Przywrócić historię wszystkim Polakom – „Księga Stulecia Niepodległości”
Marek Teler: „Księga Stulecia Niepodległości” to wyjątkowy zbiór świadectw i wspomnień na temat 60 najważniejszych dla Polski wydarzeń z lat 1918–2018. Skąd pomysł na właśnie taką formę uczczenia stulecia niepodległości kraju?
Zbigniew Gluza: To się wzięło z dwóch rozpoznań. Przede wszystkim półtora roku temu, kiedy decydowaliśmy się na uruchomienie programu „Nieskończenie Niepodległa”, którego głównym celem miała być „Księga Stulecia Niepodległości”, zrozumieliśmy, że rocznica będzie głównie polem sporu politycznego. Nie skupimy się na tym, co świętujemy, czyli nad istotą niepodległości, tylko całe społeczeństwo będzie towarzyszyć swarom wyborczym kolejnych kampanii. Doszliśmy więc do wniosku, że konieczne jest drogą pozapolityczną, bez wchodzenia w relacje z partiami, zbudować narrację, która opisze całe sto lat. Ważne, by nie był to jedynie moment sprzed stu lat, ale całe stulecie przedstawione poprzez wszystkie wymiary niepodległości. Nie tylko te pozytywne, lecz także skrajnie negatywne, gdy niepodległość traciliśmy.
Drugim wymiarem tej sprawy jest to, że przez prawie 37 lat pracy KARTY, pisma i Ośrodka, mieliśmy wiele doświadczeń z opisywaniem poszczególnych etapów tego stulecia i doszliśmy do wniosku, że jest to wspaniała okazja, żeby opowieść scalić, dokładając współczesną pracę jako dopełnienie obrazu całego stulecia. Marta Markowska, która miała już doświadczenie z kilkoma takimi realizacjami, zgodziła się być naszym ośrodkowym „Redaktorem Stulecia” i poprowadziła zespół, który Księgę przygotował. Mamy poczucie, że wchodzimy w rocznicę z opisem, który jest dla społeczeństwa polskiego niezbędny.
M.T.: Niektóre z 60 wydarzeń ujętych w Księdze to daty oczywiste, jak powstanie warszawskie, porozumienia sierpniowe czy Okrągły Stół, ale są w niej też wydarzenia mniej eksponowane. Jakie były kryteria ich doboru?
Marta Markowska: Przede wszystkim naszym celem nie było proste, „podręcznikowe” opisanie historii ostatnich dziesięciu dekad, lecz skupienie się na najważniejszych momentach, które miały wpływ na naszą niepodległość. Pokazujemy zdarzenia, które towarzyszyły odzyskaniu i budowaniu niepodległego państwa. Później temu, w jaki sposób i dlaczego straciliśmy je ponownie, jaka była kondycja społeczeństwa, kiedy nie było niepodległości, jak stopniowo dojrzewaliśmy do tego, żeby na nowo móc ją odzyskać, a następnie co z odzyskaną niepodległością zrobiliśmy. To bardziej spojrzenie z lotu ptaka, niż merytoryczne analizowanie kolejnych faktów. Przyglądamy się pewnemu procesowi, także wewnętrznemu, przez które przeszło nasze społeczeństwo, i temu, co w tym procesie robiliśmy z naszą niepodległością, demokracją i sąsiedzkimi relacjami.
Z.G.: Cały czas punktem odniesienia była niepodległość. Jeżeli zajmowaliśmy się społecznościami sąsiedzkimi, to dlatego, że relacje z nimi wpływały na kondycję państwa, a w niektórych wypadkach były kluczowe dla biegu historii w generalnym ujęciu. W związku z tym wybór tych 60 tematów był w jakimś sensie naszym autorskim wskazaniem momentów, które przesądzały o stanowieniu Rzeczpospolitej i jej traceniu. Nie opowiadamy o całym biegu rzeczy, tylko o momentach, które rozstrzygały, jak bardzo traciliśmy byt państwowy lub jak mogliśmy go odzyskiwać. Mam nadzieję, że „Księga...” stanie się podstawą debaty publicznej – czym jest polska niepodległość i dlaczego w tym stuleciu była wartością najwyższą? Dla Polaków bowiem mniej ważna była wolność, ważniejszy przez całe stulecie był niepodległy byt.
M.M.: Z pozoru może się wydawać, że są to punktowe, niezwiązane ze sobą zbliżenia, ale kiedy wejdzie się głębiej w zbudowaną przez nas narrację, to widać, że jest to łańcuch przyczynowo-skutkowy, który układa się w jedną linię i wyjaśnia to, gdzie jesteśmy i dlaczego tu jesteśmy. Właściwie każdy z tych momentów da się odnieść do naszej teraźniejszości. To bardzo odkrywcze i pouczające.
M.T.: Księga składa się z dwóch tomów, przy czym pierwszy obejmuje tylko lata 1918–1944, a drugi cały okres od 1945 roku. Nie mieli Państwo poczucia, że między tymi dwoma tomami jest pewna dysproporcja?
M.M.: To wynika głównie z tego, że w 1939 roku utraciliśmy niepodległość. Przed upadkiem chcieliśmy opisać państwo bardziej szczegółowo. Mamy poczucie, że rzetelna wiedza o dwudziestoleciu międzywojennym jest (poza pracami specjalistycznymi) tak naprawdę nieobecna – funkcjonuje wiele ogólnikowych stereotypów. Chcieliśmy pokazać, co przez ten krótki, ale bardzo intensywny czas zrobiliśmy z państwem, dlaczego je utraciliśmy i w jakiej kondycji było społeczeństwo pod koniec lat 30. Peerel zresztą już bardzo szczegółowo opisaliśmy w wielu publikacjach. Nie chcieliśmy tego powtarzać, tylko pokazać w skrócie z innej perspektywy proces, przez który przechodziło społeczeństwo, żeby powrócić do państwa niepodległego.
M.T.: Wspomniała Pani o wieloletniej działalności KARTY związanej ze zbieraniem świadectw najnowszej historii Polski i wspomnień. Na ile zatem wykorzystano w „Księdze Stulecia Niepodległości” dotychczasowe zbiory organizacji, a na ile to efekt nowych poszukiwań?
M.M.: W znacznej mierze są to nowe rzeczy. Publikacje, które do tej pory opracowaliśmy, były pewnym drogowskazem i punktem wyjścia, jednak opowiadamy tę historię zupełnie inaczej – nie tak szczegółowo i detalicznie. Nawet nasi wierni czytelnicy nie będą więc mieli poczucia, że lektura się powtarza.
Polecamy „Księgę Stulecia Niepodległości”:
M.T.: Książka jest bogato ilustrowana, ale nie zdjęciami z przełomowych momentów, lecz obrazami z życia zwykłych ludzi. Dlaczego wybrali Państwo właśnie takie fotografie?
M.M.: W „Księdze...” mamy dwie równoległe narracje: tekstową, która przeprowadza nas głównie przez historię polityczną, oraz wizualną, pokazującą całe stulecie w obrazie jako historię społeczną. To jak wyglądaliśmy i żyliśmy na przestrzeni tych dziesięcioleci. Z premedytacją rezygnowaliśmy z najbardziej ikonicznych, znanych zdjęć. Autorką tego wyboru jest Agata Bujnowska.
Z.G.: Chodziło o piękny album, aby zestawić bardzo ważną opowieść z bardzo wyrazistym obrazem. Ponieważ ilustracje życia politycznego i militarnego są bardzo powtarzalne, chcieliśmy pokazać, jak wobec uprawianej na tych wszystkich etapach polityki żyło się ludziom. Już po pierwszych kwerendach było widać, że w tekstach absolutnie dominują mężczyźni – nie ma opowieści kobiet. Zakładaliśmy, że w obrazie pokażemy życie bez męskiej dominacji. W najpiękniejszych zdjęciach zdają się dominować kobiety i dzieci. Ten obraz jest w sumie bogatszy i głębszy, nie tak sztywny i upozowany, jak zwykle sytuowali się mężczyźni. W związku z tym dosyć naturalne nam się potem wydało, że opowieść o państwie jest ramą, a życie społeczne treścią. Razem tworzy to spójną całość.
M.T.: Posiadacze Księgi będą też mogli w ten sposób zobaczyć, że na to stulecie złożyły się również działania ich samych i ich przodków.
Z.G.: Przede wszystkim chcielibyśmy ożywić tożsamość pojedynczego człowieka. Moim zdaniem ta opowieść dla kogoś, kto utożsamia się z Polską, może być odpowiedzią na pytanie, co jest dla niego najważniejsze, co go stanowi. Myślę, że oboje mamy takie poczucie, że to jest na tyle wnikliwy zapis doświadczenia kraju, że można się osobiście z nim skonfrontować.
M.M.: To, co się wyłania z tego materiału i co wydaje mi się bardzo atrakcyjne, to fakt, że widać bardzo spójny proces, który tłumaczy ogromną liczbę zjawisk z naszego dnia codziennego. Daje odpowiedź na pytanie, skąd wzięło się to, co w dzisiejszej Polsce drażni, uwiera, nie działa. To zaś pozwala w następnym kroku zadać sobie pytanie, co z tym zrobić dalej.
Z.G.: Puenta jest taka, że w tekście podsumowującym książkę piszę, że warto byłoby zamknąć stulecie niepodległości, a otworzyć stulecie wolności i inaczej to stulecie urządzać niż to minione. Nie jest to opowieść o świetlanej przeszłości, wprost odwrotnie – przedzieraliśmy się przez nią bardzo mozolnie, ale wydaje się, że przyszłość może być prostsza.
M.T.: Pisze Pan w zakończeniu książki, że najnowsza historia Polski nie powinna być narzędziem walki politycznej, a niestety coraz częściej takim narzędziem jest. Jaką zatem rolę Pana zdaniem powinna odgrywać ta historia w dzisiejszej Polsce?
Z.G.: Historia zapisana w tej książce mogłaby w jakimś stopniu rozbroić te polityczne swary i pokazać, że może łączyć, a nie dzielić polską wspólnotę. Wydaje mi się, że sfera historyczna powinna zanikać w rywalizacji politycznej, dlatego że jej obecność tam jest sztuczna. W gruncie rzeczy używanie jej w taki sposób, że jakaś część historii jest nasza, a nie wasza – w podziale politycznym – jest zupełnym anachronizmem. Historia nie jest czyjaś, jest jedna, jest wszystkich, nie można jej rozdzielać na kawałki. Ale ona przestaje być wszystkich... „Księgą...” próbujemy ją wszystkim przywrócić.
M.T.: Jak zatem Państwo rozumiecie pojęcie tożsamości narodowej i polskości?
Z.G.: Cytuję we wstępie Juliusza Mieroszewskiego, który powiedział, że patrząc na Europę, nie widzi ani w niej, ani poza nią, niczego, dla czego warto by porzucić polskość. Mieszkał w Londynie, patrzył z perspektywy emigranta i miał poczucie, że polskość jest jakąś uniwersalną wartością. Próbowałem się zastanowić, pisząc ten tekst, na czym można by oprzeć polskość w sensie zbiorowym i myślę, że są dwa takie momenty: obrona państwa polskiego w 1920 roku i Sierpień '80. Definiują one Polskę w takim światłym uniwersalnym wymiarze.
W obu przypadkach zrobiliśmy coś bardzo ważnego dla Europy i świata, a pojawiła się motywacja charakterystycznie polska. Oparliśmy się ideowo komunizmowi w 1920 roku i konformizmowi w roku 1980. Uważam, że to są odniesienia, na których możemy budować wzorzec patriotyzmu, a przede wszystkim tożsamości społecznej. W obu przypadkach chodziło o obywateli – najpierw stanęliśmy w obronie państwa, potem w obronie wolności. To było coś naprawdę niezwykłego. Nagle okazało się, że potrafimy być znakomitą wspólnotą, która potrafi wejść w przestrzeń świata z niebagatelnym komunikatem. Z taką Polską mogę się utożsamić.
Byłem człowiekiem wychowanym w Peerelu i roku 1980 doświadczyłem jako świadomy człowiek, będący już wtedy przeciwnikiem tego systemu. Ponadto w Ośrodku KARTA głęboko dokumentowaliśmy 1920 rok, całą wojnę z bolszewikami i jej następstwa. Wiem, jak wyglądały oba te wydarzenia i jakim są fantastycznym wkładem w historię świata. Uważam, że to, iż świętujemy akty zwycięskie 1 marca i 1 sierpnia, a bez energii obchodzimy 15 i 31 sierpnia, to w pewnym sensie katastrofa mentalna Polaków.
M.T.: Właśnie przede wszystkim na powstaniu warszawskim i żołnierzach wyklętych opiera się poczucie tożsamości narodowej młodych Polaków.
Z.G.: Dlatego zresztą postuluję, abyśmy zamknęli kończące się stulecie niepodległości, uznając, że państwo jest stabilne. Jeżeli utrzymamy swoją obecność w Unii Europejskiej i NATO, nie mamy w tej chwili bezpośrednich zagrożeń. Można nie prowadzić polityki, która mobilizuje społeczeństwo do obrony granic i terytorium, a zająć się wolnością. Gdybyśmy zdecydowali zbiorowo, że chcemy inaczej myśleć o swojej przeszłości, to po pierwsze nie powinniśmy tak przeszłości używać we wszystkich współczesnych debatach, a po drugie należałoby przestawić w niej akcenty. Jeżeli nie rozumie się własnej historii, to w gruncie rzeczy fałszuje się współczesną rzeczywistość. Dlatego tak ważna jest ta rocznica. Utracenie niepodległości w 1939 roku, po 21 latach, było katastrofą w każdym sensie. Trzeba o tym myśleć, bo to się może powtórzyć, jeżeli będziemy tak jak wówczas traktować siebie samych.
Polecamy „Księgę Stulecia Niepodległości”:
M.T.: Zastanawiam się, czy dzisiaj byłoby nas, jako Polaków, stać na takie „pospolite ruszenie” jak w 1920 czy 1980 roku, gdyby nasza niepodległość była zagrożona.
Z.G.: Kiedy przyglądałem się Majdanowi na przełomie 2013/14 roku, widząc, że Ukraińcy – przy naporze sił Janukowycza – dali radę tam ustać, zdałem sobie sprawę, że Polacy by nie wytrzymali. Oni wytrwali, a teraz tracą ten Majdan, my zaś nie doceniamy tamtego aktu. To jest bardzo bolesne w przestrzeni całej Europy. Oni opowiedzieli się za nią, a teraz patrzą na nas, nie mogąc zrozumieć, dlaczego Polacy zdają się wycofać z Unii – przynajmniej niektórzy politycy to deklarują.
Gdy się patrzy na całe stulecie, widać, że to jest sprzeczne z naszą historią. Postulaty w czasie II Rzeczpospolitej były takie, że trzeba układu federacyjnego z otoczeniem, aby nie poddać się dwóm potworom totalitarnym. Z kolei w okresie Peerelu światła emigracja twierdziła, że niepodległość jest możliwa tylko w federacji. Tak też się stało – weszliśmy do struktury federacyjnej i to jest nasze wielkie zwycięstwo. Racja stanu Polski.
M.T.: Autorem projektu Księgi jest mistrz plakatu polskiego Andrzej Pągowski. Jak udało się Państwu nawiązać tę współpracę?
M.M.: Projektowaniem „Księgi Stulecia Niepodległości” zajęła się Magdalena Błażków z Kreacji Pro, której dyrektorem artystycznym jest Andrzej Pągowski. On sam sprawuje opiekę artystyczną nie tylko nad „Księgą...”, ale i nad cały programem. Jest też twórcą logotypu i pomysłodawcą nazwy „Nieskończenie Niepodległa”.
Z.G.: Porozumieliśmy się w sprawie nieskończoności. Rozmawialiśmy o tym, że przy okazji nadchodzącej rocznicy warto spojrzeć w przód. Zastanowić się nad stabilnością państwa i wykorzystać tę rocznicę do tego, aby zobaczyć je w następnych dekadach i stuleciu. Chcieliśmy wykreować taki znak i nazwę. Andrzej Pągowski dostrzegł w dwóch zerach setki nieskończoność i stąd ta nazwa. Dla niego to nie tylko zadanie artystyczne, ale i obywatelskie. Razem próbujemy powiedzieć coś, co miałoby zabezpieczyć Polskę – że nie powtórzy już w przyszłości utraty swej niepodległości.
M.T.: Wydanie Księgi jest częścią większego projektu „Nieskończenie Niepodległa”. Jakie działania składają się na tę inicjatywę?
M.M.: Projekt rozpoczął się w styczniu tego roku. Jego główną osią jest 52-odcinkowy cykl medialny w dzienniku „Rzeczpospolita”, Radiu Zet, Polsat News, na portalu Histmag.org i na stronie Polityka.pl, gdzie co tydzień poruszany jest jeden temat ze stulecia 1918–2018. Jesteśmy też co tydzień obecni w kilkunastu mediach lokalnych i polonijnych, a od sierpnia w 14 miastach Polski pokazujemy wystawę o roku 1918, organizując przy tej okazji spotkania o archiwistyce społecznej, zachęcając do dbania o lokalne dziedzictwo historyczne.
M.T.: Które z wydarzeń sprawiło Państwu najwięcej kłopotu w obiektywnym opisie i było najtrudniejsze w zebraniu materiału?
M.M.: Zaskakująco najtrudniejszy okazał się temat z dwudziestolecia dotyczący gospodarki. Wydaje mi się to bardzo symptomatyczne: historia gospodarcza jest zepchnięta na drugi plan i niemal nieobecna w naszym myśleniu o historii. Warto się nad tym pochylić.
Przystępując do pracy najbardziej bałam się okresu współczesnego, szczególnie ostatniej dekady: jak zapisać głęboką polaryzację, z którą borykamy się w kraju – tak, aby żadna strona dyskusji nie była pokrzywdzona, aby zapis był możliwie obiektywny. Mam nadzieję, że udało się stworzyć jakieś pole dialogowania tych różnych racji.
Z.G.: Cały czas podkreślaliśmy, że Ośrodek jest poza polaryzacją polityczną. Nie uczestniczymy w walce o władzę, ale też nie przyjmujemy do wiadomości, że polaryzacja społeczna jest przesądzona – uznajemy, że została wykreowana w sposób sztuczny. Występujemy w imieniu całego społeczeństwa, zakładając, że nastały podział nie jest na zawsze. Można z niego wyjść i taką opowieścią o przeszłości zamierzamy temu pomóc.