Przyczyny wojny polsko-bolszewickiej w oczach rosyjskiego historyka
Linia Curzona – skąd się wzięła?
Jak się pojawiła sławetna linia Curzona i dlaczego rząd polski uparcie domagał się granic z 1772 r.? Wątpliwe jest, żeby odgrywały tu dominującą rolę interesy polskich magnatów, gdyż ziemska arystokracja kraju wraz z końcem I wojny światowej przeżyła upadek, wcześniej polska szlachta w Imperium Rosyjskim mocno ucierpiała przez represje. Znaczna część polskiego ziemiaństwa i burżuazji z Królestwa Polskiego została zmuszona do emigracji. I tu wart wspomnienia jest ważny fakt: o granicach z 1772 r. przypomniał nie kto inny, jak sam W. Lenin; 29 sierpnia 1918 r. podpisał on dekret, zgodnie z którym wszystkie rozbiory Polski zostały anulowane. W zasadzie było to ogłoszeniem przywrócenia granic z 1772 r. W ten sposób Lenin dążył do przeciągnięcia na swoją stronę polskiej ludności Rosji i polskich formacji wojskowych, jak również przeciwstawienia polskiego nacjonalizmu ukraińskiemu na tle narastającego napięcia w stosunkach z Niemcami po zabójstwie ambasadora Mirbacha.
Inna rzecz – demografia. Istnieje popularny błędny pogląd, że Polacy pojawili się na terenach dzisiejszej Ukrainy i Białorusi w wyniku upadku Rusi Kijowskiej (państwa, którego prawnie nigdy nie było) i przyłączenia staroruskich ziem (kolejny z gruntu nieudany termin) do Wielkiego Księstwa Litewskiego, a następnie, po unii w Krewie – do Rzeczypospolitej. W rzeczywistości osadnicy polscy pojawili się na wschód od dzisiejszych granic Polski znacznie wcześniej, niedługo przed chrztem Rusi, a nawet, być może, w czasach Ruryka. Według Kroniki Nowogrodzkiej prawie cała prawobrzeżna Ukraina w czasach Włodzimierza I była zasiedlona przez Polaków oraz związki plemion Radymiczów i Białych Chorwatów. Chrzest Rusi i prawosławie najprawdopodobniej zostały przyjęte w celu oderwania zdobytych przez Kijów ziem na zachód od Dniepru od polskich wpływów religijnych i kulturowych.
Po tej niewielkiej dygresji na temat odległej historii wróćmy do naszej współczesności. Po przyłączeniu do ZSRR jesienią 1939 r. rozległych terenów nowej Rzeczypospolitej (w 1918 r. Polacy przywrócili dawną nazwę swego państwa) wiele tysięcy Polaków wywieziono na Syberię i do Azji Środkowej. W 1934 r. deportowano w tym samym kierunku dziesiątki tysięcy Polaków z Białoruskiej SRR. Stalin tak nie lubił Polaków, że zrezygnował z propozycji J. Ribbentropa wytyczenia granicy sowiecko-niemieckiej wzdłuż Wisły, to znaczy w praktyce przywrócenia granic Imperium Rosyjskiego. O co chodziło, nietrudno się domyślić. W świadomości wielu Polaków komuniści ich narodowości byli odszczepieńcami, dlatego tworzenie Polskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej w składzie ZSRR było bardzo trudne.
[…]
Wróćmy teraz do czasu wojny domowej. Lenin jeszcze przed rewolucją październikową zajął pryncypialne stanowisko w kwestii narodowościowej, uważając, że wielkomocarstwowy nacjonalizm rosyjski jest ułomny w swym założeniu, gdyż ma korzenie czysto feudalne. Uważał, że nacjonalizm polski jest burżuazyjny, to znaczy bardziej postępowy. Inne stanowisko w kwestii narodowościowej prezentował Stalin. Na kolejnym plenum KC 6 października 1922 r. przedstawił deklarację, w której zaproponował włączenie Ukrainy, Białorusi i Zakaukazia do RFSRR, co było sprzeczne z leninowską zasadą samookreślenia narodów. Stalin wypowiadał podobne myśli już w 1918 r., jednak dopóki żył Lenin, państwo sowieckie nie mogło otwarcie podejmować masowych działań represyjnych przeciwko jakimkolwiek narodowościom, włącznie z deportacją mniejszości narodowych, które nie chciały podporządkować się bolszewikom.
Jak wskazaliśmy wcześniej, rozpoczęte jeszcze w pierwszym tysiącleciu naszej ery procesy etniczne i demograficzne na zachód od Dniepru doprowadziły do utworzenia ludności mieszanej na obszernych terenach, które obecnie należą do Ukrainy i Białorusi. Zachodni sojusznicy, zgodnie z 13. punktem pokojowych inicjatyw W. Wilsona, postanowili ustanowić granicę między Polską a Rosją tam, gdzie nie mogły wyniknąć spory o przynależność narodową tych czy innych terenów. W 1919 r. w amerykańskiej delegacji na paryskiej konferencji pokojowej i specjalnej komisji do spraw Polski rozpoczęła się dyskusja nad problemem podziału terytorialnego, w toku której 22 kwietnia 1919 r. amerykański dyplomata Robert Lord zaproponował nową granicę wschodnią Polski, która w znacznej mierze została powtórzona w linii Curzona. W istocie rzeczy linia Curzona była powtórzeniem polityki W. Wilsona.
W amerykańskich dokumentach 1919–1920 r. na temat wschodniej granicy Polski dominuje określenie „rosyjskie ziemie”. Wszelako pamiętamy, że w tym czasie starej Rosji już nie było. Nawet nieliczni komuniści białoruscy zajmowali pryncypialne stanowisko przeciwko włączeniu Białorusi do RFSRR, gdy temat ten podjął Stalin w 1922 r. Amerykanie działali według tej samej zasady, co zagraniczni turyści w filmie Mimino : „Patrzcie, jak ci dwaj Rosjanie są do siebie podobni”. Jednak także po klęsce RKKA pod Warszawą Departament Stanu w dalszym ciągu nalegał na sprawiedliwy podział, zgodnie z granicami etnicznymi. To znaczy, Amerykanie proponowali powrót do linii Curzona.
Amerykanie opierali się na wynikach spisu powszechnego z 1897 r. Jednak P. Stołypin, nie dowierzając tym danym, w 1909 r. nakazał przeprowadzenie własnego spisu. Wyniki „stołypinowskiego spisu” mocno się różnią od wcześniejszych. Na przykład carscy urzędnicy w 1897 r. mocno zawyżyli (kilkakrotnie) liczebność ludności polskiej w Kownie, ale prawie dwukrotnie zaniżyli ją w Wilnie. Według Stołypina w guberni grodzieńskiej zamieszkiwało 173 tysiące Polaków, to znaczy nieco poniżej 10%, podczas gdy Białorusini liczyli 1 196 000 osób. Jeszcze przed I wojną światową jednak Polacy obstawali, że Białorusini wyznający katolicyzm są również w istocie Polakami. Białorusini katolicy w guberni grodzieńskiej w 1907 r. liczyli 280 tysięcy osób, co zwiększało polski element ponad dwukrotnie, jeśli uwzględniać to, że Białorusini katolicy byli lojalni wobec Polski.
W latach 1915–1916 Niemcy dla czysto wojskowych celów przeprowadzili własny spis ludności zachodnich guberni rosyjskich, zajętych przez wojska niemieckie. Jego wyniki różnią się od spisów z 1897 i 1909 r. Okazało się, że na wschód od Wilna Polaków jest więcej. Spis przeprowadzony przez rząd polski w 1919 r. przyniósł wyniki bliskie spisowi niemieckiemu z lat 1915–1916, zgodnie z którym w rejonie Wilna i Grodna Polacy stanowili większość etniczną.
Wobec wątpliwości co do adekwatności dokumentów, potwierdzających rosyjskie roszczenia do tych czy innych terenów (zachodni sojusznicy dysponowali tylko danymi spisu z 1897 r., o których Robert Lord sądził, że są przeinaczone, oraz częścią dokumentów niemieckich ze spisu z lat 1915–1916), R. Lord zaproponował, aby linię Curzona traktować jako pewne minimum, na zachód od którego leżały bezdyskusyjnie w 100% polskie ziemie. Jednak w korespondencji wspominał, że przedstawiony sojuszniczej komisji w 1919 r. dokument o granicach etnicznych Polski już wtedy również rozpatrywał jako pewne minimum, na zachód od którego granice Polski nie mogły przebiegać, ale strona brytyjska przekształciła ten szkic nowych granic w linię Curzona, która dla dyplomacji angielskiej stała się „nicią przewodnią” w kwestii polskiej. Lord jednak przyznawał, że na Wołyniu Zachodnim przeważa ludność ukraińska, podczas gdy dolina Prypeci w czasie I wojny światowej utraciła większą część swojej ludności białoruskiej.
Ten tekst jest fragmentem książki Grigorija Popowa „Interwencja. Wojna z bolszewikami w świetle dokumentów”:
Polska pod władzą grupy J. Piłsudskiego zaczęła w styczniu 1919 r. wdrażać ostrożną politykę odseparowania się od sąsiada, choć nie było do końca zrozumiałe, kto sąsiaduje z Polską na wschodzie. Na terenie Białorusi działały dwa reżimy – nacjonaliści białoruscy nieuznający RFSRR oraz władza sowiecka wykonująca polecenia z Kremla. Dlatego Warszawa zachowywała się zimą 1918/1919 r. ostrożnie, biorąc pod uwagę jeszcze fakt sowieckiej dużej ofensywy w Przybałtyce.
Na początku grudnia 1918 r. rząd polski ogłosił dekret o wyborach do Sejmu Ustawodawczego dla powiatów białostockiego i bielskiego, co spowodowało protest Rady Ministrów Białoruskiej Republiki Ludowej. W tym samym miesiącu 1918 r., nie zwracając uwagi na protesty strony białoruskiej, Warszawa oświadczyła w prasie o przyłączeniu do Polski powiatu suwalskiego w guberni augustowskiej. Ze swej strony nacjonaliści białoruscy w nocie protestacyjnej Rady Ministrów Ludowych BRL do przedstawicielstw dyplomatycznych USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch w Spa zgłosili żądanie odnośnie do guberni wileńskiej, uzasadniając to i inne roszczenia terytorialne tym, że większością etniczną w guberni wileńskiej byli Białorusini, chociaż, jak widzieliśmy wyżej, było to pomyłka spowodowana niedokładnymi (być może umyślnie sfałszowanymi) danymi spisu z 1897 r. I, jak widzimy, władze polskie zimą 1918/1919 r. również działały, opierając się na zasadzie granic etnograficznych, chociaż widziały je inaczej niż strona białoruska.
Od lipca 1920 r. do źródeł konfliktu
Podobnie jak w sytuacji z Przybałtyką, Kreml przyjął wobec Polski tę samą strategię – wytargowania dla siebie jak najwięcej w negocjacjach z Ententą. To prawda, że w rosyjskiej historiografii do tej pory powielany jest pogląd, że wina rozniecania konfliktu spoczywa na Polsce i tylko na Polsce. Na przykład znany historyk A. Puczenkow pisze na ten temat: „W 1920 r. Polska odegrała ogromną rolę w przedłużającej się wojnie domowej. Mówimy o sowiecko-polskiej wojnie 1920 r., której inicjatorką była właśnie Polska, zaś bolszewicy, według L. Trockiego, »ze wszystkich sił chcieli uniknąć tej wojny«”. Godny uwagi jest wybór źródła, na które powołuje się w swoim poglądzie A. Puczenkow – Lew Trocki.
W lipcu 1920 r. w kierownictwie Armii Czerwonej wzięły górę awanturnicze plany zajęcia całej Polski. Przedtem jednak kierownictwo WKP(b) miało zupełnie inne zamiary. Nie wydaje się, żeby ofensywa na Warszawę na początku sierpnia 1920 r. miała być krokiem do przekształcenia wojny sowiecko-polskiej w wojnę Rosji z całą Europą – siły były zbyt nierówne. Na to, że plany Kremla były dalekie od realizacji idei rewolucji światowej w tamte lipcowe dni 1920 r., wskazuje jeden dokument – list Lenina do Unszlichta w Smoleńsku, gdzie wyraźnie wskazano, że rząd Rosji Sowieckiej zamierzał pójść na ustępstwo w zbliżających się rokowaniach pokojowych: wytyczyć granicę z Polską na wschód od linii Curzona. Dalej mówi się jednak, że Armia Czerwona powinna zająć całe terytorium Polski na krótki czas, żeby wydalić z tego kraju J. Piłsudskiego i uzbroić polskich robotników. Następnego dnia, to znaczy 16 lipca 1920 r., Lenin w specjalnych krótkich tezach w sprawie polskiej wskazał, że dalsze gwarancje dla Polski będą zależały od zachowania ludności Polski w tym konflikcie. Bardziej interesujący jest jednak punkt drugi tez – Lenin uważał, że działania J. Piłsudskiego i P. Wrangla mają uzgodniony charakter, za obydwoma stoi Anglia. Tak więc operację na Krymie i w Polsce Lenin rozpatrywał jako części jednego dużego konfliktu, a głównym celem polityki Rosji Sowieckiej w czasie, kiedy Armia Czerwona wypierała polskie wojska, nie była linia Curzona. Państwo sowieckie miało bronić Krymu, na terenie którego Anglicy ustanowili absolutnie uległy im rząd P. Wrangla, którego Lenin uważał za zwyczajnego brytyjskiego najemnika. Londyn, według słów Lenina, postawił wówczas Kremlowi warunek – uznanie Krymu jako osobnego państwa. Tak więc całą historię z wyprawą J. Piłsudskiego na Ukrainę i dyplomatycznym huczkiem wokół linii Curzona Lenin rozpatrywał jako część planu oderwania Krymu od Rosji i stworzenia na jego terytorium protektoratu brytyjskiego. Rokowania na temat polskich granic i dalszych losów Polski były stawiane w bezpośredniej zależności od postawy Anglików wobec Krymu. Lenin domagał się niezwłocznego wycofania z półwyspu utworzonej przez Ententę armii P. Wrangla, której szef państwa sowieckiego nie uważał wówczas za samodzielną siłę polityczną.
Wcześniej, w pierwszych dniach lipca 1920 r., lord Curzon przesłał Leninowi swoje żądania; cytujemy je z telegramu:
Telefonogram do J.W. Stalina
Przez telefon do Stalina w Charkowie:
Wpłynęła nota od Curzona. Curzon proponuje rozejm z Polską na warunkach odsunięcia polskiej armii za linię, wyznaczoną jej przez konferencję pokojową w ubiegłym roku, Grodno, Jałówka, Niemirów, Brześć Litewski, Dorohusk, Uściług, Kryłów. Linia ta przecina Galicję między Przemyślem i Rawą Ruską do Karpat. Wszystko na wschód pozostaje nasze. Nasza armia ma odejść na 50 kilometrów na wschód od tej linii. W Londynie odbędzie się konferencja przedstawicieli Rosji Sowieckiej, Polski, Łotwy, Litwy i Finlandii pod auspicjami konferencji pokojowej. Będą tam dopuszczeni przedstawiciele Galicji Wschodniej. My możemy wysłać, kogo chcemy, jako naszych przedstawicieli. Nam proponuje się zawarcie rozejmu z Wranglem pod warunkiem usunięcia Wrangla na Krym. Wrangel jedzie do Londynu celem omówienia losów swojej armii, ale nie jako uczestnik konferencji. Dostaliśmy tygodniowy termin na odpowiedź. Poza tym w nocie Curzona mówi się, że rząd polski dał zgodę na pokój z Rosją na bazie tych warunków.
Taka jest nota Curzona. Proszę Stalina o:
1) przyspieszenie decyzji o wściekłym wzmożeniu ofensywy;
2) przekazanie mi jego, Stalina, opinii.
Osobiście myślę, że to całkowite szachrajstwo w zamiarze aneksji Krymu, które bezczelnie wysunięte jest w nocie. Przez szachrajskie obietnice chcą nam wyrwać z rąk zwycięstwo.
Lenin
Tak więc ofensywa polskich wojsk na Kijów była zainicjowana w Londynie i miała na celu odciągnięcie Armii Czerwonej od zgrupowania P. Wrangla, narzucenie Kremlowi rokowań pokojowych, umożliwienie białym na Krymie wytchnienia i oderwanie Krymu od Rosji. W tym kontekście kontrofensywa RKKA w celu całkowitego rozgromienia reżimu Piłsudskiego przedstawia się jako środek, oczywiście jawnie asymetryczny względem tego, co zrobiły polskie wojska w pierwszym półroczu 1920 r. Lenin świadomie miał program maksimum – sowietyzację Polski, jednak nie było to kluczowym punktem w jego strategii na zachodnich rubieżach Sowietów. Dlatego rozpowszechnionego w rosyjskiej historiografii poglądu, że Rosja Sowiecka się broniła, nie można, jak sądzimy, uważać za prawdziwy, co zresztą nie zdejmuje z rządu J. Piłsudskiego odpowiedzialności za to, co się stało.