Powstanie dekabrystów, czyli kto jest carem?
Ten tekst jest fragmentem książki Simona Sebaga Montefiorego „Romanowowie 1613-1918”.
Kiedy Dybicz wysyłał do Petersburga i Warszawy wiadomość o śmierci cara oraz przygotowywał przewiezienie ciała do stolicy, wdowa po Aleksandrze i dostojnicy dworscy złożyli przysięgę na wierność cesarzowi Konstantemu I. Jednocześnie szef sztabu kazał też przyspieszyć śledztwo w sprawie antypaństwowego spisku.
Kurierzy dotarli do Warszawy w sześć dni, ale przebycie ponad dwóch tysięcy dwustu kilo metrów do Petersburga zajęło im aż tydzień i jeden dzień. W Warszawie 25 listopada 1825 roku otoczenie Konstantego nie wiedziało jeszcze, że wielki książę zrzekł się tronu. Oczywiście wszyscy chcieli złożyć przysięgę, Konstanty jednak gorączkowo starał się do tego nie dopuścić. Kiedy Nowosilcow, komisarz carski w Królestwie Polskim, padł na kolana i zwrócił się doń per „Wasza Cesarska Mość”, Konstanty ujawnił, że zrezygnował z korony. Zdezorientowany dygnitarz zwrócił się ponownie w ten sposób, ale cesarzewicz upomniał go gromko: „Proszę przestać i zapamiętać sobie, że naszym jedynym cesarzem jest Mikołaj!”. Po chwili na kolana padł jego adiutant, a wtedy Konstanty rozgniewał się nie na żarty i zaczął go szarpać za wyłogi: „Milczeć! Jak śmiesz wypowiadać takie słowa? Nie wiesz, że możesz być za to zakuty w kajdany i zesłany na Sybir?”.
Dwudziestego siódmego listopada Mikołaj był z matką w Wielkiej Cerkwi Pałacu Zimowego na mszy w intencji wyzdrowienia Aleksandra, gdy lokaj cesarzowej wdowy przyniósł list od Dybicza: „Zrozumiałem, że wszystko stracone. Naszego Anioła nie było już na świecie”. Maria zemdlała. Mikołaj pomodlił się przed ołtarzem i zostawiając matkę w ramionach żony, oświadczył: „Pójdę spełnić swój obowiązek”. Na czym jednak polegał ten obowiązek?
Mikołaj natychmiast złożył przysięgę na wierność cesarzowi Konstantemu i dopilnował, aby wszyscy uczynili to samo. Kiedy wrócił do matki, ta zawołała ze zgrozą:
– Mikołaju, coś ty najlepszego zrobił? Nie wiesz, że istnieje manifest, w którym zostałeś mianowany następcą tronu?
– Jeżeli rzeczywiście jest taki manifest, nic mi o nim nie wiadomo – odparł Mikołaj. – Ale wszyscy wiemy, że naszym panem, naszym prawowitym władcą jest mój brat Konstanty, cokolwiek by się działo!
Napisał do Konstantego: „Złożyłem Ci przysięgę. Czy mógłbym zapomnieć o swoim honorze i sumieniu, gdy nasza ukochana ojczyzna znalazła się w tak trudnym położeniu… Wszystko jest w porządku, [ale] na miłość boską przybądź jak najspieszniej”.
„Moje postanowienie jest nieodwołalne – odpisał Konstanty. – Nie mogę przyjąć twego zaproszenia do jak najszybszego przybycia i wyjadę jeszcze dalej, jeżeli wszystko nie zostanie załatwione zgodnie z wolą naszego zmarłego cesarza”.
Listy Konstantego i Mikołaja rozminęły się i przez ponad tydzień w Warszawie Konstanty twierdził stanowczo, że nie jest carem, a w Petersburgu Mikołaj nie chciał przyjąć korony. Nie pozwalały mu na to rycerskie zasady i poczucie solidarności dynastycznej. Pragnął, aby brat osobiście przekazał mu koronę, ale tego niezrównoważony Konstanty nie mógł uczynić.
