Robert K. Wilcox – „Cel Patton” – recenzja i ocena
Żołnierz doskonały
Pochodził z mieszkającej w Kalifornii rodziny o konfederackich tradycjach. Jego dziadek, George Smith Patton – pułkownik w 22. pułku piechoty z Wirginii, poległ w trzeciej bitwie pod Winchester, będącej elementem rozpaczliwych walk Południowców o Dolinę Shenandoah. Z kolei brat dziadka, Waller Patton – również pułkownik – został śmiertelnie ranny, gdy prowadził swój 7. pułk piechoty z Wirginii do ataku na unionistyczne pozycje pod Gettysburgiem. Jego ojciec, George Patton senior przyjaźnił się z Johnem Mosby’m – „Szarym Duchem” Konfederacji, jednym z najsłynniejszych partyzantów Południa w Wirginii.
Z powodu tych tradycji rodzinnych wstąpił do Virginia Millitary Institute. Jednak dyplom tej szkoły nie gwarantował mu możliwości spełnienia marzenia życia – generalskiego stopnia. Z tego też powodu wstąpił do West Point, zostając absolwentem rocznika 1909. W tym roku zaczęła się jego 36-letnia służba w armii amerykańskiej. Oprócz udziału w dwóch wojnach (interwencja USA w Meksyku w 1916 r., I wojna światowa – w latach 1917–1918), Patton reprezentował USA w pięcioboju nowoczesnym na Igrzyskach Olimpijskich w 1912 r. Po wojnie lobbował za rozwojem broni pancernej, przewidział nawet jak będzie ogólnie wyglądał atak Japończyków na Pearl Harbor. Był jednym z nielicznych amerykańskich generałów żywo interesujących się postępem w sztuce i technice wojennej.
Choć cenił go Szef Sztabu Armii Stanów Zjednoczonych gen. George Marshall, na dowódcę amerykańskich sił zbrojnych w Europie (a później Alianckich Sił Ekspedycyjnych w Europie) polecił gen. Dwighta Eisenhowera. Nie zmieniło to jednak entuzjazmu Pattona w stosunku do wojny. Bił się świetnie w Afryce Północnej, na Sycylii (pomijając incydenty z policzkowaniem żołnierzy) i w Zachodniej Europie. Niemcy zazwyczaj ustawiali odwody w rejonie działań Pattona, spodziewając się tam problemów. Na niewiele się to zdawało – Patton sforsował Mozelę i przełamał Linię Zygfryda. W końcu, sforsował też Ren, a w ramach symbolicznego zwycięstwa oddał do niego mocz. Co ciekawe i niezwykłe, amerykańska prasa opublikowała fotografię z tego „historycznego wydarzenia”.
Jego sukcesy irytowały zwierzchników. Kiedy w 1945 r. Eisenhower rozkazał mu poczekać na posiłki przed uderzeniem na Trewir, Patton w zdobytym nadreńskim mieście zapytał poirytowany: „Mam teraz oddać miasto?”. Trudno uwierzyć, że tak niekonwencjonalny generał utracił życie w wyniku zwykłego wypadku samochodowego w grudniu 1945 roku. Ale czy aby na pewno zwykłego?
Zwykły wypadek?
W swojej książce „Cel Patton” Robert Wilcox wyraża swoją wątpliwość co do tezy wypadku. Za punkt wyjścia wybrał on relacje dwóch byłych agentów Biura Służb Strategicznych (OSS – Office of Strategic Services). Jeden z nich przyznał się do brania czynnego udziału w zamachu, drugi z kolei starał się w miarę możliwości zapobiec tragedii. Wychodząc od obu relacji autor barwnie opisuje pajęczynę, którą Pattona opletli jego wrogowie. Co ciekawe, za takowych uważa nie tylko komunistyczne służby specjalne, ale również własny wywiad, OSS oraz grupę amerykańskich generałów z Dwightem Eisenhowerem na czele.
