Rajd „Goebena” – wyścig z czasem

opublikowano: 2014-08-26, 11:06
wszelkie prawa zastrzeżone
Sierpień 1914 roku. Niemiecka Eskadra Śródziemnomorska zostaje złapana w pułapkę przez Royal Navy. Admirał Wilhelm Souchon, dowodzący eskadrą z pokładu krążownika „Goeben”, decyduje się na desperacki krok i łamie rozkazy dowództwa, zakazujące mu szukania schronienia w Konstantynopolu. Rozpoczyna się wyścig między Kriegsmarine a Royal Navy.
reklama

Na Morzu Śródziemnym manewrowały szare widma okrętów, zajmując pozycje przed nadchodzącą walką. Radiotelegrafiści wsłuchiwali się z napięciem w szmery ze słuchawek, notując rozkazy operacyjne z odległych admiralicji. Bezpośrednim i podstawowym zadaniem floty francuskiej i brytyjskiej było ubezpieczenie przeprawy z północnej Afryki do Francji francuskiego korpusu kolonialnego, który z trzema, zamiast jak normalnie z dwiema, dywizjami i służbami pomocniczymi liczył ponad 80 000 ludzi. Obecność lub brak całego korpusu armii na wyznaczonych odcinkach frontu mogły zadecydować o wyniku francuskiego planu walki, zaś wynik wojny, jak obie strony były głęboko przekonane, powinien się rozstrzygnąć w zależności od losów Francji podczas wstępnych ruchów przy starciu się z Niemcami.

Krążownik liniowy SMS Goeben (domena publiczna)

Obie – francuska i brytyjska – admiralicje miały oczy utkwione w „Goeben” i „Breslau”, będące głównym zagrożeniem dla transportu wojsk francuskich. Francuzi mieli na Morzu Śródziemnym najpotężniejszą flotę, siłę zdolną osłonić własne transporty, składającą się z 16 okrętów liniowych, 6 krążowników i 24 niszczycieli. Brytyjska flota śródziemnomorska z bazą na Malcie, chociaż nie posiadała drednotów, miała trzy krążowniki liniowe: „Inflexible”, „Indomitable” i „Indefatigable”, każdy o wyporności 18 000 ton, z uzbrojeniem składającym się z ośmiu dział kalibru 305 mm (dwunastocalowych), o szybkości 27–28 węzłów. Miały one tak pomyślaną konstrukcję, by mogły doścignąć i zniszczyć wszystko, co pływa, z wyjątkiem ciężko uzbrojonego krążownika klasy drednotu. Ponadto flota brytyjska posiadała cztery opancerzone krążowniki o wyporności 14 000 ton, cztery lekkie krążowniki o wyporności poniżej 5000 ton i 14 niszczycieli. Flota włoska była neutralna. Flota austriacka, z bazą w Puli na samym północnym krańcu Adriatyku, posiadała osiem okrętów liniowych, wśród nich dwa nowe drednoty z działami kalibru 305 mm i odpowiednią liczbę innych okrętów. Był to jednak papierowy tygrys, nieprzygotowany do walki i jak się miało okazać – bezczynny.

Niemcy, z drugą co do wielkości flotą na świecie, na Morzu Śródziemnym miały tylko dwa okręty wojenne. Jednym był pancernik „Goeben” o wyporności 23 000 ton, czyli o wielkości drednotu, z zarejestrowaną w czasie prób szybkością 27,8 węzła, równą brytyjskiemu „Inflexible” i z tą samą mniej więcej siłą ognia. Drugim był „Breslau” o wyporności 4500 ton, okręt dorównujący brytyjskim lekkim krążownikom. Ze względu na swą szybkość, o wiele większą niż szybkość jakiegokolwiek z krążowników francuskich, „Goeben” „mógłby łatwo – zgodnie ze złowieszczym przewidywaniem brytyjskiego pierwszego lorda – uniknąć francuskich eskadr bojowych i wymijając bądź wyprzedzając ich krążowniki, przedrzeć się do zatłoczonych żołnierzami transportowców i zatopić je jeden po drugim”. Jeżeli można znaleźć coś, co byłoby charakterystyczne dla brytyjskiego sposobu myślenia o wojnie morskiej przed wybuchem światowego konfliktu, byłaby to niewątpliwie tendencja przypisywania flocie niemieckiej znacznie większej zuchwałości i chęci podejmowania ryzyka w walce z silniejszym przeciwnikiem, niż mieli to wykazać sami Brytyjczycy lub faktycznie wykazali Niemcy, gdy doszło do próby.

reklama
Admirał Wilhelm Anton Souchon (fot. F. Urbahns, Kiel, domena publiczna)

Jedną z istotnych przyczyn, dla której „Goeben” i towarzyszący mu okręt zostały wysłane na Morze Śródziemne po wcieleniu do służby w 1912 roku, było trzymanie ich w gotowości do ataku na francuskie transporty. W końcowym momencie Niemcy odkryli jednak, że mogą one spełnić znacznie ważniejszą misję. W dniu 3 sierpnia, gdy Niemcy uświadomiły sobie potrzebę zastosowania każdego możliwego środka nacisku na ociągających się z wypowiedzeniem wojny Turków, admirał Tirpitz rozkazał admirałowi Souchonowi wziąć kurs na Konstantynopol.

Souchon, smagły, krzepki pięćdziesięcioletni marynarz, o zgryźliwym charakterze, podniósł kontradmiralską flagę na maszcie „Goebena” w 1913 roku. Od tego czasu krążył po wewnętrznych morzach i cieśninach w rejonie swego dowództwa, włóczył się wzdłuż wybrzeży i przylądków, okrążał wyspy, zwiedzał porty, zapoznawał się z miejscowościami i osobistościami, z którymi mógł mieć do czynienia w wypadku wojny. Był w Konstantynopolu i spotykał się z Turkami; wymieniał uprzejmości z Włochami, Grekami, Austriakami i Francuzami, z wszystkimi oprócz Brytyjczyków, którzy – jak raportował kajzerowi – w sposób rygorystyczny nie dawali zezwolenia na zakotwiczanie swych okrętów w tych samych portach i w tym samym czasie co Niemcy. Zwyczajem ich było natomiast zjawianie się zaraz potem, dla zatarcia wrażenia, które by mogli pozostawić Niemcy, lub też – jak się kajzer elegancko wyraził – „aby napluć do zupy”.

Powyższy tekst pochodzi z książki:

Barbara Tuchman
Sierpniowe salwy
cena:
54,99 zł
Wydawca:
W.A.B.
Tłumaczenie:
Maria i Andrzej Michejdowie
Okładka:
twarda
Liczba stron:
704
Format:
142mm x 142mm
ISBN:
978-83-280-0949-3

Gdy Souchon otrzymał w Hajfie wiadomość o Sarajewie, poczuł w tym natychmiast zapowiedź wojny, a jednocześnie wzrósł w nim niepokój o własne kotły. Od pewnego czasu przepuszczały parę i „Goeben” miał być w październiku zastąpiony przez bliźniaczy okręt „Moltke” i skierowany do Kilonii w celu dokonania napraw. Chcąc być przygotowany od razu na najgorsze, Souchon udał się do Puli, telegrafując uprzednio do admiralicji, by wysłano mu tam rury kotłowe oraz wytrawnych stoczniowców remontowych. Przez cały lipiec prowadzono gorączkowe prace. Wszystkich członków załogi, którzy mogli choćby utrzymać młotek w ręce, włączono do prac remontowych. W ciągu osiemnastu dni znaleziono i wymieniono ponad 4000 uszkodzonych rur. Mimo to naprawa nie była jeszcze zakończona w chwili, gdy Souchon otrzymał telegram ostrzegawczy; opuścił więc Pulę, by nie zostać zakorkowanym na Adriatyku.

reklama

Pierwszego sierpnia dotarł do Brindisi na obcasie Italii, gdzie Włosi, tłumacząc się zbyt wzburzonym morzem dla dowożących bunkier barek, odmówili dostarczenia mu węgla. Było widoczne, że przewidywana zdrada Trójprzymierza przez Włochy staje się faktem, pozbawiając Souchona możliwości zaopatrzeniowych.

