R.Grodecki, S. Zachorowski, J. Dąbrowski - „Dzieje Polski średniowiecznej” – recenzja i ocena
»Dzieje Polski średniowiecznej« Romana Grodeckiego, Stanisława Zachorowskiego i Jana Dąbrowskiego stanowią w polskiej historiografii dzieło klasyczne, […] nie traci [ono – T.Z.] z upływem lat ani walorów naukowych, wyrażających się we wciąż żywej aktualności zawartych w niej tez i wniosków, ani wartości literackich. Jest szczegółowym, podręcznikowym wykładem napisanym przez trzech wybitnych uczonych […]. Tak we wstępie tej nowej i zarazem wiekowej syntezy przekonuje Czytelników Wydawnictwo Universitas za pomocą słów, zasłużonego i znakomitego naukowca związanego z Instytutem Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Krzysztofa Baczkowskiego. Czy jednak ta klasyczna pozycja zajmie niezbędne miejsce na półkach studentów i pasjonatów?
Książka, której nie da się opisać na pierwszy rzut oka inaczej niż „cegłą”, mieści w swojej objętości (bez indeksów) 864 strony tekstu. Nowe wydanie nie odbiega zasadniczo swoim wyglądem od innych pozycji proponowanych przez wydawnictwo. Prosta, a wręcz surowa obwoluta, z kawałkiem zdjęcia przedstawiającego średniowieczny mur i kawałek kroniki nie zachęca wizualnie do sięgnięcia po pozycję, a jedynie wydaje się, że spełnia wymaganie minimum do wypuszczenia podręcznika w księgarski obieg. Nie lepiej jest wewnątrz, gdyż na tylu kartach nie spotkałem się z żadną mapą czy planem działań bitewnych, o ilustracjach nie wspominając.
Omawiana pozycja, reedytowana na podstawie podwójnego wydania z 1926 roku, została złączona w jedną książkę, autorstwa trzech wybitnych krakowskich historyków wieków średnich: Romana Grodeckiego – świetnego specjalisty z historii Polski wczesnego i pełnego średniowiecza, a w szczególności stosunków gospodarczych, Stanisława Zachorowskiego zajmującego się okresem rozbicia dzielnicowego i Jana Dąbrowskiego – wybitnego znawcy dziejów późnośredniowiecznych, ze szczególnym uwzględnieniem czasów andegaweńskich w Polsce.
Książka przedstawia w swojej koncepcji polityczną, a więc wpisującą się w nurt dawnej historiografii, historię dziejów państwa polskiego, które musiało w trakcie krwawych wojen utrzymać swoją pozycję i przetrwać ciągłe konflikty. Podporządkowanie wszystkich wydarzeń ściśle sprecyzowanej chronologii jest cechą szczególną tego stylu pisania dziejów. Za przykład może tu posłużyć próba ustalenia daty objęcia przez Mieszka I panowania nad państwem Polan, które Grodecki datuje na 963 rok (obecnie przyjmujemy, że władca ten rozpoczął swoje rządy około 960 roku). Takie ścisłe porządkowanie i układanie wydarzeń historycznych przepełnionych datami i faktami nie ma dzisiaj tak dużych walorów poznawczych, jednak w momencie pisania, w pierwszej ćwierci minionego wieku, takiego podręcznika było dla ówczesnych historyków sprawą pierwszej wagi. Ten sposób patrzenia zmieni dopiero raczkująca wówczas szkoła Annales.
Przyczynowo-skutkowy model historii, dziś ceniony ze względu na wiele znaczących ustaleń faktograficznych, był jednak przepełniony ciągłym konfliktem. Przykładowo: Był w Niemczech obóz przeciwny imperialnym fantazjom Ottona III, niezadowolony zwłaszcza z jego szkodliwej dla niemieckich interesów polityki wobec Słowian, która doprowadziła do znacznego upadku znaczenia królów niemieckich na słowiańskim Wschodzie. […] Obóz ten, który można by nazwać nacjonalistycznym, potężniał szybko pod schyłek rządów Ottona III, a po jego nagłym, nieco nawet tajemniczym zgonie, temu to właśnie obozowi miał do zawdzięczenia swe wyniesienie, a następnie utwierdzenie na tronie królewskim Henryk II. Ciągłe walki, morderstwa i niemiecki imperializm nie znajdują w dzisiejszej historiografii takiego odbicia, jakie w przeszłości nadał zjazdowi gnieźnieńskiemu i śmierci w 1002 roku Ottona III Roman Grodecki. Zgodnie z dzisiejszymi trendami wydarzenie mające miejsce ponad tysiąc lat temu w Gnieźnie interpretuje się jako próbę powolnego dążenia do odnowienia struktur dawnego Imperium Rzymskiego w myśl programu politycznego tego młodego i płynnie władającego greką cesarza (Renovatio Imperii Romanorum) i pośredniego nawiązywania do spadku po Karolu Wielkim.
Jako zwolennik czytania klasyków historiografii stwierdzam, że historycy przełomu XIX i XX wieku posiadali niezwykle cenny dar zwracania uwagi na rzeczy niewidoczne na pierwszy rzut oka i ubarwiania ich niezwykle soczystym językiem literackim: Dzieje dynastii to w okresie piastowskim, a zwłaszcza w pierwszej jego połowie, w znacznym stopniu dzieje państwa, szczególniej polityki wewnętrznej. […] Scharakteryzować je można w ten sposób, że senior z istoty swojego stanowiska reprezentuje i broni interesu państwowego, tj. jedności i potęgi państwa. Jeśli nawet z egoistycznych powodów wypędza braci czy w jakikolwiek innych (choćby gwałtowny sposób) się ich pozbywa, to czyni to w interesie jednolitości, niepodzielności i siły państwa. Juniorzy natomiast zakłócają spokój wewnętrzny państwa, krusząc energię jego w wystąpieniach na zewnątrz, sprowadzając na nie – co gorsza – interwencje obce, osłabiające suwerenność państwa, a co najmniej niszczące najazdy sąsiadów, chętnych do wyzyskania takich zamieszek. […] Nie o wszystkich juniorach można to powiedzieć.
Barwny i soczysty język przytoczony powyżej pełni kilka podstawowych funkcji. Z jednej strony historia i opowiadanie o niej powinno być tak konstruowane przez autora, by odbiorca tekstu mógł poczuć, że czyta baśń. Jednym z ciekawych, i niejako klasycznych przykładów, może być książka Stanisława Smolki „Mieszko Stary i jego wiek” (pierwsze wydanie w 1881 roku), gdzie można przeczytać: Sześć dni trwała ich podróż [św. Ottona i jego mnichów –T.Z.] przez puszczę, każdy sążeń drogi z mozołem i wysiłkiem musieli zdobywać i ledwie dzień cały, od świtu do nocy, wystarczał im na przebycie jednej mili. Miękkie było wprawdzie posłanie z mchów i paproci, na którym w ciszy nocnej strudzone całodziennym pochodem członki mogli wyciągnąć, ale obawa jadowitych gadów, prześlizgujących się po tym kobiercu, nie dała im oka zmrużyć, a ryk nieznanych potworów, stałych puszczy mieszkańców, dreszczem przejmował wylękłą mnichów drużynę. Oczywiście niedopuszczalne byłoby przedstawianie takiej wizji dziejów w podręczniku akademickim, jednak w przytoczonym przeze mnie wcześniejszym passusie widać pewną nutę zadumy. Autor zdawał się w pierwszej chwili konstruować zdania bogate pod względem stylistycznym, by potem myśleć o ich treści merytorycznej. Ten sposób konstruowania narracji, nastawiony na zainteresowanie czytelnika opisywanymi wydarzeniami, doskonale może potwierdzić jedno z najciekawszych wydań międzywojennych. Mowa o „Historji Powszechnej” z 1931 roku, pod wspólną redakcją M. Sokolnickiego, H. Mościckiego i J. Cynarskiego. Dzieło to wydane w sześciu tomach zawierało syntezę całej ówczesnej wiedzy historycznej (od starożytności do I wojny światowej), która miała być nie tylko użytecznym kompendium, ale także pełnić rolę książki umilającej czas i uzupełniającej wiedzę odbiorcy. Dlatego poza korzystnym i niezwykle przejrzystym układem tekstu, autorzy zdecydowali się na wykonanie kolorowych reprodukcji znanych obrazów, czy ciekawych zabytków z omawianej przez siebie epoki, czy rejonu świata.
Nie mam zamiaru wskazywać każdej zmiany w spojrzeniu historiografii na określone wydarzenia, czy procesy historyczne, ale wydaje mi się, że warto w tym miejscu wykazać pewną niekonsekwencję krakowskiego wydawnictwa Universitas. Mam wrażenie, że od pewnego czasu powinno ono być określane mianem oficyny o dobrych pomysłach, ale nie zawsze dobrym wykonaniu. Przykładem takiego działania mogą być książki poświęcone dziejom polskich Andegawenów autorstwa Jana Dąbrowskiego („Elżbieta Łokietkówna 1305–1380” i „Ostatnie lata Ludwika Wielkiego 1370–1382”), przy wznawianiu których wydawnictwo nie zrobiło nic, by dzisiejszemu czytelnikowi ułatwić pracę z tekstem i obracanie się w materii źródłowej oraz gąszczu różnych opracowań. Universitas poszedł na łatwiznę wydając klasyczny tekst, dokonując jedynie korekty językowej i oprawiając pracę we w miarę estetyczną okładkę. Można powiedzieć, że w wypadku wydania „Dziejów Polski średniowiecznej” sytuacja się powtórzyła. Z racji ogromnego postępu badań nad wiekami średnimi w Polsce w ciągu ostatnich lat, a także wydaniem monumentalnej i dziesięciotomowej serii „Wielka historia Polski”, przed reedycją książek pełniących rolę podręczników akademickich z 1926 roku stanęło bardzo trudne zadanie, które mam wrażenie przerosło Universitas.
We wstępie napisanym przez prof. Jerzego Wyrozumskiego czytamy, że: […] Do nowszej literatury odsyłano zazwyczaj w przypisach do tekstu, a nadto na końcu I tomu zamieszczono złożoną z kilkudziesięciu nowszych pozycji książkowych bibliografię, która może posłużyć bardziej wnikliwemu Czytelnikowi jako wskazówka do dalszych badań. Nie jest to w żadnym wypadku bibliografia wyczerpująca. Na pierwszy rzut oka wszystko o czym napisał prof. Jerzy Wyrozumski zgadzało się, są badania stare, które zostały opatrzone w niektórych wypadkach komentarzem o „dzisiejszym stanie wiedzy” i ewentualnym odniesieniem do „nowszej pozycji”. Przyglądając się książce z bliska warto zauważyć, że chcąc zainteresować odbiorców tematyką średniowieczną, a przy tym, jak podaje wydawca, spełniać nadal funkcję nowoczesnej syntezy historycznej, niepoddającej się łatwo erozji czasu, nie należy ograniczać się do podawania przypisów tylko do prac wydanych w latach 1940–1980.
Idealnym przykładem tego typu działań jest przypis od wydawców znajdujący się na stronie 60, gdzie wyjaśnienia Romana Grodeckiego tłumaczącego swój pogląd na dynastię Piastów i jej legendarne początki zostały rozszerzone (w nowszej literaturze!) pracą K. Buczka z 1960 roku, a nie jedną z najbardziej aktualnych, i teraz klasycznych, prac na ten temat – książką prof. Jacka Banaszkiewicza: „Podanie o Piaście i Popielu. Studium porównawcze nad wczesnośredniowiecznymi tradycjami dynastycznymi” (Warszawa 1986). To tylko jeden z wielu przykładów, który rzucił się w oko podczas lektury podręcznika Grodeckiego, Zachorskiego i Dąbrowskiego. Wiele do życzenia pozostawia także lista „nowej” bibliografii na końcu pierwszego tomu, gdzie jedynie trzy na trzydzieści cztery pozycje są wydane po roku 1990. Tak naprawdę Czytelnik nie uświadczy w recenzowanej reedycji ani jednego odwołania do naprawdę nowej literatury wydanej w ciągu ostatnich dziesięciu, piętnastu lat.
„Dzieje Polski średniowiecznej” są pracą mającą swoje lata świetności dawno za sobą, warto jednak zastanowić się nad tym, w jakim celu można jej użyć przy obecnej pracy nad dziejami średniowiecznymi. Wydaje mi się, że jej główny atut leży nie tylko w uporządkowanym i klarownym wykładzie dziejów państwa, ale także jest to bardzo dobre źródło dla historyków i studentów zajmujących się historią historiografii. Wiadomo przecież, że każdy podręcznik zawiera w sobie myśli ludzi danej epoki i ich sposób prezentowania omawianej rzeczywistości. Liczne odwołania do starszych, a tym samym dziś trudno dostępnych, opracowań dziewiętnastowiecznych historyków może także ułatwić badania czy proces pogłębiania swojej wiedzy i zainteresowań historycznych.
Kończąc tę recenzję, chciałbym, mimo wszystkich wad popełnionych przy ponownym wydaniu tego klasycznego dzieła, zachęcić każdego do przeczytania „Dziejów Polski średniowiecznej”. Jest to książka ciekawa i bardzo dobrze przemyślana; jednak ze smutkiem muszę stwierdzić, że niespełniająca wymagań stawianych przy pisaniu prac dyplomowych czy podchodzeniu do egzaminu epokowego na studiach.
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Justyna Piątek