Rok 1944/1945 – początki Polski Ludowej
Tomasz Leszkowicz: W lipcu i sierpniu 1944 r. tereny na wschód od Wisły opuszczają Niemcy a w to miejsce wchodzi Armia Czerwona. W Lublinie instaluje się PKWN. Czy mamy do czynienia z początkiem ustroju komunistycznego w Polsce? Jak można nazwać to, co powstaje?
Marcin Zaremba: W historii mamy do czynienia z procesami. Na ogół cezury są umowne. W dłuższej perspektywie można oczywiście powiedzieć, że zaczęła się budowa systemu komunistycznego w Polsce. Manifest PKWN był traktowany jako akt założycielski Polski Ludowej. Opowieści o heroicznym okresie lubelskim – mam tu na myśli wszelkiego rodzaju upamiętnienia – konstruowały „mit początku” komunizmu w Polsce. Zatem prawdziwe jest twierdzenie, że w 1944 r. rozpoczęła się budowa systemu, ale jeszcze bez takich jego atrybutów jak: monopartyjność czy nachalna ideologizacja. Lata 1944-1947 należy nazwać okresem implementowania systemu wzorowanego na modelu radzieckim w jego wersji eksportowej (dla zachodnich aliantów), złagodzonej, początkowej. W każdym razie komuniści unikali jakichkolwiek deklaracji ideologicznych, pozwalających domyślać się, że budowany system będzie komunistyczny. Ba, nawet walczyli z wszelkimi przejawami tak zwanego sekciarstwa, czyli używając trochę późniejszego określenia, „betonu”. Chodzi tu o przedwojennych towarzyszy, którzy tu i teraz chcieli dokonać w Polsce rewolucji bolszewickiej. Polska Partia Robotnicza i ówczesne władze polityczne związane z PKWN starają się jakiekolwiek wątki o charakterze komunistycznym usuwać z przestrzeni publicznej, gdyż istnieje olbrzymi lęk związany z tym, że przyjdą bolszewickie porządki. Rewolucja ma być wprowadzana, ale „po cichu”.
Zobacz też:
TL: W jaki sposób komuniści próbują legitymizować swoją władzę?
MZ: Jest to wówczas związane przede wszystkim z hasłami narodowymi, walką z Niemcami i wyzwoleniem Polski spod okupacji niemieckiej. Podkreślanie związku z dziejami i tradycjami narodowymi to najważniejszy wątek ówczesnej propagandy i legitymizacji systemu. Było to manifestowane przy różnych okazjach, nawet obchodów rocznicy bitwy warszawskiej - 15 sierpnia 1944 r. w katedrze lubelskiej odbyła się msza rocznicowa! Tworzące się jednostki Wojska Polskiego nosiły imiona bohaterów narodowych – najlepszym przykładem jest oczywiście 1. Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Chodziło o podkreślenie narodowego charakteru rodzącej się władzy. Potem pojawiał się nowy wątek: tzw. ziemie odzyskane. W latach 1945-1948 fakt, że Polska przejęła tereny na zachodzie i północy, jest nieustannie przypominany: organizowane są obchody i imprezy masowe, a później wielka wystawa we Wrocławiu. To wszystko miło unaoczniać zasługi nowej władzy – że to dzięki PPR i polskiej lewicy związanej ze Związkiem Radzieckim przyłączono tzw. ziemie odzyskane.
Ważna była też reforma rolna, czyli przekreślenie dotychczasowego ładu na polskiej wsi. Bez wątpienia reforma miała znaczenie rewolucyjne – do tego momentu można twierdzić, że Polska była w dużej mierze społeczeństwem poststanowym, gdyż ziemiaństwo wciąż odgrywało dużą rolę społeczno-kulturową. Po reformie rolnej uległo to zmianie. Była jednym z wiodących wątków propagandy i legitymizacji systemu: oto władza ludowa daje chłopom ziemię, o której marzyli od wieków.
TL: Czy reforma rolna napotykała na problemy? Jak chłopi przyjmowali dawaną im ziemię?