Jedyny człowiek w Petersburgu, który znał tajemnicę manifestu Aleksandra, mistyk Aleksandr Golicyn, udał się czym prędzej do księcia Łopuchina, sędziwe go przewodniczącego Rady Państwa (ojca kochanki Pawła), i zażądał zwołania posiedzenia. Wielu twierdziło, że następcą jest Konstanty. Uważał tak przede wszystkim generał Michaił Miłoradowicz, generał-gubernator Petersburga, szara eminencja podczas tych dziwnych dni. Miłoradowicz, jeden z bohaterów bitwy pod Borodino, przyjaźnił się z Konstantym i uważał go za prawowitego cara bez względu na to, co zarządził Aleksander. Był to ekscentryczny kobieciarz, który miejskie teatry traktował jak swój harem; przezywano go „Bayard” (od nazwiska romantycznego rycerza francuskiego). Po śmierci cara nadal uwodził baletnice i zapewniał Mikołaja: „Wszędzie jest spokój”.
Dla Mikołaja było tylko jedno wyjście: Konstanty musiał przyjechać do stolicy, a przynajmniej publicznie ogłosić, że zrzeka się tronu. Dlatego 3 grudnia Mikołaj napisał do brata, prosząc, żeby zrobił jedno z dwojga albo jedno i drugie. „Tak minęło osiem lub dziewięć dni – wspominał. – Jak mogliśmy wytłumaczyć społeczeństwu nasze milczenie? Zniecierpliwienie i niezadowolenie były powszechne”.
„Jeśli zostaniesz władcą, możesz liczyć na moją sympatię – pisała z Hagi do Konstantego siostra Annette, żona księcia orańskiego Wilhelma. – To chyba jedyny wypadek, że dwóch braci walczy ze sobą o to, żeby nie objąć tronu”. Jednak cesarzowa Maria była rozdarta między miłością do jednego i drugiego syna. „Moje dzieci, w jak strasznej jestem sytuacji” – pisała do Annette, dodając, że jej najmłodszy syn „Michał wyjeżdża dziś do naszego drogiego cesarza Konstantego… [który] oby niebawem był tu z nami”. Michał jeździł tam i z powrotem z listami, ale choć cesarzowa wdowa zaklinała Konstantego, by przyjechał do Petersburga, wielki książę nie chciał opuścić Warszawy. Obawiał się, że jazda do stolicy zamieni się w niepowstrzymany marsz do władzy. Wyjaśnił to w liście do Mikołaja, lecz nie zawarł w nim wymaganego oświadczenia o zrzeczeniu się tronu.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Simona Sebaga Montefiorego „Romanowowie 1613-1918” bezpośrednio pod tym linkiem!
Nagle, 12 grudnia, nadeszły z południa listy od Dybicza i ministra wojny Aleksandra Czernyszowa z adnotacją: „Pilne, tylko do rąk własnych cesarza!”. Dybicz i Czernyszow ostrzegali o „nowym spisku mającym odgałęzienia w całym imperium”.
„Wtedy właśnie poczułem całe brzemię swojego losu – pisał Mikołaj – i ze zgrozą uświadomiłem sobie, w jakim znalazłem się położeniu”. Wezwał do siebie Miłoradowicza i Golicyna i razem otworzyli list od Czernyszowa, zawierający nazwiska spiskowców z Towarzystwa Północnego. Mikołaj zrozumiał, że „trzeba działać bez chwili zwłoki”. Nakazał Miłoradowiczowi aresztować wymienionych, ale generał-gubernator wolał miłosne igraszki ze świeżo poznaną baletnicą. Mini strowi brata Spieranskiemu i historykowi Karamzinowi, który od czasu śmierci Aleksandra co dzień odwiedzał rodzinę, Mikołaj polecił napisać manifest o wstąpieniu na tron, po czym udał się do swoich komnat. Jak pisała jego żona: „Mój Mikołaj wrócił i ukląkł przede mną, aby pierwszy powitać mnie jako cesarzową”, chociaż „Konstanty nie chce ogłosić manifestu i obstaje stanowczo przy swojej poprzedniej decyzji”.
