Przeklęta flotylla – rejs Drugiej Eskadry Oceanu Spokojnego
Wojna rosyjsko-japońska – zobacz też: Japonia w I wojnie światowej
Na przełomie XIX i XX wieku na Dalekim Wschodzie zderzyły się ze sobą dwa imperia. Jednym była Rosja, od czasu atamana Jermaka Timofiejewicza powoli, acz nieubłaganie sięgająca coraz dalej na wschód. Drugim była Japonia, świeżo wyrwana ze swej wielowiekowej izolacji i prężnie umacniająca swoją pozycję. Konflikt między nimi doprowadził w końcu do wybuchu 8 lutego 1904 roku wojny rosyjsko-japońskiej.
Choć toczono ją na drugim końcu świata, miała ona przynieść skutki, które wstrząsnęły Europą Wschodnią. Rewolucja 1905 roku, osłabienie caratu, rozkwit dążeń niepodległościowych – wszystko to było efektem klęski, którą Rosja poniosła w wojnie toczonej nad Morzem Żółtym. W wojnie tej zresztą od początku to Japonia była stroną dominującą i lepiej walczącą, choć na pierwszy rzut oka nic na to nie wskazywało. Słabsze, wyspiarskie państwo, bez dużych sił zbrojnych, jeszcze pięćdziesiąt lat temu było izolacjonistyczną monarchią feudalną, opóźnioną względem reszty świata o paręset lat. O tym, że mylne są rachuby wieszczące rychłą klęskę Japonii, przekonano się bardzo szybko. Już w dzień po wybuchu wojny Japończycy w błyskawicznym ataku uszkodzili dwa stojące w Port Arthur pancerniki oraz krążownik pancernopokładowy. Za początkowym sukcesem szły kolejne, osiągane zarówno na lądzie, jak i morzu.
Celem odwrócenia biegu wojny, nowym dowódcą Floty Pacyfiku został wiceadmirał Stiepan Makarow, znakomity admirał, oceanograf i polarnik. Podjął on zdecydowane działania by odwrócić bieg wojny, jednak nim jego starania przyniosły wymierne efekty, zginął 13 kwietnia, gdy jego okręt flagowy „Pietropawłowsk” wyleciał w powietrze po wejściu na minę. Zaraz po tym dowodzący siłami japońskimi admirał Heihachirō Tōgō zarządził blokadę Port Arthur. W lipcu 1904 roku jego wojska lądowe podeszły z kolei pod fortyfikacje twierdzy, zamykając port w oblężeniu. Główna baza floty i zarazem broniąca rosyjską strefę wpływów w Azji forteca znalazła się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia.
Szykowanie odsieczy
Rychło zdano sobie sprawę, że by odwrócić bieg wojny, trzeba odblokować stojącą w Port Arthur Eskadrę Oceanu Spokojnego, a następnie zdobyć panowanie nad Morzami Wschodniochińskim i Japońskim, odcinając armię japońską od źródeł zaopatrzenia. Bazująca we Władywostoku Flotylla Syberyjska nie przedstawiała jednak wystarczającej siły, by móc zdjąć blokadę Port Arthur. Potrzebne były posiłki.
Rosja dysponowała siłami morskimi na dwóch, prócz Pacyfiku, akwenach: Morzach Bałtyckim i Czarnym. Flota Czarnomorska zablokowana jednak była przez Turcję, pozostawała więc jedynie Flota Bałtycka. Była ona najsilniejszym morskim związkiem taktycznym carskiej Rosji, działającym na jednym z najważniejszych dla jej polityki akwenów. W jej głównej bazie przystąpiono do formowania Drugiej Eskadry Oceanu Spokojnego pod dowództwem kontradmirała Zinowija Pietrowicza Rożestwienskiego, rychło awansowanego do stopnia wiceadmirała.
W jej skład weszło w sumie dwadzieścia osiem okrętów o różnej wartości bojowej. Były tam cztery pancerniki typu Borodino : „Borodino”, „Imperator Aleksandr III”, „Orieł” i „Kniaź Suworow”, jednostki ultranowoczesne (ostatni został ukończony na półtorej miesiąca przed wyjściem eskadry) i niezbyt udane, do tego cierpiące na niedobór wyszkolonych załóg i rozliczne „choroby wieku dziecięcego”. Znalazły się tam również inne okręty: zwodowany jeszcze jako opancerzona fregata „Włodzimierz Monomach”, „Ural”, jeszcze parę miesięcy przed wyruszeniem eskadry pływający w spokoju jako statek pasażerski „Kaiserin Maria Theresia” i teraz w pośpiechu opancerzony i uzbrojony, dwa krążowniki typu Żemczug, opracowane na podstawie znakomitego lekkiego krążownika „Nowik” czy wreszcie trzydziestoletni, zbudowany jako żaglowiec z pomocniczym napędem parowym krążownik „Admirał Nachimow”. Wszystkie te jednostki, zebrane w pośpiechu, cierpiały na niedobór kadry, uzupełnianej z więźniów, niewyszkolonych marynarzy i pospiesznie awansowanych kadetów Korpusu Gardemarinów. Rychło zaczęto też formować Trzecią Eskadrę Dalekiego Wschodu pod admirałem Nikołajem Niebogatowem. Miała ona połączyć się z Rożestwieńskim, zaś w jej skład włączono te nieliczne okręty, które jeszcze pozostały Flocie Bałtyckiej: jej trzonem były trzy pancerniki obrony wybrzeża typu Admirał Uszakow, wsparte kilkoma krążownikami. Na przykład „Ałmazem”, wybudowanym jako jacht dla Jewgienija Aleksiejewa, namiestnika carskiego na Dalekim Wschodzie.
Prócz okrętów wojennych szły z eskadrą także liczne jednostki pomocnicze, między innymi statki szpitalne „Orieł” i „Kostroma”, uzbrojony w kilka dział warsztatowiec „Kamczatka” i inne. Jak już wspomniano, na wszystkich brakowało wyszkolonych marynarzy i oficerów, ci zaś, którzy znaleźli się pod rozkazami Rożestwieńskiego, mieli fatalne morale. Klęski ponoszone w wojnie niemal unicestwiły wiarę w zwycięstwo, wśród załóg działali socjalistyczni sabotażyści i agitatorzy. W pośpiechu usuwano z okrętów meble, dywaniki czy zasłonki, nikt bowiem nie przygotował wcześniej zabezpieczeń przeciwpożarowych. Również w pośpiechu uzupełniano zaopatrzenie i bunkrowano okręty. W końcu 15 października Lipawę opuściła największa flotylla w historii marynarki rosyjskiej. Na jej czele stał Rożestwieński, zastępowali go zaś Dymitr Gustawowicz von Fölkersam, umierający na raka znakomity oficer marynarki oraz Oskar Adolfowicz Enkwist, oportunista zawdzięczający miejsce w eskadrze protekcji Fiodora Karlowicza Avelana, szefa sztabu floty.
Artykuł inspirowany książką Andrzeja Andrusiewicza pt. „Złoty sen. Rosja XIX - XX wieku. Sprawy i ludzie”
Incydent Dogger Bank
Od samego początku rejs eskadry zapowiadał się niczym koszmar. Buntujący się marynarze i sabotażyści utrudniali pracę na swych okrętach, brak wyszkolenia prowadził do licznych niebezpiecznych sytuacji (na przykład kolizji, w której pancernik „Oslabja” zmiażdżyła dziób kontrtorpedowca „Bystryj”). Do tego wszyscy żyli w psychozie przed Japończykami, którzy w krótkim czasie z niedocenianych, zacofanych półdzikusów stali się siejącym grozę przeciwnikiem. Jeszcze na Bałtyku zaczęły się ćwiczenia na wypadek japońskiego ataku, rychło zaś paranoicznie usposobieni dowódcy zaczęli podrywać swe załogi w alarmach bojowych, które za każdym razem okazywały się fałszywe.
21 października warsztatowiec „Kamczatka” zaczął słać paniczne depesze do reszty floty. Płynął on kilka mil za eskadrą i owego pięknego październikowego poranka zameldował, że atakuje go dziewięć japońskich torpedowców i potrzebuje pomocy. Nim Rożestwieński zdążył wysłać lekkie jednostki na pomoc „Kamczatce”, agresorzy umknęli jednak za horyzontem. Eskadrę wraz z jej dowódcą opanowała psychoza – zaczęto wypatrywać japońskich okrętów, min, balonów, torpedowców zakamuflowanych jako jednostki cywilne...
Tego samego dnia późnym wieczorem zameldowano o zlokalizowaniu w okolicach eskadry niezidentyfikowanych jednostek. Zażądano od nich drogą radiową usunięcia się z kursu, nie odniosło to jednak rezultatu. W świetle okrętowych jupiterów okazało się, że jednostkami tymi są trawlery rybackie, dla Rosjan mogły one być jednak równie dobrze zamaskowanymi torpedowcami. Eskadra płynęła więc dalej w szyku bojowym, nadając ciągle żądania zmiany kursu. W końcu Rosjan zawiodły nerwy: kurs jednego z trawlerów uznano za podejście do ataku torpedowego. Z jednostek Drugiej Eskadry otwarto huraganowy ogień. Rozpętało się pandemonium. Przez dwadzieścia minut okręty rosyjskie strzelały do rybaków którzy, mając sieci za burtą, nie mogli ani manewrować, ani uciekać. Jeden z nich, „Crane”, został zatopiony, kilka innych uszkodzono. Zginęły dwie osoby, kilkoro zostało rannych, jedna zaś umarła wskutek ran w szpitalu. Nie tylko samo pomylenie trawlerów z torpedowcami świadczyło o rozpaczliwej niekompetencji Rosjan. W ciągu dwudziestominutowego strzelania do niemal nieruchomych celów jedynie kilka pocisków w coś trafiło. Pancernik „Orieł” oddał około 500 strzałów, wszystkie zaś chybiły. Krążowniki „Dmitrij Donskoj” i „Aurora” zostały wzięte za jednostki japońskie i uszkodzone ogniem. Na „Borodino” zaś doszło do bijatyki z powodu plotki o próbie abordażu, przeprowadzonego na jednostkę przez Japończyków. W efekcie rybakom nie udzielono pomocy.
Przeklęty marsz
Incydent Dogger Bank oznaczał początek kłopotów Rożestwieńskiego. Zjednoczone Królestwo i Rosja znalazły się na skraju wojny, zaś brytyjską Home Fleet postawiono w stan gotowości i zaczęto szykować do ataku na Drugą Eskadrę. Rosyjskie okręty szły przez Kanał La Manche i Zatokę Biskajską, śledzone przez zespół brytyjskich krążowników, reszta floty pobierała amunicję, zaś między Petersburgiem a Londynem trwała gorączkowa wymiana telegramów. W końcu groźbę wojny udało się zażegnać. Rożestwieńskiemu kazano zawinąć do portu Vigo, gdzie zostawił część oficerów uznaną za winnych incydentu (i przy okazji nieprzychylnych swemu dowódcy) i pożeglował w stronę Tangieru i dalej, wzdłuż Afryki. Po drodze „Kamczatka” znowu się zgubiła, gdy zaś po paru dniach powróciła do eskadry, zameldowała o szczęśliwym odparciu trzech ataków japońskich jednostek. Wychodząc z kolei z Tangieru, rosyjski okręt zawadził kotwicą o podmorski kabel telegraficzny, przecinając na kilka dni łączność miasta z Europą. Co się tyczy ataku na „Kamczatkę”, później okazało się, że ostrzelała ona szwedzki statek handlowy, niemiecki trawler i francuski szkuner...
Wtedy też eskadra podzieliła się. Cięższe jednostki pod Rożestwieńskim pożeglowały dalej, opływając Afrykę, lekkie jednostki dowodzone przez von Fölkersama przeszły przez Kanał Sueski. Miejscem spotkania była francuska baza Nossi Be na Madagaskarze, do których jako pierwsza dopłynęła grupa Rożestwieńskiego. Był to logistyczny koszmar, bowiem jednym z następstw incydentu była odmowa bunkrowania rosyjskich jednostek w portach brytyjskich. Węgiel ładowano więc nierzadko na morzu, z wynajętych transportowców, zazwyczaj należących do Hamburg-Amerika Line. Było to niemieckie przedsiębiorstwo transportowe, z którym związana jest sprawa „Sambii”. Otóż firma ta pracowała zarówno dla Rosjan, jak i Japończyków. Równolegle z rejsem Drugiej Eskadry płynął też transportowiec „Sambia”, przewożący ładunek artylerii i pocisków artyleryjskich, zamówiony przez Japonię. By złapać statek, rzucono duże siły: lekkie krążowniki „Urał” i „Terek” szukające wzdłuż Afryki oraz krążowniki „Dniepri”, „Rion” i „Oleg”, które pilnowały drogi przez Suez. Mimo to jednak, w skutek sprzecznych rozkazów z Petersburga, działania okrętów po zlokalizowaniu „Sambii” zostały sparaliżowane, sam zaś statek przemknął pod nosami połowy rosyjskiej floty.
Artykuł inspirowany książką Andrzeja Andrusiewicza pt. „Złoty sen. Rosja XIX - XX wieku. Sprawy i ludzie”
Mimo problemów z bunkrowaniem i zaopatrzeniem wszystkie statki doszły do celu. Były w fatalnym stanie, wymagały licznych napraw, awarie maszyn obniżyły prędkość marszową do kilku węzłów, brakowało części zamiennych. Zdecydowano się na paromiesięczny postój, który miał poprawić wartość bojową eskadry. Przeprowadzono również próbne ćwiczenia artyleryjskie, po których Rożestwieński miał podobno zatelegrafować do Petersburga z prośbą o zdjęcie ze stanowiska. Rosyjskie załogi okazały się nie przedstawiać prawie żadnej wartości bojowej.
Na domiar złego do stojącej na Madagaskarze eskadry dotarły wieści o kapitulacji Port Arthur, później zaś o wybuchu rewolucji, załamaniu rosyjskiej ofensywy pod Sandepu oraz klęsce pod Mukdenem. Pojawiły się pytania co do sensowności dalszego rejsu, Mikołaj II zażądał jednak kontynuowania misji. Car rozpaczliwie potrzebował jakiegoś sukcesu, który mógłby wykorzystać, zaś trzon rosyjskiej floty dawał nań najlepsze nadzieje. Rożestwieński kontynuował więc szkolenia i naprawy, z Lipawy zaś wyruszyła Trzecia Eskadra Oceanu Spokojnego pod kontradmirałem Nikołajem Niebogatowem, składająca się z ostatnich wyszukanych na Bałtyku jednostek.
Rejs ku zagładzie
Po długim oczekiwaniu na rosyjskich okrętach podniesiono kotwice i wyruszono w rejs w poprzek Oceanu Indyjskiego, do Cam Ranh, gdzie miano połączyć się z eskadrą Niebogatowa. Rozpoczął się kolejny piekielny etap – nie było bowiem możliwości choć jednego zawinięcia do jakiegokolwiek portu przed dopłynięciem do Wietnamu. Okręty szły przeładowane węglem, racjonowano żywność, brakowało umundurowania. Z każdym kolejnym dniem rosła także obawa przed japońskimi atakami, tym razem coraz bardziej racjonalna z racji wchodzenia w zasięg floty przeciwnika. Po wielu miesiącach braku kontaktu z domem marynarze zaczynali się burzyć, coraz więcej z nich musiało być aresztowanych i odseparowywanych. Dowódców martwiły zarówno nastroje wśród własnych ludzi, jak również ich wartość bojowa, którą ostatecznie unaoczniły ćwiczenia na Madagaskarze. Nie mogli z tym jednak nic zrobić, bowiem nie dysponowali amunicją ćwiczebną, strzelać zaś z amunicji ostrej nie mogli. Powody były ku temu dwa – po pierwsze, nie mogli ją lekkomyślnie szafować z braku możliwości uzupełnień, gdyby zaś nawet mogli, to dłuższe strzelanie prowadzić musiało do rozkalibrowania luf i konieczności ich wymiany, to zaś było niemożliwe.
Wszystkich denerwowało też powolne tempo poruszania się eskadry. Oszczędzać trzeba było maszyny, przeładowane węglem okręty szły głęboko zanurzone, nierzadko z przykrytymi wodą pasami pancernymi, do czego od dawna nieczyszczone kadłuby porastały morską fauną i florą. Choć czyszczono je w miarę możliwości, dokładne usunięcie zarośnięcia było niemożliwe. 9 maja w Indochinach połączyły się zespoły Rożestwieńskiego i Niebogatowa. Eskadra ruszyła w stronę Władywostoku, każdego dnia spodziewając się ataku japońskich sił.
Zmęczony siedmiomiesięcznym rejsem i tysiącem przeszkód, na jakie natrafił w jego trakcie, Rożestwieński zaczął sam podupadać na duchu. Coraz trudniej było działać w warunkach wszechogarniającej psychozy, na statkach wypełnionych węglowym miałem, na suchych racjach, bez kontaktu z domem, pod prażącym tropikalnym słońcem… 24 maja umarł von Fölkersam, od początku kwietnia przykuty do łóżka. Rożestwieński zataił tą informację, bojąc się skutku, jaki wieść o lubianym dowódcy będzie miała na morale eskadry. Ciało admirała spoczęło w chłodni jego okrętu flagowego „Oslablji”. 26 maja wieczorem okręty rosyjskie weszły w Cieśninę Koreańską. O 2 nad ranem 27 maja dookoła Drugiej Eskadry Oceanu Spokojnego zaczęły zbierać się japońskie krążowniki…
Rejs eskadry admirała Rożestwieńskiego zakończył się pod Cuszimą 27 i 28 maja 1905 roku, w jednej z najbardziej druzgoczących klęsk w historii Rosji. Utracono wtedy większość Floty Bałtyckiej, co w połączeniu z utratą części Floty Pacyfiku oznaczało de facto zagładę rosyjskiej marynarki wojennej. Zatopienia uniknęły „Ałmaz”, „Groznyj” i „Brawyj”. „Oleg”, „Aurora” i „Żeńczug” przedarły się do Manili i tam zostały internowane. Pancerniki „Nawarin”, „Sisoj Wielikij” oraz krążowniki „Admirał Nachimow”, „Władimir Monomach” i „Izumrud” zostały samozatopione z powodu uszkodzeń. Pancernik „Admirał Uszakow” i krążownik „Swietłana” również zostały samozatopione, po boju prowadzonym aż do wyczerpania amunicji.
Resztę jednostek zatopili Japończycy, kładąc kres jednej z najbardziej szalonych operacji morskich w historii. O innych fenomenach rosyjskiej historii wieku XIX i XX opowiada książka Andrzeja Andrusiewicza Złoty sen. Rosja XIX - XX wieku. Sprawy i ludzie.
Bibliografia:
- Andrusiewicz Andrzej, Złoty sen. Rosja XIX - XX wieku. Sprawy i ludzie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016.
- Docenko Witalij D., Mify i liegendy Rossijskogo fłota, Poligon, Sankt Petersburg 2002.
- Dyskant Józef W., Cuszima 1905, MON, Warszawa 1989.
- „Naprzód”, 18 czerwca 1905, nr. 164, r. XIV.
- North Sea Incident – Russian Outrage [w:] „Hull Trawler. Hull`s Fishing Heritage” [dostęp: 4 grudnia 2016 roku] <[http://hulltrawler.net/History/sidewinders/russian%20outrage/russian.htm]>.