W myśl zasady cui bono? („na czyją korzyść?”) Wilcox przedstawia listę osób, które mogłyby ewentualnie chcieć zabić Pattona i wyciągnąć z tego korzyści. Na jej szczycie znajduje się Józef Stalin. Powszechnie znano niechęć Pattona do komunizmu oraz Rosjan. Generał opóźniał rozbrojenie wojsk niemieckich, jakby szykując się do dalszych walk. Nie ukrywał, że należy szybko uderzyć na Związek Radziecki, żeby powstrzymać go przed przejęciem kontroli nad Europą Środkową. Dla Pattona bez powstrzymania ZSRR wojna nie była jeszcze wygrana. Te poglądy oraz powszechnie znany talent Pattona miał skłonić Stalina do rozkazu zlikwidowania słynnego generała.
Oprócz „pewniaka” w postaci generalissimusa ZSRR, Wilcox dołącza do listy Amerykanów. Z kart książki wynika, że administracja Franklina Delano Roosvelta nie cieszy się estymą oraz uznaniem Wilcoxa. Patton miał być dla niej niewygodny – tak samo jak niewygodny był dla swojego przyjaciela Dwighta Eisenhowera. To on wraz Pattonem po I wojnie zaczął opracowywać doktrynę amerykańskich wojsk pancernych. Jednak, zdaniem autora, stara przyjaźń skończyła się na frontach II wojny światowej. Eisenhower przejawiał ambicje polityczne. Historia nie raz wykazała, że amerykański generał po zwycięskiej wojnie staje się lokatorem Białego Domu (George Washington w 1789 r., Andrew Jackson w 1827 r., Zachary Taylor w 1848 r., Ulysses Grant w 1868 r.). Patton mógł w tym Eisenhowerowi przeszkodzić. Faktycznie, nieraz Eisenhower powstrzymywał szybkie działania swego podwładnego, jeśli nie poprzez bezpośrednie zakazanie działań, to poprzez zmniejszenie zaopatrzenia dla jego bitnej 3. Armii.
Patton miał być w oczach Eisenhowera generałem bardziej brytyjskim niż amerykańskim. Ciągłe wspieranie Bernarda Montgomery’ego miało – zdaniem Wilcoxa – opóźnić zakończenie wojny oraz doprowadzić do większych strat. Winnym tego miałby być Eisenhower. On sam musiał zdawać sobie z tego sprawę, ponieważ po wojnie na wspólnym obiedzie dla wyższych dowódców prosił o przedstawienie w pamiętnikach wspólnej historii przebiegu działań. Takiej prośbie Patton bez wątpienia nie uczyniłby zadość. Co więcej, po wojnie, przedstawiając w USA wojnę ze swojego punktu widzenia mógłby potencjalnie stać się niebezpieczeństwem dla planów Eisenhowera. Dodając do tego bojowy stosunek do ZSRR, Patton stawał się niebezpieczeństwem dla USA i ich elity. Dlatego musiał zginąć.
Gdzie leży prawda?
W rzeczywistości Wilcox dokonuje tu swoistej nadinterpretacji. To prawda, że Eisenhower nie najlepiej dowodził operacjami w Europie. To prawda, że nie raz dawał pierwszeństwo w działaniu Montgomery’emu kosztem Pattona. Problem polega jednak na tym, że nie miał w tym zakresie wielkiego wyboru. Charakter stanowiska Naczelnego Dowódcy Alianckich Sił Ekspedycyjnych w Europie był bardziej administracyjny niż dowódczy. Pełniący tę funkcję musiał raczej koordynować działania konglomeratu jednostek brytyjskich amerykańskich oraz pozostałych sił alianckich niż bezpośrednio dowodzić. Patton miał dość europejskie i tradycyjne podejście wobec pozycji wojska i działań wojennych. Uważał, że obowiązkiem żołnierza jest wygrać wojnę za wszelką cenę, nie oglądając się na nic. Tymczasem w społeczeństwach demokratycznych przy tzw. cywilnej kontroli nad wojskiem takie działania były utrudnione. Wojna przekładała się na politykę, na sytuację wewnętrzną stron konfliktu.
Momentami wydaje się, że to nie Patton jest pierwszoplanowym bohaterem książki. Zamiast tego jest przykładem pewnego zjawiska. Wilcox wykazuje poziom infiltracji Stanów Zjednoczonych przez służby specjalne Józefa Stalina. Otóż w latach 30. XX wieku, po wielkim kryzysie, idee komunistyczne cieszyły się w USA dużą popularnością. Wielu miłośników tych idei mniej lub bardziej świadomie dostarczało informacji radzieckim ekspozyturom. Dla Wilcoxa twórcy Nowego Ładu (New Deal) to co najmniej sympatycy socjalistycznych metod gospodarczych, sprzecznych z amerykańskim duchem gospodarki rynkowej. Autor przedstawia efekty działalności prawdziwych i świadomych agentów. Jednocześnie gani współpracę OSS z wywiadem radzieckim. Jego zdaniem szef OSS gen. William Donovan za często udzielał (bez wzajemności) informacji sowieckim partnerom, nawet takich, które w ramach normalnej pracy wywiadowczej bardziej przydałoby się ukryć (np. informację o kodach radzieckich przechwyconych przez Finów). Pośrednio Wilcox za całą sytuację obarcza Roosvelta – bo to jemu bezpośrednio podlegał Donovan i to Roosvelt często wstrzymywał wszelkie wrogie kroki wobec ZSRR. Nie może więc dziwić, że o działaniach osławionego senatora Josepha McCarthy’ego Wilcox wypowiada się pozytywnie, choć ostrożnie.
Wątpliwości
Co do obu „zarzutów” Wilcoxa można mieć pewne zastrzeżenia. Fakt powstrzymywania Pattona w czasie wojny od działań, preferując raczej Montgomery’ego, nie wynikał ze złośliwości czy z góry ukartowanego planu. Eisenhower musiał po prostu brać pod uwagę nastroje i potrzeby brytyjskiego sojusznika. Jakikolwiek dyshonor wobec bohatera wojennego Wielkiej Brytanii mógł mieć reperkusje polityczne. I tak np. oddanie brytyjskiego marszałka polnego pod amerykańskie dowództwo raniło miłość własną wyspiarzy, zaś oddanie amerykańskiego generała pod komendę brytyjskiego marszałka polnego mogło budzić najwyżej irytację wśród amerykańskich generałów. Eisenhower musiał dawać Montgomery’emu szansę wykazania się. Poza tym szybkość działań Pattona niweczyła koncepcję Eisenhowera metodycznego natarcia szerokim frontem.
Wilcox zdaje się też nie rozumieć ówczesnej sytuacji politycznej. O ile w 1944 r. celem sprzymierzonych na Zachodzie był Berlin, to w 1945 r. wyścig do stolicy III Rzeszy nie miał już większej wartości. W Jałcie doszło już bowiem do podziału stref wpływów oraz wyznaczono granice zasięgu aliantów oraz wojsk radzieckich. Skoro spotkanie miało nastąpić nad Łabą, było wiadomo, że symboliczna nagroda w postaci Berlina przypadnie Stalinowi. Była to cena za udział Armii Radzieckiej w wojnie na Dalekim Wschodzie – potrzebny z powodu sukcesów japońskiej operacji Ichi-go (jak się później okazało przejściowych). Roosvelt chciał mieć dobre stosunki ze Stalinem – częściowo dla zakończenia wojny w Azji, a częściowo z chęci osłabienia pozycji Wielkiej Brytanii.
Rząd amerykański wbrew twierdzeniom Wilcoxa nie wierzył naiwnie Rosjanom. Amerykanie zakładali, że z powodu kontaktów gospodarczych po wojnie uda się kontrolować Stalina. Nie przewidzieli, że dla utrzymania swojej władzy, Stalin stworzy obóz państw socjalistycznych, zamknięty na kontakty z Zachodem. Stąd administracja Harry’ego Trumana po 1947 r. całkowicie zmieniła swoją politykę i nastawienie wobec ZSRR. Jednak na to trzeba było czasu – od 1941 r. przedstawiano Rosjan jako bohaterskich żołnierzy walczących z Hitlerem o wartości podobne amerykańskim. Trzeba było czasu, żeby przekonać opinię publiczną do prawdziwego oblicza radzieckiego systemu, skoro przez 4 lata wojny przedstawiano upiększony, propagandowy obraz.
W swoich krytycznych uwagach Wilcox wykazuje niezrozumienie złożoności antyhitlerowskiej koalicji. Trzy mocarstwa łączyła tylko wrogość wobec III Rzeszy – dzieliły zaś cele i interesy. Była to wbrew oficjalnym gestom bardzo delikatna umowa, wrażliwa na wstrząsy polityczne, zupełnie tak jak dowodzenie sprzymierzonymi w Zachodniej Europie. Patton zdawał się tego nie rozumieć. Był żołnierzem z krwi i kości, nie przejmował się polityką. Wilcox wykazuje podobne niezrozumienie dla delikatnych kwestii politycznych.
Poza tym autor nie do końca również zdaje sobie sprawę ze złożonych problemów historii Europy Środkowej. Stiepana Banderę przedstawia jako ukraińskiego patriotę z Galicji Zachodniej. O ile część Ukraińców może tak zapewne uważać, to dla innych narodów Europy Środkowej Bandera pozostaje postacią co najmniej kontrowersyjną i niejednoznaczną. Nie jest to jednak jedyny brak, jaki można wykazać w wiedzy autora na temat historii Europy. Może o tym świadczyć m.in. stwierdzenie, że Lwów należał do Cesarstwa Rosyjskiego, w okresie międzywojennym do Polski, a później do ZSRR. Autor wyraźnie zapomina o okresie austriackim i austro-węgierskim – Galicja to w końcu nazwa wymyślona przez Habsburgów.
Podsumowanie
W gruncie rzeczy Wilcox przedstawia spis dość mocnych poszlak (brak raportów z miejsca wypadku Pattona, zeznania dość solidnych świadków), jednak nie wskazuje jednoznacznie winowajców. Nie przesądza, że było to morderstwo, a jedynie w to wierzy. Możliwe, że Pattona zamordowano. Możliwe również, że Wilcox zafascynowany postacią Pattona po prostu nie może dopuścić myśli, że bohater II wojny światowej zginął tak „nieżołnierską” śmiercią. Patton w pewnym sensie przypomina konfederackiego generała Thomasa „Stonewalla” Jacksona. Obaj znani byli z błyskawicznych i zaskakujących uderzeń. Obaj byli oryginałami. Obaj też zginęli śmiercią niepasującą do nich, Jacksona przez przypadek w nocy zastrzelili jego właśni żołnierze, podczas gdy Patton zginął w wypadku sprokurowanym przez własnych żołnierzy. Obaj zasłużyli na inny, bardziej „pasujący” do nich koniec.
Książka Roberta Wilcoxa jest przeznaczona praktycznie dla każdego czytelnika – zwolennicy Pattona znajdą kolejne powody, by wielbić swego idola, miłośnicy teorii spiskowych utwierdzą się w przekonaniu, że nic nie dzieje się bez przypadku. Z kolei czytelnicy, którzy pierwszy raz zasiądą do lektury o Pattonie znajdą w tej pracy nie tyle podstawowe informacje o generale, co zachętę do dalszego zgłębiania wiedzy na jego temat. Słabością książki jest zbytnie uwypuklenie podziału bohaterów na „ciemną” i „jasną stronę mocy”. Poza tym Wilcox nie tyle przekonuje o morderstwie Pattona, co budzi wątpliwości czy był to tylko wypadek. Praca jest jednak godna polecenia chociażby jako fascynująca lektura opisująca kolejne, ciekawe i do niedawna nieznane wydarzenia z okresu II wojny światowej.
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Justyna Piątek