MZ: Reforma rolna była dla nich rzeczywiście bardzo ważna. Z drugiej strony, zwłaszcza w 1944 r. i do przyjazdu Mikołajczyka w czerwcu 1945 r., obawiali się przejmować ziemię „obszarniczą”, ponieważ PKWN, Rząd Tymczasowy wydawały się właśnie tymczasowe. Podejrzewali, że wszystko może się jeszcze odwrócić. Dlatego często wahali się: „skoro nie wiadomo, co robić. Lepiej poczekać”. Ponadto działała jeszcze Armia Krajowa i powstałe z jej rozpadu w 1945 r. organizacje, które zwłaszcza na Lubelszczyźnie i Kielecczyźnie dyscyplinowały chłopów biorących ziemię: dochodziło do bicia czy nawet wystawienia na polu trumien - ostrzeżenia, że ten, kto wziął ziemię, znajdzie się w jednej z nich. Podziemie starało się nie tyle walczyć z reformą rolną, ile z tymi, którzy ją wprowadzają, ale również z głodnymi ziemi chłopami. Było to działanie niejednokrotnie głupie.
TL: Czy nowa władza jest akceptowana społecznie?
MZ: Miały miejsce różne tendencje. Zwrot w stronę poglądów lewicowych był faktem społecznym (obserwowanym zresztą w całej ówczesnej Europie). Dominowało przekonanie o konieczności przeprowadzenia reformy rolnej i nacjonalizacji dużego przemysłu oraz banków. Z drugiej strony, w latach, o których mówimy, komuniści znajdowali się w autentycznej próżni społecznej. Władysław Gomułka sam to później przyznał. Jednak z braku twardych danych poparcie dla nowej władzy możemy tylko oszacować. Wiemy, że Partia Drobnych Właścicieli na Węgrzech wygrała wybory w 1945 r., a komuniści dostali w nich ok. 15 proc. poparcia. Myślę, że w Polsce nie mogło być to więcej, a podejrzewam, że było nawet jeszcze mniej – przede wszystkim ze względu na pamięć o wojnie 1920 r., Katyń, lęk przed bolszewizmem i kołchozami. Często przytacza się prawdziwe wyniki sfałszowanego referendum z czerwca 1946 roku. Wówczas co najmniej 65 proc. biorących w nim udział odpowiedziało „nie” na przynajmniej jedno z trzech pytań. Problem polega na tym, że nawet te pozostałe 35 proc. głosowało na cały blok, w którym była także chociażby PPS. Wyniki referendum pokazują nam maksimum poparcia, jakie mogliby dostać komuniści, ale moim zdaniem to poparcie realnie nie mogło sięgać więcej niż 15 proc. społeczeństwa polskiego.
Nie można jednak powiedzieć, że ta władza została wprowadzona tylko dzięki radzieckim czołgom. Istniała baza społeczna, ludzie zwłaszcza z niższych warstw, którzy liczyli na zmianę, awans, mieli silnie przekonania lewicowe. Wracający z emigracji we Francji i w Belgii robotnicy wierzyli, że w nowej Polsce znajdą pracę, a kapitalizm zostanie obalony. Już wówczas pojawiła się również lojalność urzędnicza – jeśli ktoś w 1945 r. zostaje komendantem posterunku milicji czy ordynatorem szpitala, to tworzy się między nim a państwem jakiś rodzaj lojalności. Ale tłumaczyć tym wszystkiego nie można.
Przeczytaj także:
- Krajowa Rada Narodowa – fikcyjny parlament
- Uczniowie Dzierżyńskiego. Prawo karne i sądownictwo a represje i terror w latach 1944–1956
- Zemsta w imieniu prawa. Dekret o odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego
TL: Na czym polegał tzw. „zwrot październikowy” z 1944 r.?
