Rodzina Ulmów – czyli jak pozostać człowiekiem w nieludzkich czasach
Antyżydowskie ustawodawstwo Niemcy zaczęli wprowadzać na ziemiach polskich już w pierwszych miesiącach okupacji. Zaczęło się od wydanego 23 listopada 1939 roku zarządzenia nakazującego wszystkim Żydom powyżej dziesiątego roku życia noszenia opaski z gwiazdą Dawida. Następnie pojawiały się kolejne represyjne przepisy, zakazujące ludności żydowskiej korzystania z publicznych środków transportu i opuszczania miejsca zamieszkania bez specjalnego zezwolenia, uprawniające do konfiskaty jej majątków czy pozbawiające ją wolności – a w końcu i życia. Decyzja dotycząca „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, podjęta na konferencji w podberlińskim Wannesee w 1942 r., mówiła jasno – wszyscy europejscy Żydzi mieli zostać wymordowani. Duża część z nich mieszkała w okupowanej Polsce.
Rodzina Ulmów: żydowscy mieszkańcy Markowej
W okresie międzywojennym Markowa liczyła ok. 4500 mieszkańców, z czego – według różnych statystyk – ok. 110-120 osób stanowiły osoby pochodzenia żydowskiego (tak pokazują szacunki na rok 1939, mieszkańcy mówili o około 20 rodzinach). Wiosną 1942 roku zostały one zobowiązane do złożenia wniosków o wydanie kenkart – specjalnych dowodów tożsamości – co służyło ich dokładnej ewidencji. Niedługo po tym Niemcy przystąpili do realizacji akcji „Reinhardt”, czyli planu eksterminacji Żydów – czy to przez wywózkę do obozu zagłady w Bełżcu, czy przez rozstrzelania na miejscu. Równocześnie wydali im zakaz przebywania w Markowej. Mimo że niemiecka żandarmeria pilnowała, by był on przestrzegany, na podkarpackiej wiosce wciąż przebywali mieszkańcy pochodzenia żydowskiego. Część z nich kryła się w zabudowaniach sąsiadów, czasami przy ich wiedzy, czasami bez, część szukała schronienia poza wsią, wracając wieczorami z prośbą o pożywienie i nocleg.
Nastawienie mieszkańców wsi było różne. Część z nich bała się pomagać Żydom, mając na względzie niemieckie przepisy nakładające surowe kary na każdego, kto udzielał im jakiejkolwiek pomocy, niektórzy z tego względu sami doprowadzali ich na posterunek granatowej policji. Znaleźli się jednak również tacy, którzy mimo ryzyka zdecydowali się udzielić ludności żydowskiej schronienia. Michał i Maria Barowie – rodzice piątki dzieci – ukrywali trzyosobową rodzinę Lorbenfeldów, Józef i Julia Barowie, mieszkający z córką, użyczyli schronienia rodzinie Riesenbachów, siedmioosobowa rodzina Antoniego i Doroty Szylarów udzieliła schronienia sześciu osobom z rodziny Weltzów. Mieszkańców Markowej, którzy wykazali się podobną postawą, było więcej. Najliczniejsza grupa Żydów znalazła jednak schronienie u Ulmów. Co istotne, jako jedyni w tej wsi ponieśli tak surowe konsekwencje udzielonej przez siebi pomocy.
Rodzina Ulmów – krótka historia
Rodzina Ulmów nie zaliczała się do szczególnie zamożnych. Józef wraz z Wiktorią prowadzili niewielkie gospodarstwo rolne, z którego osiągali raczej skromne dochody. We wsi byli jednak dość znani z nowatorskich metod upraw – na części swojej działki założyli pierwszą w Markowej szkółkę drzew owocowych. Do tego zajmowali się też pszczelarstwem i hodowlą jedwabników – zachowały się dwa dyplomy, które Józef Ulma otrzymał podczas Powiatowej Wystawy Rolniczej w Przeworsku zorganizowanej w 1933 roku przez tamtejsze Okręgowe Towarzystwo Rolnicze. Pierwszy – „za pomysłowe ule i narzędzia pszczelarskie własnej konstrukcji”, drugi – „za wzorową hodowlę jedwabników i wykresy ich życia”. Tym drugim Ulma ściągnął na siebie zainteresowanie także mieszkańców okolicznych miejscowości.
Przy pracy w gospodarstwie i opieką nad szóstką dzieci Ulmowie znajdowali również czas na zainteresowania i działalność społeczną. Do tych pierwszych zaliczała się głównie fotografia – Józef Ulma nie tylko potrafił samodzielnie złożyć aparat fotograficzny, ale i wiernie utrwalał codzienność mieszkańców Markowej. Jego zdjęcia stały się później cennym źródłem wiedzy o życiu i zwyczajach panujących na podkarpackiej wsi. Jeśli zaś chodzi o działalność społeczną, Ulma związany był z dwoma środowiskami młodzieżowymi działającymi w Markowej – Katolickim Stowarzyszeniem Młodzieży Męskiej, później zaś ze Związkiem Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”, gdzie działał jako fotograf i bibliotekarz. Jego żona – młodsza od niego o dwanaście lat Wiktoria (z domu Niemczak), którą poślubił w 1935 roku – zajmowała się głównie domem i dziećmi. Do tego była członkinią Amatorskiego Zespołu Teatralnego w Markowej i razem z mężem należała do Bractwa Żywego Różańca.
Polecamy e-book Darii Czarneckiej – „Przewodnik po Polskim Państwie Podziemnym 1939-45”
Mimo aktywnego życia w Markowej, z której oboje pochodzili, postanowili spróbować sił w innym miejscu i podjęli decyzję o przeprowadzce do Wojsławic koło Sokala, gdzie w 1938 roku kupili ziemię. Ich plany nie doszły jednak do skutku – najpierw pokrzyżował je wybuch wojny i udział Józefa w wojnie obronnej, później – niemieckie okrucieństwo i tragiczna śmierć.
Żydzi u rodziny Ulmów
Nie wiadomo dokładnie, w jakich okolicznościach żydowska rodzina pojawiła się u Ulmów. Pod koniec 1942 rok przyjęli oni prawdopodobnie osiem osób: Saula Goldmana wraz z czterema synami – Baruchem, Mechelem, Joachimem i Mojżeszem oraz dwie córki i wnuczkę Chaima Goldmana – Leę Didner z córką Reszlą oraz Gołdę (zwaną również Gienią) Grünfeld. Wcześniej Goldmanowie w ukrywaniu się korzystali z pomocy Włodzimierza Lesia, granatowego policjanta mieszkającego pod Łańcutem, który jednak pobierał za to zapłatę. Goldmanowie zostawili mu swój majątek, a ten przestał udzielać im pomocy i odmówił zwrotu mienia, co spowodowało, że musieli szukać schronienia u Ulmów. Zatarg, który powstał wówczas między Goldmanami a Lesiem, miał ostatecznie tragiczny finał – nie tylko dla nich.
Józef Ulma razem z Goldmanami zajmował się garbowaniem skór, które następnie sprzedawał i w ten sposób pozyskiwał środki na utrzymanie rodziny – większość oszczędności Ulmowie przeznaczyli bowiem na zakup działki, na którą planowali się przeprowadzić. Oprócz tego – na ile pozwalała konspiracja – żydowscy „lokatorzy” pomagali mu w codziennych pracach, takich jak piłowanie desek czy rąbanie drwa na opał. Nie wiadomo dokładnie, jakim majątkiem dysponowali Żydzi z Łańcuta i jak wyglądała kwestia finansowa ich pobytu u Ulmów. Po tragicznych wydarzeniach w Markowej na piersiach zamordowanej Gołdy znaleziono pudełeczko ze złotymi precjozami, co pozwala przypuszczać, że Ulmowie nie żądali zapłaty za świadczoną pomoc. Na ich poddaszu przez ponad rok mieszkało osiem Żydów. Fakt ten nie umknął uwadze mieszkańców Markowej.
Rodzina Ulmów: zbrodnia w Markowej
Ulmom nie udało się przez długi czas utrzymać w tajemnicy faktu, że udzielają schronienia Żydom. Duże ilości jedzenia kupowanego przez Wiktorię zaczęły budzić podejrzenia, podobnie jak liczba wyprawionych skór dostarczanych przez Józefa. Nie jest dokładnie potwierdzone, kto i z jakiego powodu doniósł Niemcom na to, że Ulmowie ukrywają Żydów. Z dużym prawdopodobieństwem przypuszcza się jednak, że był to wspominany już Włodzimierz Leś, posterunkowy granatowej policji w Łańcucie. Goldmanowie bowiem, mimo tego, że znaleźli schronienie u Ulmów, nie przestali nachodzić go i domagać się zwrotu swojego majątku, który on zatrzymał. Chcąc pozbyć się problemu i ryzyka utraty mienia, Leś najprawdopodobniej poinformował kolegów z żandarmerii o kryjówce Goldmanów, ściągając tym samym na nich i na ukrywających ich Ulmów wyrok śmierci.
Tuż po północy z 23 na 24 marca 1944 roku z Łańcuta wyjechało pięciu żandarmów i od czterech do sześciu granatowych policjantów pod dowództwem porucznika Eilerta Diekena. Do Markowej, do zabudowań Ulmów, dotarli przed świtem. Byli dobrze poinformowani, więc nie musieli długo szukać. Szybko znaleźli ukrywających się Żydów i oddali pierwsze strzały. Najpierw zabili dwóch braci Goldmanów i Gołdę Grünfeld. Następnie kazali sprowadzić polskich furmanów, by stali się świadkami egzekucji – mieli w ten sposób przekonać się, co czeka Polaków za ukrywanie Żydów. Na ich oczach zastrzelili pozostałych Goldmanów i Leę Didner z dzieckiem. Po nich przyszła kolej na Ulmów.
Oprawcy wyprowadzili przed dom całą rodzinę i zaczęli mordować. Najpierw, na oczach dzieci, zastrzelili Józefa i ciężarną Wiktorię – prawdopodobnie w czasie egzekucji zaczęła rodzić, co potwierdziły zeznania świadka ekshumacji. Później, po chwili namysłu, wymordowali kolejno wszystkie dzieci: Stasię (8 lat), Basię (6 lat), Władzia (5 lat), Franka (4 lata), Antosia (3 lata) i Marysię (1,5 roku). W krótkim czasie zabili łącznie 17 osób. Jeden ze świadków tych tragicznych wydarzeń opisał je w następujący sposób:
Polecamy e-book Mateusza Kuryły – „Powaby totalitaryzmu. Zarys historii intelektualnej komunizmu i faszyzmu”
W czasie rozstrzeliwania na miejscu egzekucji słychać było straszne krzyki, lament ludzi, dzieci wołały rodziców, a rodzice byli już rozstrzelani. Wszystko to robiło wstrząsający widok.
Podczas zbrodni jeden z żandarmów miał z kolei wykrzyczeć po polsku do zgromadzonych furmanów: „Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”.
Rodzina Ulmów – nieśmiertelny heroizm
Po dokonaniu egzekucji Niemcy przystąpili do rabowania dobytku Ulmów, zabierając wszystko, co mogli – skrzynie, materace, łóżka, dużą liczbę wyprawionych przez Józefa skór. Ukradli tak dużo, że aby pomieścić wszystkie przedmioty musieli sprowadzić dwie dodatkowe furmanki. Dokładnie przeszukali także ciała zamordowanych Żydów, zabierając wszelkie kosztowności. Do pogrzebania zmarłych wezwali sołtysa wsi – Teofila Kielara. Mimo początkowych oporów, Niemcy zgodzili się ostatecznie pogrzebać Polaków i Żydów w osobnych mogiłach. Na koniec na miejscu egzekucji zorganizowali sobie libację – kazali sołtysowi przynieść sobie wódkę, której wypili trzy litry. Po tym wsiedli do furmanek i z załadowanym na nich dobytkiem odjechali.
Mimo kategorycznego zakazu ze strony Niemiec kilka dni po egzekucji mieszkańcy wsi odkopali dół, w którym pochowano Ulmów, włożyli ich ciała do trumien i ponownie zakopali. W styczniu 1945 roku zostały one przeniesione na miejscowy cmentarz. Po dwóch latach, w lutym 1947 roku, ekshumowano też ciała Żydów, po czym przeniesiono je na Cmentarz Ofiar Hitleryzmu w Jagielle-Niechciałkach.
13 września 1995 roku Instytut Yad Vashem odznaczył pośmiertnie małżeństwo Ulmów medalem Sprawiedliwy wśród narodów świata, a postanowieniem prezydenckim z 2010 roku nadano im Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Do tego w 2016 roku w Markowej otworzono muzeum ich imienia, poświęcone Polakom ratującym Żydów w czasie II wojny światowej. Od 2018 roku 24 marca – rocznica ich egzekucji – obchodzony jest jako Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Oprócz tego w 2003 roku biskup pelpliński Jan Bernard Szlaga otworzył proces beatyfikacyjny polskich ofiar niemieckiego nazizmu, wśród których znaleźli się m.in. Józef i Wiktoria Ulmowie oraz ich dzieci – w tym to nienarodzone. Na 10 września 2023 roku zaplanowana jest ich beatyfikacja.
Zbrodnia bez kary
Jak potoczyły się losy sprawców zbrodni w Markowej? Tylko niektórych z nich dosięgła sprawiedliwość. Zaczęło się od Włodzimierza Lesia, który zginął niedługo po egzekucji – 10 września 1944 roku – wyrok na nim wykonało Polskie Państwo Podziemne. Za swoje czyny przyszło zapłacić również Josefowi Kokottowi. Po zakończeniu II wojny światowej wyjechał on do Czechosłowacji, licząc na to, że uda mu się uciec przed odpowiedzialnością. W 1957 roku został jednak rozpoznany i przekazany polskim władzom. Chociaż tłumaczył, że do nikogo w Markowej nie strzelał i jedynie pilnował furmanów, sędzia z Sądu Wojewódzkiego w Rzeszowie, który rozpatrywał sprawę, nie uwierzył jego słowom. 30 sierpnia 1958 roku uznał go za winnego zbrodni w Markowej i wielu innych zabójstw i skazał na karę śmierci. Tę zmieniono jednak później na dożywocie, następnie – na 25 lat więzienia. Ostatenicze Kokott zmarł w lutym 1980 roku w bytomskim więzieniu.
Inaczej potoczyły się losy porucznika Eilerta Diekena, który dowodził grupą oprawców. Po zakończeniu wojny wrócił do służby w policji w RFN. Choć w Niemczech Zachodnich prowadzono śledztwo w sprawie zbrodni żandarmerii niemieckiej z Jarosławia, Dieken nie został pociągnięty do odpowiedzialności, gdyż już nie żył. Również inni oprawcy nigdy nie odpowiedzieli za swoje czyny.
Polecamy e-book Szczepana Michmiela – „II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”
Bibliografia
- Bugała A., Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni, Wydawnictwo Esprit, 2023.
- Nowak E., Rodzina Ulmów w literaturze, Wydawnictwo Uniwersytetu w Białymstoku, 2020.
- Szpytma M., Sprawiedliwi i ich świat w fotografii Józefa Ulmy, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2023.
- Wiktoria i Józef Ulmowie. Miłosierni Samarytanie z Markowej, [dostęp: 31.08.2023 r.]