Wieczorem młody porucznik gwardii, Jakow Rostowcew, odwiedził Miko łaja i ostrzegł go, że zamach stanu został wyznaczony na 14 grudnia – ów „dzień feralny”.
Nazajutrz rano, 13 grudnia, Mikołaj podpisał manifest, a potem polecił Łopuchinowi i ministrowi spraw zagranicznych Nesselrodemu zwołać na wieczór posiedzenie Rady Państwa. Wielki książę Michał miał po powrocie z Warszawy zaświadczyć, że Konstanty zrzekł się tronu. O ósmej wieczorem dwudziestu trzech członków rady zgromadziło się w Pałacu Zimowym, Michał jednak nie przybywał. W końcu, po północy, Mikołaj przyszedł sam. Kiedy odczytywał manifest, wszyscy stali. „Dziś proszę was o złożenie przysięgi – oświadczył surowo pompa tycznym tonem, który miał stać się dlań charakterystyczny. – Jutro będę wami przewodził”. Członkowie rady pokłonili się nowemu władcy i złożyli przysięgę.
Mikołaj udał się do matki i żony, przyjmując pokłony ich dworzan i dwórek. Przez całą noc spiskowcy organizowali bunt, obierając najwybitniejszego spośród siebie, księcia Siergieja Trubeckiego, „dyktatorem” powstania. Do buntu jednak przystąpiło tylko kilka oddziałów wojsk. „Dyktator” wahał się, pełen obaw, że całe przedsięwzięcie jest „beznadziejne”. Mikołaj tymczasem powiedział Aleksandrowi Benckendorffowi, że „jeszcze dziś w nocy obu nas może nie być między żywymi, ale przynajmniej umrzemy, spełniając swój obowiązek”. Spał „spokojnie, z całkowicie czystym sumieniem”.
„Feralnego dnia” 14 grudnia wstał o czwartej rano, a o piątej przemówił do pułkowników gwardii: „Odpowiadacie przede mną głową za spokój w stolicy. Na wet jeśli będę cesarzem przez godzinę, pokażę, że jestem godzien tego zaszczytu”. Oficerowie pobiegli do swoich oddziałów. O siódmej rano Miłoradowicz oraz członkowie Senatu i Synodu zebrali się w Pałacu Zimowym, a żołnierze złożyli przysięgę na wierność drugiemu już cesarzowi w ciągu dwóch tygodni. O jedenastej Miłoradowicz zameldował, że w mieście panuje „idealny spokój”, i zapewne wrócił do kochanki. Ale zaraz potem, gdy Michał przybył w końcu z Warszawy, oficerowie wpadli z wiadomością: „Najjaśniejszy panie, pułk moskiewski zbuntował się”, a jego dowódcy zostali ciężko ranni. „Buntownicy idą na plac Senacki. Proszę wysłać przeciwko nim pułk preobrażeński i pułk lejbgwardii konnej”.
Wiadomość uderzyła Mikołaja „jak grom”.