Port w Brindisi, widok współczesny (fot. Freddyballo, udostępniono na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Zgromadził więc swych oficerów dla przedyskutowania, co mają dalej robić. Szansa przedarcia się na Atlantyk przez sieć aliancką, przy równoczesnym wyrządzeniu jak największych szkód transportom francuskim na ich drodze, zależna była od szybkości, ta zaś z kolei od stanu kotłów.

„Ile kotłów przepuszcza parę?” – spytał Souchon odpowiedzialnego oficera mechanika. „W ciągu ostatnich czterech godzin – dwa”. „Do diabła!” – zaklął admirał, wściekły na los, który w takiej godzinie uczynił jego wspaniały okręt kaleką. W rezultacie zdecydował się wziąć kurs na Messynę, gdzie mógł spotkać niemieckie statki handlowe i dostać od nich węgiel. Na wypadek wojny Niemcy objęły wszystkie morza świata systemem rejonów. Każdy z nich podlegał oficerowi niemieckiemu, który był odpowiedzialny za zaopatrzenie i uprawniony do kierowania wszystkich znajdujących się na jego obszarze statków na miejsce spotkania z niemieckimi okrętami wojennymi, jak również do przejmowania na potrzeby okrętów wojennych wszelkich zasobów należących do niemieckich banków i firm handlowych w jego okręgu.

Przez cały dzień radio „Goebena”, gdy okręt okrążał włoski but, wystukiwało rozkazy dla niemieckich statków handlowych, wzywając je do Messyny. W Taranto dołączył do niego „Breslau”. „Pilne. Niemiecki okręt «Goeben» w Taranto” – telegrafował 2 sierpnia konsul brytyjski. Widok zwierzyny rozbudził apetyty admiralicji na pierwszą krew dla floty brytyjskiej; zlokalizowanie nieprzyjaciela oznaczało połowę wygranej bitwy. Ponieważ jednak Wielka Brytania jeszcze do wojny nie przystąpiła, sfora nie mogła być spuszczona ze smyczy. Będący zawsze w pogotowiu Churchill przekazał 31 lipca rozkaz admirałowi sir Berkeleyowi Milne’owi, dowódcy floty śródziemnomorskiej, że jego pierwszym zadaniem będzie pomoc w ubezpieczaniu transportów francuskich „przez ich osłonę i jeżeli to możliwe, wciągnięcie do akcji poszczególnych szybkich okrętów niemieckich, zwłaszcza „Goebena”. Przypomniano Milne’owi, że „szybkość waszych eskadr jest wystarczająca dla umożliwienia wam wyboru właściwego momentu”. Jednakowoż w tym samym czasie, nie bez dozy sprzeczności, polecono mu, by „na początku oszczędzał swe siły” i „na obecnym etapie nie dał się wciągnąć w akcję przeciw przeważającym siłom”. To ostatnie zalecenie miało w toku wydarzeń następnych kilku dni dźwięczeć jak melancholijny dzwon zakotwiczonej boi.

reklama

Tą „przeważającą siłą”, którą Churchill miał na myśli – jak to później wyjaśnił – miała być flota austriacka. Jej okręty liniowe pozostawały w takim samym stosunku do brytyjskich okrętów klasy „Inflexible” jak francuskie w stosunku do „Goebena”. To znaczy były potężniej opancerzone i uzbrojone, lecz powolniejsze. Churchill wyjaśnił również później, że jego rozkaz nie był pomyślany jako „weto dla brytyjskich okrętów nieangażowania się w żadnym wypadku w walkę z przeważającymi siłami, bez względu na to, jak korzystna wydarzyłaby się sposobność”.

Jeżeli weto to nie było rozkazem, musiało oznaczać pozostawienie swobody decyzji dowódcom zgodnie z ich rozeznaniem, co we wszystkich działaniach wojennych prowadzi do krytycznego punktu – ujawnienia się temperamentu konkretnego dowódcy.

Gdy zbliża się chwila użycia ostrej amunicji, chwila, do której przygotowywało całe przeszkolenie zawodowe, gdy życie podkomendnych, wynik bitwy, a nawet los całej kampanii może zależeć od decyzji podjętej w tym momencie przez dowódcę, co dzieje się wówczas w jego sercu i umyśle? Jednym dodaje ona śmiałości, innych czyni niezdecydowanymi, jeszcze innych rozważnymi, a niektórych wprost paraliżuje i sprawia, że stają się całkowicie niezdolni do działania.

Powyższy tekst pochodzi z książki:

Barbara Tuchman
Sierpniowe salwy
cena:
54,99 zł
Wydawca:
W.A.B.
Tłumaczenie:
Maria i Andrzej Michejdowie
Okładka:
twarda
Liczba stron:
704
Format:
142mm x 142mm
ISBN:
978-83-280-0949-3
Admirał sir Archibald Berkeley Milne (domena publiczna)

Admirał Milne należał do ostrożnych. Pięćdziesięciopięcioletni kawaler, wytworny przedstawiciel wyższych sfer, członek świty Edwarda VII, zachowujący nadal zażyłe stosunki na dworze syn admirała floty, wnuk i chrześniak innych admirałów, zapalony rybak, myśliwy, doskonały strzelec – sir Archibald Berkeley Milne okazał się w 1911 roku naturalnym kandydatem do objęcia dowództwa śródziemnomorskiego, najbardziej zaszczytnego, choć obecnie już nie najważniejszego, stanowiska w marynarce brytyjskiej. Został na nie wyznaczony przez nowego pierwszego lorda – Winstona Churchilla. Nominacja ta została natychmiast, chociaż nieoficjalnie, określona jako „zdrada floty” przez admirała lorda Fishera, poprzedniego pierwszego lorda morskiego, twórcę floty drednotów, energicznego, zapalczywego i najmniej lakonicznego Anglika swoich czasów. Jego marzeniem było zapewnienie stanowiska naczelnego dowódcy floty na okres wojny, która – jak przewidywał – wybuchnie w październiku 1914 roku, admirałowi Jellicoe, specjaliście od artylerii morskiej.

Gdy Churchill wyznaczył Milne’a na Morze Śródziemne, co jak uważał Fisher, było równoznaczne z ustawieniem go na czele kolejki do stanowiska, które on sam chciał zarezerwować dla Jellicoe, Fisher wybuchnął niesłychanym gniewem. Napadł na Winstona za „uleganie wpływom dworskim”; wrzeszczał i sapał, dając upust żywiołowej odrazie do Milne’a jako „całkowicie bezużytecznego dowódcy, nienadającego się do wyższej rangi admirała w służbie morskiej, a praktycznie admiralissimusa, jakim go pan teraz uczynił”. Określał go rozmaicie: jako „fagasa z kuchennych schodów” albo „węża najniższego gatunku” lub „sir B. Meana, który kupuje «Timesa» za pensa już po przeczytaniu go przez kogoś innego”. Wszystko to w listach Fishera, które zawsze zawierały wyraźne zalecenie: „Proszę to spalić!” – ignorowane na szczęście przez jego adresatów – jest wyolbrzymione dziesięciokrotnie i musi być odpowiednio zmniejszone, jeżeli ma odzwierciedlać jakiś rozsądny stosunek do rzeczywistości. Nie będąc ani wężem najniższego gatunku, ani też Nelsonem, admirał Milne był człowiekiem przeciętnym i bez polotu, po prostu ornamentem z wyższych sfer. Gdy Fisher przekonał się, że w rzeczywistości nie przewidywano go na naczelnego dowódcę floty, skierował swoją pasję na inne sprawy, pozostawiając sir B. Meanowi niczym niezakłócone rozkoszowanie się Morzem Śródziemnym.

reklama

W czerwcu 1914 roku również Milne odwiedził Konstantynopol, gdzie biesiadował z sułtanem i jego ministrami, a potem zabawiał ich na pokładzie swego okrętu flagowego, nie kłopocząc się bardziej niż inni Anglicy ewentualną pozycją Turcji w strategii śródziemnomorskiej.

Dnia 1 sierpnia, po otrzymaniu pierwszego ostrzeżenia Churchilla, Milne zebrał na Malcie swą własną eskadrę składającą się z trzech krążowników ciężkich oraz drugą eskadrę z krążowników opancerzonych, krążowników lekkich i niszczycieli pod dowództwem kontradmirała sir Ernesta Troubridge’a. Wczesnym rankiem 2 sierpnia otrzymał od Churchilla drugi rozkaz: „Dwa krążowniki liniowe mają jak cień iść za „Goebenem”, a Adriatyku „należy pilnować”, zapewne przed pojawieniem się floty austriackiej. Wyraźny rozkaz wysłania dwóch krążowników ciężkich w ślad za „Goebenem” w sposób oczywisty zapowiadał bitwę, lecz Milne go nie usłuchał. Zamiast tego wysłał okręty „Indomitable” i „Indefatigable” wraz z eskadrą Troubridge’a na obserwację Adriatyku. Po otrzymaniu informacji, że „Goebena” widziano tego ranka w pobliżu Taranto, płynącego kursem południowo-zachodnim, wysłał jeden z lekkich krążowników „Chatham” dla przeszukania Cieśniny Messyńskiej, gdzie jak wyliczył, „Goeben” powinien się znajdować i gdzie faktycznie był. „Chatham” opuścił Maltę o piątej po południu, następnego ranka o siódmej przeszedł przez cieśninę i złożył raport, że „Goebena” tam nie ma. Poszukiwanie chybiło o sześć godzin – admirał Souchon już odszedł.

Lekki krążownik HMS Chatham (fot. Allan C. Green, domena publiczna)

Poprzedniego popołudnia osiągnął on Messynę właśnie wtedy, gdy Włochy ogłosiły swą neutralność. Włosi ponownie odmówili mu zabunkrowania, zdołał jednakże załadować dwa tysiące ton węgla dostarczonego przez niemiecką firmę żeglugową. W charakterze pływającej bazy zaopatrzeniowej zarekwirował statek handlowy „General”, należący do niemieckiej wschodnioafrykańskiej linii żeglugowej, polecając wyokrętowanie pasażerów, którym w zamian zwrócono koszt biletów kolejowych aż do Neapolu. Nie otrzymawszy dotąd żadnych rozkazów z admiralicji, Souchon zdecydował się ustawić w pozycji umożliwiającej mu rozpoczęcie działań możliwie najwcześniej po ogłoszeniu stanu wojny, zanim mogłyby mu w tym przeszkodzić przeważające siły nieprzyjaciela. Dnia 3 sierpnia, w ciemnościach, o pierwszej w nocy, opuścił Messynę, udając się na zachód w kierunku wybrzeża algierskiego, z zamiarem zbombardowania Bône i Philippeville, francuskich portów załadowczych.

reklama

Powyższy tekst pochodzi z książki:

Barbara Tuchman
Sierpniowe salwy
cena:
54,99 zł
Wydawca:
W.A.B.
Tłumaczenie:
Maria i Andrzej Michejdowie
Okładka:
twarda
Liczba stron:
704
Format:
142mm x 142mm
ISBN:
978-83-280-0949-3

O tej samej godzinie Churchill wysłał trzeci rozkaz do Milne’a: „Pilnowanie wyjścia z Adriatyku należy kontynuować, jednak „Goeben” jest waszym celem. Idźcie za nim jak cień, gdziekolwiek się uda; bądźcie gotowi do akcji z chwilą wypowiedzenia wojny, która wydaje się prawdopodobna i bliska”. Gdy Milne otrzymał ten rozkaz, nie wiedział, gdzie znajduje się „Goeben”, gdyż „Chatham” zgubił jego ślad. Sądził, że podąża on na zachód, aby zaatakować transportowce francuskie, a ponieważ z otrzymanego raportu dowiedział się, że na Majorce czeka niemiecki węglowiec, wywnioskował, że „Goeben” podąży potem w kierunku Gibraltaru i na ocean. W tej sytuacji odłączył okręty „Indomitable” i „Indefatigable” od sił strzegących wyjścia z Adriatyku i wysłał je na zachód w pościg za „Goebenem”. Przez cały dzień 3 sierpnia idący pełną parą z Messyny kursem zachodnim „Goeben” miał za sobą myśliwych opóźnionych o jedną dobę.

Płynący pełną prędkością SMS Goeben (domena publiczna)

W tym samym czasie flota francuska szła pełną parą w poprzek jego kursu, z Tulonu do Afryki Północnej. Powinna była wyjść o dzień wcześniej, lecz 2 sierpnia w Paryżu doszło do fatalnego załamania nerwowego doktora Gauthiera, ministra marynarki, gdy wyszło na jaw, że zapomniał on wysłać torpedowce na kanał La Manche. W zamieszaniu, które nastąpiło, ucierpiały rozkazy dla floty śródziemnomorskiej. Minister wojny Messimy był opętany myślą o potrzebie przyspieszenia przybycia wojsk kolonialnych. Zakłopotany doktor Gauthier, usiłując zatuszować swój lapsus z kanałem przez przerzucenie się w drugą, tym razem wojowniczą skrajność, zaproponował zaatakowanie okrętów „Goeben” i „Breslau” jeszcze przed wypowiedzeniem wojny. „Jego nerwy są całkowicie rozstrojone” – skonstatował prezydent Poincaré. Następnie minister marynarki wyzwał na pojedynek ministra wojny, dzięki jednak usilnym staraniom kolegów udało się przeciwników rozdzielić i uspokoić; Gauthier uściskał we łzach Messimy’ego i dał się namówić do złożenia rezygnacji z powodu złego stanu zdrowia.

Niepewność Francuzów co do roli Wielkiej Brytanii, która dotychczas się nie zdeklarowała, jeszcze bardziej komplikowała sytuację. O czwartej po południu rząd zdołał zredagować w miarę logiczny telegram do admirała Boué de Lapeyrère’a, naczelnego dowódcy floty francuskiej, w którym informowano go, że w Brindisi widziano „Goebena” i „Breslau” i że skoro tylko otrzyma sygnał o rozpoczęciu działań wojennych, ma te okręty „zatrzymać” i ubezpieczyć transportowce, osłaniając je, lecz nie konwojując.

reklama

Admirał de Lapeyrère, mocny charakter – jemu to głównie flota francuska zawdzięczała wydobycie się z przeżartej rdzą anachroniczności – zdecydował szybko uformować konwoje, ponieważ jak sądził, „wątpliwa” rola Brytyjczyków nie pozostawiła mu innego wyboru. Kazał natychmiast rozpalać pod kotłami i nazajutrz o godzinie czwartej rano ruszył w drogę kilka godzin po tym, jak Souchon opuścił Messynę. W ciągu następnych dwudziestu czterech godzin trzy eskadry floty francuskiej szły pełną parą kursem południowym na Oran, Algier i Philippeville, podczas gdy „Goeben” i „Breslau” dążyły kursem zachodnim do tego samego miejsca przeznaczenia.

3 sierpnia o szóstej po południu admirał Souchon otrzymał radiową wiadomość, że Francji wypowiedziano wojnę. Parł naprzód, podobnie jak Francuzi, lecz jego szybkość była większa. 4 sierpnia o drugiej nad ranem, gdy właśnie zbliżał się do celu i kulminacyjnego momentu – oddania ognia – odebrał rozkaz admirała Tirpitza: „natychmiast skierować się na Konstantynopol”. Nie chcąc wykonać zwrotu przed „zakosztowaniem chwili tak żarliwie pożądanej przez nas wszystkich” – jak napisał – utrzymał kurs, dopóki wybrzeże algierskie nie ukazało się w świetle wczesnego poranka.

Zaraz potem podniósł na maszt rosyjską banderę, zbliżył się na odległość zasięgu pocisków i otworzył ogień, „siejąc śmierć i panikę”. „Nasz podstęp udał się świetnie” – entuzjazmował się jeden z członków załogi, który później opublikował sprawozdanie z podróży. Zgodnie z Kriegsbrauch, czyli regulaminem prowadzenia wojny, wydanym przez niemiecki Sztab Generalny, „przebranie się w nieprzyjacielskie mundury i użycie nieprzyjacielskiej lub neutralnej bandery albo insygniów w celu wprowadzenia w błąd uznaje się za dopuszczalne”. Jako oficjalne ujęcie niemieckiego sposobu myślenia w tych sprawach Kriegsbrauch został uznany za akt prawny anulujący podpis niemiecki na konwencji haskiej, której artykuł 23 zakazywał używania nieprzyjacielskich barw do maskowania się.

Po obrzuceniu pociskami Philippeville i Bône przez okręt „Breslau” admirał Souchon zawrócił na Messynę, płynąc tą samą trasą, którą przybył. Zamierzał pobrać tam paliwo od dwóch parowców niemieckich przed wzięciem kursu na odległy o 1200 mil Konstantynopol.

Admirał Augustin Manuel Hubert Gaston Boué de Lapeyrère (domena publiczna)

Admirał de Lapeyrère, słysząc przez radio o bombardowaniu prawie w tej samej chwili, gdy miało ono miejsce, założył, że „Goeben” będzie kontynuował kurs zachodni, być może, aby zaatakować po drodze Algier przed przedarciem się na Atlantyk. Zwiększył więc szybkość w nadziei przechwycenia nieprzyjaciela, „gdyby się ukazał”. Nie wydzielił okrętów dla pościgu za „Goebenem”, ponieważ – jak rozumował – jeżeli wróg się ukaże, wyda mu się bitwę, w przeciwnym razie nie będzie przedmiotem zainteresowania.

reklama

Podobnie jak wszyscy po stronie alianckiej również admirał Lapeyrère myślał o „Goebenie” wyłącznie w kategoriach strategii morskiej. Tego, że mógł on spełnić misję polityczną o kapitalnym znaczeniu, przedłużającą czas trwania wojny, ani on, ani nikt inny nie brał w ogóle pod uwagę. Gdy więc „Goeben” i „Breslau” nie pojawiły się więcej na francuskim szlaku, admirał de Lapeyrère zaprzestał poszukiwań. W ten sposób 4 sierpnia rano została utracona pierwsza szansa. Druga sposobność nadarzyła się niebawem.

Tego samego ranka o godzinie 9.30 „Indomitable” i „Indefatigable”, płynące przez całą noc pełną parą na zachód, natknęły się na „Goebena” i „Breslau” na wysokości Bône w chwili, gdy niemieckie okręty podążały już na wschód, z powrotem do Messyny. Gdyby Grey przekazał ultimatum do Niemiec poprzedniego wieczoru, bezpośrednio po swej mowie w parlamencie, Wielka Brytania i Niemcy byłyby już w stanie wojny i przemówiłyby okrętowe działa. W istniejących warunkach okręty minęły się w milczeniu, w odległości czterech mil morskich, czyli w pełnym zasięgu dział, i musiały zadowolić się tylko ćwiczebnym ustawieniem swych luf na cel i poniechaniem zwyczajowej wymiany salutów.

Chcąc maksymalnie zwiększyć dystans pomiędzy sobą a Brytyjczykami, zanim stan wojny zostanie ogłoszony, admirał Souchon przyspieszył, wyciskając największą szybkość ze swego okrętu, aż do granic możliwości kotłów. „Indomitable” i „Indefatigable” wykonały zwrot i podążyły za nim, mając zamiar utrzymać się w odległości artyleryjskiego zasięgu do chwili, aż wojna zostanie wypowiedziana. Tak jak rogi myśliwskie rozbrzmiewają po znalezieniu lisa, tak ich nadajniki radiowe podały admirałowi Milne’owi pozycję okrętów, którą ten natychmiast przekazał admiralicji: „«Indomitable» i «Indefatigable» idą w ślad za «Goebenem» i «Breslau » 37°44’ N, 75°6’ E”.

Admiralicja dygotała w męce frustracji. Tam, na tych samych wodach, które obmywały przylądek Trafalgar, okręty brytyjskie miały wroga w zasięgu strzału i – nie mogły strzelać. „Bardzo dobrze. Trzymać się ich. Wojna blisko” – telegrafował Churchill, a także wysłał bardzo pilną notatkę do premiera i do ministra Greya, sugerując, że jeżeli „Goeben” zaatakuje transportowce francuskie, należy upoważnić krążowniki Milne’a do „natychmiastowego nawiązania bojowego kontaktu”. Podczas raportowania pozycji okrętów admirał Milne pechowo przegapił podanie kursu, którym idą „Goeben” i „Breslau”, toteż Churchill zakładał, że kierują się one na zachód, żywiąc wciąż złe zamiary wobec Francuzów. „Winston cały usmarowany farbą wojenną – jak sformułował to Asquith – dyszy do bitwy morskiej, by zatopić «Goebena»”. Asquith był nawet skłonny udzielić mu na to zgody, lecz Rada Ministrów, której nieostrożnie o tym wspomniał, odmówiła zatwierdzenia wojennego aktu przed upływem północy, to jest czasu wyznaczonego w ultimatum. Tak więc została utracona druga sposobność, chociaż utracono by ją i tak, ponieważ rozkaz Churchilla uwarunkowany był zaatakowaniem przez „Goebena” transportowców francuskich – celem, z którego ten już zrezygnował.

reklama
Krążownik liniowy HMS Indomitable (fot. Surgeon Oscar Parkes, domena publiczna)

Teraz rozpoczął się desperacki wyścig po spokojnym, letnim lustrze morza między admirałem Souchonem usiłującym zdystansować swych prześladowców i Brytyjczykami starającymi się utrzymać go na celownikach aż do północy. Wyciskając z okrętu całą jego moc, Souchon doprowadził szybkość do 24 węzłów. Palacze, którym w normalnych warunkach nie wolno było pracować jednym ciągiem dłużej niż dwie godziny w gorącu i pyle węglowym, trzymani byli cały czas przy szuflowaniu w przyspieszonym tempie, parzeni przez parę z rozrywających się rur w kotłach. W ciągu jednego dnia pracy w tym tempie czterech palaczy zmarło. Powoli, lecz zauważalnie przestrzeń pomiędzy łupem a ścigającymi powiększała się. „Indomitable” i „Indefatigable”, mając także kłopoty z kotłami i niedostateczną obsadę palaczy, nie mogły dotrzymać kroku. Po południu do tego długiego, milczącego pościgu dołączył lekki krążownik „Dublin”, dowodzony przez komandora Johna Kelly’ego. W miarę upływu czasu odstęp się zwiększał i o godzinie piątej po południu „Indomitable” i „Indefatigable” straciły możność dosięgnięcia „Goebena” ogniem z dział. Tylko „Dublin” podążał jego śladem, mając „Goebena” w polu widzenia. O godzinie siódmej na morze zstąpiła mgła. O dziewiątej, już u brzegu Sycylii, „Goeben” i „Breslau” roztopiły się w zapadającym zmroku.

Powyższy tekst pochodzi z książki:

Barbara Tuchman
Sierpniowe salwy
cena:
54,99 zł
Wydawca:
W.A.B.
Tłumaczenie:
Maria i Andrzej Michejdowie
Okładka:
twarda
Liczba stron:
704
Format:
142mm x 142mm
ISBN:
978-83-280-0949-3

W admiralicji przez cały ten dzień Churchill i jego sztab „cierpieli męki Tantala”. O piątej po południu pierwszy lord morski, książę Louis Battenberg, zauważył, że jest jeszcze czas na zatopienie „Goebena” przed zapadnięciem zmroku. Wstrzymywany decyzją Rady Ministrów Churchill nie mógł wydać rozkazu. Podczas gdy Brytyjczycy czekali na sygnał do północy, „Goeben” dotarł do Messyny i do węgla. Gdy nastał świt, Brytyjczycy, obecnie już zaangażowani w wojnę i mający swobodę działania, nie mogli go odnaleźć. Z ostatniego raportu „Dublina” przed utraceniem kontaktu sądzono, że „Goeben” znajduje się w Messynie, lecz tymczasem pojawiła się nowa przeszkoda. Rozkaz admiralicji informujący Milne’a, że Włochy ogłosiły neutralność, polecił mu „przestrzegać jej rygorystycznie i nie zezwolić okrętom na zbliżenie się do brzegów włoskich na odległość mniejszą niż sześć mil”. Zakaz, który miał na celu zapobieżenie jakiemuś „drobnemu incydentowi”, aby uniknąć kłopotów z Włochami, był może jednak zbyt daleko posuniętą ostrożnością.

reklama
Brytyjskie krążowniki w pogoni za niemiecką eskadrą (domena publiczna)

Ten sześciomilowy limit uniemożliwił wejście do Cieśniny Messyńskiej, dlatego też admirał Milne ustawił przy jej obu wyjściach straż. Będąc przekonany, że „Goeben” wyruszy znów na zachód, on sam na flagowym okręcie „Inflexible” razem z „Indefatigable” pilnował wyjścia na zachodnią część Morza Śródziemnego, podczas gdy tylko jeden lekki krążownik „Gloucester”, dowodzony przez komandora Howarda Kelly’ego, brata dowódcy „Dublina”, został skierowany do patrolowania wyjścia na jego wschodnią część. Ponieważ admirał Milne chciał skoncentrować swe siły na zachodzie, wysłał „Indomitable” w celu zabunkrowania węgla do pobliskiej Bizerty zamiast dalej na wschód – na Maltę. Wskutek tego żaden z trzech okrętów zbliżonych do „Inflexible” nie był na miejscu, z którego mógłby przechwycić „Goebena”, gdyby ten skierował się na wschód.

Przez dwa dni, piątego i szóstego sierpnia, Milne patrolował wody na zachód od Sycylii w pełnym przekonaniu, że „Goeben” będzie usiłował przedrzeć się na zachód. Admiralicja, która również nie liczyła się z możliwością innej taktyki „Goebena”, jak tylko przebijania się przez Gibraltar lub zaszycia się w Puli, nie przeciwstawiała się tym poczynaniom.

W ciągu tych dwóch dni, aż do wieczoru szóstego sierpnia, admirał Souchon przy sporych trudnościach bunkrował węgiel w Messynie. Włosi nalegali na przestrzeganie przepisów prawa neutralności, które przewidywały, że powinien on wyjść z portu w ciągu 24 godzin od przybycia. Bunkrowanie, którego musiano dokonywać z niemieckich parowców handlowych, wobec konieczności rozprucia pokładów i usunięcia nadburci, by umożliwić przeładunek węgla, zabierało trzykrotnie więcej czasu niż normalnie. Podczas gdy admirał spierał się z władzami portowymi na temat przepisów prawnych, wszyscy co do jednego członkowie załogi zostali zagonieni do szuflowania węgla. Mimo zachęt w postaci dodatkowych porcji piwa, orkiestry dętej i patriotycznych przemówień oficerów ludzie mdleli z wyczerpania pracą w sierpniowym upale, aż w końcu cały pokład okrętu był zasłany poczerniałymi i spływającymi potem ciałami, robiącymi wrażenie martwych.

W południe 6 sierpnia, gdy załadowano już 1500 ton, co jednak nie wystarczało na osiągnięcie Dardaneli, nikt nie był już zdolny do dalszego wysiłku. „Z ciężkim sercem” admirał Souchon rozkazał przerwać załadunek, zarządził odpoczynek dla całej załogi i gotowość do odejścia na godzinę piątą po południu. Do Messyny dotarły dwie wiadomości, zwiększające zagrożenie admirała i stawiające go wobec konieczności podjęcia rozstrzygającej decyzji. Rozkaz Tirpitza, aby wziąć kurs na Konstantynopol, został nagle odwołany telegramem następującej treści: „Ze względów politycznych wejście do Konstantynopola w obecnej chwili niewskazane”. Zmianę rozkazu spowodował rozdźwięk w rządzie tureckim. Enwer już poprzednio udzielił ambasadorowi niemieckiemu zezwolenia dla „Goebena” i „Breslau” na przejście przez pola minowe strzegące Dardaneli. Ponieważ przejście takie w sposób oczywisty pogwałciłoby neutralność, którą Turcja nadal oficjalnie głosiła, wielki wezyr i niektórzy ministrowie stanęli na stanowisku, że zezwolenie musi być cofnięte.

Drugi telegram Tirpitza do Souchona zawierał informację, że Austriacy nie mogą udzielić żadnej pomocy morskiej Niemcom na Morzu Śródziemnym, i wobec tego admiralicja pozostawia Souchonowi swobodę wyboru, dokąd ma się udać w zaistniałych okolicznościach.

Powyższy tekst pochodzi z książki:

Barbara Tuchman
Sierpniowe salwy
cena:
54,99 zł
Wydawca:
W.A.B.
Tłumaczenie:
Maria i Andrzej Michejdowie
Okładka:
twarda
Liczba stron:
704
Format:
142mm x 142mm
ISBN:
978-83-280-0949-3

Souchon wiedział, że jego kotły nie mogą zapewnić mu szybkości niezbędnej dla skoku do Gibraltaru przez gęstą sieć nieprzyjacielską. Buntował się przeciw schowaniu się w Puli, gdzie byłby zależny od Austriaków. Zdecydował się więc na pójście w kierunku Konstantynopola, nie bacząc na przeciwne rozkazy. Cel – według jego własnych słów – był określony jasno: „zmusić Turków, nawet wbrew ich woli, do rozszerzenia wojny na Morze Czarne, przeciw ich odwiecznemu wrogowi – Rosji”. Rozkazał, by kotły były pod parą z gotowością do odejścia na godzinę siedemnastą. Wszyscy zarówno na pokładzie, jak i na lądzie wiedzieli, że „Goeben” i „Breslau” znajdą się na morzu w sytuacji run a gauntlet, zmuszone do walki przy bardzo nierównych szansach. Przez cały dzień tłumy podekscytowanych Sycylijczyków oblegały nabrzeża, sprzedając karty pocztowe i ostatnie pamiątki tym, „którzy wkrótce zginą”, i roznosząc dodatki nadzwyczajne gazet z tytułami: W szponach śmierci, Hańba czy klęska?, Podróż po śmierć lub chwałę.

Krążownik lekki SMS Breslau (domena publiczna)

Spodziewając się pościgu, admirał Souchon umyślnie wybrał czas odejścia jeszcze za dnia, aby można było go widzieć, jak płynie w kierunku wschodnim, a później północnym, jak gdyby na Adriatyk. Po zapadnięciu nocy zamierzał zmienić kurs na południowo-wschodni i pod osłoną ciemności wymknąć się pościgowi. Ponieważ nie miał dość węgla na całą podróż, wszystko zależało od tego, czy będzie mógł niezauważalnie spotkać się z węglowcem, któremu wydano rozkaz oczekiwania koło przylądka Maléas na południowo-wschodnim krańcu Grecji.

Gdy tylko „Goeben” i „Breslau” wyszły wschodnim wyjściem z Cieśniny Messyńskiej, dostrzegł je natychmiast patrolujący w pobliżu „Gloucester” i podążył ich śladem. Ponieważ okręt ten, będący jednostką tej klasy co „Breslau”, mógł być łatwo zatopiony ciężkimi działami „Goebena” z odległości dziewięciu mil morskich, nie mógł uczynić nic więcej, jak trzymać nieprzyjaciela na oku aż do przyjścia posiłków. Komandor Kelly przekazał przez radio pozycję i kurs admirałowi Milne’owi, patrolującemu nadal wraz z trzema ciężkimi krążownikami na zachód od Sycylii. Komandor Kelly podążał za „Goebenem” od strony morza. Gdy ciemność zaczęła zapadać, około godziny ósmej, zmienił kurs, przechodząc w stronę lądu, aby mieć „Goebena” oświetlonego promieniami księżyca, który wzeszedł właśnie po jego prawej stronie. Manewr ten wprowadził go w zasięg artylerii „Goebena”, którego jednak to nie skusiło do oddania salwy. W jasną noc dwie ciemne sylwetki, ścigane zawzięcie przez trzecią, spieszyły wytrwale na północ, a dym z ich kominów na skutek złego gatunku węgla zabunkrowanego w Messynie przesłaniał czarnymi chmurami rozświetlone księżycem niebo, czyniąc okręty widocznymi z dużej odległości.

Dowiedziawszy się, że „Goeben” odszedł z Messyny przez wyjście wschodnie, admirał Milne pozostał na swym miejscu. Sądził bowiem, że jeśli „Goeben” będzie kontynuował ten kurs, to zostanie przejęty przez eskadrę admirała Troubridge’a, pilnującą wyjścia z Adriatyku. Jeśli zaś, jak skłonny był wierzyć, jego kurs był manewrem mającym na celu zmylenie przeciwnika, i później mimo wszystko weźmie on kurs zachodni, wówczas przejmie go sam z własną eskadrą. Nie brał pod uwagę żadnej innej możliwości. Tak więc tylko jeden okręt, lekki krążownik „Dublin”, został wysłany na wschód z rozkazem dołączenia do eskadry Troubridge’a.

Tymczasem Souchon, nie mogąc pozbyć się „Gloucestera”, nie mógł pozwolić sobie na dalsze trzymanie się fałszywego kursu, jeśliby chciał dotrzeć do Morza Egejskiego na posiadanym zapasie paliwa. Śledzony czy nie, musiał zmienić kurs na wschodni. O godzinie 22 zrobił zwrot, zagłuszając w tym samym momencie pasmo fali radiowej „Gloucestera” w nadziei, że zapobiegnie w ten sposób dotarciu raportu o zmianie swego kursu. To mu się nie udało. Komunikat radiowy komandora Kelly’ego informujący o tym dotarł około północy zarówno do admirała Milne’a, jak i do Troubridge’a. Milne skierował się wówczas na Maltę, gdzie zamierzał pobrać paliwo i „kontynuować pościg”. Teraz przejęcie „Goebena” należało do Troubridge’a, gdyż nieprzyjaciel szedł w jego kierunku.

Admirał sir Ernest Charles Thomas Troubridge (fot. Bassano, domena publiczna)

Troubridge zajął pozycję u wyjścia z Adriatyku zgodnie z rozkazem: „Uniemożliwić Austriakom wyjście, a Niemcom wejście”. Z kursu „Goebena” wynikało jasno, że oddala się on od Adriatyku, Troubridge wiedział jednak, że jeśli sam natychmiast ruszy pełną parą na południe, wówczas będzie w stanie przeciąć mu drogę.

Czy mógł jednak mieć nadzieję na nawiązanie walki w warunkach, które zapewniłyby mu zwycięstwo? Eskadra jego składała się z czterech krążowników opancerzonych: „Defence”, „Black Prince”, „Warrior” oraz „Duke of Edinburgh”, każdy o wyporności 14 000 ton, z działami kalibru 234 mm, których zasięg był jednak znacznie mniejszy od zasięgu dział „Goebena”, mających kaliber 280 mm. Pierwotny rozkaz admiralicji, przekazany mu przez jego zwierzchnika admirała Milne’a, oczywiście jako instrukcja, wykluczał działania bojowe „przeciw przeważającym siłom”. Nie otrzymawszy żadnych rozkazów od Milne’a, Troubridge postanowił starać się przechwycić nieprzyjaciela, jeżeli mu się to uda, jeszcze przed szóstą rano, gdy pierwszy brzask na wschodzie da mu dobrą widzialność i wyrówna handicap wynikający z różnicy zasięgu artyleryjskiego. Zaraz po północy ruszył pełną parą na południe. Cztery godziny później zmienił jednak zdanie.

Powyższy tekst pochodzi z książki:

Barbara Tuchman
Sierpniowe salwy
cena:
54,99 zł
Wydawca:
W.A.B.
Tłumaczenie:
Maria i Andrzej Michejdowie
Okładka:
twarda
Liczba stron:
704
Format:
142mm x 142mm
ISBN:
978-83-280-0949-3

Będąc attaché morskim w Japonii w czasie wojny rosyjsko-japońskiej, Troubridge nabrał respektu dla skuteczności ognia dalekosiężnego. Poza posiadaniem znakomitego rodowodu – jego pradziad pod dowództwem Nelsona walczył nad Nilem – oraz reputacji najprzystojniejszego w okresie swej młodości oficera marynarki wierzył on w sztukę żeglarską tak mocno jak żołnierze Cromwella w Biblię. Churchill, jak widać, dostatecznie go cenił, skoro w 1912 roku włączył go do nowo powołanego sztabu wojennego marynarki. Lecz sztuka żeglarska i dobre wyniki w pracy sztabowej niekoniecznie pomagają dowódcy, gdy staje on w obliczu bliskiego śmiertelnego boju.

Gdy do czwartej rano Troubridge nie odnalazł jeszcze „Goebena”, zrozumiał, że nie może dłużej liczyć na podjęcie walki w sprzyjających okolicznościach. Uważał, że w świetle dnia „Goeben” – jeśli się go napotka – może, utrzymując się sam poza zasięgiem dział nieprzyjaciela, zatopić jego cztery krążowniki jeden po drugim.

W czasie przeprowadzanej przez „Goebena” celnej strzelaniny i prawdopodobnych jatek Troubridge widział małe szanse dla któregokolwiek ze swych czterech krążowników i ośmiu niszczycieli dosięgnięcia go ogniem własnych dział lub torped. Uznał, że zachodzi przypadek napotkania „przeważających sił”, z którymi admiralicja zakazała mu wchodzić w walkę. Przerwał więc pościg, informując o tym Milne’a przez radio, i po kilkugodzinnym krążeniu w pobliżu wyspy Zakynthos w nadziei, że dołączy do niego jeden z ciężkich krążowników Milne’a, w końcu o dziesiątej wszedł do portu Zakynthos, przygotowując się do ponownego objęcia straży nad Austriakami na Adriatyku. W taki oto sposób zaprzepaszczona została trzecia sposobność, a „Goeben” wraz ze swym ogromnym ładunkiem tragicznego losu podążał nadal swym kursem.

Lekki krążownik HMS Gloucester (fot. Surgeon Oscar Parkes, domena publiczna)

O godzinie 5.30 rano Milne, wciąż spodziewając się, że „Goeben” zamierza zawrócić na zachód, dał rozkaz „Gloucesterowi”, „aby stopniowo zostawał w tyle, aby nie stać się łupem”. Ani on sam, ani admiralicja nie myśleli do tej pory o „Goebenie” jako o okręcie, który ucieka i któremu o wiele bardziej zależy na uniknięciu starcia niż wywołaniu go, a także na wykazaniu całej swej umiejętności i szybkości dla osiągnięcia odległego celu. Pod wrażeniem rajdu na Philippeville i lat narastającej obawy przed flotą niemiecką Anglicy myśleli o nim jak o korsarzu, włóczącym się po morzach, na podobieństwo uzbrojonego pirackiego statku, gotowego w każdej chwili do zrobienia zwrotu i rzucenia się na ofiarę. Mieli nadzieję osaczyć go w ten czy inny sposób, lecz pościgowi ich brak było zdecydowanego pośpiechu, ponieważ spodziewając się nadal, że zawróci, nie mogli sobie wyobrazić, że usiłuje uciec na wschód, a konkretnie do Dardaneli. Fiasko wynikało raczej z politycznej natury problemu niż z błędu w sztuce żeglarskiej. „Nie mogę sobie przypomnieć kompleksu zagadnień politycznych, w którym rząd brytyjski byłby mniej zorientowany niż turecki” – przyznał znacznie później skruszony Churchill. Przyczyny tego stanu rzeczy leżały w zasadniczej niechęci liberałów do Turcji.

W tym czasie nastał już w pełni dzień siódmego sierpnia. Jedynie „Gloucester”, ignorując rozkaz Milne’a, nadal podążał za „Goebenem”, który razem z „Breslau” zbliżał się do wybrzeży Grecji. Admirał Souchon, nie mogąc sobie pozwolić na spotkanie z węglowcem na oczach nieprzyjaciela, desperacko starał się pozbyć swego cienia. W usiłowaniach uwolnienia się od „Gloucestera” rozkazał, by „Breslau” pozostał w tyle i wykonywał zwroty przed jego dziobem, tak jakby rzucał miny, oraz by przeprowadzał inne nękające manewry taktyczne. Komandor Kelly, wciąż spodziewając się posiłków, był ze swej strony zdecydowany opóźniać „Goebena”. Gdy „Breslau” dla zastraszenia go został w tyle, zdecydował się na zaatakowanie go, licząc na to, że „Goeben” będzie chciał przyjść temu okrętowi z pomocą, a tym samym będzie musiał zawrócić; nie baczył przy tym, czy były to „przeważające siły”, czy też nie. W prawdziwym stylu „Diabła tam z minami!” otworzył ogień, na który „Breslau” natychmiast odpowiedział. Zgodnie z przewidywaniem „Goeben” wykonał zwrot i również oddał salwę. Żaden z pocisków nie trafił. Mały włoski statek pasażerski, idący z Wenecji do Konstantynopola, przypadkiem znalazł się w pobliżu i był świadkiem działań bojowych. Komandor Kelly przerwał akcję przeciw krążownikowi „Breslau” i został w tyle. Admirał Souchon, nie mogąc pozwolić sobie na zużywanie na pogoń cennego węgla, powrócił do poprzedniego kursu. Komandor Kelly podążył ponownie jego śladem. Przez następne trzy godziny trzymał się blisko, mając „Goebena” na oku, aż do chwili, gdy Milne przekazał mu rozkaz kategorycznie zakazujący kontynuowania pościgu poza przylądek Matapan na krańcu Grecji. O wpół do piątej po południu, gdy „Goeben” okrążał przylądek i wchodził na Morze Egejskie, „Gloucester” wreszcie zrezygnował z pościgu. Uwolniony od nadzoru admirał Souchon zniknął między wyspami Grecji, dążąc na spotkanie ze swym węglowcem.

Powyższy tekst pochodzi z książki:

Barbara Tuchman
Sierpniowe salwy
cena:
54,99 zł
Wydawca:
W.A.B.
Tłumaczenie:
Maria i Andrzej Michejdowie
Okładka:
twarda
Liczba stron:
704
Format:
142mm x 142mm
ISBN:
978-83-280-0949-3

Około ośmiu godzin później, krótko po północy, admirał Milne wraz z okrętami „Inflexible”, „Indomitable”, „Indefatigable” oraz lekkim krążownikiem „Weymouth”, po zabunkrowaniu i dokonaniu napraw, opuścił Maltę, biorąc kurs na wschód. Pościg był niespieszny, płynął bowiem z szybkością 12 węzłów, być może dlatego, iż sądzono, że większa szybkość byłaby na tym etapie marnotrawstwem węgla. Następnego popołudnia, to jest ósmego sierpnia o godzinie drugiej, znajdował się właśnie w połowie drogi między Maltą a Grecją, gdy nagle zatrzymała go wiadomość z admiralicji, że Austria wypowiedziała wojnę Anglii. Wiadomość ta była błędna, spowodowana pomyłką urzędnika, który nadał zawczasu przygotowany, zakodowany telegram informujący o stanie wojny z Austrią. Wystarczyło to, aby Milne zaniechał pościgu i zajął pozycję, na której nie mógł być odcięty od Malty wskutek możliwego teraz pojawienia się floty austriackiej; wydał też rozkaz eskadrze Troubridge’a i „Gloucesterowi” dołączenia do niego. Tak utracono jeszcze jedną sposobność.

Okręty pozostały tam w koncentracji przez blisko 24 godziny, do południa następnego dnia, kiedy powiadomiony przez zaambarasowaną admiralicję, że Austria jednak nie wypowiedziała wojny, admirał Milne raz jeszcze podjął pościg. W tym czasie trop „Goebena”, którego widziano ostatni raz 7 sierpnia po południu, gdy wchodził na Morze Egejskie, pochodził już sprzed czterdziestu godzin. Usiłując zdecydować, gdzie należy prowadzić poszukiwania, admirał Milne – zgodnie z jego własnym sprawozdaniem – brał pod rozwagę cztery możliwe kursy, którymi mógł podążyć „Goeben”. Myślał wciąż, że może będzie usiłował przemknąć się na Atlantyk lub skierować się na południe dla zaatakowania Kanału Sueskiego; może też szukać schronienia w jakimś porcie greckim, a nawet napaść na Saloniki – te dwa ostatnie przypuszczenia były raczej niezwykłe, zważywszy neutralność Grecji. Z jakiegoś względu nie posądzał admirała Souchona o zamiar pogwałcenia neutralności tureckiej. Dardanele jako punkt docelowy nie przychodziły admirałowi Milne’owi na myśl, podobnie jak w kraju – admiralicji. Jego strategia – jak to sam ujął – polegała na trzymaniu „«Goebena» capniętym

gdzieś na północy” na Morzu Egejskim.

Krążownik liniowy HMS Indefatigable (fot. Surgeon Oscar Parkes, domena publiczna)

„Na północy” było to dokładnie tam, dokąd udawał się Souchon, ponieważ jednak Turcy zaminowali wejście do cieśniny, nie mógł wejść do niej bez ich zgody. Nie mógł też iść dalej, dopóki nie zabunkrował węgla i nie porozumiał się z Konstantynopolem. Jego węglowiec „Bogadir” oczekiwał zgodnie z rozkazem, zamaskowany jako statek grecki, w pobliżu przylądka Maléas. Obawiając się wykrycia przez nieprzyjaciela, Souchon wydał węglowcowi rozkaz przesunięcia się do Denusy, wyspy położonej dalej na Morzu Egejskim. Nieświadomy poniechania przez Brytyjczyków pościgu przez cały dzień ósmego sierpnia leżał nieruchomo na wodzie i dopiero dziewiątego nad ranem wślizgnął się na opuszczone wybrzeże Denusy. Tutaj „Goeben” i „Breslau” przez cały dzień bunkrowały węgiel, stale utrzymując kotły pod parą, tak aby móc odejść w ciągu pół godziny od otrzymania rozkazu. Na szczycie wzgórza ustawiono punkt obserwacyjny, by strzec się przed Brytyjczykami, którzy wówczas byli oddaleni o pięćset mil – pilnując Austriaków.

Admirał Souchon nie odważył się użyć radia w celu skomunikowania się z Konstantynopolem, gdyż użycie sygnału dostatecznie mocnego na pokonanie tej odległości jednocześnie zdradziłoby nieprzyjacielowi jego własną pozycję. Statkowi „General”, który płynął za nim od Messyny bardziej południowym kursem, polecił zawinąć do Smyrny i stamtąd przekazać attaché morskiemu w Konstantynopolu następujące polecenie: „Bezwzględna konieczność militarna wymaga zaatakowania nieprzyjaciela na Morzu Czarnym. Użyjcie wszelkich możliwych środków, aby natychmiast uzyskać dla mnie zezwolenie na przejście przez cieśniny za zgodą rządu tureckiego, jeśli możliwe, bez formalnej zgody, jeśli konieczne”.

Przez cały dzień dziewiątego sierpnia Souchon oczekiwał na odpowiedź. W pewnej chwili radiooperator złapał jakiś zniekształcony tekst, lecz nie zdołano go rozszyfrować. Noc przeszła bez odpowiedzi. W tym czasie eskadra Milne’a, dowiedziawszy się o swoim austriackim błędzie, ponownie zbliżała się do Morza Egejskiego. Souchon zdecydował, że w wypadku nieotrzymania odpowiedzi sforsuje Dardanele, jeśli okaże się to konieczne. Dziesiątego sierpnia o trzeciej nad ranem usłyszał sygnały radiowe eskadry brytyjskiej wchodzącej na Morze Egejskie. Nie mógł dłużej czekać. Wtedy właśnie szereg zróżnicowanych, synkopowanych dźwięków napłynął do słuchawek. Był to nareszcie „General” przekazujący delfickie posłanie: „Wchodzić. Domagać się poddania fortów. Pojmać pilota”.

Nie będąc pewnym, czy miało to oznaczać, że ma pozorować użycie siły dla ratowania twarzy Turków, czy też ma przedrzeć się na siłę, Souchon opuścił Denusę o świcie. Przez cały dzień szedł na północ z szybkością 18 węzłów, zaś tego samego dnia admirał Milne krążył po Morzu Egejskim, myszkując w poprzek jego wyjścia, by mu przeszkodzić w wydostaniu się stamtąd. O czwartej po południu Souchon ujrzał wyspę Lemnos i równinę Troi; o piątej osiągnął wejście do historycznego przejścia, które okazało się jednak nie do sforsowania pod działami wielkiej twierdzy w Çanakkale. Z załogą na stanowiskach bojowych, oczekującą w napięciu nerwowym i niepewności, okręt zbliżał się powoli. Na maszcie zatrzepotała flaga kodu sygnałowego: „Wysłać pilota”.

Copyright © 1962 by Barbara W. Tuchman

Copyright © for the Polish edition by Grupa Wydawnicza Foksal, MMXIII

Copyright © for the Polish translation by Teresa Czesława Kiełczewska,

Jan Wojciech Rdułtowski

Powyższy tekst pochodzi z książki:

Barbara Tuchman
Sierpniowe salwy
cena:
54,99 zł
Wydawca:
W.A.B.
Tłumaczenie:
Maria i Andrzej Michejdowie
Okładka:
twarda
Liczba stron:
704
Format:
142mm x 142mm
ISBN:
978-83-280-0949-3
reklama
Komentarze
o autorze
Barbara Wertheim Tuchman
Amerykańska historyk i dziennikarka, dwukrotna laureatka Nagrody Pulitzera. Posiada doktorat honoris causa m.in. Sorbony, Harvardu i Osfordu

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone