Prostytucja na ekranie, czyli co gorszyło Karola Irzykowskiego?
Choć w filmach z okresu dwudziestolecia międzywojennego raczej nie uświadczy się słowa „prostytucja”, to polscy filmowcy wychodzili z siebie, aby elokwentnie opisać to zjawisko. Prostytutka to najczęściej „kobieta upadła” a prostytucja to skromne „dotrzymywanie towarzystwa panom”. Tłumaczenie dość opisowe, ale ówczesny widz nie miał problemu, aby domyśleć się niesławnej profesji głównej bohaterki. I choć filmy poruszały bardzo niewygodne i niewdzięczne tematy, to najczęściej grywały w nich prawdziwe gwiazdy, jak chociażby Jadwiga Smosarska i Eugeniusz Bodo. Obrazy te realizowane były przez czołowych polskich reżyserów. Już w 1924 roku Karol Irzykowski pisał: „Grzesznica lub nawet jawnogrzesznica – to temat ulubiony przez reżyserów, temat najfotogeniczniejszy – dla kieszeni p. przedsiębiorcy”.
Niemiły grymas Smosarskiej
Jednym z pierwszych filmów dotyczących prostytucji była adaptacja powieści Gabrieli Zapolskiej o dużo mówiącym tytule – „O czem się nie mówi”. Plany dotyczące sfilmowania książki pojawiły się już w roku 1911, przy okazji kręcenia „Dziejów grzechu” według powieści Żeromskiego. Punktem wspólnym dla obydwu pierwowzorów literackich było tragiczne życie Ewy i Frani. Zarówno powieść Żeromskiego, jak i książkę Zapolskiej przed drugą wojną światową przeniesiono na ekran dwukrotnie. „Dzieje grzechu” w 1911 i 1933 roku, a „O czem się nie mówi” w 1924 i w 1939 roku (jako „ O czym się nie mówi”). Główną rolę w pierwszej adaptacji powieści Zapolskiej powierzono – uwielbianej przez publiczność – Jadwidze Smosarskiej. W jednej z recenzji „O czem się nie mówi” odnotowano:
Dziwić się doprawdy należy, gdzie kiedy niezrównana p. J. Smosarska poznała treść i głębie nieszczęścia kobiet upadłych. Skąd tak wspaniałe wyczucie tych najsubtelniejszych niuansów duszy (…) zdeprawowanej i zbrukanej, lecz niezupełnie jeszcze pozbawionej uczuć czystych.
Odmienne zdanie na temat gry Smosarskiej przedstawił Karol Irzykowski na łamach „Wiadomości Literackich”:
Panna Smosarska wcale nie nadaje się do roli Frani; brak jej prostoty i świeżości w grze i mimice; ma prócz tego mimowolny niemiły wyraz w lewym kącie ust, który niszczy wszelkie jej usiłowania, aby być naiwnie wesołą.
Co jeszcze zarzucano filmowi? Przede wszystkim zmianę zakończenia literackiego pierwowzoru, a także fakt, że bohaterka była prostytutką… „luksusową”. Karol Irzykowski grzmiał:
Wyobrażeniom p. przedsiębiorcy o koniecznościach kinowych odpowiada również przesunięcie całego środowiska. Któżby (…) chciał widzieć losy zwykłej rogówki; więc niechże ta Frania będzie przynajmniej kokotą w wyższym stylu, niech się szasta po bardziej eleganckich miejscach zabawy, niech ma ładne i szykowne suknie (…)
Jadwiga Smosarska wcieliła się w rolę „kobiety upadłej” raz jeszcze – w filmie „Skłamałam” z 1937 roku. Jej bohaterka, Hela Urbankówna, przyjeżdża do miasta w poszukiwaniu pracy. Wplątuje się w niebezpieczny związek z Karolem Borowiczem, który postanawia „ciągnąć z niej zyski”. I kiedy już wydaje się, że bohaterka uwolniła się od stręczyciela, ten wraca, burząc jej ustabilizowane życie rodzinne… W „Skłamałam” warto zwrócić uwagę nie tylko na rolę Smosarskiej. Każdemu, kto obejrzy ten film na pewno zapadnie w pamięci Pelagia Relewicz-Ziembińska, czyli hrabina Antonina Wirmicka prowadząca – pod przykrywką salonu – dom schadzek.
W 1939 roku ponownie sięgnięto do prozy Zapolskiej. Mieczysław Krawicz, który najwyraźniej cenił sobie pracę przy takich tematach (to on wyreżyserował również „Szlakiem hańby” i „Skłamałam”) przeniósł po raz drugi na ekran „O czym się nie mówi”. Tym razem w rolę Frani wcieliła się Stanisława Angel-Englertówna. Czy jednak film ten w jakiś sposób zgorszył publiczność? Po latach Alina Madej napisała o dziele Krawicza:
Adaptowanie utworu Zapolskiej w 1939 roku – a więc w okresie wzmożonych nastrojów narodowo-patriotycznych, a także nasilonej aktywności kleru ostro cenzurującego tematykę prostytucji i wszelkich „brudów” społecznych – można by uznać za przedsięwzięcie odważne i istotne dla rozwoju kinematografii, gdyby nie zmiany wniesione do scenariusza, które sprawiły iż – paradoksalnie – film znacznie lepiej służył klerykalnej dydaktyce społecznej, niż popularyzacji laickich haseł propagujących bardziej otwarte traktowanie drażliwych, otoczonych zmową milczenia aspektów życia zbiorowego.
Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Zgubne skutki alkoholu…
Ale w dwudziestoleciu międzywojennym o prostytucji i tematach z nią związanych nie tylko się „nie mówiło”. O nich się także „nie myślało”. W 1926 roku wytwórnia Sfinks, idąc za popularnością tytułu „O czem się nie mówi” zrealizowała film „O czem się nie myśli”. W kolejnym obrazie nakręconym przez Edwarda Puchalskiego twórcy poszli o krok dalej – poruszyli temat chorób wenerycznych. Zmagała się z nimi bohaterka, Zosia, grana przez Marię Modzelewską. Młoda dziewczyna zaraziła się od przygodnego amanta w czasie, kiedy jej narzeczony był na wojnie. Choroba dziewczyny niesie za sobą tragiczne konsekwencje. „O czym się nie myśli” miało na celu popularyzację akcji zwalczania chorób wenerycznych, a konsultantem filmu był komendant Oficerskiej Szkoły Sanitarnej, generał Franciszek Zwierzchowski. Premiera odbyła się w warszawskim kinie „Palace” 29 kwietnia 1926 roku. Niestety, film nie zachował się do naszych czasów.
Podobny temat jak „O czem się nie myśli” poruszało młodsze o dwanaście lat dzieło Puchalskiego „Za zasłoną”. Podobnie jak w przypadku „Skłamałam” i tutaj pojawił się problem migracji. Młode małżeństwo przybywa do miasta w poszukiwaniu pracy. On, po całym dniu spędzonym na budowie, daje się namówić i idzie na wódkę z kolegami, a następnie wspólnie odwiedzają ulicznice. Od jednej z nich Janek zaraża się chorobą weneryczną. Pociąga to za sobą cały łańcuch dramatycznych wydarzeń. Tym razem morał dla publiczności płynął podwójny – nie tylko podkreślał skutki „przypadkowych obcowań” z upadłymi kobietami, ale także zgubne skutki nadużywania alkoholu.
Plenery prosto z Brazylii
Jednak nie tylko w Polsce kobiety były narażone na sidła nierządu. W 1929 roku Anatol Stern napisał scenariusz filmu „Szlakiem hańby”. Tekst powstał na podstawie pomysłu Antoniego Marczyńskiego, który już po premierze wydał powieść „W szponach handlarzy kobiet”. W filmie z 1929 roku tytułowy „szlak hańby” zawiódł poszukującą pracy bohaterkę prosto do domu publicznego w Rio de Janeiro. Perełką filmu była rola Zofii Batyckiej, miss Polonia Anno Domini 1929. Wcieliła się w rolę Izy Górskiej, policjantki z obyczajówki, która demaskuje handlarzy kobiet. Zwyciężczyni konkursu piękności zebrała całkiem niezłe oceny krytyków, podobnie zresztą jak sam film. Recenzent pisma „Kino Teatr” odnotował:
Zagadnienie handlu „żywym towarem” daje scenarzyście i reżyserowi tego filmu kanwę do wielu efektownych pomysłów i stwarza szereg sytuacyj niezwykle emocjonujących i drastycznych, z których to materiału można zbudować widowisko pełne napięcia i grozy. (…) Powstał film dobry, solidnie wykonany, świadczący o pomysłowości i zdolnościach jego wykonawców.
Jak podkreślił recenzent: „Na pochwałę zasługuje zręczne wykorzystywanie egzotycznych wstawek” choć dalej znajduje się mały przytyk: „(plenery z Rio de Janeiro, zapewne zakupione za granicą)”.
Powieść Marczyńskiego przeniesiono na ekran raz jeszcze – w 1938 roku jako „Kobiety nad przepaścią”. Tym razem realizację filmu wspierał Polski Komitet Walki z Handlem Kobietami i Dziećmi.
O tym się nie mówi…
Czy praca nad filmem o tak poważnej tematyce może być również zabawą? Za taką uznał ją Ludwik Sempoliński, odtwórca roli buchaltera bankowego Konica, w wersji „O czym się nie mówi” z 1939 roku:
Film ten posiadał kilka zabawnych momentów, między innymi scenę jazdy na wrotkach. Za moich młodych lat jeździłem na wrotkach, bo wtedy to było modne. W filmie dawałem więc sobie doskonale radę. Gorzej było z innymi aktorami, którzy nie znali tego sportu. Najbardziej męczył się biedny Sielański. Duże trudności miała również Stanisława Engelówna, której partnerem był Mieczysław Cybulski.
Jak wyglądała prostytucja w wersji polskiego dwudziestolecia? Warto jeszcze raz oddać głos Karolowi Irzykowskiemu, który w jednej ze swoich recenzji napisał:
Nie gorszy mnie wcale pornografia w poezji, w teatrze, ani w kinie – i sądzę, że pod tym względem widzi się w kinie raczej za mało niż za dużo. Ale oburza mnie pornografia na zimno, pornografia obłudna, maskująca się przed cenzurą i przystosowana do potrzeb „szerokiej publiczności”.
Polskie kino dwudziestolecia międzywojennego było przede wszystkim nakierowane na masowego widza. Z reguły nie oczekiwał on głębi artystycznych doznań. Stąd też, prostytucja w filmie była dokładnie taka, jak i „szeroka publiczność”…
Spodobał ci się nasz artykuł? Podziel się nim na Facebooku i, jeśli możesz, wesprzyj nas finansowo. Dobrze wykorzystamy każdą złotówkę! Kliknij tu, aby przejść na stronę wsparcia.
Bibliografia:
- Armatys Barbara, Historia filmu polskiego, tom 2, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1988;
- Banaszkiewicz Władysław, Historia filmu polskiego, tom 1, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1989;
- Beylin Stefania, A jak było, opowiem…, Filmowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1958;
- Beylin Stefania, Na taśmie wspomnień, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1962;
- Irzykowski Karol, Recenzja „O czem się nie mówi”, „Wiadomości Literackie” 1924, nr 44;
- Hendrykowska Małgorzata, Kronika kinematografii polskiej 1985-2011, wyd. Ars nova, Poznań 2012;
- Madej Alicja, Mitologie i konwencje: o polskim filmie fabularnym dwudziestolecia międzywojennego, wyd. Universitas, Kraków 1994;
- Recenzja filmu „Szlakiem hańby”, „Kino Teatr” 1929, nr 18.
Redakcja: Michał Przeperski