Nowy cesarz odmówił w samotności modlitwy, a potem oświadczył matce i żonie: „W pułku moskiewskim są jakieś niepokoje, pojadę tam”. Postanowił „sam udać się tam, gdzie groziło niebezpieczeństwo”. Aleksiej Orłow, dowodzący gwardią konną, pierwszy stawił się na rozkazy. Mikołaj polecił mu otoczyć buntowników i Orłow odjechał galopem. Kiedy monarcha pojawił się na placu Pałacowym wypełnionym tłumem gapiów, zobaczył, że preobrażeński pułk gwardii stoi na baczność, w całej gali. „Formować szyk bojowy!” – zakomenderował. Kiedy ruszyli, Miłoradowicz podjechał do cara: „Źle to wygląda, idą na plac Senacki. Ale porozmawiam z nimi”. Mikołaj maszerował z pułkiem preobrażeńskim w kierunku Senatu; wspominał później, że były to „wyjątkowe chwile w moim życiu!”. Kazał zarepetować karabiny i posłał adiutanta, aby dopilnował przeprowadzki jego dzieci z Pałacu Aniczkowskiego do dobrze strzeżonego Pałacu Zimowego. Wtem zobaczył, że z okna Sztabu Generalnego patrzy na miasto książę Siergiej Trubecki – nie wiedząc nawet, że jest „dyktatorem” powstania. Miłoradowicz pogalopował do buntowników, aby namówić ich do rozejścia się, lecz jeden z nich postrzelił go w serce, a drugi przebił bagnetem. Zmarł jeszcze tej nocy. Mikołaj, w towarzystwie najbliższych zauszników, Aleksandra Benckendorffa i Władimira Adlerberga (syna swojej guwernantki), spotkał się z Orłowem i rozmieścił wierne oddziały wokół placu Senackiego. Adlerberga posłał do Pałacu Zimowego, aby odstawił jego rodzinę w bezpieczne miejsce, do Carskiego Sioła – i w samą porę. Cesarzowe nie chciały opuszczać Petersburga, ale kiedy wierni gwardziści zajmowali pozycje, w kierunku pałacu zmierzał oddział zbuntowanych grenadierów. Buntownicy omal nie zderzyli się z samym Mikołajem, który wracał właśnie na plac Pałacowy. Car rozkazał gromko:
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Simona Sebaga Montefiorego „Romanowowie 1613-1918” bezpośrednio pod tym linkiem!
– Stać!
– Jesteśmy za Konstantym! – krzyknęli, nie poznając Mikołaja. Mogli go wówczas zabić i zmienić bieg historii.
– Skoro tak, to wasze miejsce jest tam – odparł cesarz, pokazując w stronę placu Senackiego.
Kiedy Mikołaj i Benckendorff przeprowadzali inspekcję swoich pozycji, trzy tysiące buntowników, otoczonych przez dziewięć tysięcy żołnierzy wiernych ca rowi, rozpoczęło ostrzał. Wielki książę Michał podszedł do nich, domagając się kapitulacji, lecz omal nie zginął. Mikołaj zauważył, że buntownicy nie wykrzykują już „Hurra, Konstanty”, ale „Hurra, Konstytucja”. Hasło to powtarzali żołnierze--chłopi, „którzy myśleli – pisał Mikołaj – że Konstitucyja to żona Konstantego”.
Była trzecia po południu, zaczynało się zmierzchać. Robotnicy pracujący przy budowie soboru św. Izaaka rzucali w wojska cara kawałkami drewna. Bun townicy zaś „strzelili do mnie salwą” – wspominał Mikołaj, ale koniecznie chciał uśmierzyć bunt bez rozlewu krwi. Gwardii konnej Orłowa, ubranej w białe kurtki ze szkarłatnymi kołnierzami i w mosiężnych hełmach na głowach, a po tem kawalergardom z napierśnikami, kazał przystąpić do ataku. Kiedy jednak buntownicy zaczęli do nich strzelać, oba te piękne szwadrony kawalerii zaczęły się ślizgać po lodzie.
– Najjaśniejszy panie, nie ma chwili do stracenia. Trudno i darmo, trzeba użyć kartaczy! – powiedział bez ogródek dowódca gwardii Iłłarion Wasilczykow.
– Chce pan, żebym przelał krew swoich poddanych pierwszego dnia panowania?
– Aby ocalić cesarstwo, najjaśniejszy panie – odparł Wasilczykow.
