„Powstanie Warszawskie” – recenzja i ocena filmu
Samo wykorzystanie archiwaliów w filmach nie jest niczym nowym. Materiały archiwalne bywały zarówno elementem montażu, jak i częścią fabuły, a zabieg taki stosowano już przez II wojną światową. W przypadku „Powstania Warszawskiego” sprawa jest jednak inna – pierwszy raz postarano się, aby archiwalne zapisy zbudowały całą fabułę filmu. Kroniki wykorzystane w obrazie zostały zakupione od Filmoteki Narodowej. Pomysłodawcą osi fabularnej jest reżyser Jan Komasa. Warto zaznaczyć, że we wrześniu będziemy mogli oglądać jego kolejną produkcję poświęconą Powstaniu, tym razem całkowicie fabularną – „Miasto 44”, którego zwiastun z pewnością obejrzycie w kinie przed seansem „Powstania Warszawskiego”.
Zobacz też:
Kroniki filmowe realizowane były przez Biuro Propagandy i Informacji AK i wyświetlane w kinie Palladium. Jako operatorzy pracowali wówczas m.in. Stefan Bagiński, Jerzy Zarzycki, Seweryn Kruszyński i bracia Ryszard i Edward Szope (pokazani w filmie). Pod koniec Powstania materiały ukryto – odnaleziono je dopiero w 1946 roku. Z dwudziestu godzin nagrań przetrwało zaledwie sześć. Z zachowanych kronik twórcy wybrali dziewięćdziesięciominutowy materiał.
Bohaterami filmu są dwaj bracia – Karol i Witek. Choć słyszymy ich głosy, nie zobaczymy ich twarzy – to oni są narratorami i operatorami kamery. Witek koniecznie chce walczyć z bronią w ręku, Karol zaś uważa, że kamerą i obrazem też można przyczynić się do zwycięstwa, a przynajmniej – do zachowania pamięci. To właśnie z punktu widzenia braci oglądamy codzienność 1944 roku: nie tylko walki i przygotowanie do nich, ale przede wszystkim życie ludzi. Ktoś może powiedzieć – subiektywnie. Ale czy istnieje bardziej wiarygodny przekaz?
To niesamowite, że polska kinematografia, która ostatnio wyprodukowała tyle filmów bez ładu i składu, wydała na świat obraz, który – choć w całości zmontowany z materiałów archiwalnych – cechuje się niesamowitą spójnością fabularną. Za to należą się twórcom „Powstania Warszawskiego” ogromne brawa – widać, że układając kroniki w jeden film, przemyśleli, jak to wszystko zgrabnie połączyć. Sam obraz nie opiera się tylko na zdjęciach walk – zresztą, jak przyznał Piotr Śliwowski, scen o takiej tematyce mieli zaledwie 5 procent z całego materiału. Widzowie otrzymali więc przekrój całego życia powstańczej Warszawy – od pracy w kuchni, piekarni, przez wydawanie posiłków, składanie broni, nabożeństwa, śluby, pogrzeby, aż po budowanie barykad i walkę.
Przeczytaj również:
Twórcy nie próbują na siłę przekonać widzów, że wszystko, co jest na ekranie, to autentyczne walki. Sami narratorzy przyznają, że niektóre ujęcia są inscenizowane, a czasami nawet powtarzane. Czasami zza kadru słychać: A teraz biegnij! albo To trzeba będzie powtórzyć.
Ogromnym plusem jest muzyka Bartosza Chajdeckiego. Nienatarczywa, nie wybijająca się na pierwszy plan, za to dobrze komponująca się z kadrami. Trzeba jednak pamiętać o tym, że tematy wojenne to dla tego kompozytora chleb powszedni – przygotowywał również ścieżkę „Baczyńskiego” i „Czasu honoru”.
Warto również zwrócić uwagę na kolory. Zachowane materiały archiwalne były czarno-białe; ich pokolorowaniem zajęła się firma ze Stanów Zjednoczonych – i trzeba przyznać, że spisała się bardzo dobrze. Kolory są spokojne, stonowane, nieco przyprószone. Kiedy pierwszy raz usłyszałam o tej inicjatywie, miałam obawy, że barwy będą rodem z „Przeminęło z wiatrem”. Na szczęście bardzo się myliłam. Zostawiono również część materiałów czarno-białych – w tych sekwencjach, w których są one przeglądane przez zwierzchnika Witka i Karola. Widzimy je w taki sam sposób, w jaki widz oglądał je w 1944 roku.
Momentami drażnić mogą nieco infantylne dialogi. Wydają się zupełnie niepasujące do obrazów. Niektóre kadry są zbyt wymowne, by dodatkowo dopisywać do nich komentarz z offu. Narrację nieco ratują momenty, w których czytane są listy, które chłopcy dostają od matki i od Joanny – narzeczonej Karola.
Polecamy także:
- Wspomnienia Macieja Bernhardta z powstania warszawskiego
- Kozacka rzeź Powstania?
- Narodowe Siły Zbrojne w Powstaniu Warszawskim
- Żandarmeria AK w powstaniu warszawskim
W wielu recenzjach można przeczytać porównania „Powstania Warszawskiego” do takich filmów jak „Kanał” czy „Eroica”. Rzeczywiście – powstańcy schodzą z piedestału, widzimy, że to nie są odrealnieni herosi, ale zwykli ludzie, również ze słabościami. Ale to, co zdecydowanie działa na korzyść „Powstania”, to autentyczne kroniki, obrazy bez cenzury, kręcone „na żywo”. Bo choć niektóre ujęcia są inscenizowane, to w tym obrazie nikt nie gra – tak wyglądała codzienność walczącej Warszawy. Zawalone budynki, które stają się cmentarzami. Dzieci noszące płyty chodnikowe na budowę barykad. I ogromny budynek Prudentialu, który pojawia się w pierwszych i ostatnich ujęciach filmu. Niby już gdzieś to widzieliśmy, ale tak, jakbyśmy jednak oglądali to po raz pierwszy. Niby Karol i Witek to postacie fikcyjne, ale w „Powstaniu Warszawskim” nie mamy tego buforu, który daje nam film fabularny. Przy fabule widz wie, że to wszystko fikcja. Przy „Powstaniu Warszawskim” wiemy, że to wszystko prawda. Film szokuje autentycznością i realizmem bez zbędnego patosu – pierwszy raz możemy oglądać wydarzenia 1944 roku z tak bliska…
Trudno opisać taki film jak „Powstanie Warszawskie”. Obrazy mówią same za siebie. W siedemdziesiątą rocznicę Powstania kina przejdą prawdziwe oblężenie filmów o tematyce wojennej – mieliśmy już „Kamienie na szaniec”, teraz „Powstanie Warszawskie”, we wrześniu „Miasto 44”. I choć tego ostatniego jeszcze nie widzieliśmy (póki co postanowiono „zaszokować” publiczność zwiastunem), jestem przekonana, że „Powstanie Warszawskie” jest odkryciem tego roku. Bo nic nie jest w stanie oddać powstania ze wszystkimi jego szczegółami tak, jak autentyczne zapisy archiwalne.
Podoba Ci się nasza recenzja filmu „Powstanie Warszawskie”? A może masz odmienne zdanie na jego temat? Podziel się swoją opinią!
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska