Przepis na dobrą historię alternatywną? Pancerne psy w Wolfensteinie!
Nie będę ukrywał, lubię historię alternatywną. Daje niezliczone możliwości kreowania fantazyjnych scenariuszy, co stanowi główną przyczynę jej popularności. Niemniej, z puli wszystkich wizji wyróżnić można te szerzej znane. Takie, które wręcz automatycznie przychodzą na myśl, gdy powie się „historia alternatywna”. Jedną z nich jest ta, w której II wojna światowa zakończyła się zwycięstwem państw Osi. Trudno już zliczyć wszystkie dzieła kultury, których akcja rozgrywa się w świecie, gdzie Rzesza, Cesarstwo Japonii a rzadziej też Królestwo Włoch, są dominującymi siłami. Wystarczy spojrzeć na fenomen The Man in the High Castle. Książka zdefiniowała w latach 60. podejście do tego scenariusza wydarzeń , zaś niedawny serial na jej podstawie szybko stał się najbardziej znaną produkcją kinematograficzną, traktującą o historii alternatywnej. Lubimy obcować z wizją „złego zakończenia” II wojny światowej. Bądź co bądź konflikt ten był kluczowym czynnikiem kształtującym rzeczywistość, w jakiej dziś funkcjonujemy. Wyobrażenia o tym, jak świat wyglądałby w obliczu triumfu państw Osi, naturalnie więc interesuje.
Problematyczna historia alternatywna
Jednak z popularnością wizji zwycięstwa Osi wiąże się pewien problem. Mam wrażenie, że stała się ona swoistym śmietnikiem, do którego wszystko można wrzucić. Że wśród twórców panuje przekonanie, jakoby do koncepcji zwycięstwa Hitlera i jego sojuszników wystarczyło doczepić naprędce sklecony scenariusz, aby stworzyć coś ciekawego. A takie instrumentalne wykorzystywanie historii alternatywnej prowadzi do marnowania jej potencjału. Jak chociażby we wspomnianym serialu The Man in the High Castle (serio nie warto oglądać). W większości wizje świata, w których państwa Osi wygrały wojnę, są po prostu nudne i opierają się na wysłużonych schematach. Stają się przy tym parasensacyjnymi opowieściami politycznymi, które trudno od siebie odróżnić.
Częściowo wynika to z uwarunkowań prawdziwej historii, która ulega przetworzeniu. Bowiem scenariusz zwycięstwa Osi bazuje na stosunkowo niedawnych i niezwykle trudnych wydarzeniach, co sprawia, że twórcy podchodzą do niego zazwyczaj w jak najbezpieczniejszy sposób. Wystarczy zastanowić się, jakie motywy poruszane są zazwyczaj w wizji zwycięskiej Rzeszy: rozbudowa sieci obozów koncentracyjnych i zwiększenie skali ludobójstwa, rozszerzenie represji o kolejne okupowane tereny czy powojenna ewolucja nazistowskiego reżimu i jednakowo jego powolna akceptacja w nowym świecie. Umówmy się, nie są to zbyt trudne do wyobrażenia obrazy. Twórcy takich scenariuszy przyjmują sprawdzone i bezpieczne wzorce, znane z licznych, wcześniejszych opowieści. Co osobiście bardzo mnie dziwi, gdyż historia alternatywna jest stworzona do różnych eksperymentów.
Odrobina szaleństwa
Moim zdaniem, w jej przedstawianiu zawsze powinno się przełamywać szablony czy nawet sięgać po niekonwencjonalne pomysły, nieważne jak ciężkiego materiału źródłowego by nie dotykały. Ten nurt ma wpisane w siebie miejsce na popuszczanie wodzy fantazji. Co jednak ważniejsze, odważne eksperymentowanie uwypukla istotną funkcję historii alternatywnej. Może ona bowiem pomagać w zrozumieniu prawdziwych wydarzeń, zjawisk i procesów. Co zaskakujące, to właśnie łamanie schematów pozwala lepiej temu elementowi wybrzmieć. Fakt, wydaje się to dziwne. No bo jak zdroworozsądkowo przyjąć, że w zrozumieniu historii rzeczywistej mogą pomóc absurdy wrzucone do jakiejś wizji historii alternatywnej? Przecież to się kupy nie trzyma! Jednak dla mnie istnieje doskonały przykład, wskazujący, że w tej dziwacznej tezie kryje się dużo słuszności. A jest nim Wolfenstein: The New Order.
Jest to gra komputerowa wydana w 2014 roku, w której wcielamy się w amerykańskiego żołnierza o polskich korzeniach – Williama „B. J” Blaskowitza i przenosimy do lat 60., gdzie Rzesza panuje nad prawie całym globem. Fabuła rzuca gracza w różne miejsca na świecie (a nawet i na Księżycu), a głównym zadaniem jest przedzierać się przez hordy nazistowskich wojaków, ścierając ich na miazgę. Przyjemność w użytkowaniu broni jest ogromna, a gama jej wyboru szeroka. W założeniu jest to więc prosty jak budowa cepa przykład historii alternatywnej w formie strzelanki, gdzie Rzesza zatriumfowała, a gracz musi walczyć z całą jej potęgą.
Jednak już na poziomie rozgrywki widać, że nie jest to sztampowa opowiastka o świecie, gdzie Rzesza wygrała wojnę. Dysonans można odczuć chociażby poprzez spotykanych wrogów. Prócz nazistowskich żołdaków, walczy się z wielkimi robotami, zmutowanymi psami, zmutowanymi żołnierzami czy psami-robotami, określanymi jako „panzerhundy”. Te ostatnie zresztą są wizytówką The New Order. Wielkie, stalowe maszyny zachowujące się i wyglądające jak dzikie bestie, które nie są już tylko zwykłą bronią, a bardziej uosobieniem nazistowskiej tyranii, jaka ogarnęła świat. Na swój sposób jednak, pomimo całej ich otoczki, dla mnie dalej są zwyczajnie kiczowate. Wiadomo, ciągle straszne…no ale komicznie zadziwiające jest założenie, że Rzesza za jeden ze szczytów rozwoju technologii wojennej uznaje stalowego Szarika.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Polecamy e-book pod red. Magdaleny Mikrut-Majeranek „Poradnik młodego humanisty. Studia bez tajemnic”
Potęga kontrastu
To jeden ze znamiennych przykładów, który ukazuje podejście The New Order do historii alternatywnej. Rzeczywistość przedstawiona podszyta tu jest kiczem, pastiszem i czarnym humorem, nie traktuje się poważnie. Jednak łączone jest to z prawdziwie dołującą wizją światowej dominacji Rzeszy, opartej na starych tropach. Z tego połączenia rodzi się kontrast, który sprawia, że zadajemy sobie pytanie „co tu się w ogóle dzieje i czy ktoś może to wytłumaczyć?”. W jednej chwili czuć sznyt tarantinowskiego kina z przerysowanymi postaciami i sytuacjami rodem z komedii. W następnej zaś na własne oczy od środka obserwuje się funkcjonowanie jednego z największych powojennych obozów koncentracyjnych w atmosferze przypominającej tą z Listy Schindlera. Mocno kontrastujące elementy, które widzi na ekranie gracz, są jednym z głównych narzędzi, jakie The New Order wykorzystuje do przedstawiania historii alternatywnej. I to one sprawiają, że właśnie ta wizja powojennego triumfu Rzeszy przygnębia mnie bardziej niż The Man In The High Castle.
Stan przygnębienia The New Order serwuje szczególnie mocno podczas walki. Gra u swoich podstaw chce wzbudzić w grającym poczucie siły. Blaskowitz nawet najbardziej elitarnych nazistowskich żołdaków i największe roboty czy panzerhundy bez problemu rozsmarowuje po ścianach. Jednak pomimo tego gracz czuje, że jako jednostka nie ma wpływu na losy wykreowanego świata. Że nieważne jak wiele dokona wyrw w obrazie nazistowskiej dominacji, to i tak ostatecznie nic nią nie zachwieje. Cała ta kiczowatość i pastisz wkomponowują się w ten obraz. Jakby świat w The New Order krzyczał do gracza, że powojenna Rzesza jest już na tyle potężna, że jeśli zechce, to będzie traktowała absurdalne pancerne psy jako najdoskonalszą broń.
W grze znajdziemy moment, który stanowi swoiste skondensowanie tego uczucia przygnębienia, gdy nagle pada pytanie „czy jeszcze warto w ogóle ratować ten świat?”. Wcześniej podczas rozgrywki sam zadawałem sobie to pytanie. Twórcy trafnie przewidzieli więc moje odczucia i skutecznie pokierowali moim doświadczeniem z grą. To utwierdza mnie w przekonaniu, jak genialne jest tu podejście do przedstawienia historii alternatywnej. Bowiem ta w The New Order służy nie tylko jako tło wydarzeń dla fabuły, ale także próbuje na różne sposoby ugryźć istotę nazizmu. Oczywiście podchodzi do tego w bardzo pokręcony sposób, ale jednocześnie niezwykle sprawny, jak na grę komputerową. Pamiętam, że kiedy kończyłem The New Order niedługo po premierze, pierwszy raz od dawien dawna, obcując z historią alternatywną, nasuwały mi się refleksje dotyczące rzeczywistej historii. W tym nawet lekkie poczucie ulgi, że żyję w takich, a nie innych realiach. Siadając do gry liczymy na bezmyślną nawalankę z nazistami w roli antagonistów, a dostajemy coś, co nakłania człowieka do refleksji.
Rozrywka, która daje do myślenia
Czy gdyby twórcy The New Order postanowili oprzeć swoje podejście do historii alternatywnej na wysłużonych schematach, to stworzyliby tak samo dobrą grę? Moim zdaniem nie. Oczywiście The New Order ma wyśmienitą rozgrywkę, czyli coś, co w grach najważniejsze, więc pewnie dalej byłaby bardzo dobrą strzelanką. Ale tylko tym. A tak dzięki specyficznemu podejściu do historii alternatywnej stworzono coś, co obok dostarczania szalenie dobrej rozrywki, wzbudza w człowieku przemyślenia na temat tego, jak potoczyły się nasze dzieje. Nie mówię, że są to jakieś głębokie kontemplacje, ale jednak chciałbym, żeby więcej historii alternatywnych dawało przy obcowaniu z nimi przyczynek do chociaż minimalnej zadumy nad historią rzeczywistą. A droga do tego moim zdaniem wiedzie właśnie przez eksperymenty i przełamywanie konwencji. Mam więc nadzieję, że twórcy częściej będą wybierali odważniejsze kierunki w przedstawianiu alternatywnej historii, a zwłaszcza wizji wygranej państw Osi w II wojnie światowej. Co prawda na razie na to się nie zanosi, ale kto wie, może ktoś w końcu znów pójdzie po absurd do głowy?
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.