– Strzelać kolejno, zaczynając od prawego skrzydła! – krzyknął Mikołaj do artylerzystów. Buntownicy złamali szyki; ich dowódcy próbowali rzucić ich jeszcze do ataku po lodzie, aby opanować Twierdzę Pietropawłowską. Rażony ogniem artyleryjskim, lód zaczął pękać i buntownicy rozbiegli się. Rozkazawszy Benckendorffowi i Wasilczykowowi schwytać uciekających, Mikołaj wrócił do Pałacu Zimowego.
Na placu Pałacowym dokonał przeglądu batalionu saperów, który ocalił jego rodzinę. Od chwili ustania ostrzału dokładał starań, aby stłumienie powstania uchodziło za krwawą przysięgę na wierność dynastii, sakrament rosyjskiego patriotyzmu i akt odrzucenia zachodniego liberalizmu. „Kazałem przyprowadzić syna”.
Ośmioletni niebieskooki Aleksander był w mundurze. „Oto mój syn – oznajmił Mikołaj. – Służcie mu wiernie”. Oddał syna w ramiona żołnierzy, którzy ucałowali jego ręce i stopy.
W pałacu „moje komnaty przypominały kwaterę główną podczas kampanii wojennej. Od Wasilczykowa i Benckendorffa jeden po drugim przychodziły meldunki”. Wprowadzono więźniów, między innymi „dyktatora” Trubeckiego, który dowodził swojej niewinności, dopóki w obliczu pisemnego dowodu nie „padł sromotnie do moich stóp”.
„Idźcie precz, skończyłem z wami! – powiedział mu wtedy Mikołaj. – Prze słuchania te ciągnęły się całą noc – wspominał. – Nie miałem czasu nie tylko się położyć, ale nawet zdjąć płaszcza”.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Simona Sebaga Montefiorego „Romanowowie 1613-1918” bezpośrednio pod tym linkiem!
„Drogi, kochany Konstanty, twoja wola została spełniona – pisał do brata. – Jestem cesarzem, ale mój Boże, za jaką cenę!”
„Serce się kraje! – wykrzyknął wielki książę Michał. – Czy to my jesteśmy nikczemni, a tamci szlachetni, czy odwrotnie?”.
Ledwie Mikołaj powołał komisję śledczą, która miała zbadać wszystkie oko liczności spisku, na Ukrainie znów zapłonął płomień buntu. 3 stycznia 1826 roku miejscowe władze zdławiły rebelię ośmiuset żołnierzy, a ich dowódców odesłały do Petersburga. Zanim Mikołaj mógł rozpocząć panowanie, musiał ukarać buntowników, pochować brata i koronować się.
Kiedy Benckendorff i komisja śledcza przesłuchiwali pięciuset siedemdziesięciu dziewięciu podejrzanych, karawan z ciałem zmarłego cesarza zmierzał do Petersburga. Powoził nim ukochany stangret Aleksandra Ilja, który nigdy nie odstępował monarchy na krok, obwoził go nawet po Paryżu. Po przybyciu okazało się jednak, że zwłoki są bardzo zniekształcone i nie ma mowy o wystawieniu ich na widok publiczny. To zrodziło plotki, że trumna jest pusta.
Przedstawiciele zagranicznych rodzin królewskich zjeżdżali na pogrzeb, a tym czasem Mikołaj przejął kierownictwo polityki zagranicznej państwa; jego zausznikiem w tej dziedzinie został Nesselrode. Ponieważ prawosławni Grecy i Słowianie zbuntowali się właśnie przeciwko Turkom, na porządku dnia stanął problem imperium osmańskiego, czyli tak zwana kwestia wschodnia – „najważniejsza ze wszystkich” – która doprowadzi w końcu do wojny. „Dam Panu słowo honoru – pisał Mikołaj do ambasadora Francji – że nie chcę, nie pragnę i nie zamierzam dodawać ani skrawka ziemi do terytorium Rosji”, ale „nie pozwolę, aby ktokolwiek wziął sobie choćby skrawek”. Co do antytureckich buntowników, to twierdził, że „nie cierpi Greków”, lecz był zdecydowany wprowadzić w życie układy zawarte przez Katarzynę II i Aleksandra, głoszące, że Rosja jest obrońcą prawosławia. Marzył o przyłączeniu do Rosji Konstantynopola. „Świetnie wiem, że ponieważ mam zaledwie dwadzieścia dziewięć lat”, zagraniczni mężowie stanu „przypisują mi wojskowe ciągoty i żądzę wojennych zwycięstw, ale źle mnie oceniają, bo miłuję pokój”.
„Książę Wellington przybył dziś wieczorem – pisała cesarzowa wdowa do Annette. – Wydaje mi się, że schudł, choć zachował piękne rysy twarzy i bardzo mnie ucieszył tym, co powiedział o Mikołaju, którego podziwia za to, jak postąpił 14 grudnia”. „Jego rozmowa jest tak interesująca, a jego obejście tak naturalne, że wszyscy się uspokajają – pisała cesarzowa wdowa o obiedzie z Wellingtonem. – Im dłużej się z nim przestaje, tym bardziej chciałoby się z nim być”. Wellington jednak przyjechał także po to, aby mediować między Mikołajem a sułtanem Mahmudem II, który rozgniewany na wtrącanie się Rosji w swoje sprawy, wy powiedział wcześniejsze porozumienia i odmówił wycofania wojsk z Mołdawii i Wołoszczyzny. Wellington radził Mikołajowi, którego uważał za rozsądniejsze go od Aleksandra, żeby unikał wojny. Uzgodniono, że Wielka Brytania skłoni Osmanów do uznania ograniczonej niepodległości Grecji oraz rosyjskich interesów w Mołdawii i na Wołoszczyźnie. Mikołaj jednak był mniej rozsądny, niż to się wydawało: zdążył już wysłać sułtanowi ultimatum.
Trzynastego marca car był na pogrzebie Aleksandra w Soborze Pietropawłowskim. „Prawosławny pogrzeb ma z pewnością służyć uwzniośleniu człowieka” – pisał Wellington, ale ze względu na woń rozkładających się zwłok i niekończące się śpiewy była to „straszna uroczystość”. Anglik nie mógł się doczekać powrotu do domu.
Czekając na odpowiedź sułtana na ultimatum, Mikołaj doglądał przykładnego ukarania dekabrystów. „Trzeba wziąć odwet w imieniu Rosji i naszego honoru narodowego – powiedział Konstantemu. – Nie będzie litości!”
Kiedy komisja śledcza przedstawiła swój raport, 3 czerwca zebrał się Specjalny Sąd Najwyższy i skazał pięciu buntowników na poćwiartowanie, trzydziestu jeden na ścięcie i osiemdziesięciu pięciu na kary więzienia. Procesu nie było, a wyroki ustalił car. Jednakże 12 lipca, kiedy skazańcy zostali przyprowadzeni przed oblicze sądu, Mikołaj złagodził wyroki: pięciu miało ponieść śmierć przez powieszenie, a resztę skazano na więzienie, katorgę w kopalniach lub zesłanie na Syberii.
Car obmyślił każdy szczegół egzekucji, które miały być „nauczką dla Europy”. 13 lipca para cesarska wzięła udział w smutnej uroczystości na placu Senackim dla upamiętnienia „oczyszczającej ofiary z krwi rosyjskiej przelanej na tym miejscu za wiarę, cara i ojczyznę”. O trzeciej po południu w twierdzy odbyła się egzekucja pięciu skazańców. Najpierw złamano im szpady nad głowami i zerwano epolety; potem, ubranych w siermięgi, poprowadzono na szafot. Egzekucja została jednak wykonana nieudolnie. Część stryczków pękła i jeden ze skazańców podczas upadku złamał nogę. To on ponoć krzyknął: „Biedna Rosja, nie umiemy nawet porządnie powiesić człowieka”. Powieszono ich drugi raz.