MZ: Był on związany ze słynną wizytą Bolesława Bieruta na Kremlu i pijaństwem u Stalina, podczas którego przywódca ZSRR wraz z Mołotowem wzięli Bieruta pod ręce i odprowadzili na bok (on zresztą najpierw nie zrozumiał sytuacji i głupkowato się uśmiechał). Towarzysze radzieccy dali mu jednak do zrozumienia, że w Polsce nie spadły żadne głowy i to się musi skończyć. Rzeczywiście, od października 1944 r. nastąpił gwałtowny wzrost represji wobec ludzi związanych z podziemiem albo podejrzanych o sympatie „prolondyńskie”. Zapełniły się więzienia. Dzienniki Zygmunta Klukowskiego pokazują, że na prowincji zapanował strach, bo NKWD przeszukiwało dane administracyjne, przeprowadzało masowe aresztowania, dochodziło do wywózek w głąb ZSRR i rozstrzeliwań. To łączyło się z wyłapywaniem dezerterów i poborem do wojska, ludzie jednak nie do końca odróżniali jedno od drugiego – gdy aresztowano w kinie wszystkich mężczyzn to odbierano to jako wzrost represji, chociaż być może chodziło o to, by wcielić ich do armii. Zgadzam się jednak z prof. Andrzejem Paczkowskim który uważa, że w gruncie rzeczy to nie w okresie stalinowskim, ale właśnie tuż po wojnie, do końca 1946 r., mamy do czynienia z masowym terrorem.
TL: Od lata 1944 r. na współczesnych ziemiach polskich znajduje się front i czołówka Armii Czerwonej. Jak wyglądają relacje z czerwonoarmistami?
MZ: Brakuje nam całościowej monografii na ten temat. Jedno jest pewne, wkraczające na tereny polskie oddziały radzieckie były witane przez Polaków. Wasilij Grossman, pisarz i korespondent wojenny, dla opisania tej radości z wyzwolenia przytacza słowa jakiejś polskiej kobiety (nota bene źle przetłumaczone): „czekaliśmy jak na Boga” (powinno być pewnie „jak na zmiłowanie”). Rzucanie kwiatów czy częstowanie wódką na terenach dawnej II Rzeczpospolitej, a potem na ziemiach na zachód od Bugu świadczy o entuzjastycznym przyjęciu. Zresztą początkowo żołnierze Armii Czerwonej zachowywali się relatywnie porządnie – w tym celu został wydany specjalny, dyscyplinujący rozkaz. W drugiej połowie 1944 r. nie wystąpiła fala masowych gwałtów. Ona przyszła później. Miały miejsce kontrybucje, ale wynikały nie tyle z niechęci do Polaków, co z sytuacji aprowizacyjnej Armii Czerwonej. Zbliżała się zima, więc zwłaszcza ci żołnierze, którzy musieli ten okres spędzić w okopach, potrzebowali ciepłych butów, ubrań czy pierzyn. Spontaniczne kradzieże w tych warunkach nie wydają się czymś zaskakującym. W tym czasie tysiące podoficerów i oficerów kwaterowało w mieszkaniach i domach Polaków. Raporty, które znamy, nie wskazują na konflikty – ci oficerowie byli goszczeni bez szemrania. Podobnie jest po przekroczeniu Wisły w styczniu 1945 r. – w Radogoszczy koło Łodzi, gdzie Niemcy spalili polskich więźniów, wejście Armii Czerwonej odbiera się jako oswobodzenie od okupacji hitlerowskiej.
TL: Jest to obraz zupełnie inny niż powszechne wyobrażenie...
MZ: Bo to się szybko zmienia, co widać w pamiętnikach i relacjach. Chyba najgorszym okresem była wiosna i lato 1945 r. – w Armii Czerwonej nastąpiło wtedy rozprzężenie, panowała atmosfera zwycięstwa i przekonania, że nam się wszystko należy, bo walczyliśmy w Berlinie i wyzwoliliśmy Polskę. To rozprężenie żołnierzy i nieprawdopodobne pijaństwo prowadziło do masowej liczby gwałtów, kradzieży, a także morderstw. Niektóre rejony dzisiejszej Polski (zwłaszcza na północy) były zdominowane przez Armię Czerwoną. Sytuacja tam przypominała tę, którą znamy z opowieści o Dzikim Zachodzie: brak jakiejkolwiek kontroli ze strony państwa i pilnowania porządku ze strony polskiej milicji oraz totalne rozpasanie żołnierzy. Kobiety, nawet w dzień, bały się wychodzić same na ulicę. We wszystkich znanych mi raportach, zwłaszcza władz, bo one monitorowały to najlepiej, ale także podziemia, mowa jest o antysowieckiej frondzie i zupełnej zmianie wektora jeśli chodzi o stosunek do Armii Czerwonej. Zaczęła dominować wrogość, nienawiść i strach. Był to efekt fali odbitej, tego co dzieje się na ziemiach niemieckich, gdzie jak wiemy dochodziło do nieprawdopodobnej skali przemocy wobec ludności cywilnej, nie tylko zresztą kobiet. Ale nie wszędzie żołnierze Armii Czerwonej zostali zapamiętani równie źle. W Warszawie stacjonowało ich niewielu i byli trzymani w ryzach. Z wieloma można było pohandlować, jakoś się dogadać, często wojskowi lekarze udzielali pomocy polskim cywilom. Gdy Armia Czerwona przechodziła przez Kraków, wprowadzany został zakaz sprzedaży alkoholu. Natomiast tam, gdzie oddziałów radzieckich stacjonowało szczególnie dużo; na Dolnym Śląsku, na Pomorzu czy w Częstochowie, która była dużym punktem tranzytowym, tam relacje wyglądały wręcz dramatycznie.
To wszystko nie jest takie proste i jednoznaczne. Radzieccy oficerowie często uczestniczyli w mszach, organizowanych w ramach fali manifestacji narodowych i religijnych po wyzwoleniu. Wielu nie wiedziało jak się zachować. Druga strona medalu – udział jednostek NKWD, tak zwanych pograniczników, w wyłapywaniu członków polskiego podziemia, aresztowaniach czy pacyfikacjach.
TL: Czym w tych pierwszych miesiącach żyli Polacy oprócz polityki?
MZ: A skąd wiadomo, że żyli polityką?
TL: Wybucha powstanie warszawskie, aktywizuje się AK, ludzie są związani z Polskim Państwie Podziemnym...
MZ: Jeśli 3 proc. Polaków było zaangażowanych w podziemie, to bardzo dużo. Mamy do czynienia z jednym z mitów tworzonych przez cały okres Polski Ludowej – jakoby wszyscy Polacy walczyli z okupantem hitlerowskim. To nieprawda. Społeczeństwo polskie nie żyło działalnością konspiracyjną. Podobnie w 1945 r. sprawy polityczne, działalność opozycyjna znajdowały się w obszarze zainteresowań tylko części naszych rodaków. Oczywiście, represje uderzały w wiele osób i grup społecznych, ale zdecydowana większość społeczeństwa starała się jakoś wiązać koniec z końcem i odbudowywać byt. Był to okres nieprawdopodobnych migracji, największych na ziemiach polskich od czasów przyjścia Słowian. Ludzie wracali do Warszawy, przenosili się z Wilna i Lwowa do Torunia czy Trójmiasta, trwał ruch migracyjny na Ziemie Odzyskane, powroty więźniów obozów koncentracyjnych i robotników przymusowych. Jest to czas wstawiania okien, łączenia rodzin i dosłownej odbudowy domu – to było najważniejsze dla zdecydowanej większości społeczeństwa polskiego. Ludzi trapiły niesłychana drożyzna, brak żywności, zwłaszcza na przednówku 1945 roku. Ponad milion osób chorowało na gruźlicę, panował tyfus. Chłopów zajmowało rozpoczęcie prac rolnych, brak zboża siewnego, koni. To były realne problemy, które chciano rozwiązać, tematy rozmów.
Uwagę koncentrowała także sytuacja na froncie. W 1944 r., gdy powstaje PKWN, ciągle trwa wojna i wyzwolenie Krakowa, Łodzi, Poznania czy wreszcie przekroczenie Odry i zdobycie Berlina, a z drugiej strony Ardeny i wchodzenie aliantów zachodnich do Rzeszy, było bez wątpienia tematem bardzo ważnym. Potem prawdopodobnie równie dużo mówi się (chociaż nie znamy dokładnej recepcji tego faktu) o zrzuceniu bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Inny ważny wątek to pytanie jaka ta Polska będzie – w jakich granicach, czy wróci Mikołajczyk, Rząd w Londynie i chłopcy z 1. i 2. Korpusu, nasi synowie i mężowie. Jednak myślę, że dominującym wątkiem wokół którego wszystko się kręciło, była przede wszystkim odbudowa życia, jego tworzenie po okresie wojny, również w sensie zawodowym – rozpoczęcie roku szkolnego, organizacja szpitala, różnego rodzaju instytucji, znalezienie pracy.
TL: Czym spowodowana była ta tendencja?
MZ: Myśli znacznej części Polaków krążyły wokół spraw codziennych również dlatego, że jest to okres nieprawdopodobnej tymczasowości – nie wiadomo, co będzie dalej. Pewnie gdybyśmy w styczniu 1945 r. zrobili ankietę z pytaniem „Kto będzie rządził Polską za rok/dwa?”, zdecydowaną odpowiedzią byłoby „Przyjedzie polski rząd z Londynu, odbędą się wybory i będzie tak jak oczekiwaliśmy”. Mało kto spodziewał się zimą i wiosną 1945 r., że będziemy krajem należącym do bloku wschodniego powielającym model radziecki. Tak myśleli chyba tylko najwięksi pesymiści. Większość uważała, że będzie jednak jakoś „po naszemu”. To rodziło tymczasowość – mamy inną władzę, czegoś innego oczekiwaliśmy, liczono na porozumienie, zakończenie wojny, zgodę między aliantami. Nie wierzy się w komunikaty dotyczące Jałty, w to, że na zawsze stracimy Wilno i Lwów, że ta Polska będzie inna. To kolejny ważny element rysu psychologicznego tamtych czasów.
Polecamy również:
- Czy Ludowe Wojsko Polskie zasługuje na pamięć?
- Piotr Gontarczyk: Gwardia Ludowa to szkodliwy nowotwór, a nie bohaterska formacja
TL: Określenie „wyzwolenie” na określenie wydarzeń z lat 1944-1945 jest bardzo kontrowersyjne. Czy można mówić o wyzwoleniu Polski?
MZ: Są dwie optyki. Po pierwsze spojrzenie z dzisiejszej perspektywy, gdzie widać, że na pewno nie prowadziło to do wyzwolenia tylko nowej formy okupacji, a potem niepełnej suwerenności państwa polskiego. Natomiast z perspektywy 1945 r., tak jakbyśmy mogli odczytywać emocje i odbiór społeczny wkroczenia Armii Czerwonej i instalacji nowej władzy, to chyba było to traktowane jako wyzwolenie. Powiedziałem chyba, pamiętając o tym, że ta władza nie ma poparcia, a stosunek do Armii Czerwonej się zmienia.
TL: Więc dlaczego jednak wyzwolenie?
MZ: Nikt nie miał wątpliwości, że dalsze trwanie okupacji niemieckiej w Polsce prowadziłoby nawet w krótkim czasie do eksterminacji społeczeństwa polskiego. W związku z tym z dwojga złego, czyli z wyboru między hitlerowską dżumą i sowiecką grypą, zdecydowana większość Polaków powiedziałaby, że woli to drugie. Dlatego podejrzewam, że część społeczeństwa polskiego traktowała to jako wyzwolenie: można było manifestować swoją przynależność narodową, ludzie wychodzili z obozów koncentracyjnych, można było odbudowywać polską kulturę. Dlatego bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie – dzisiaj wiemy, że nie było to wyzwolenie, że na ponad 40 lat znaleźliśmy się w strefie wpływów Związku Radzieckiego. Natomiast wówczas niewiele osób to przewidywało, a ludzie mieli w pamięci bardzo świeże doświadczenia okupacji hitlerowskiej, która w latach 1944-1945 r. nabiera charakteru masowego terroru, zwłaszcza w związku z powstaniem warszawskim.
Jak my to powinniśmy określać? Nie ma dobrego sformułowania. Nie można negować odczuć społecznych z tego czasu, a kierowanie się tylko naszą wiedzą o późniejszych wydarzeniach jest po prostu ahistoryczne. Dlatego wolałbym używać słowa „wyzwolenie” w cudzysłowie.