1989) – wybitny węgierski prozaik i eseista, znany polskiemu czytelnikowi m.in. jako autor Żaru, Księgi ziół, Wyznań patrycjusza, a przede wszystkim jako autor pisanego przez niemal całe życie Dziennika, pełnego wnikliwych zapisków o świecie, społeczeństwie, polityce, krajach, w których żył i które zwiedzał, o swoich lekturach i o procesach zachodzących w kulturze na obu półkulach.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone