Rafał Szczerbakiewicz – „Niepokalana szczerość jest urojeniem” – recenzja i ocena
Gdybym napisała, że „Niepokalana szczerość jest urojeniem” to zła książka, skłamałabym. Nie wiem, czy ta publikacja jest zła. Nie wiem, ponieważ jej nie rozumiem. Sięgnęłam po pracę Rafała Szczerbakiewicza z nadzieją, że znajdę w niej nowe, świeże spojrzenie na twórczość Jana Parandowskiego, którego nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Tymczasem brutalnie odbiłam się od ściany języka. Przytoczę losowo wybrane przykłady:
Nic nie przemawia do niego silniej niż kojący rodzaj ideologicznej pewności, jaki zapewnia swemu wyznawcy uniwersytecki dyskurs o przeszłości. Naukowa wiedza jest dla niego libidalnym fetyszem. (s. 23)
Ewokacji dostępują często ludzie, ich słowa, czyny, przedmioty i miejsca, które w najlepszym razie są tylko fantazmatycznym domniemaniem niedościgłego obiektywnego stanu faktycznego. (s. 27)
Ma jednak swoje aberracje wynikłe z indywidualnych światopoglądowych idiosynkrazji autora. (s. 189)
Jeśli w manierystycznym wcieleniu lwowskiego renesansu nie chciał rozpoznać uniwersalizmu epoki odrodzenia, to właśnie dlatego, że widział tam groźne miazmaty eklektycznych wpływów wschodniej kultury. (s. 385)
Wydaje się, że konstatacja stanu naiwnego kultury w archaicznych czasach jest konsekwentnie uzupełniana refleksją o zasadniczo egzystencjalnej proweniencji. (s. 660)
W książce roi się od zdań długich, ciężkich, naszpikowanych ciągami rzeczowników i specjalistycznym słownictwem. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby autor uzupełnił ją kilkoma elementami. Przede wszystkim brakuje klucza interpretacji, czyli definicji terminów, którymi posługuje się Szczerbakiewicz. Zawsze wydawało mi się to naturalną częścią pracy naukowej. Wskazanie, do której tradycji pojęciowej nawiązujemy, uważam za szczególnie ważne, gdy poruszamy się w tak płynnej i różnorodnej dziedzinie, jaką jest literaturoznawstwo. Samo wskazanie na dekonstrukcję nie jest wystarczające. Ponadto następujące po sobie zdania nie wnoszą niczego nowego – ani w analizie twórczości Parandowskiego, ani w interpretacjach kultury starożytnej czy wyobrażeń o niej (tytułowy „mit śródziemnomorski”), ani w interpretacjach procesów historycznych nie potrafię znaleźć dla siebie myśli nowych albo interesujących. Zwłaszcza w początkowych rozdziałach odczuwam twórczość Szczerbakiewicza jako pisanie różnymi słowami o tym samym (potocznie mówiąc „wodolejstwo”). Wielokrotnie trafiałam na akapity, które były tylko powierzchowną parafrazą cytatów umieszczonych w przypisie. Nie wykluczam, że z perspektywy dekonstrukcjonistycznej książka wnosi coś nowego, ale jest to poziom refleksji dla mnie niedostępny. Pozostaje jeszcze kwestia języka, jakim napisana została książka. Nie jest on precyzyjny. Już na powitanie słowa „akcja powieści” wzbudziły we mnie podejrzliwość. Z lekcji języka polskiego w liceum pamiętam tylko o „akcji dramatu” lub o „narracji powieści”, a studiowanie języków martwych nie przyniosło mi wiedzy o bardziej modnym literaturoznawstwie, więc jestem skazana na wyciąganie znaczeń z kontekstu. Autor jednak bawi się w wymyślanie nowych określeń na to samo lub używania tych samych słów na określenie różnych rzeczy, co daje efekt migotania znaczeń. Wiele do życzenia pozostawia również polszczyzna, którą posługuje się autor. Zdarzają mu się takie wpadki jak:
Zachowana tylko częściowo kamienna płyta opisuje uroczystości jubileuszowe, które August wyprawił w 17 roku przed Chrystusem, licząc czas według miar nowożytnego kalendarza.
Nie brak i pomniejszych takich jak tautologie, tworzenie nieistniejących słów, kolokwializmy, dwuznaczności w składni.
W efekcie czuję się zagubiona. Dotychczasowe lektury i nauka nie pozwalają mi zrozumieć tej książki, a dziedzina, do której książka się zalicza, nie wydaje się zainteresowana tym, żeby mi udostępnić narzędzia potrzebne do jej zrozumienia. Boli to tym bardziej, że na okładce książki w tonie pochwalnym recenzent napisał:
Podsumowując: jest to książka zawierająca nowoczesną wizję przechodzącego w chwili obecnej radykalne metamorfozy literaturoznawstwa, książka mówiąca wiele o kondycji współczesnego człowieka (stąd jej ważna funkcja społeczna!), słowem książka, która jak najszybciej powinna ujrzeć światło dzienne i trafić do rąk czytelników.
Na usta ciśnie się pytanie: jakich czytelników? Jeżeli starożytnik nie potrafi sobie poradzić z tym tekstem, to do kogo skierowano tę książkę? Albo inne pytanie: co się stało, że tekst z zakresu humanistyki nie jest zrozumiały dla innych specjalności?
Zazwyczaj przy starciu z publikacją, której nie rozumiem, odczuwam głęboką przyjemność z faktu, że poznaję nowe spojrzenie na świat, nowy język, nowe koncepcje. Czytając „Niepokalaną szczerość”, czułam przede wszystkim zniechęcenie. Forma zewnętrzna książki nie ułatwia sprawy. Czterdzieści linijek tekstu na stronie nieco większej od kartki z zeszytu daje czcionkę irytująco małą. Do przypisów potrzeba już lupy, bo są jeszcze mniejsze (na oko czcionka rozmiaru sześć). A do tego liczy ona siedemset stron.
Z drugiej strony nie mogę przemilczeć, że książka pomimo bezlitosnego traktowania nadal się trzyma, świetnie kreśli się po niej ołówkiem i ma bardzo przyjemny w dotyku papier. W tekście właściwym niewiele jest literówek. Cytaty zawierają ich znacznie więcej, do tego typowych dla tekstu sczytywanego przez komputer.
Dla porządku dodam jeszcze, że „Niepokalana szczerość” dzieli się na trzy części. Pierwsza nosi tytuł „EKHPRASIS. Ewokować perswazyjny ideał przeszłości”. Autor odtwarza tutaj pisarską strategię Parandowskiego. W drugiej – „OIKUMENE. Polis i bios starożytności” – opisuje zagadnienia dotyczące żywotności kultury starożytnej, relacji państwo-jednostka i tożsamości. Trzecia – „AGAPE. Wiara, niewiara, moralność” – dotyczy religijności. Są to więc tematy zasadnicze, potencjalnie wciągające i szerokie, a bibliografia do nich – przebogata. Wykonanie natomiast dalekie od ideału.
Historykom zdecydowanie odradzam zaglądanie do książki „Niepokalana szczerość jest urojeniem”. Nie znajdziemy tam subtelnej analizy źródeł, błyskotliwej interpretacji faktów, precyzyjnego niczym skalpel języka. Ambicje Szczerbakiewicza zdają się sięgać tak daleko jak myśl innych pisarzy parających się tradycją antyczną: Nietzschego, Auerbacha, Curtiusa itp. Niestety, aby dotrzeć do czytelnika, nie wystarczą zapał i praca, trzeba sobie wyrobić język, który do niego dotrze.
Redakcja i korekta: Katarzyna Grabarczyk