Przed archiwistyką społeczną stoją ważne zadania. To profesjonalizacja działań archiwów społecznych i konsolidacja środowiska
Zobacz też:
Magdalena Mikrut-Majeranek: Jest pan popularyzatorem dziejów Sępólna i okolic, autorem wielu publikacji oraz przedsięwzięć związanych z tą miejscowością. Na co dzień pracuje pan jako bibliotekarz, zatem łączy pan zainteresowanie związane z książkami z historią. Kiedy narodziła się historyczna pasja?
Łukasz Jakubowski: W dzieciństwie. Najpierw to była fascynacja obrazem. Te dziwne budowle, śmiesznie poubierani ludzie, sceny batalistyczne – widoczne w filmach, na obrazach, fotografiach, ilustracjach - właśnie to przykuwało moją uwagę. Szybko zostałem czytelnikiem biblioteki, w której obecnie pracuję. Pamiętam taką książkę w czerwonej, twardej, chyba płóciennej okładce, zatytułowaną „Krwią i blizną. Z dziejów oręża polskiego”. Wypożyczałem ją raz za razem! Moi rodzice mogliby jak z rękawa rzucać anegdotami na ten temat - jak to malutki Łukaszek rysował czołgi i zasieki na prześcieradłach tudzież męczył tę biedną księgę... W znacznie mniejszym stopniu obecna za to była w moim dzieciństwie historia rodzinna. Dziadek snujący gawędy z wnuczkiem na kolanach, pamiątki niczym relikwie – tego akurat nie pamiętam, nie doświadczyłem. U mnie na początku był obraz, słowo pojawiło się później. Wielu z czasem porzuca swoje szczeniackie zauroczenia, ja zostałem im wierny, a tych zainteresowań przybyło.
M.M.: Sępólno Krajeńskie to niewielka miejscowość położona w województwie kujawsko-pomorskim. Jakie tajemnice związane z miastem udało się panu odkryć podczas własnych poszukiwań i kwerend?
Ł.J.: Jest tego naprawdę sporo! Dla mnie ważne jest odkrywanie przestrzeni, w której żyję. Lubię widzieć pozornie dobrze znane miejsca inaczej, cofając wskazówki zegara. W związku z tym moje osobiste odkrycia przywracają obraz Sępólna i okolic z czasów, kiedy był to obszar zamieszkiwany przez różne narodowości, gdy granica polsko-niemiecka biegła raptem kilkanaście kilometrów od rogatek miasta. Fascynujące są również dzieje okolicznych rodzin ziemiańskich, na przykład Komierowskich z Komierowa. Mamy w bibliotece to szczęście, że dysponujemy spuścizną archiwalną Janiny i Andrzeja Komierowskich, ostatnich przedstawicieli pomorskiej gałęzi rodu. To dokumenty, pamiętniki, rzeczy osobiste, książki oraz zbiór kilku tysięcy fotografii. Nie trzeba wielkiej wyobraźni czy przenikliwości, żeby zrozumieć, jak wielkie możliwości opowiadania historii daje tak obszerny i wszechstronny zbiór. Zresztą – proszę sprawdzić osobiście. Strona www.komierowscy.pl to tylko jeden z przykładów tego, jak opowiadamy o Komierowskich.
M.M.: Zainteresowanie zgłębianiem dziejów Sępólna zaowocowało realizacją wielu ciekawych projektów, w tym tworzeniem Cyfrowego Archiwum Tradycji Lokalnej w Bibliotece Publicznej im. Jarosława Iwaszkiewicza w Sępólnie Krajeńskim, którego jest pan koordynatorem. Czy może pan opowiedzieć nieco o tej inicjatywie?
Ł.J.: A widzi Pani, jest inaczej – to stworzenie Cyfrowego Archiwum Tradycji Lokalnej zaowocowało realizacją wielu ciekawych projektów, nie na odwrót. Archiwum istniało zanim rozpocząłem pracę w bibliotece. Jest jednak faktem, że to ja powiększyłem znacznie zasób i zacząłem na tym zasobie pracować. Pierwsze biblioteczne próby zbierania archiwaliów dotyczących Sępólna i okolic miały miejsce w latach 90-tych, ale potrzebne było nawiązanie współpracy z Fundacją Ośrodka KARTA i dołączenie do sieci CATL, żeby te inicjatywy zamieniły się w coś w miarę trwałego, systematycznego i planowego.
A kiedy pojawił się człowiek, który miał się zająć archiwum na poważnie – tym człowiekiem byłem ja – to archiwum rozkwitło. Stworzenie archiwum społecznego w bibliotece okazało się dobrym pomysłem. Książnica dysponowała dużą bazą kontaktów, doświadczeniem i zapleczem, poza tym to przecież biblioteka – w miastach takich jak Sępólno miejsce, do którego intuicyjnie udaje się każdy, kogo interesuje cokolwiek związanego z dziejami regionu. Kiedy pojawił się ktoś, kto był w stanie skupić się na zbieraniu materiałów i ich wykorzystywaniu, to potencjał bibliotecznego archiwum społecznego zaczął być pełniej realizowany. I tak jest do dnia dzisiejszego. Zbieramy materiały dotyczące ziemi krajeńskiej i jej mieszkańców, opracowujemy je, udostępniamy i popularyzujemy.
M.M.: To jednak nie wszystko, ponieważ jest pan też lokalnym ambasadorem archiwistyki społecznej. Na czym polega rola takiego ambasadora? Czy każdy może nim zostać?
Ł.J.: Myślę, że każdy może nim zostać. Bo co to znaczy być lokalnym ambasadorem? Według mnie - to znaczy głosić dobrą nowinę. To znaczy stanowić przykład, że da się, że warto zachowywać pamięć o swoim otoczeniu, że współpraca z Centrum Archiwistyki Społecznej się zwyczajnie opłaca. Każdy, kto archiwistykę społeczną docenia i wspiera, kto docenia i wspiera działalność Centrum, może i powinien o tym mówić i pisać.
M.M.: Dlaczego zaangażował się pan w działania Centrum Archiwistyki Społecznej?
Ł.J.: Odpowiem krótko. Raz – bo dostrzegam potrzebę istnienia takiej instytucji. Dwa – bo wieloletnia współpraca z Fundacją Ośrodka KARTA, z łona której wywodzi się CAS, daje mi dużą dozę pewności, że ten projekt wypali. Rozwój Centrum powinien leżeć na sercu wszystkim, którzy mają kontakt z archiwistyką społeczną. Puściłbym oczko i powiedziałbym tak: co jest dobre dla General Motors, w tym wypadku jest dobre dla Ameryki.
M.M.: Od kilku lat duży nacisk kładziony jest na badania regionalne. Powstaje wiele oddolnych inicjatyw realizowanych przez społeczników, takich jak pan. Misja dokumentowania dziejów „małej ojczyzny” to ważne zadanie. To też ostatni moment na rozmowy ze świadkami historii II wojny światowej, których jest wśród nas coraz mniej. Jakie perspektywy i wyzwania stoją przed archiwistyką społeczną?
Ł.J.: Tak, badania regionalne stanowią tę sferę historii, która w ostatnich latach pięknie się rozwija. Są fundusze, są ludzie, są platformy, które przy niewysokim progu wejścia oferują ogromne możliwości prezentacji wyników swojej pracy. Perspektywę rozwoju archiwistyki społecznej widzę w jasnych barwach. Jest to jednak temat rzeka. Ograniczę się zatem do dwóch kwestii, które uważam za szczególnie istotne – rzecz jasna z perspektywy moich doświadczeń i potrzeb. Kwestia pierwsza to profesjonalizacja działań archiwów społecznych i konsolidacja środowiska – i w tym widzę wielką rolę CAS, która dostarcza odpowiednie narzędzia, służy wsparciem i mentoringiem, staje się – w jakimś stopniu już jest – liderem, przykładem, tym, czym dla bibliotek są Biblioteka Narodowa i Instytut Książki.
Kwestia druga wiąże się z ochroną i dostępnością zasobu. Zagadnienie bardzo szerokie, ale podam przykład. Wspaniale, że wykorzystując komputer i Internet mogę zanurkować w ocean danych. Rozwój bibliotek cyfrowych uważam – jako historyk-regionalista – za coś wspaniałego. Śladem bibliotek idą archiwa państwowe, od dawna mnóstwo materiałów udostępniają online archiwa społeczne… Lawinowo przyrasta nam dostępnych materiałów, co musi się równać wzrostowi jakości, w tym łatwości ich wyszukiwania i przeglądania. Jakość opisu, metadanych, prezentacji nabiera coraz większego znaczenia. Również jako bibliotekarz coraz częściej dostrzegam, że czytelnicy, czy szerzej – odbiorcy, użytkownicy – mają problemy z poruszaniem się w tym gąszczu informacji, który im udostępniamy. Są przytłoczeni ich ilością. To zjawisko, któremu powinniśmy przeciwdziałać.
M.M.: Swoją pasją zaraża pan innych, w tym najmłodsze pokolenia. Czy wśród młodzieży widać zainteresowanie dziejami regionu i chęć rekonstruowania dziejów miasta?
Ł.J.: Chętnie współpracuję z osobami, którym historia lokalna nie jest obojętna. Dotychczas realizowałem projekty z udziałem młodzieży i osób starszych. Każda z tych grup wnosiła coś innego, z każdą pracowało się inaczej. Pewnie, że historia przekazywana młodym w odpowiedni sposób, czytaj: przede wszystkim w odniesieniu do teraźniejszości i dobrze im znanej przestrzeni, ma szansę do nich trafić, ma szansę zaciekawić i rozwinąć się w coś więcej. Tak się składa, że myślę właśnie o pewnym działaniu dedykowanym młodzieży licealnej. Miałby to być projekt polegający na rozbudowie nieco już trącącej myszką internetowej mapy Sępólna i okolic w okresie II RP. To przedsięwzięcie wieloaspektowe i realizowane w ścisłej współpracy ze szkołą. Mam nadzieję, że uda nam się to zrealizować – wtedy będę mógł śmielej wypowiedzieć się na ten temat.
**M.M.: Czyli będzie komu przekazać historyczną „pałeczkę”? **
Ł.J.: A o tym nie myślę, ponieważ przede mną, jak sądzę, jeszcze wiele lat pracy. Pałeczki oddać nie planuję, z chęcią się nią jednak czasami podzielę.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!
Łukasz Jakubowski (woj. kujawsko-pomorskie) – pracownik Biblioteki Publicznej im. Jarosława Iwaszkiewicza w Sępólnie Krajeńskim, regionalista. Autor szkiców z dziejów Sępólna Krajeńskiego pt. „Krajeński las rzeczy”,
współautor (rozdziały, artykuły) 4 innych publikacji, autor ponad 100 artykułów i infografik publikowanych w „Gazecie Pomorskiej”, „Tygodniku Człuchowskim” i - przede wszystkim - „Wiadomościach Krajeńskich”. Autor grafik wystawy „Gdyby...”, autor koncepcji i treści wystaw: „Rozgość się, Polsko!” (niepodległościowa; plus przygotowanie katalogu w formie kilku stronicowej wkładki w lokalnym tygodniku) i „Grudzińscy - non omnis moriar” (plus katalog w formie wkładki w lokalnym tygodniku). Autor koncepcji i treści strony z z mapą Sępólna i okolic w okresie II RP i pomysłodawca oraz współautor strony poświęconej Komierowskim z Komierowa www.komierowscy.pl.
Zachęcamy do zapoznania się ze szczegółowymi informacjami na temat Centrum Archiwistyki Społecznej, które można znaleźć na stronie internetowej instytucji.